tag:blogger.com,1999:blog-76820931631066741402024-03-14T14:31:21.323+01:00Usta milczą, dusza krzyczy. [miniaturki HP]Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.comBlogger34125tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-61644435308247355152023-03-12T22:49:00.003+01:002023-03-12T23:06:30.496+01:0026. Chory z miłości<p style="text-align: justify;"><b>Fandom:</b> Harry Potter</p><p style="text-align: justify;"><b>Postacie/Pairing:</b> Hermiona Granger i Fred Weasley, Fremione</p><p style="text-align: justify;"><b>Rodzaj:</b> miniaturka</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: center;"><i>Tęsknota? </i></p><p style="text-align: center;"><i>Zrozumiesz ją w momencie, gdy największy leń jakiego znasz zaczyna sprzątać, pielić ogród, gotować... </i></p><p style="text-align: center;"><i>Tęsknota jest wtedy, gdy robisz wszystko by tylko ją zagłuszyć. </i></p><p style="text-align: center;"><i>Pracujesz, pijesz, palisz. </i></p><p style="text-align: center;"><i>Możesz nawet stanąć na głowie, ale i tak nic nie zabije tej pustki jaką w sobie nosisz.</i></p><p style="text-align: center;"><b>Autor nieznany</b></p><p style="text-align: center;"><br /></p><p style="text-align: justify;">Fred jęknął z westchnieniem i zwlókł się z łóżka. Był strasznym leniem do tego stopnia, że czasem nie chciało mu się nawet machnąć różdżką, żeby posprzątać w pokoju... a co dopiero robić coś takiego własnoręcznie. Potrzebował jednak jakiegoś zajęcia, inaczej czuł, że zwariuje i nigdy nie doczeka się tej upragnionej godziny. </p><p style="text-align: justify;">Najpierw zaczął więc od układania poduszek. Potem całkiem zaszalał i pościelił łóżko. Niestety wskazówka na zegarze drgnęła tylko nieznacznie. Z głośnym westchnieniem skierował się więc w stronę szafy i powoli ją otworzył, bojąc się trochę tego, co tam zastanie. Miał szczęście, że był czarodziejem, inaczej nigdy w życiu nie dałby rady upchnąć wszystkich tych śmieci w jej środku.</p><p style="text-align: justify;">Za oczyszczanie szafy postanowił wziąć się strategicznie, wyciągając różdżką najpierw rzeczy ściśnięte na samej górze. W pewnym momencie stara czekoladowa żaba wskoczyła na niego, prawie przyprawiając go o palpitację serca, i szybko popędziła dalej. Fred nawet nie chciał wiedzieć, jak bardzo musiała być stara i co ona musiała przeżyć w tym całym śmietniku. </p><p style="text-align: justify;">– Fred, znalazłam w szafce paczkę cukierków, ale nie jestem pewna, czy nie pochodzą one z waszego sklepu... – Jego pracę przerwał nagle głos mamy, która weszła do pokoju. </p><p style="text-align: justify;">Molly zatrzymała się w półkroku. Cały fartuszek, który miała obwiązany wokół bioder był umazany w mące. </p><p style="text-align: justify;">– Kochanie, dobrze czujesz? Jesteś chory? – zapytała tonem, który balansował pomiędzy prawdziwą troską a szczerym zdziwieniem. </p><p style="text-align: justify;">Kątem oka spojrzał na wskazówki zegara. </p><p style="text-align: justify;">Trzy godziny, trzydzieści dwie minuty i pięćdziesiąt sekund.</p><p style="text-align: justify;">– Tak. Ale nie martw się. Jestem chory z miłości, mamo.</p><p style="text-align: justify;">Dokładne imię tej choroby brzmiało Hermiona, a na nazwisko było jej Granger. </p>Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-11996261940949287432021-12-21T18:27:00.000+01:002021-12-21T18:27:08.037+01:00Żegnaj<p style="text-align: justify;">Mam w sobie dużo złości. </p><p style="text-align: justify;">Dużo żalu. </p><p style="text-align: justify;">Nie powinno to tak wyglądać i wszyscy o tym wiemy. Potrzebowaliśmy pomocy, ale człowiek musiał dorosnąć, aby zrozumieć. </p><p style="text-align: justify;">Było bardzo ciężko, nie będę to ukrywać, bo sam dobrze o tym wiesz. Wylałam wiele łez. Marzyłam o normalności. </p><p style="text-align: justify;">Ale nie tak łatwo to wszystko wyprostować. Nie po tylu latach. </p><p style="text-align: justify;">Mimo wszystko... dziękuję, że tam pojechałeś. Dziękuję, że próbowałeś. </p><p style="text-align: justify;">Przepraszam, że nie składałam ci życzeń na urodziny. Przepraszam, że nie próbowałam pomóc. Przepraszam, że byłam przeciwko Tobie. </p><p style="text-align: justify;">I sama wybaczam ci wszystko. </p><p style="text-align: justify;">Obyś <i>tam</i> zaznał spokoju. </p><p style="text-align: justify;">Oby <i>tam </i>było lepiej.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: right;"><b>Żegnaj</b></p>Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-65222155079002763962021-04-09T00:32:00.007+02:002021-04-09T00:32:58.904+02:0025. Ostatni raz <div dir="ltr" trbidi="on"><div style="text-align: center;"><i>chodź pocałuj mnie</i></div></div><div dir="ltr" style="text-align: center;" trbidi="on"><i>na zawsze </i></div><div dir="ltr" style="text-align: center;" trbidi="on"><i>i rozwiej się jak mgła</i></div><div dir="ltr" style="text-align: center;" trbidi="on"><i>bez słowa</i></div><div dir="ltr" style="text-align: center;" trbidi="on"><i><br /></i></div><div dir="ltr" style="text-align: center;" trbidi="on"><i>ostatni raz</i></div><div dir="ltr" style="text-align: center;" trbidi="on"><br /></div><div dir="ltr" style="text-align: center;" trbidi="on">Adamo70</div><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;">Pamiętam jego oczy, gdy spojrzał na mnie <i>ostatni raz.</i></p><p style="text-align: justify;">Fred Weasley nigdy nie był dobry w ukrywaniu swoich emocji. Wszystkie jego zmartwienia, złość, radość, zadowolenie, zawsze mogłam wyczytać z jego czekoladowych oczu. Tego dnia niepewność i strach zżerały mnie od środka, zaciskając z całej siły swoje zimne palce na moim ciele; dlatego właśnie spodziewałam się zobaczyć to samu u niego.</p><p style="text-align: justify;">Ale myliłam się.</p><p style="text-align: justify;">Nie było w nich miejsca na strach. Zamiast tego ujrzałam determinację i nadzieję, obie tak wielkie, że wprost wylewały się z jego oczu, napełniając tym samym moją duszę i serce.</p><p style="text-align: justify;">Pamiętam jego dotyk, gdy musnął rękami moją twarz <i>ostatni raz.</i></p><p style="text-align: justify;">Jego dłonie były tak przyjemnie ciepłe i delikatne. Pogłaskał mnie po policzku, przejechał opuszkami draśnięcie obok ucha, aż w końcu z rozbawieniem pstryknął mnie w nos.</p><p style="text-align: justify;">Sądziłam, że niemożliwym jest uśmiechać się tak szczerze, gdy w powietrzu wisiało ciężkie widmo nadchodzącej walki. Ale Fred właśnie taki był. Słowo "niemożliwe" nie miało prawa bytu w jego słowniku.</p><p style="text-align: justify;">Pamiętam jego wargi, gdy pocałował mnie <i>ostatni raz.</i></p><p style="text-align: justify;">Przekazał mi tym pocałunkiem wszystko, czego nie dało się tak po prostu wyrazić słowami. Przeżyliśmy długie miesiące rozłąki i rozpaczliwej tęsknoty, gdy byliśmy rozdzieleni i za nic w świecie nie chciałam pozwolić, aby jego usta przestały dotykać moich.</p><p style="text-align: justify;">Ale musiał już iść.</p><p style="text-align: justify;">- Niedługo się zobaczymy - stwierdził z pewnością w głosie, tak głęboką i wielką.</p><p style="text-align: justify;">Los potrafi być okrutny i nie oszczędza... </p><p style="text-align: justify;">...aż do ostatniej chwili.</p><p style="text-align: justify;"><i>Nie byłam gotowa na te wszystkie nasze ostatnie razy, Fred. </i></p>Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-39624999569352207432020-11-29T18:23:00.003+01:002020-11-29T18:25:52.794+01:00[24] Autorytet<div style="text-align: justify;"><div style="text-align: center;"><div style="text-align: justify;"><b>Fandom:</b> Harry Potter</div></div></div><div style="text-align: justify;"><div style="text-align: center;"><div style="text-align: justify;"><b>Postać</b><span style="text-align: center;">: Frankie II Longbottom</span><br /><b>Rodzaj:</b><span> miniaturka, one-shot</span></div></div></div><div style="text-align: left;"><i><br /></i></div><div style="text-align: center;"><i>~</i></div><div style="text-align: center;"><i>Wszystko, co w życiu zrozumiałem, zrozumiałem tylko dlatego, że kocham.</i></div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: center;"><b>Lew Tołstoj</b></div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><p style="text-align: left;"><span style="text-align: justify;">- Kto jest moim autorytetem? </span></p></div><div style="text-align: justify;">Na to pytanie wśród moich kolegów padły przeróżne odpowiedzi. <i>Alan Rickors, bo świetnie zagrał w ostatnim meczu... Selina Corwes, wynalazczyni bardzo dobrego specyfiku na pryszcze...</i> Słysząc je, mam wrażenie, że nawet nie wiedzą, co oznacza słowo autorytet. Ale ja wiem. I dla mnie jest nim mój tato. Nie jakiś piosenkarz, nie kolejny zawodnik quidditcha, a mój tato. Neville Longbottom. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Wiele czasu spędziłem w Świętym Mungu. I nie dlatego, że jestem chory. A dlatego, że moi dziadkowie przebywają tam już od kilkudziesięciu lat. I już zawsze będą. Stracili rozum przez tortury śmierciożerczyni Bellatrix Lestrange podczas I Wojny Czarodziejów. Często odwiedzałem ich z tatą. Myślę, że to właśnie tam, w rażącym bielą pokoju, nauczyłem się rzeczy, które ukształtowały mnie człowiekiem jakim obecnie jestem. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><i>Wiara. </i></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">To coś, co zawsze pojawia się w oczach taty, kiedy patrzy na rodziców. Ja też jej się nauczyłem. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Mój tato nie mógł poznać dostatecznie swoich rodziców, mimo częstego przebywania z nimi. Los zadrwił z niego w okrutny sposób. Być tak blisko osób, które się kocha i nawet nie móc z nimi porozmawiać, powiedzieć im, że się ich kocha i usłyszeć to samo w odpowiedzi. Ponieważ żyją tylko ich ciała. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Nie doznał ich miłości, ponieważ moich dziadków nie było z nim, kiedy stawiał pierwsze kroki, zaczynał wypowiadać swoje pierwsze słowa. Wiem, że moja prababcia bardzo się starała. Ale czasami nieważne, jak wielkiego wysiłku dokona druga osoba, to nie wystarczy. Nie wystarczy, aby zapomnieć o tej wielkiej dziurze w sercu, którą nosi się, zanim jeszcze człowiek zdążył zrozumieć, co ona tak naprawdę oznacza. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><i>Odwaga. </i></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Mój tato nigdy nie lubił mi opowiadać o tym co się wydarzyło tyle lat temu, gdy cały czarodziejski świat trawiła wielka wojna. Na początku bardzo mnie to denerwowało, jako jego syn chciałem poznać wszystko z jego strony, a nie z kart podręcznika. Ale później dopiero pomyślałem, że pewne rany zostają z człowiekiem na całe życie i nigdy się o nich nie zapomina. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Powiedział mi kiedyś, że nie jest żadnym bohaterem i nienawidzi, gdy ktoś tak o nim mówi. Że walczył po prostu u boku swoich przyjaciół, dla nich i dla wolności. A więc tato... to że się za niego nie uważasz, nie zmieni tego ile dokonałeś i ile poświęciłeś. I nawet jeśli tego nie znosisz, w myślach zawsze będę cię właśnie tak nazywał. Bohaterem. </div><div style="text-align: justify;"><i><br /></i></div><div style="text-align: justify;"><i>Łzy. </i></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><div>Tato zawsze powtarzał mi, że nie powinienem wstydzić się łez. To ważna lekcja dla nas wszystkich. Łzy są ludzkie. To namacalna forma niektórych uczuć, które kłębią się w naszych sercach. Nikt z nas nie jest niezniszczalny ani nieśmiertelny. Posiadamy moc, to prawda, ale ona nie zmienia tego, że wciąż tak naprawdę jesteśmy tylko... ludźmi. </div><div><br /></div><div><i>Miłość. </i></div><div><i><br /></i></div><div>Wychowano mnie w niej od małego. Doznałem jej tak dużo... i jestem tak bardzo wdzięczny, nawet wtedy, gdy nie do końca potrafię to okazać. </div><div><br /></div><div>Dlatego właśnie...</div><div><br /></div><div><i>Dziękuję.</i></div><div><br /></div></div><div style="text-align: justify;">Frank zgiął drżącymi palcami kartkę, którą trzymał w dłoniach, a potem wziął głęboki oddech i spojrzał prosto na swojego ojca. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Mam na imię Frank Longbottom. I jestem dumny z tego, że jestem twoim synem, tato.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: inherit;">___________________</span></div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Robiłam porządki w swoich tekstach, a ten był tylko zalążkiem z trzema zdaniami, którego bardzo nie chciałam usuwać. Udało się go dokończyć. Podbudowała mnie świadomość, że po tak długim czasie wciąż umiem się wczuć w klimat Harry'ego. To największy znak, że nigdy nie opuści mojego serca. </span></div>Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-91521847101868096922020-11-15T02:17:00.002+01:002020-11-15T02:17:38.718+01:00(02) Serce króla <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ragnar usiadł na ziemi i rękami zaczął rwać małe źdźbła trawy. Jego wzrok wędrował po całym obozie. Wmawiał sobie, że po prostu pilnuje, czy jego ludzie nie obijają się i pracują. Ale było to jawne kłamstwo.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Szukał Lagherty. Oczywiście, że szukał Lagherty.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dostrzegł ją chwilę po tym, jak wyszła ze swojego namiotu. Jasne blond włosy miała uplecione w warkocze, które zbierały się w kucyka na czubku głowy. Wyglądała na zmęczoną, nawet z tak sporej odległości Ragnar był w stanie to dostrzec. Pocierała palcami czoło jakby miało to pomóc jej się obudzić.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ten gest towarzyszył jej nieustannie po urodzeniu Gidy, a potem Bjorna. Z rozczuleniem patrzył wtedy, jak mimo zmęczenia była gotowa opowiedzieć ich dzieciom kolejną historię o Thorze i jego Mjolnirze, o kolejnej karze Lokiego.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ragnar zacisnął mocno zęby. Wspomnienia z czasów, gdy prowadzili razem farmę, zalewały jego umysł.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
On, Lagertha, Bjorn i kochana Gida.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Byli razem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Byli tacy szczęśliwi.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lagertha... tak często się wtedy śmiała. I uśmiechała. Tylko i wyłącznie dla niego. Gdy była na niego zła była w stanie nieźle poturbować go tarczą, czy wylać na niego wiadro lodowatej wody. Zawsze była z nim szczera i mówiła co myśli.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Był szczęściarzem. Cholernym szczęściarzem, że to właśnie jego wybrała, a nie Rollo. Że to właśnie jego pokochała.<br />
<br />
Jemu oddała swoje serce. Serce... które potem okrutnie podeptał i złamał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dlaczego tyle czasu zajęło mu dostrzeżenie tego, że popełnił błąd? Dążenie do władzy i obsesyjna chęć posiadania synów przysłoniły mu oczy.<br />
<br />
A potem... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A potem nie było już odwrotu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Lagertha zgięła się nagle w pół. Z daleka dobiegł go jej krzyk pełen bólu. Natychmiast zerwał się z miejsca i ruszył w jej stronę.<br />
<br />
Czas oczekiwania w całości wypełnił modlitwami. Do swoich bogów, ale też i chrześcijańskiego Boga, a także każdego innego. Błagał, aby nie odbierali Laghercie tego dziecka.<br />
<br />
Zdawało się, że minęły wieki, nim Bjorn w końcu wyszedł z namiotu i z zaciśniętymi wargami tylko pokręcił głową na jego nieme pytanie.<br />
<br />
Ragnar zacisnął mocno ręce w pięści, a potem ruszył za swoim synem do środka. Chciał być silny dla Lagherty. Ale gdy zobaczył ją taką bezbronną, z bólem wypisanym na twarzy, całą umazaną krwią zmieszaną ze łzami, serce stanęło mu na moment. To nie było jego dziecko, ale... czuł się jakby było. Jakby znowu był dzień, w którym dowiedział się, że Lagertha poroniła i ich syn zmarł.<br />
<br />
- Wiedziałam, że nie będę mieć więcej dzieci. Zostało mi to przepowiedziane już dawno temu. Ale naprawdę sądziłam, że uda mi się oszukać los - szepnęła Lagherta spękanymi wargami.<br />
<br />
Ragnar ukląkł za nią i zaczął głaskać ją po włosach, nie mogąc powstrzymać łez.<br />
<br />
Jedyne czego pragnął najbardziej na całym świecie, to ulżyć jej w bólu. Odebrać go i nie pozwolić, aby zniszczył jeszcze bardziej jej już i tak złamane serce.<br />
<br />
Ale nie potrafił.<br />
<br />
Jedyne co mógł zrobić, to trzymać ją mocno w swoich ramionach i nie pozwolić, aby została sama.</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-69969211113297710872020-11-15T02:16:00.009+01:002020-11-15T02:16:55.833+01:00[1] Kawałek nieba<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;"><br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Caitlin odgarnęła włosy wchodzące jej do oczu i z roztargnieniem spojrzała na zegarek. Przez kilka dobrych godzin oglądała nagrania kamer z ulic i sklepów jubilerskich. W ciągu miesiąca zostało zgrabionych aż siedem z nich i Joe poprosił ją, aby upewniła się, czy nie stoi za tym żaden metaczłowiek. Obiecała mu, że przejrzy to wszystko na jutro całkowicie zapominając o fakcie, że nie przejrzy kilkugodzinnych nagrań, w jedną chwilę.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Wzdychając, wstała powoli z krzesła i wyrzuciła do kosza cztery kubki po kawie. Potwornie bolały ją plecy i jedyne o czym teraz marzyła to sen. Wyłączyła sprzęt, nałożyła na siebie płaszcz i powoli skierowała się do wyjścia. Chciała już zamawiać taksówkę, gdy z zaskoczeniem zauważyła, że drzwi Star Labs są zamknięte i wpisanie kodu nic nie pomaga.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Caitlin przeprosiła mężczyznę po drugiej stronie telefonu i szybko rozłączyła się. Spróbowała jeszcze raz wpisać kod, ale drzwi w dalszym ciągu ani drgnęły. Nie czekając chwili dłużej, poszła szybko do windy i wjechała na drugie piętro. Chciała spróbować otworzyć drzwi za pomocą komputera Cisco. Po tym jak Patty dostała się do Star Labs, Ramon postanowił w końcu ulepszyć system bezpieczeństwa ich laboratorium. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Caitlin była w trakcie włączania głównego komputera, gdy usłyszała za sobą echo kroków.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Co tutaj robisz, Caitlin? - zapytał Wells ze zmarszczonymi brwiami. Jego czarne włosy wydawały się być rozczochrane jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Aż miało się ochotę wyciągnąć z kieszeni szczotkę i po prostu je uczesać.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Widok Snow w Star Labs o tak później porze był dla niego niebywałym zaskoczeniem. Był pewien, że w całym budynku nie ma nikogo więcej oprócz niego.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Byłam na dole i przeglądałam nagrania, które dał mi Joe... Ale to nieważne. Chciałam wyjść, ale gdy zaczęłam wpisywać kod, drzwi nie chciały się otworzyć. Nie wiesz może, co Cisco mógł zrobić? - zapytała nachylając się nad swoim komputerem. Harrison westchnął.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Wiem. I wygląda na to, że dzisiaj nie wrócisz na noc do domu. Godzinę temu włączyłem nowy program zabezpieczający. Będzie się instalował przez kilka godzin i na ten czas można powiedzieć, że zamknął całe Star Labs - odparł. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Caitlin jęknęła.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Och, nie... Czego to zawsze ja muszę mieć takiego pecha? - mruknęła pod nosem Snow opadając na jeden z obrotowych foteli. Przez chwilę siedziała na nim z nieszczęśliwą miną nim zdjęła z siebie swój płaszcz i szalik.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Spójrz na to z drugiej strony. Przynajmniej nikt cię nie postrzelił - powiedział Harrison czyszcząc swoje czarne okulary. Caitlin pokręciła z westchnieniem głową.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Cóż, wtedy może bym się przynajmniej wyspała.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Caitlin wybierała uparcie numer Cisco, ale za każdym razem nikt nie odbierał. Musiał już zasnąć i wyciszyć telefon. Oczywiście mogłaby zadzwonić po prostu do Barry'ego, ale ten pomysł stanowczo odrzuciła. Miał randkę z Patty i Caitlin nie chciała im przeszkadzać. Allen wiele przeszedł w ostatnim czasie. Poza tym wreszcie przestał wodzić oczami za Iris i dzięki Patty był naprawdę szczęśliwy. Nie chciała przerywać mu tego wspaniałego wieczoru. Wiedziała, co przygotował dla Patty - naprawdę się napracował, chcąc wynagrodzić jej ostatnie wydarzenia i Caitlin nie miała zamiaru być osobą, która zepsuje im tę randkę. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
Wzdychając nad swoim losem, Caitlin postanowiła zrobić sobie kawę. Jednak w trakcie tej czynności chyba się trochę zamyśliła. Naprawdę, nawet nie miała pojęcia o czym. Dopiero jakiś czas później, poczuła lekkie szturchnięcie Harry'ego.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Och, no tak. Kawa - powiedziała szybko wyłączając przyrząd do robienia czarnego płynu. Harrison uniósł brwi.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Wyglądasz koszmarnie. Jesteś pewna, że nie chcesz się trochę przespać? Mogę użyczyć ci swoje biurko. Nie jest takie twarde na jakie wygląda - mruknął. Snow pokręciła głową.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Dzięki, ale naprawdę nie trzeba - powiedziała wracając do swojego biurka. Usiadła wygodnie w fotelu i... To by było chyba na tyle. Nie miała siły, aby znów wracać do oglądania monotonnych nagrań dla Joe'ego. Miała ochotę przejść się trochę, rozprostować nogi i powdychać świeżego powietrza.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Caitlin wstała gwałtownie z krzesła. Następnie wsadziła do kieszeni telefon i ruszyła w stronę wyjścia.<br />
Harrison spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Na dach Star Labs. Wyjście na niego nie powinno być zablokowane - powiedziała zadowolona. - Chcesz iść ze mną? Nam obojgu przyda się odrobina świeżego powietrza - dodała. Wells westchnął. Powinien obmyślać plan złapania Zoom'a, ale od kilku godzin, nie robił właściwie nic, oprócz mazania po tablicy. Zdawało mu się, że utknął w martwym punkcie a myśl o tym wpędzała go w tylko jeszcze większą frustrację. Tak więc mógł dalej siedzieć bezczynnie w miejscu i się denerwować lub pójść z Caitlin na górę.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Chyba masz rację - rzucił w końcu odkładając marker na biurko i łapiąc do ręki kurtkę. Następnie razem skierowali się w stronę schodów. Chwilę trwało zanim pokonali wszystkie schody prowadzące na górę. Było jednak warto.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Gdy Caitlin otworzyła drzwi, uderzyło ich w twarze zimne powietrze.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Central City było miastem, które nawet w nocy nie spało. Oboje mogli dostrzec tysiące małych punkcików, mieniących się różnymi kolorami.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Harry wziął głęboki oddech i usiadł na ziemię, ściągając przy tym okulary. Caitlin po krótkiej chwili zajęła miejsce obok niego.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- O czym myślisz? - zapytała odgarniając z oczu włosy, które uparcie rozdmuchiwał wiatr. Harrison westchnął.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- O Jessie - odparł. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Oczywiście, że myślał o swojej córce. Jessie była jego skarbem. Gdy po raz pierwszy wziął ją w swoje ramiona, przysiągł sobie w duchu, że nigdy nie pozwoli, aby stała jej się krzywda. Ale zawiódł. Teraz przez wybory, których dokonał jego córka musiała przechodzić piekło. A on, choć starał się z całych sił, aby coś wymyślić, nie umiał jej pomóc. Nie bez pomocy Barry'ego. Jakim więc jest ojcem skoro nie mógł uratować swojej własnej córki?</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Harrison... - zaczęła łagodnie Snow, kładąc delikatnie rękę na jego ramieniu. - Uratujemy ją. Wiem, że to tylko słowa, a Zoom jest potężny, ale teraz masz nas. A przede wszystkim masz Barry'ego, który go pokona. Może nie stanie się to już jutro, ale tak będzie. Zobaczysz - powiedziała z pewnością w głosie. Wells pokręcił głową ze złością.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">
- Co jeśli będzie za późno? Co jeśli już nigdy jej nie zobaczę? Jest całym moim światem, Snow. Wiesz jakie to uczucie, gdy ktoś odbiera ci kogoś kogo kochasz? - rzucił głośno, patrząc na nią z furią. Caitlin zamrugała oczami, aby powstrzymać łzy, które napłynęły jej do oczu.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Wiem, Harry. Tylko że w moich przypadku Roonie nie żyje - odparła cicho przegryzając wargę. Twarz Wellsa złagodniała.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Wybacz mi. Zapomniałem, że... - nie dokończył. Oboje wiedzieli, co ma na myśli. - Po prostu nienawidzę tej bezczynności. Nie zdziałamy nic póki Barry nie stanie się szybszy, a ja nie mogę nic na to poradzić. Ktoś zagraża życiu mojej córki, Caitlin. A ze mnie nie ma żadnego pożytku - mruknął wzdychając. Cienie pod jego oczami i smutek w oczach sprawiał, że wyglądał kilka lat starzej.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Opowiedz mi o niej - poprosiła nagle Caitlin.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Co? - rzucił zaskoczony słysząc jej słowa.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Opowiedz mi o swojej córce, Harry. Chcę wiedzieć jaka jest - powiedziała Snow przysuwając się bliżej w jego stronę. Wells, zaskoczony jej pytaniem, wsadził na nos okulary i wziął głęboki oddech.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Jest wspaniała, Snow. Zupełnie moje przeciwieństwo. Bezinteresowna, miła, pomocna. Gdy miała cztery latka, poszliśmy razem na spacer w parku. W pewnym momencie złapał nas deszcz. Zaczęliśmy się ścigać, kto szybciej dobiegnie do wyznaczonego drzewa, gdy ujrzała małego pieska trzęsącego się zimna pod drzewem, Zdjęła swoją bluzę i okryła go nim. A potem, gdy wróciliśmy z nim do domu, przez całą noc tworzyła dla niego budę z kartonów i ozdabiała ją swoimi rysunkami - mówił zdławionym tonem, uparcie patrząc się przed siebie. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Jessie... Kocha taniec. Kanapki z dżemem porzeczkowym, płatki śniadaniowe i czekoladowe ciastka. I pięknie śpiewa. Zawsze, gdy jestem chory, przykrywa mnie stertą koców i nuci piosenki z reklam, co zawsze doprowadza mnie do śmiechu. Ona... - Harrison umilkł nagle. Uderzyła go, chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, myśl, że rzeczywiście mógł ją stracić.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Caitlin złapała Harry'ego za rękę i uścisnęła ją lekko, chcąc tym gestem dodać mu trochę otuchy.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Odzyskasz ją, Harrison - powiedziała z zadziwiającą pewnością w głosie. Wells podniósł powoli głowę i spojrzał jej prosto w oczy. Potrzebował kogoś kto pokaże mu światełko w tunelu i nie pozwoli się załamać. Potrzebował kogoś kto da mu nadzieję</div><div style="text-align: justify;"><br />
I tym kimś była właśnie Caitlin Snow.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No dobra, możecie składać swoje zamówienia na tej kartce! - zawołała Caitlin kładąc biały papier na biurko. Tego dnia wypadała jej kolej na wyjście do sklepu i zrobienie zakupów. Oczywiście o wiele łatwiej by było, gdyby zrobił to po prostu Barry, ale przyjechał jego ojciec i Allen postanowił wziąć sobie wolny wieczór.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Cisco jako pierwszy rzucił się w stronę kartki i wielkimi literami napisał: PĄCZKI. DUŻO PĄCZKÓW. Caitlin pokręciła głową ze śmiechem.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- No tak, pewnie gdybyś napisał to małymi literami, pewnie bym nie zrozumiała - skwitowała.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- To tylko tak dla pewności, Cait. Żebyś przypadkiem zamiast pączków nie kupiła babeczek - odparł Cisco kierując oskarżycielski wzrok w stronę Joe'go. West przewrócił oczami.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Mówiłem ci, że to był wypadek.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Może i wypadek, ale przez ciebie ja nie mogłem zjeść pączków - powiedział Cisco ze zmrużonymi oczami. Iris zaśmiała się.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Bo przecież to taka straszna tragedia - dodała oddając kartkę Caitlin. Snow schowała ją do torebki i ruszyła w stronę wyjścia powoli zakładając na siebie płaszcz. Po drodze wpadła jeszcze do pokoju Harrisona, który siedział na fotelu przecierając oczy. Snow bez trudu poznała, że znów nie przespał kolejnej nocy. Im więcej czasu mijało, tym trudniej było mu zasnąć przez koszmary, które go dręczyły. Caitlin bardzo chciała mu pomóc, ale nie miała pojęcia jak. Nie mogła przyznać się, że wie o jego kłopotach ze snem. Wiedziała jak by zareagował, a nie chciała popsuć porozumienia do którego doszli przez ostatnie kilka tygodni.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Harrison? - powiedziała cicho Caitlin pukając dwukrotnie w drzwi. </div><div style="text-align: justify;"><br />
- Tak, Snow? - odparł zakładając na nos okulary.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Wychodzę na miasto. Nie chciałbyś... nie chciałbyś pójść ze mną? - zapytała. - Odkąd Patty cię postrzeliła, nie wychodziłeś na miasto.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- To chyba mądre posunięcie. Wolałbym nie zostać znowu postrzelony przez kogoś kto rozpozna <i>tamtego </i>Harrisona Wellsa - odparł nawet na nią nie patrząc.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Nałożysz na siebie czapkę no i nie będziemy szli głównymi uliczkami. No dalej, Harrison - poprosiła Caitlin. - Zgódź się.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Wells posłał jej ponure spojrzenie mówiące tylko jedno - żeby dała mu wreszcie spokój. Ale Snow na szczęście nie poddała się tak łatwo i wyszła z tej bitwy zwycięsko. Naciągnęła Harrisonowi czapkę na głowę i zadowolona ruszyła przodem.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Droga do sklepu zajęła im więcej czasu, ze względu na to, że starali omijać się główne ulice. Harrison przez cały ten czas szedł z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie czarnej kurtki. Nie odezwał się ani razu, ale nie przerywał, gdy Caitlin opowiadała mu o swoim dzieciństwie w Central City.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Wells musiał jednak przyznać w duchu, że wyjście na świeże powietrze było wspaniałym pomysłem. Siedzenie przed pustą tablicą całymi godzinami wpędzało go tylko w zły humor, przez co był niesamowicie nieznośny. Zdawał sobie doskonale, że zaczynał wszystkich powoli denerwować. Wszystkich oprócz Caitlin. Czasami potrafił być naprawdę okropny, ale Snow nie brała tego do siebie. Wręcz przeciwnie. Odgryzała mu się w zabawny sposób, sprawiając, że jego myśli choć na chwilę obierały inny tor.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Byli w połowie drogi powrotnej do Star Labs, gdy złapał ich deszcz.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- No nie, moje włosy - powiedziała z jękiem. Wells uśmiechnął się mimo woli, widząc jej minę.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Chodź Snow, zapowiada się na naprawdę niezłą burzę, a do Star Labs nie zostało wcale daleko - powiedział. Caitlin ku jego zaskoczeniu, zatrzymała się nagle i zdjęła buty.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- W takim razie musimy się pospieszyć. Kto będzie ostatni Wells, wstawia kawę! - zawołała z uśmiechem, ruszając biegiem przed siebie. Harrison pokręcił głową z politowaniem, ale ruszył w ślad za Caitlin, czując, że razem z nią wszystko jest łatwiejsze.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Snow zdjęła z siebie przemoczony płaszcz i szalik, a mokrą bluzkę zmieniła na siwą bluzę z logiem Star Labs. Mokre rude włosy przeczesała tylko palcami, zostawiając je rozpuszczone, aby mogły swobodnie wyschnąć.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy mieli jakieś sprawy do załatwienia, więc tak się złożyło, że Caitlin i Harrison zostali sami w całym budynku. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wells zajął się przyrządzaniem kawy. Dopiero potem wziął ręcznik, który położyła dla niego Caitlin i wytarł nim sobie twarz oraz włosy. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Snow tymczasem zdążyła włączyć komputer i wejść na pocztę, ale prawdę mówiąc nie mogła do końca skupić się na przeczytaniu wiadomości. Nie miała pojęcia, co ją podkusiło, aby się ścigać z Harrisonem. Ale mówiąc szczerze dawno tak dobrze się nie bawiła. Odkąd... odkąd Ronnie odszedł.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Caitlin kichnęła nagle i powtórzyło się to jeszcze dwa razy. Harrison podszedł do niej z jej ciepłą kawą i postawił ją na biurku. Snow wypiła dwa łyki i z zaskoczeniem zauważyła, że jest dokładnie taka jaką zawsze robiła. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki - powiedziała z wdzięcznym uśmiechem. A potem znowu kichnęła. Harry kręcąc z westchnieniem głową, wyjął ze swojej szafki czarny szalik i zawiązał jej go dokładnie na szyi, a potem dotknął dłonią delikatnie jej czoła. Caitlin była lekko rozpalona, ale nie miała stu procentowej pewności, że to przez to iż bierze ją choroba. Oboje na chwilę umilkli, gdy tylko zdali sobie sprawę, jak blisko siebie stoją. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja... pójdę przynieść ci koc - powiedział Harrison. Po raz pierwszy odkąd się pojawił Caitlin słyszała w jego głosie zakłopotanie. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Snow kiwnęła głową odwracając się w stronę biurka. Nie zdążyła do końca uspokoić swoich myśli, gdy w pokoju nagle rozległ się dźwięk alarmu. W tej samej chwili jej telefon zawibrował pokazując na ekranie numer Cisco. Snow nie zdążyła go jednak odebrać, ponieważ do środka wbiegł Harrison i złapał ją za rękę. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodź, Caitlin, Musimy się schować! - zawołał. Razem wybiegli na korytarz i schowali się w jednym z pomieszczeń. Wells wyjął pistolet stworzony przez Cisco, który miał za zadanie unieruchomić na kilka minut metaludzi właśnie w takim wypadku jak ten. Alarm, który chwilę wcześniej rozbrzmiewał w całym budynku, ucichł nagle, zupełnie tak, jakby ktoś wyłączył nagle zupełnie całą elektryczność. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Caitlin przełknęła ślinę. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Harry? - szepnęła cicho. W odpowiedzi poczuła jego ciepłą dłoń na swojej dłoni. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest w środku - powiedział ze wzrokiem wbitym przed siebie. Snow żałowała, że nie odebrała telefonu od Cisco, ale była pewna, że zadzwoni do Barry'ego, aby sprawdził, czy wszystko z nią w porządku. Pozostawało tylko pytanie, czy Allen w ogóle odbierze. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z korytarza dobiegł ich dźwięk głośnych kroków, a potem po chwili, która wydawała się ciągnąć wieczność, drzwi otworzyły się i do środka wpadł wysoki mężczyzna w długich czarnych włosach, które częściowo zasłaniały mu twarz. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie jest Flash? - ryknął z ręką uniesioną do góry i iskrzącą się jakby była naładowana prądem. Harrison nie wahał się nawet chwili, strzelił w stronę metaczłowieka, ale on szybko minął pocisk i machnął ręką. Wells wrzasnął, porażony prądem i upadł bezwładnie na ziemię. Caitlin, wciśnięta za ścianę, nie zdążyła nic zrobić, ponieważ metaczłowiek złapał ją ręką za gardło. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie jest Flash? - powtórzył przybliżając prawą rękę, Jednak gdy nie usłyszał z ust Snow odpowiedzi, przyłożył prawą dłoń do jej ciała. Caitlin nie była w stanie powiedzieć, co działo się dalej. Czuła tylko okropny ból na całym ciele, nie słyszała nawet, jak rozpaczliwie krzyczy. A potem ciemność spowiła wszystko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
Caitlin zamrugała kilka razy powiekami nim udało jej się zarejestrować widok wokół. Leżała na łóżku w Star Labs. Obok niej siedział Barry rozwalony na krześle z ręką podpartą o głowę i zamyśloną miną. Gdy spostrzegł, że na niego patrzy, poderwał się do góry.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Cait! Wreszcie się obudziłaś - powiedział z niesamowitą ulgą w głosie. - Naprawdę nas przestraszyłaś.<br />
- Co... co się stało? - szepnęła zachrypniętym głosem. Barry odgarnął włosy z jej oczu.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Zemdlałaś z bólu chwilę po tym, jak poraził cię prądem. Gdyby nie Wells, który zaczął w niego ciskać czym popadnie, nie jestem pewien czy udałoby się ciebie... - tutaj chrząknął cicho. - Przybyłem chwilę później, jak tylko odebrałem telefon Cisco i wywabiłem go na zewnątrz. Na szczęście udało się go złapać i teraz siedzi w naszym więzieniu dla metaludzi.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Dziękuje - powiedziała Caitlin posyłając mu słaby uśmiech. Barry pocałował ją w czoło i pokręcił lekko głową.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- To nie mnie dziękuj. Harrison nie chciał nawet pozwolić się dotknąć, póki nie upewnił się, że z tobą wszystko w porządku - odparł, a następnie wstał i wyszedł z pomieszczenia. Chwilę po nim w drzwiach Caitlin dostrzegła bladą twarz Harry'ego. Widać było, że musiał nie spać przez wiele godzin mimo bólu i zmęczenia.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Wyglądasz paskudnie, Wells - rzuciła Caitlin w jego stronę. Zmartwioną twarz Harrisona rozświetlił słaby uśmiech.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Ty również, Snow.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Caitlin wbiła wzrok w wyłom, zaciskając przy tym z całej siły ręce w pięści. Pozostawało coraz mniej czasu, a ich nadal nie było.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, podczas której w umyśle Snow wciąż przewijała się twarz Wellsa. Zanim wyruszył razem z Barrym i Cisco na Ziemię-2, obiecał jej, że wszystko będzie dobrze i wróci. Ale przecież nie mógł tego wiedzieć.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- No dalej, uda wam się - szepnęła cicho pod nosem. Nie chciała dopuścić do siebie innej możliwości.<br />
Wtedy z wyłomu wypadł Cisco z jakąś dziewczyną, zapewne Jessie. Caitlin podbiegła do nich pomagając im wstać.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Gdzie oni są? - zapytał Joe na co Ramon pokręcił tylko z przerażeniem głową. Powinni już zamknąć wyłom, wiedziała to. Zoom mógł ich już złapać i mogło nie być już dla nich ratunku. Ale nie była w stanie tego zrobić. Nie mogła ich stracić.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Wracajcie - szepnęła drżącym tonem.</div><div style="text-align: justify;"><br />
I wtedy obaj wyskoczyli z wyłomu.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Harry! - krzyknęła Caitlin rzucając się w stronę Wellsa, który upadł na podłogę i zatoczył się kilka metrów dalej.</div><div style="text-align: justify;"><br />
- Cait... - odparł oszołomiony łapiąc ją w swoje ramiona i mocno przyciskając do siebie. Zupełnie tak, jakby bał się, że nie jest prawdziwa i zaraz zniknie mu z oczu.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Miał zamiar powiedzieć jej tyle rzeczy, tak jak sobie obiecał, że to zrobi jeśli tylko uda im się przeżyć. Jak bardzo uwielbia jej zapach. Jak bardzo lubi jej śmiech. I wreszcie jak bardzo ją kocha.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Ale nie musiał.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Caitlin...</div><div style="text-align: justify;"><br />
Caitlin wiedziała.</div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-49719494687487908962020-11-15T01:51:00.002+01:002020-11-15T01:51:14.228+01:0005. Jak wiele<p style="text-align: center;"><br /></p><p style="text-align: center;"> Boże, proszę, powiedz mi... </p><div><div style="text-align: center;">jak wiele człowiek jest w stanie znieść? </div></div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: center;">bo czasami mam wrażenie, ze nie dam rady </div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: center;">już więcej. </div>Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-1566907115632491132020-11-15T01:49:00.000+01:002020-11-15T01:49:38.412+01:0004. Zamknięcie <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wstałam powoli i zapukałam do drzwi.<br />
<br />
Jared obserwował mnie uważnie. Obserwował każdy mój najdrobniejszy ruch. Obserwował moją twarz, gdy drzwi, pomimo przeciągania przez czytnik karty, po drugiej stronie wciąż się nie otwierały. Przypominał trochę zaczajonego wilka, który czeka na odpowiedni moment, aby napaść swoją ofiarę.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam, jak w jednej chwili robi mi się strasznie gorąco i duszno. Z trudem powstrzymałam się od wzięcia głębokiego oddechu.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Odwaga. </i><br />
<br />
Piękne słowo, którym zawsze określali mnie ludzie, gdy dowiadywali się, że rozmawiam ze skazańcami w małym pomieszczeniu, tylko we cztery oczy. Ale ja tak naprawdę nigdy nie bałam się tych spotkań. Nie widziałam w nich nic odważnego. Gdyby któryś ze skazanych zrobiłby gwałtowny ruch, natychmiast do środka wpadliby strażnicy. Nie byli ze mną w pokoju, ale czatowali pod drzwiami. Miałam świadomość ich obecności, tego, że mnie pilnują. Robiłam to nie dlatego że byłam odważna. Dlatego że czułam się, choć zabrzmi to pewnie absurdalnie, bezpieczna.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jared wstał powoli z krzesła. Miał utkwiony we mnie wzrok, prawie w ogóle nie mrugał. Lewą rękę zaciskał i prostował co kilka sekund. Zza drzwi dobiegły mnie przytłumione głosy. Ale właściwie ich nie słyszałam. Musiałam zapanować nad moim bijącym w piersi sercem, które tłukło się tak mocno, jakby miało zaraz wyrwać się z mojego ciała. Było tak głośne, że bałam się iż Jared je usłyszy.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczął się do mnie zbliżać. Miał nieodgadniony wyraz twarzy, co niepokoiło mnie bardziej niż gdybym mogła rozpracować, co chce teraz zrobić. Jak chce się zachować.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Moje nogi zaczęły się cofać niż zdążyłam nad tym w ogóle pomyśleć. Zrobiłam zaledwie kilka kroków, gdy moje plecy dotknęły zimnej ściany. Uzmysłowienie sobie, że jestem teraz sama, zdana na siebie, bez żadnej pomocy, wstrząsnęło mną do głębi. Ale jeszcze bardziej straszne było to, gdy Jared zbliżył się na tyle blisko, że prawie stykaliśmy się nosami, a swoje ręce założył po obu stronach mojej głowy.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zamarłam.<br />
<br />
Przestały nawet drżeć mi palce. Nie mogłam poruszyć się choćby o milimetr i z trudem zmuszałam się żeby oddychać.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ulisse - szepnął cicho, jakby chciał spróbować czy moje imię będzie brzmiało inaczej, teraz, gdy nie dzieli nas długi, drewniany stół.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oddychaj.<br />
<br />
<i>Oddychaj.</i><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zastanów się dobrze zanim zrobisz cokolwiek. Strażnicy zaraz się tu dostaną. Nie chcesz znowu trafić do izolatki - z moich warg wydobył się szept, ponieważ choć bardzo tego chciałam, nie byłam w stanie mówić normalnym głosem.<br />
<br />
Był blisko, zbyt blisko.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem. Nie musisz się bać. Nie skrzywdziłbym cię. Nigdy - odparł cicho.<br />
<br />
Przybliżył się jeszcze bardziej. Teraz jego ciało napierało na moje.<br />
<br />
Chciałam krzyczeć. Ale krzyk nie był dobrym pomysłem. Musiałam zachować spokój.<br />
<br />
Oddychaj.<br />
<br />
<i>Oddychaj.</i><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jared zanurzył prawą dłoń w moich włosach, a potem zamknął oczy i oparł swoje czoło o moje. Czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy, palce w moich włosach. Bałam się i drżałam lekko, ale nie zamknęłam oczu. Nie mógł pomyśleć, pod żadnym pozorem, że mi się to podoba.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzył oczy niespodziewanie. Nie byłam gotowa na ten pełen bólu wzrok, który pochłonął mnie całą.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem ile czasu minęło zanim strażnicy w końcu dostali się do środka.<br />
<br />
Może to była minuta.<br />
<br />
Może dziesięć.<br />
<br />
Ale w końcu wpadli do środka i siłą oderwali go ode mnie, a on nie stawiał oporu. Wciąż tylko wpatrywał się we mnie swoim wzrokiem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy on coś ci zrobił? - zapytał mnie zaniepokojony strażnik, gdy wciąż stałam przylepiona do szafy. Jared leżał na ziemi, skuty kajdankami. Jęczał cicho z bólu.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. Wszystko ze mną w porządku. Zabierzcie go - odparłam w końcu.<br />
<br />
Utrzymywałam pozory spokoju dopóki nie wyprowadzili go z pokoju. Dopiero wtedy zginęłam się w pół.<br />
<br />
Wciąż czułam zapach żelaznych krat, <i>jego </i>zapach.<br />
<br />
Było mi tak strasznie duszno.<br />
<br />
Powietrza.<br />
<br />
<i>Powietrza.</i></div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-2611394735269900172019-05-15T20:43:00.000+02:002019-05-15T20:43:05.455+02:00[23] Ucieczka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDY-0QjNhVfmRAz4J3bxohgxpOsBkZfYjpKajFCzrKLONB1L8ANUkFQFupBVPcCg0FpSUxHwpaVScayWmkcqMFGl_jsukHlx14Coo2VVgddbTSXarrma8KZRyTuQJFU6PFrgS1fWzYVcUB/s1600/large+%25281%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="288" data-original-width="500" height="230" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDY-0QjNhVfmRAz4J3bxohgxpOsBkZfYjpKajFCzrKLONB1L8ANUkFQFupBVPcCg0FpSUxHwpaVScayWmkcqMFGl_jsukHlx14Coo2VVgddbTSXarrma8KZRyTuQJFU6PFrgS1fWzYVcUB/s400/large+%25281%2529.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Postacie/pairing: </b><span style="text-align: center;">Andromeda Black i Ted Tonks</span><br />
<b style="text-align: justify;">Rodzaj:</b><span style="text-align: justify;"> miniaturka, one-shot</span><br />
<span style="text-align: justify;"><br /></span></div>
</div>
</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
Oddech weź – już najgorsze jest za tobą</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
W końcu gdzieś będzie lepiej, daję słowo</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
Nie bój się</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
Uwierz w siebie, masz już wszystko</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
Poczuj więc, że przed tobą cała przyszłość.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Myslovitz, Cisza i wiatr </b></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<i>Ted. </i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: left;">
<i>To tylko jedno słowo.</i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Trzy litery.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>I cały mój świat.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Patrzę na zapisane przeze mnie w podręczniku słowa. Gdy uzmysławiam sobie po chwili, co właśnie zrobiłam, zamieram na chwilę. Szybko zamazuję piórem każdą literkę i w końcu, gdy nic nie widać, usuwam wielkie czarne kółko, które powstało, różdżką.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podnoszę głowę i rozglądam się po klasie, aby się upewnić, że nikt, absolutnie nikt nie przeczytał tych słów, chociaż jest to niepotrzebne, bo wszyscy i tak zajęci są swoimi sprawami.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biorę głęboki wdech i kręcę z westchnieniem głową. Jest ze mną coraz gorzej, naprawdę. I jestem zdecydowanie mniej ostrożna. Muszę się pilnować. Gdyby ktokolwiek przeczytał te słowa... Gdyby ktokolwiek dowiedział się o Tedzie...<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaciskam mocno palce na piórze i odganiam od siebie tę potworną myśl.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt się nie dowie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Lekcje z puchonami są dla mnie niesamowitą katorgą. Na całe szczęście siedzę kilka ławek za Tedem, więc właściwie widzę tylko jego plecy, ale kiedy odwraca się do swoich przyjaciół, moje całe ciało zamiera żebym pod żadnym, absolutnie żadnym pozorem na niego nie spojrzała.<br />
<br />
Może trochę przesadzam. Ted ciągle mi to powtarza.<br />
<br />
Narcyza jest ode mnie dwa lata młodsza i nie mam z nią lekcji, a Bellatrix ukończyła już Hogwart, ale mimo to wciąż bardzo, bardzo się pilnuję. Ślizgonki, z którymi spędzam czas i dzielę dormitorium są fajnymi dziewczynami, ale nie mam nawet najmniejszej wątpliwości, że gdyby któraś z nich dowiedziała się o nas, natychmiast powiedziałyby o tym Narcyzie.<br />
<br />
Jest luty, całe Błonia toną w białym śniegu.<br />
<br />
Marzy mi się żebyśmy mogli wybiec z Tedem po lekcjach na dziedziniec i najzwyczajniej w świecie zaczęli rzucać się śnieżkami. Bez tego ciągłego strachu, że ktoś nas zobaczy. Bez dbania o to, czy ktoś się dowie, czy nie. Bez wiecznego oglądania się za ramię.<br />
<br />
Ale w naszym przypadku to niemożliwe.<br />
<br />
Podczas przerwy obiadowej od razu kieruję się się do starej, nieużywanej przez nikogo łazienki na czwartym piętrze. Ted już tam na mnie czeka. Z torby wystaje mu jedzenie, które zabrał wcześniej z Kuchni. Co prawda łazienka to może nie najlepsze miejsce na jedzenie albo tajemne spotkania, ale nam to nie przeszkadza. Zdążyliśmy się już do niej przyzwyczaić.<br />
<br />
Ted wygląda na bardzo z czegoś zadowolonego. W ręku ściska mocno zapisany cienkim pismem, skrawek pergaminu. Oczy mu błyszczą.<br />
<br />
- Co się stało? - pytam ze śmiechem, gdy podchodzi do mnie i łapie w ramiona. Dopiero po trzech kółkach zatrzymuje się i mi odpowiada.<br />
<br />
- Mój kuzyn... Właśnie dostałem od niego odpowiedź. Napisał, że z chęcią udostępni nam swoją chatkę w Fairford. Możemy tam mieszkać tak długo, jak tylko zechcemy - mówi podekscytowany. - An, mamy miejsce, gdzie przeczekamy tą lawinę, która wybuchnie. A potem... potem naprawdę zaczniemy nowe życie.<br />
<br />
Nie mogę się powstrzymać i zaczynam go całować.<br />
<br />
Gdy Ted po raz pierwszy wspomniał o ucieczce, nie wierzyłam, że naprawdę mówi poważnie.<br />
<br />
<i>Ucieczka.</i><br />
<i><br /></i>To słowo brzmiało i wciąż brzmi tak nierealnie. I niebezpiecznie.<br />
<br />
Ale jest moim jedynym wyjściem. Jedynym wyjściem, abym mogła być z Tedem. Moja rodzina nigdy na to nie pozwoli. Nawet nie chcę myśleć o tym, jak zareaguje matka.<br />
<br />
Mówię <i>ucieczka. </i><br />
<i><br /></i>Ale myślę <i>wolność.</i><br />
<br />
Ucieczka to tak naprawdę synonim wolności.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
<br />
Wiecie co jest dla mnie najwspanialsze na świecie?<br />
<br />
Uśmiech Teda.<br />
<br />
Może brzmi to śmiesznie, ale taka jest prawda. Wystarczy jeden jego uśmiech, aby sprawić, że od razu poprawia mi się humor, ocena <i>Okropny </i>nie wydaje się taka zła i żeby świat stał się odrobinę piękniejszy.<br />
<br />
Na dworze robi się coraz cieplej. To sprawia, że nasze rozmowy ciągle krążą wokół naszych planów.<br />
<br />
Ciągle kołacze mi się w głowie ponura myśl, że nam się nie uda. Ale Ted za każdym razem wybija mi ją z głowy. Wciąga mnie w snucie wizji naszej wspólnej przyszłości. Obok domku jego wujka, gdzie mamy zamiar zatrzymać się przez jakiś czas, jest miejsce na mały ogródek. Od zawsze miałam talent do kwiatów. Z radością myślę o tym, że pobawię się w ziemi i trochę ich tam zasadzę.<br />
<br />
Cieszą nas małe, nawet najdrobniejsze rzeczy, które coraz bardziej przybliżają nas do naszego celu.<br />
<br />
Rodzina Teda wie o mnie i o tym, co chcemy zrobić. Nie miałam okazji spotkać nikogo z nich i zawsze, gdy o nich myślałam, bałam się, że gdy wreszcie się spotkamy, mogą mnie nie zaakceptować. Że odrzucą, uznają, że nie jestem odpowiednią osobą dla Teddy'ego.<br />
<br />
Ale jego rodzina różni się we wszystkim od mojej.<br />
<br />
Susan Tonks wysłała mi list. Miał tylko kilka krótkich zdań, w których oznajmiła mi, że nie może doczekać się, aby mnie spotkać. A także życzyła mi dużo siły i odwagi.<br />
<br />
Jestem jej z tego powodu bardzo wdzięczna, bo naprawdę będę tego potrzebować.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<br />
Pierwszy maja.<br />
<br />
Ja i Ted przestajemy być ostrożni. Znikamy wieczorami, wymykamy się ze śniadań, kolacji i obiadów. Staramy się przestać. Oglądać się dokładnie za siebie. Nie zwracać uwagi swoim zachowaniem. Ale nie jesteśmy w stanie się powstrzymać.<br />
<br />
Wolność jest coraz bliżej. Bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Mamy ją praktycznie na wyciągnięcie ręki. Sprawia, że pragniemy mieć siebie jeszcze więcej dla siebie.<br />
<br />
Mam wrażenie, że nasze pocałunki trwają nieskończoność. Bo kiedy któreś z nas przestanie, oderwie się na moment choćby tylko po to żeby złapać oddech, drugie natychmiast przyciąga z powrotem do siebie.<br />
<br />
Nie umiem na niczym się skupić.<br />
<br />
To nas zgubi, myślę patrząc w oczy Teda.<br />
<br />
Żałuję, że miałam rację.<br />
<br />
Gdybym choć trochę się opanowała, przywołała do porządku i była chociaż odrobinę ostrożniejsza, z pewnością zauważyłabym, że Narcyza mi się przygląda. Że mnie obserwuje, że coś podejrzewa.<br />
<br />
Ale tego nie zrobiłam.<br />
<br />
Narcyza siedzi w Pokoju Wspólnym ślizgonów. Ma założoną nogę na nogę, co sprawia, że jej już i tak stanowczo zbyt krótka spódnica, odsłania jeszcze więcej ciała. Jej blond rozsypane włosy są w dziwnym nieładzie, którego nigdy wcześniej u niej nie widziałam. Bębni paznokciami o blat małego stolika. Ten dźwięk niesie ze sobą jakąś złowieszczą nutę.<br />
<br />
- Narcyzo? Co tutaj robisz o tak późnej porze? - pytam. Staram się brzmieć normalnie. To prawdziwy cud, że nie zadrżał mi głos. Ale zamiast tego drżą mi ręce, więc zaciskam je mocno w pięści.<br />
<br />
- Czekam na ciebie - odpowiada z namysłem. Jej szare oczy wpatrują się we mnie z uwagą. Zachowuje się, jak wąż, obserwujący swoją ofiarę.<br />
<br />
- Coś się stało? - to pytanie ledwo przechodzi mi przez gardło.<br />
<br />
Czuję, jak wszystko we mnie krzyczy i wrzeszczy, jakby w moim wnętrzu szalał jakiś straszliwy sztorm. Ale na zewnątrz jestem spokojna.<br />
<br />
- Gdzie byłaś? - odpowiada pytaniem na pytanie.<br />
<br />
Czuję, jak ręce zaczynają mi cierpnąć.<br />
<br />
- W Bibliotece.<br />
<br />
Czuję, jak świat zaczyna wirować mi pod nogami.<br />
<br />
Od razu zdaję sobie sprawę, że to zła odpowiedź. Widzę to po jej ostrym, jak lód, spojrzeniu. Jeśli wcześniej miała jakiekolwiek wątpliwości, moje słowa je ostatecznie rozwiały. Wstaje szybko z fotela i rzuca się w moją stronę.<br />
<br />
- Czy ty uważasz, że jestem głupia? Naprawdę sądziłaś, że uda ci się to przede mną ukryć? Wymykasz się z pieprzoną szlamą! Cholernym, nic nie wartym robakiem. Jeśli ojciec się o tym dowie... - przez cały czas krzyczy, ale po ostatnich słowach nagle milknie. Obie wiemy, że ojciec prędzej by mnie zabił niż pozwolił, abym spotykała się z kimś nieczystej krwi.<br />
<br />
Zaczynam się trząść.<br />
<br />
- Masz to skończyć. Rozumiesz? Nie obchodzi mnie co do niego czujesz. W innym wypadku napiszę o wszystkim rodzicom, a ten cholerny śmieć pożałuje, że w ogóle śmiał się do ciebie odezwać - syczy, wbijając boleśnie jeden ze swoich długich paznokci w moje ramię. Przypomina w tym momencie matkę bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.<br />
<br />
Jak miałabym to skończyć, droga Narcyzo? Oddałam mu swoje serce, ciało, duszę i myśli. Świat był bezbarwny i pusty póki nie pojawił się w moim życiu. Z nim wszystko nabrało koloru.<br />
<br />
- Dobrze, siostro.<br />
<br />
Moja słowa ją uspokajają. Lód z jej oczu znika i znów pojawia się w nich ciepła nuta.<br />
<br />
Wiele razy nie zgadzałam się ze swoimi siostrami, ale żadnej z nich nigdy nie okłamałam prosto w twarz.<br />
<br />
To mój pierwszy raz.<br />
<br />
I ostatni.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<br />
Dwa tygodnie. Czternaście dni. Trzysta trzydzieści sześć godzin. Dwadzieścia tysięcy sto sześćdziesiąt minut. Milion dwieście dziewięć tysięcy sześćset sekund.<br />
<br />
Tyle czasu minęło odkąd ostatni raz rozmawiałam z Tedem, dotykałam go i całowałam.<br />
<br />
Bawi mnie to, jak Narcyza traktuje moją miłość do niego. Jakbym była naprawdę ciężko chora, a ona mnie uratowała. Albo jak jakiegoś szkodnika, którego w porę udało jej się wyplenić. W swojej głowie chyba naprawdę uważa się za bohaterkę. Prawdziwą wyzwolicielkę.<br />
<br />
Kiedy rozmawia ze mną, zachowuje się, jakby nic się nie wydarzyło. Mówi o imprezie, którą szykuje z Iris Selwyn z okazji zakończenia roku. Śmieje się z krukonki, którą chłopak rzucił na oczach całej szkoły. Kokietuje jakiegoś ślizgona z piątej klasy, aby przyniósł nam dzban zimnej lemoniady.<br />
<br />
Niewiele mówię. Ale robię wszystko, co mi każe. Boję się nawet rozejrzeć po korytarzu, czy rzucić choćby krótkie spojrzenie na stół puchonów podczas obiadu. Narcyza chodzi krok w krok za mną. A gdy jej akurat nie ma i tak mam wrażenie, że czai się gdzieś w cieniu. Jej przyjaciele obserwują mnie, dziewczyny, z którymi nigdy wcześniej nie rozmawiałam, nagle przysiadają się do mnie przy stole. Aaron Avery proponuje mi wspólne pójście na obiad.<br />
<br />
Czuję się osaczona.<br />
<br />
Ale to nie jest najgorsze. Najgorsza jest w tym wszystkim niewiedza, bo nie wiem, co dzieje się z Tedem. Nie wiem gdzie jest, nie wiem co robi, nie wiem, czy Narcyza nie kazała zrobić mu krzywdy. Nic nie wiem. Nie pojawia się na żadnej naszej wspólnej lekcji Numerologii i Opiece nad Magicznymi Zwierzętami.<br />
<br />
Czekam na jakiś znak. Czekam na jakąkolwiek wiadomość od niego.<br />
<br />
Nie wiem, jak długo uda mi się wytrwać.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Wyglądam jakbym była chora. Tak samo zresztą się czuję.<br />
<br />
Nie jestem w stanie nic przełknąć. Boli mnie wszystko. Od czubka głowy aż po koniuszki palców u stóp kończąc. Ale serce. To ono najbardziej daje mi się we znaki najbardziej.<br />
<br />
Trafiam do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey chyba wyczuwa, że potrzebuję uwolnić się chociaż na chwilę od wszystkiego i od wszystkich. A najbardziej od Narcyzy. Kłamie jej, mówiąc, że czymś się zatrułam i potrzebuję dużo snu, aby pozbyć się tego z organizmu.<br />
<br />
Dziękuje jej słabym uściskiem dłoni. Patrzy na mnie ze smutnym uśmiechem, a potem kiwa głową i zostawia mnie samą.<br />
<br />
Jest noc. Nie chciałam wcześniej zaciągać zasłon, więc teraz księżyc razi mnie w oczy. Wstaję powoli z łóżka i już mam zamiar je zasłonić, gdy słyszę pukanie do drzwi. Po chwili ktoś wsuwa do środka skrawek pergaminu przez szczelinę pod drzwiami.<br />
<br />
<i>To ja. Ted. </i><br />
<i><br /></i>Zamieram na jedną długą chwilę. Patrzę z przestrachem na krukona, który leży na drugim końcu Skrzydła Szpitalnego, ale on wciąż smacznie chrapie.<br />
<br />
Otwieram powoli drzwi.<br />
<br />
Ted wskakuje do środka i natychmiast zaczyna ciągnąć mnie za rękę w stronę gabinetu pani Pomfrey. To średniej wielkości pomieszczenie, gdzie pielęgniarka bada pacjentów. Ściany mają biały kolor, na biurku leżą teczki z imionami uczniów, a za szklanymi półkami znajdują się stosy maści i eliksirów.<br />
<br />
Dopiero tam się zatrzymujemy. Przez chwilę panuje między nami przeraźliwa cisza.<br />
<br />
Chłonę jego widok, jak gąbka. Patrzę na jego rozmierzwione jasne włosy, na zapuszczoną brodę i na niebieskie tęczówki. Fioletowy siniak rozciąga się pod jego okiem i widzę, jak się krzywi, gdy przez przypadek go dotyka.<br />
<br />
Nie wiem, czy to Ted pierwszy rzuca się i łapie mnie w swoja ramiona, czy to ja pierwsza zaczynam obejmować go za szyję. A może to wszystko dzieje się jednocześnie. Nie zmienia to jednak faktu, że oboje trzymamy się siebie rozpaczliwie, a nasze serca biją tak głośno, że mam wrażenie iż zaraz zbudzą cały zamek.<br />
<br />
- An - szepcze mi do ucha Ted. Dostaję gęsiej skórki na całym ciele. - Przepraszam... przepraszam, że nie odezwałem się wcześniej. Miałem taki zamiar, ale Narcyza posłała na mnie tych dwóch mięśniaków; Crabbe'a i Goyle'a. A potem zagroziła, że powie o wszystkim waszym rodzicom - głos mu drży.<br />
<br />
Zaczynam całować jego twarz. Każdy milimetr skóry, którą znam lepiej niż swoją własną. Całuję fioletowego siniaka i bliznę po uderzeniu od miotły na policzku.<br />
<br />
Nasze oddechy się mieszają. Próbujemy nacieszyć się sobą, ale mamy zbyt mało czasu. Musimy go przeznaczyć na zaplanowanie tego, co dalej.<br />
<br />
Ucieczka w ostatni dzień szkoły nie wchodzi już w grę. Narcyza nie odstąpi mnie na krok. Muszę wrócić ostatni raz do domu. Pierwszego lipca matka i ojciec pójdą na przyjęcie, które organizuje Amerius Rokwood. Odbywają się regularnie, zawsze w każdy pierwszy dzień nowego miesiąca. To nudne spotkania, na których rozmawia się głównie o czarodziejskiej giełdzie. Myślę, że Bellatrix również się na nie uda. Gdyby wiedziała o Tedzie, może zmieniłaby zdanie. Ale nie sądzę, aby Narcyza cokolwiek jej powiedziała. W innym wypadku Bellatrix z pewnością jeszcze tego samego dnia pojawiłaby się w Hogwarcie.<br />
<br />
- Czekaj na mnie na końcu ulicy o północy. Jeśli się nie pojawię...<br />
<br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
- Wpadnę tam, przysięgam, i zabiorę ze sobą, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaka zrobię - przerywa mi.<br />
<br />
Zaczynam płakać. Płaczę, bo wierzę, że mówi prawdę, że naprawdę to zrobi. Płaczę, bo tak cholernie się boję. Płaczę, bo muszę go w końcu puścić.<br />
<br />
Ted scałowuje moje łzy. Jedna, po drugiej.<br />
<br />
Jego dotyk na swojej twarzy czuję jeszcze długo po tym, jak opuszcza Skrzydło Szpitalne i nastaje świt. </div>
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<span style="text-align: left;"><br /></span>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;">Cały dom jest pogrążony w przerażającej ciszy. Narcyza zasnęła na swoim łóżku, rodzice i Bellatrix już dawno wyszli na przyjęcie. Mimo to moje serce bije tak mocno w mojej piersi, że mam wrażenie iż słychać je na drugim końcu świata. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;">Czego tak się boję? </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Schodzę powoli po schodach. Znam je doskonale, wiem, jak iść, w którym miejscu stąpać, aby nie zaskrzypiały. Z każdym kolejnym krokiem zaczynam coraz głębiej wciągać powietrze do płuc. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jestem już tak blisko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak blisko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: left;"><br /></span></div>
<span style="text-align: left;">- Wiedziałam - głos, który nagle odzywa się za moimi plecami, sprawia, że zamieram. - Narcyza powiedziała mi to dopiero, gdy wróciłaś do domu. Twierdziła, że nie mam czym się martwić, bo w porę zainterweniowała i wybiła ci go z głowy - zaczyna się śmiać. </span><span style="text-align: left;">- Nasza siostra jest bardzo, bardzo naiwna. Nie uważasz? </span><br />
<span style="text-align: left;"><br /></span><span style="text-align: left;">Przełykam ślinę. </span><br />
<span style="text-align: left;"><br /></span><span style="text-align: left;">Wyjście. Wyjście jest tuż za moimi plecami. Jeszcze tylko kilka kroków. </span><br />
<br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
- Naprawdę chcesz to zrobić? - pyta, przyglądając mi się uważnie. - Chcesz porzucić całą swoją rodzinę... Chcesz porzucić własne rodzone siostry, własną krew dla tego śmiecia? - zachowuje się jakby powiedziała jakiś żart.<br />
<br />
Nie jestem w stanie się poruszyć, a co dopiero oddychać.<br />
<br />
- Masz ostatnią szansę, aby dokonać dobrego wyboru. Jeśli zostaniesz, nigdy więcej o tym nie wspomnimy - mówi zimno po długiej chwili milczenia. - Jeśli uciekniesz z tą szlamą, <span style="text-align: left;">już nigdy więcej tu nie wrócisz. A jeśli kiedykolwiek się spotkamy, zabiję cię. Masz moje słowo. </span><br />
<br />
Czy my naprawdę kiedyś bawiłyśmy się lalkami? Czesałyśmy swoje włosy? Śmiałyśmy się, opowiadając wymyślone historie?</div>
<span style="text-align: left;"><br /></span><span style="text-align: left;">Oczy Bellatrix są czarne, jak niebo, podczas burzy. Dostrzegam w nich furię, wściekłość i ból, który zawsze stara się maskować. Jakby w odruchu, jej palce dotykają tatuażu, który widnieje na nadgarstku.</span><br />
<br />
<span style="text-align: left;"><i>Tojours Pour.</i> Czysta krew. </span><br />
<span style="text-align: left;"><br /></span><span style="text-align: left;">To całe jej życie. To wszystko co zna. Jako mała dziewczynka zasypiała z tymi słowami na ustach. Walczyła. Myślę, że również zabijała. </span><br />
<span style="text-align: left;"><br /></span><span style="text-align: left;">Boli mnie serce i każda pojedyncza cząstka mojego ciała. Pragnę jej wytłumaczyć. Pokazać to, co Ted pokazał mi. Chcę żeby zobaczyła bezsensowność tego za czym tak ślepo podąża nasza rodzina. Że to nie krew się liczy. Nie ona definiuje kim jesteśmy i co możemy. To tylko płyn, który płynie w całym naszym ciele. Nic więcej. </span><br />
<span style="text-align: left;"><br /></span><span style="text-align: left;">Ale Bellatrix nigdy nie zrozumie. </span><br />
<span style="text-align: left;"><br /></span>- Jest tylko jeden dobry wybór i na pewno nie jest nim zostanie tutaj - odpowiadam po chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność.<br />
<br />
Mam wrażenie, że coś w mojej siostrze pęka. Ale szybko się z tego otrząsa a pode mną uginają się kolana, gdy dostrzegam głęboką, palącą nienawiść w jej oczach.<br />
<br />
Zagryzam wargi, mocno, aż do krwi.<br />
<br />
Muszę iść. Muszę. Ted na mnie czeka.<br />
<br />
Powoli cofam się.<br />
<br />
Odwracam.<br />
<br />
I nigdy nie oglądam za siebie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: left;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: left;">__________________________</span></div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-51628359266538885302019-02-17T17:44:00.002+01:002019-05-15T20:48:37.733+02:00[22] Pozory<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiK6VOFXKQRDAE69l89AuRIqaMgF3qladd_odbp1BHSXpz16gwMU6CgCAG8_BcsiQmJqg2fHOwmCYHO1oJg69XxBIxRwmaViCR5rCZOV6Gb43a3YXYRfwgHtHxQTJ2uajr-k-N0Y3teuGti/s1600/large+%25285%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="470" data-original-width="750" height="250" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiK6VOFXKQRDAE69l89AuRIqaMgF3qladd_odbp1BHSXpz16gwMU6CgCAG8_BcsiQmJqg2fHOwmCYHO1oJg69XxBIxRwmaViCR5rCZOV6Gb43a3YXYRfwgHtHxQTJ2uajr-k-N0Y3teuGti/s400/large+%25285%2529.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/postacie: </b>Dramione, Draco Malfoy<span style="text-align: center;"> i Hermiona Granger</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka, one-shot</div>
<b><br /></b>
<b>~</b></div>
<div style="text-align: center;">
Na pierwszy rzut oka widzimy tylko pozory. </div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.cytaty.info/zeszyty/napierwszyrzutoka2.htm">Heather</a></div>
<br />
<i>Pozory... </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To jedyne co nam pozostało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Stwarzać je.<br />
<br />
Układać.<br />
<br />
Każdego dnia na nowo, bezustannie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Udawać, że między nami nic nie było. Że jesteśmy dwójką nienawidzących się ludzi i że absolutnie nic się w tej kwestii nie zmieniło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po tym wszystkim, co przeszliśmy. Każdym pocałunku, zetknięciu dłoni i tych wypowiedzianych słowach. Po tym wszystkim znów wracamy do początku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wychwytuję jego wzrok, gdy idę korytarzem na dziedziniec. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pamiętaj, Hermiono. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Pozory.</i><br />
<br />
Gdy odwraca głowę, aby na mnie nie patrzeć, czuję, jak moje serce rozpada się na miliony drobnych kawałeczków. </div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-5121340340212803842019-01-09T22:39:00.000+01:002019-01-09T22:39:20.234+01:00[21] Zapomnienie<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyBUafl2py_tUAxNb061mzQO2cWPf75C5CGyjzkYlNgCCHvlzDoOauVMWi-XPH23ePg45bhr1UtQ3rR9OG6wLxMupsp-tttIHdSe3pCgvX_jsxXxm41eOj5Es3S-G11Eq4_wVU0OGr3EZR/s1600/large.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="265" data-original-width="500" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyBUafl2py_tUAxNb061mzQO2cWPf75C5CGyjzkYlNgCCHvlzDoOauVMWi-XPH23ePg45bhr1UtQ3rR9OG6wLxMupsp-tttIHdSe3pCgvX_jsxXxm41eOj5Es3S-G11Eq4_wVU0OGr3EZR/s400/large.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/postacie: </b>Harmione/Harmony, <span style="text-align: center;">Harry Potter i Hermiona Granger</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka, one-shot<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div style="text-align: center;">
...i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. </div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<b>przysięga małżeńska </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Harry siedział przy stole, czytając Proroka Codziennego, co stało się już niejaką tradycją przed pójściem do pracy. Śniadanie, składające się z kanapek z dżemem i serkiem, przygotował już wcześniej, ale czekał z jedzeniem aż Hermiona się obudzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sen nigdy nie przychodził mu z łatwością. Wiązało się to z jego nawykiem odkładania wszystkich dręczących go problemów i myśli przez cały dzień, co mściło się na niego nocą, powodując, że nie mógł tak łatwo zasnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Często ludzie mówili, że to niezwykłe, jak potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach, niepotrzebnie się nie zadręczać. Ale tylko Hermiona wiedziała, że to nie prawda. Tylko ona wiedziała, że to wszystko odbija się na nim w nocy, kiedy był najbardziej bezbronny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pamiętał, jak na początku ich związku, próbował to przed nią ukryć. Nie chciał żeby niepotrzebnie się tym przejmowała. Ale to była Hermiona. Hermiona, która znała go, jak własną kieszeń. Oczywiście, że o tym wiedziała. Od tamtej pory, zawsze przed pójściem spać, wyciągała z niego to, co w nim siedzi. Wysłuchiwała jego zmartwień i dawała mu rady, czasami tylko ściskała jego rękę, dodając mu w ten sposób otuchy. Gdy zmarł Artur, razem z nim nie zmrużyła nawet oka. Gdy zmarła dziewczyna, której nie udało mu się uratować podczas jednego z zadań aurorskich, pocieszała go mimo swojego zmęczenia. Gdy zamartwiał się wyjazdem Albusa na studia we Francji, złamanym sercem Lily, czy swoją kłótnią z Jamesem, zapewniała go że wszystko będzie dobrze, tak długo, póki sam w to nie uwierzył.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zegar wskazał godzinę siódmą trzydzieści, gdy Harry skończył czytać artykuł Ginny, podsumowujący tegoroczne Mistrzostwa Anglii w Quidditchu. Zgadzał się każdym jej słowem. Słyszał wiele zarzutów pod adresem Weasley, że jako była trenerka Armat z Chudley, wyjątkowo ich faworyzuje w swoich artykułach, ale były to bzdury wyssane z palca. Armaty, choć nie wygrały pierwszego miejsca, zachwyciły swoją determinacją, poprawą gry o sto osiemdziesiąt stopni, niebanalną strategią i niespodziewanymi zwrotami akcji, które widzowie oglądali z wypiekami na twarzy. Całą drużyną wykonali świetną robotę i należały im się pochwały.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona obudziła się dopiero jakieś pół godziny później. W niedbale zawiązanym białym szlafroku oraz sterczących z kucyka włosach, wkroczyła do kuchni i uśmiechnęła się na widok nietkniętych kanapek na stole.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zawsze ci powtarzam żebyś nie czekał na mnie ze śniadaniem, a ty i tak to robisz - powiedziała, kiwając z westchnieniem głową. Harry pocałował ją w czoło na <i>dzień dobry. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tyle razy już ci mówiłem, że to z dość samolubnego powodu. Przy tobie zawsze smakują lepiej - zaśmiał się w odpowiedzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak sądzisz, dlaczego tak jest? Może to te moje rozczochrane włosy tak wpływają na twój apetyt, co? - zapytała próbując zachować poważny ton, ale nie udało jej się i parsknęła śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie masz rację - odparł, szczerząc zęby.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Talerz z kanapkami i kubki z kawą szybko zostały opróżnione. W międzyczasie Hermiona relacjonowała Harry'emu najnowsze odkrycie, którego dokonał Albus wraz ze swoją przyjaciółką, dotyczącą dziedziny Numerologii. Nie wszystko dokładnie rozumiał, mało znał się na Numerologii, ale nie przeszkadzało mu to w byciu dumnym ze swojego najmłodszego syna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O godzinie dziewiątej Hermiona zaczęła zbierać się do pracy, a Harry, właściwie już przy wyjściu z domu, przypomniał sobie, że nie ma na ręku swojego zegarka, który wiele lat temu dostał od Artura Weasleya jako prezent na swoje siedemnaste urodziny. Wrócił się natychmiast do sypialni, gdzie położył go na szafce nocnej, ale nigdzie nie mógł go znaleźć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Hermiono, widziałaś mój zegarek? - zapytał głośno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wsadziłam go do twojej szuflady!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zgodnie z jej słowami, Harry szukał tam, nawet dwa razy, ale nigdzie go nie było. Zajrzał więc jeszcze do półki Hermiony i dopiero tam go dostrzegł, schowanego do białego pudełka. <i>Musiała z przyzwyczajenia schować do siebie</i>, pomyślał, zakładając go szybko na rękę. Następnie zszedł na dół i jeszcze zanim wyszedł z domu, zatrzymał się przy Hermionie, która stała przy dużym lustrze i zakładała na uszy kolczyki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz na dzisiaj jakieś plany?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, mówiłam ci, że robimy z Ginny babski wieczór. - Harry zmarszczył brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A czy ten wasz babski wieczór nie był przypadkiem w sobotę? - zapytał. Hermiona przerwała czesanie włosów i zmarszczyła nos, zastanawiając się. A potem walnęła się ręką w czoło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No tak, przecież masz rację! Chyba wciąż jeszcze się nie zbudziłam. Może zaserwuję sobie jeszcze jedną kawę. A ty natychmiast wychodź bo spóźnisz się do pracy - odpowiedziała, całując go w usta na pożegnanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Harry siedział na fotelu z nogami założonymi na biurku w swoim gabinecie. Próbował znaleźć w sobie jakąś wewnętrzną siłę, aby zająć się w końcu stosami raportów, które piętrzyły się na jego biurku i zaczynały niebezpiecznie chwiać się przez swoją ilość. Ale ta siła była zbyt trudna do odszukania, wyjątkowo dobrze się ukryła. Przez to wszystko tylko zgłodniał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Harry dumał właśnie nad tym, co zjadłby na obiad, gdy do jego gabinetu wpadł ktoś, nie kłopocząc się pukaniem. Potter natychmiast zaczął zdejmować nogi z biurka, ale wyszło mu to bardzo marnie. Nie dość, że się stuknął to jeszcze wywalił wszystkie raporty na podłogę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A babcia martwiła się, że może za bardzo przemęczasz się w tej pracy, tato - usłyszał śmiech, który mógł należeć tylko do jego ukochanej córki. Nie zważając na nic, Harry natychmiast podniósł się z siedzenia i ruszył mocno przytulić do siebie Lily Lunę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czarne włosy miała zawiązane czerwoną wstążką w kucyka na czubku głowy. Okrągły brzuszek był już całkiem dobrze widoczny mimo obszernego swetra, wydzierganego przez Molly, z literką L na środku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tutaj robisz? Przecież miałaś być u Rolfa i Luny - powiedział oglądając ją sobie z każdej strony. Lily Luna zaśmiała się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zachowujesz się jakbyś nie widział mnie z dziesięć lat, a nie dwa tygodnie - skomentowała zachowanie Harry'ego, całując go w policzek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dwa tygodnie, a zobacz, jak twój brzuch urósł! Lada moment, a ten mały zawodnik quidditcha zaraz będzie z nami. Wciąż tak kopie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Oj kopie, jak szalony. Upodobał sobie szczególnie godziny poranne, gdy śpię, jak zabita. - zaśmiała się. - Jestem w Londynie bo dziewczyny urządziły mi małe przyjęcie z okazji narodzin małego. Poza tym potrzebowałam trochę oddechu od tych wszystkich ziół i naparów, w których tak bardzo lubuje się moja teściowa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A jak podróż? Chyba nie teleportowałaś się, ani nie używałaś świstoklika? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Och nie, oczywiście, że nie! Raz spróbowałam, ale miałam takie mdłości, że póki nie urodzę, nie mam zamiaru próbować tego ponownie. Przyjechaliśmy pociągiem. To tylko trzy godziny, zawsze to jakaś odmiana. Lorcan zajmował mnie całą drogę, opowiadając, jak będzie z Jamesem, Lysandrem i Albusem ćwiczył nasze dziecko. Okazało się, że planują je zamienić w jakiegoś małego gangstera. - powiedziała z westchnieniem. - Na szczęście jasno mu wyłożyłam, że wtedy porachuję mu wszystkie kości. No, a teraz ubieraj się tato, zabieram cię na obiad.<br />
<br />
Posiłek zjedli na Pokątnej, a potem kupili sobie kilka czekoladowych pączków i spacerkiem zaczęli przemierzać ulice Londynu.<br />
<br />
Harry nie mógł powstrzymać się od zerkania na Lily Lunę, gdy tak szli. Była jego jedyną córką przez co automatycznie stała się jego oczkiem w głowie. Wciąż nie mógł uwierzyć, jak czas szybko leciał do przodu. Wydawało się, że zaledwie kilka dni temu, ściskał mocno rękę Hermiony, gdy jego mała córeczka torowała sobie drogę na świat. Wycierał nosek Lily Luny, gdy okropnie się przeziębiła. Pocieszał, jak tylko potrafił, gdy chłopak złamał jej serce. I prowadził ją do ołtarza, gdzie czekał Lorcan Scamander, wpatrzony w nią, jak w obrazek.<br />
<br />
Była tak bardzo podobna do Hermiony, że gdyby nie te czarne włosy, które po nim odziedziczyła, mogłaby robić za jej młodszą wersję.<br />
<br />
- Halo? Tato? Słuchasz mnie w ogóle? - zaczęła machać mu rękę przed oczami. Harry potrząsnął głową i uśmiechnął się przepraszająco.<br />
<br />
- Przepraszam, zamyśliłem się na chwilę.<br />
<br />
- Mówiłam właśnie, że James wpadł na jeszcze lepszy pomysł odnośnie swojego ślubu z Lenny. Chce, aby odbył się na miotłach, trzydzieści stóp nad ziemią - powiedziała ze śmiechem, obserwując, jak Harry krztusi się pączkiem.<br />
<br />
- Czy Eleonore o tym wie? I co ważniejsze, czy Celestyna o tym wie? - zapytał.<br />
<br />
Eleonore, narzeczona Jamesa, była wnuczką słynnej piosenkarki Celestyny Warbeck. Razem z Molly Weasley, która była wprost przeszczęśliwa, gdy dowiedziała się, że jej ulubiona wokalistka wejdzie do rodziny, od kilku tygodni snuły plany ślubu. Szykowały iście królewską imprezę. Harry na własne oczy widział, jak Molly zapisała drobnym maczkiem dwa notesiki z listą dań, które zostaną podane podczas imprezy.<br />
<br />
- Och, tak, Lenny wie. Właściwie byłam przy tej rozmowie, gdy James zaproponował ten pomysł. Wyglądał identycznie, jak ty, gdy mama wróciła po tygodniu do domu i zobaczyła, że cała nasza trójka jest chora - zaśmiała się. - Ale na szczęście jestem dobrym rozjemcą, wystarczyło, że trochę nagadałam na Jamesa, a potem nieśmiało podsunęłam, że najwyżej wyczarują jakąś platformę, na której Eleonore zaśpiewa ze swoją babcią. Teraz muszą tylko przekonać do tego Celestynę i Molly. I szczerze zaczynam wątpić, czy wyjdą z tego żywo.<br />
<br />
Harry podzielał opinię swojej córki. Nie martwił się jednak tylko o życie swojego najstarszego syna i synowej, ale o życie ich wszystkich. Celestyna Warbeck i Molly Weasley, połączone we wspólnym celu, stanowiły iście wybuchową mieszankę. Popsucie planów, które w najdrobniejszych szczegółach ustalały od tylu dni po prostu nie mogło skończyć się dobrze. Ale nie pozostało mu nic innego, jak przygotować się na tą nadchodzącą, wielkimi krokami, katastrofę.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
- Tato, a jak ma się Krzywołap? Zapomniałam zapytać się mamy, gdy dzisiaj z nią rozmawiałam - zapytała Lily Luna.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach, ten kocur? Nawet mi o nim nie wspominaj. Mam wrażenie jakby przeżywał drugą młodość. Czasami bolą mnie plecy, jak za długo posiedzę na kanapie i muszę się schylić, a on skacze po całym domu i wszędzie go pełno, ewentualnie gania te biedne myszy z dzieciakami z Doliny Godryka. Ja nie wiem, naprawdę, on chyba jest nieśmiertelny. A te akrobacje to robi specjalnie żeby mi pokazać, że zdziadziałem - wymamrotał Harry.<br />
<br />
Jego relacje z Krzywołapem były bardzo długie i skomplikowane. O ile w Hogwarcie raczej był w stosunku do Harry'ego obojętny, to po tym, jak oświadczył się Hermionie, stał się jego wrogiem numer jeden. Chowanie bielizny, wskakiwanie na łóżko i drapanie go, gdy się do niej zbliżył. Ta cwana bestia naprawdę sadziła, że go przepłoszy. Ale, choć Harry nie cierpiał tej wredoty z całego serca i czasami naprawdę miał ochotę teleportować tego kocura na drugi koniec świata, nie narzekał.<br />
<br />
Dla Hermiony był w stanie znieść wszystko.<br />
<br />
Nawet Krzywołapa.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * * </div>
<br />
<br />
Trzydziesta piąta rocznica ślubu.<br />
<br />
Właściwie oboje, już po pierwszym roku małżeństwa, umówili się, że będą je organizowali na przemian. Uznali, że będzie to sprawiedliwie i obejdzie się bez problemu kolidowania zorganizowanych przez nich niespodzianek.<br />
<br />
Tym razem wypadała kolej Harry'ego.<br />
<br />
Z każdym rokiem coraz trudniej było wymyślić coś specjalnego na tę okazję. Zawsze starali się, aby kolejne rocznice różniły się od siebie. Przez pierwszych kilkanaście lat, kiedy byli jeszcze młodzi i pełni życia, starali się, aby były szalone i niezwykłe. Takie, które wspominali potem z wypiekami na policzkach. Ale z biegiem lat robili się coraz starsi i mieli coraz mniej ochoty na zwariowane i huczne świętowanie. Nie potrzebowali fajerwerków, ważne było spędzenie tego czasu razem.<br />
<br />
Zbliżała się godzina piętnasta, co oznaczało, że Hermiona miała wrócić dopiero za dwie godziny. Harry miał już wszystko przygotowane na dzisiejszą okazję, więc rozsiadł się w salonie i z uśmiechem przyglądał się zdjęciom porozwieszanym na ścianach.<br />
<br />
Ich ślub odbył się piętnastego kwietnia. Pamiętał, jak bardzo wyczekiwał tego dnia. Jednocześnie straszliwie bał się, że zjedzą go nerwy i ze stresu zrobi coś głupiego. Ron śmiał się, że jeśli najdzie go ochota uciec sprzed ołtarza, połamie mu wszystkie kości.<br />
<br />
Ale nic takiego się nie stało.<br />
<br />
Gdy ubierał garnitur, ostatni raz starał się przygładzić sterczące włosy, a Molly składała mu mokre pocałunki na czole i mówiła do niego <i>synu,</i> był spokojny. Nawet wtedy, gdy ojciec Hermiony prowadził ją do ołtarza.<br />
<br />
Ogarnął go całkowity, błogi spokój.<br />
<br />
Hermiona miała zostać jego żoną.<br />
<br />
Tylko to się liczyło.<br />
<br />
Nie zawsze było kolorowo i przyjemnie. Mieli swoje kłótnie, mieli swoje ciche dni, ale prawda była taka, że nie umieli długo się na siebie gniewać.<br />
<br />
Ich związek nie był idealny. Potrafili zranić się słowami. Mieli swoje wady, swoje racje, których kurczowo się trzymali. Nie łatwo szło im się na kompromisy.<br />
<br />
Gdy na świat przyszły dzieci, James, Albus i Lily, i z każdym dniem stawali się coraz starsi, nie obyło się bez wielu łez i krzyków. Ich życie było pełne problemów, z którymi nie zawsze sobie radzili. Ale byli razem, wspierali się i kochali. A to było najważniejsze.<br />
<br />
Harry był tak pochłonięty swoimi myślami, że nie usłyszał, kiedy Hermiona wróciła do domu. Jego podstępna żona wykorzystała tę sytuację i przestraszyła go, wyskakując z kanapy.<br />
<br />
Harry zareagował błyskawicznie i pociągnął śmiejącą się Hermionę w swoją stronę. Próbowała się wyrwać, przez co oboje sturlali się z kanapy i plackiem upadli na podłogę. Hermiona natychmiast próbowała wstać z podłogi i uciec Harry'emu, ale jej na to nie pozwolił.<br />
<br />
- Czeka cię za to kara - szepnął, składając kolejne pocałunki na jej ciele.<br />
<br />
Hermiona zaśmiała się głośno.<br />
<br />
- Ale twoja niespodzianka! Nie jest zbyt późno? Przytrzymali mnie trochę dłużej w pracy... - zaczęła, ale Potter natychmiast zamknął jej usta pocałunkiem.<br />
<br />
Dłużej więc nie oponowała.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona mocno trzymała go za ręce, gdy przemierzali błonia. Hogwart był ledwie widoczny pod osłoną czarnego płaszcza nocy. Gwiazdy, usiane na niebie, oświetlały im drogę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Harry poprowadził ją pod rozłożysty, wielki dąb, pod którym stale przesiadywali, gdy wrócili, aby ukończyć swój siódmy rok nauki. To właśnie wtedy się do siebie zbliżyli, to właśnie wtedy ich przyjaźń zaczęła przeradzać się w coś innego. Coś nowego, ale równie pięknego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyjęli z koszyka, który Harry wcześniej przygotował, niewielki koc i kilka paczek ich ulubionych ciastek z kawałkami włoskich orzechów. Następnie ułożyli się wygodnie na trawie, a Harry wtulił twarz w loki Hermiony. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię, wiesz? - szepnęła, ściskając jego dłoń. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedział. Oczywiście, że wiedział. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chcieli wracać. Ale zaczął powoli wstawać świt i był to znak, że czas już na nich. Zebrali swoje rzeczy i pomachali Neville'owi, który który stał przy wejściu do zamku i patrzył na nich z uśmiechem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy się trochę pospieszyć, Artur kazał nam nie spóźnić się na dzisiejszy obiad - szepnęła Hermiona. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Harry kiwnął głową, ale uśmiech... uśmiech zamarł mu na twarzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Artur. Artur Weasley. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna, który był dla nich, jak ojciec. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna, który od kilku lat już nie żył. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ronaldowi wystarczyło właściwie tylko jedno spojrzenie na swojego najlepszego przyjaciela, aby stwierdzić, że coś strasznie trapi Harry'ego. Potter nigdy nie był otwartą księgą, zawsze wszystko chował głęboko w sobie. Ale teraz... Tak jakby ta jego wewnętrzna, szklana osłona rozsypała się na miliony kawałeczków, pozostawiając go samego i bezbronnego. Właśnie to powstrzymało go od głupiego komentarza, który właśnie cisnął mu się na usta.<br />
<br />
Weasley poruszył się na kanapie, aby zrobić miejsce Harry'emu. Dokonanie tego nie obyło się bez głośnego syku i gwałtownego wciągnięcia powietrza do płuc. Eliksiry, które przyrządziła mu Parvati i które potem wypił, krzywiąc się niemiłosiernie, nie zaczęły jeszcze działać, przez co złamana noga wciąż bolała, jak diabli.<br />
<br />
- Stary, coś się stało? - zapytał, gdy Potter zajął wreszcie miejsce obok niego. Widział, jak ze sobą walczy. Zmarszczki na jego twarzy zrobiły się przez to jeszcze większe i bardziej widoczne.<br />
<br />
- Hermiona. Ona... myślę, że coś się z nią dzieje - szepnął. Bał się wypowiadać to na głos, ale taka była prawda.<br />
<br />
Ron natychmiast wyprostował się na siedzeniu<br />
<br />
- Mów, co się dzieje, natychmiast - powiedział Ron, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.<br />
<br />
Harry wziął głęboki wdech i zakrył twarz, pokrytymi licznymi bliznami, dłońmi. A potem mu powiedział. Powiedział o tych drobnych rzeczach, jakie Hermiona zapominała, a na które wcześniej tak naprawdę nie zwracał uwagi. Nie mógł sobie wybaczyć, że przeoczył takie oczywiste szczegóły. Przecież ona zawsze miała doskonałą pamięć. Jak inaczej spamiętałaby te wszystkie informacje?<br />
<br />
Zwlekał cały dzień zanim z nią o tym porozmawiał. Chciał zobaczyć jej reakcję, gdy pojawili się w Norze na obiedzie i nie zobaczyła tam Artura Weasleya. Obserwował, jak marszczy brwi, a potem dociera do niej, że Artur nie żyje już od dobrych kilkunastu lat. Jego nadzieje na to, że po prostu się przejęzyczyła, że miała na myśli któregoś z pozostałych Weasleyów, pękła w jednej chwili, jak bańka mydlana.<br />
<br />
W domu znaleźli się dopiero wieczorem. Harry zwlekał, jak tylko mógł ze zdjęciem butów i kurtki. Ale przecież nie mógł robić tego w nieskończoność.<br />
<br />
- Harry, wszystko w porządku? Cały dzień jesteś jakiś dziwnie cichy - powiedziała Hermiona wyglądając z salonu. Harry zacisnął mocno szczękę, a potem ruszył w jej stronę i złapał mocno za ręce.<br />
<br />
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że coś złego się z tobą dzieje? Że zapominasz różne rzeczy? - zapytał, nie mogąc pozbyć się oskarżającego tonu z głosu. Hermiona zamarła, poczuł, jak jej ręce zaczynają się trząść.<br />
<br />
- To nic takiego - odparła, wyrywając mu się. Nie mógł powstrzymać złości, jaka go ogarnęła na te słowa.<br />
<br />
- Nic takiego? Kogo próbujesz oszukać - mnie, czy siebie? - zawołał waląc pięścią w ścianę. - Hermiono zapomniałaś, że Artur Weasley nie żyje!<br />
<br />
Po jego słowach cały dom pogrążył się w ponurej ciszy. Hermiona usiadła na kanapie, a potem nie mogąc się powstrzymać, zaczęła płakać. Harry przymknął na chwilę powieki, a następnie ruszył w jej stronę i klęknął przed nią. Drobne ręce Hermiony położył sobie na policzkach i spojrzał na nią, sam z trudem próbując zachować spokój.<br />
<br />
- Powiedz mi wszystko. Kiedy to zauważyłaś? - poprosił cicho. Hermiona pociągnęła nosem.<br />
<br />
- Trzy miesiące temu. Nie sądziłam, że to coś poważnego. Miałam wtedy pełne ręce roboty w pracy, zresztą przecież nie jestem już najmłodsza. Sądziłam, że to wszystko przez przemęczenie i wiek. Kupiłam sobie eliksir na poprawę pamięci i przez cały ten czas wszystko było w porządku. Brałam go regularnie i nawet nie sądziłam, że muszę się czymś martwić, bo więcej żaden zanik pamięci mi się nie przytrafił. Ale w tym tygodniu... znów się zaczęło, a eliksir nic nie pomógł... - jej szept był prawie niesłyszalny. Harry przytulił ją mocno do siebie.<br />
<br />
- Umówię nam, jak najszybciej, wizytę w Świętym Mungu. Dobrze? I nie martw się, choćby nie wiem, co się stało, przez cały ten czas będę przy tobie, Hermiono - powiedział. Łzy spływały po jego policzkach, ginąc za kołnierzem koszuli.<br />
<br />
Ron siedział nieruchomo wciąż próbując przetrawić wszystko, co powiedział mu właśnie przyjaciel. Czuł się jakby ktoś wbił mu drzazgę w sam środek jego serca. Kochał Hermionę, jak siostrę i nie mógł znieść myśli, że coś złego mogło się z nią dziać.<br />
<br />
Weasley zmusił Harry'ego, aby na niego spojrzał.<br />
<br />
- Harry... nawet jeśli okaże się, że to coś naprawdę poważnego... Musisz być dla niej kurewsko silny, rozumiesz? - zapytał. Potter przełknął ślinę.<br />
<br />
- A co jeśli nie dam rady?<br />
<br />
- Dasz radę, bracie. Oczywiście, że dasz radę. Jesteś najsilniejszym człowiekiem na świecie. I jakakolwiek będzie diagnoza, będziesz przy niej, będziesz ją pocieszał i nie pozwolisz się załamać.<br />
<br />
Ron miał rację. Bez względu na wszystko, nie odstąpi jej nawet na krok.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<br />
Harry stał przy drzwiach, za którymi leżała Hermiona na oddziale w Świętym Mungu i starał się głęboko oddychać. Poprosił Uzdrowiciela żeby to jemu najpierw przekazał, jakie są wyniki badań. Tak strasznie bał się jej o tym powiedzieć... ale wiedział, że to musi być on. Nikt inny.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powoli otworzył drzwi. Hermiona leżała na łóżku przykryta białą kołdrą. Harry wsunął się powoli na wolne miejsce obok niej i zaczął głaskać jej przyprószone już lekko siwizną włosy.<br />
<br />
Nie wiedział ile minęło czasu, ale w końcu otworzyła oczy i po wyrazie jego twarzy rozpoznała, że zna wyniki.<br />
<br />
- I co? Powiedz mi, Harry - szepnęła, odnajdując jego dłoń. Potter przełknął z trudem ślinę.<br />
<br />
- To <i>Zapomnienie</i>, Hermiono - odparł po długiej chwili milczenia.<br />
<br />
Poczuł, jak przez to jedno wypowiedziane zdanie, ich całe dotychczasowe życie, rozpadło się na milion drobnych kawałeczków.<br />
<i><br /></i><i>Zapomnienie </i>było chorobą podobną do zaklęcia <i>Obliviate. </i>Osoba, której dotknęła, zaczynała powoli zapominać różne rzeczy, aż w końcu całkowicie traciła swoją pamięć. Były eliksiry, które pomagały spowolnić ten proces, ale nie leczyły z tej choroby.<br />
<br />
- Harry... a co gdy... gdy przyjdzie dzień, w którym zapomnę o nas? O naszej miłości? - zapytała Hermiona drżącym głosem, jej oczy przepełnione były bólem.<br />
<br />
Harry ucałował delikatnie jej powieki.<br />
<br />
- Nie martw się, Hermiono. Ja będę pamiętał za nas oboje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
____________________________</div>
</div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-35168066985576882172018-12-15T20:00:00.000+01:002018-12-15T20:00:01.694+01:00[20] Jak rozróżnić Weasleyów?<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Postacie: </b>Fred Weasley i Hermiona Granger</div>
<div style="text-align: center;">
<b>Pairing:</b> Fremione</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div style="text-align: center;">
Miłość to właśnie to, co nielogiczne. </div>
<div style="text-align: center;">
<b>Milan Kundera</b></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Fred stał w kuchni, kątem oka, obserwując Hermionę. Wydawało mu się, że jest dyskretny, konspiracyjny i no w ogóle agent pierwsza klasa. Ale złość wymalowana na twarzy Granger, gdy znalazła się obok niego, podpowiedziała mu, że być może się myli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ty w końcu przestaniesz świdrować mnie wzrokiem, Fred? Nie mogę się skupić, gdy to robisz - powiedziała, zakładając ręce na biodra. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Weasley pokręcił przecząco głowę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. Masz mi natychmiast wyjawić swój sekret polegający na tym w jaki sposób rozróżniasz mnie od George'a - powiedział stanowczo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona zaśmiała się głośno. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach, więc to cię tak dręczy?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pytam poważnie. Mam więcej piegów? Jestem wyższy? A może moje włosy błyszczą lepiej w słońcu? - z każdym kolejnym wyliczeniem przybliżał się do niej coraz bardziej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Pudło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam jędrniejszy tyłek? Poruszam się z większą gracją? Powiedz mi natychmiast! Inaczej cię nie puszczę - zagroził, przyciskając nagle jej ciało do ściany.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Znowu się zaśmiała, ale widząc, jak bardzo go to dręczy, dała w końcu za wygraną. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz małą bliznę nad wargą. Pokazujesz więcej zębów, gdy się uśmiechasz. Jak nad czymś myślisz, drapiesz się ręką po nosie. Jak jesteś zły, mrużysz oczy. Mam mówić dalej? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jej słowa wprawiły go w takie osłupienie, że nie zdążył zareagować, gdy mu się wyślizgnęła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Aha, no tak, jeszcze bym zapomniała. Wielkie, widzialne tylko dla mnie X, namalowane na twoich plecach, również trochę pomaga - przyznała, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Że co? Oznaczyłaś mnie? Czekaj, niech ja cię tylko złapię, Granger!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
___________________</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Miałam wcisnąć tą scenę do jakieś miniaturki o Fredzie i Hermionie, ale jakoś nie mogłam jej nigdzie dopasować, więc została tak.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Niby drabble, ale za dużo słów, więc jednak nie.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Osobiście muszę jednak przyznać, że bardzo mi się podoba. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, gdy ją pisałam. </span></div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-3880912820674643972018-11-08T22:35:00.003+01:002018-11-08T22:35:36.139+01:00[03] Cisza<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="text-align: justify;">
Cisza nas pochłania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jest tyle rzeczy, o których powinniśmy porozmawiać. Tyle żalu, smutku i gniewu w naszych sercach. Mielibyśmy szansę, gdybyśmy umieli to wszystko z siebie wyrzucić i porozmawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale nie umiemy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo pragnę powiedzieć, że to cisza zabiła naszą miłość.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale to nie prawda.<br />
<br />
To my, na własne życzenie, sami ją zabiliśmy.</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-49683797550305149522018-10-14T09:19:00.000+02:002018-10-14T09:19:58.924+02:00[2] Bieg <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;">~</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Granatowy płaszcz nocy po raz kolejny pochłania niebo. Spoglądasz na to zadowolona, wkładając słuchawki do uszu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ulica tonie w upojnej ciszy, którą z pewnością w końcu coś przerwie. Może kłótnia któregoś z mieszkańców bloku? A może śpiew pijanego mężczyzny, wracającego właśnie z pubu tuż za rogiem? Ale póki co, jeszcze się to nie stało i właśnie to wywołuje na twoich wargach uśmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najpierw idziesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powoli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Noga za nogą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chcesz od razu zaczynać biegu. Twoje ciało musi się stopniowo do niego przygotować. Rozgrzać mięśnie, wszystkie kończyny przygotować do wysiłku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Potem zaczynasz maszerować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Śmiejesz się w duchu z tego, jak musisz wyglądać z boku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczynasz ruszać rękami. Czujesz, że twoje nogi są już gotowe. Wiedzą, co zaraz nastąpi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze chwila...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I już. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sama dobrze nie rejestrujesz momentu, w którym twoje nogi zaczynają poruszać się szybko do przodu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale to już nie ma znaczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biegniesz. Biegniesz, jakby to właśnie miała być ostatnia rzecz, jaką zrobisz w swoim życiu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Twoje płuca płoną. Strużki potu spływają po ciele tworząc dziwne zygzaki. Gardło błaga choćby o małą kroplę wody. Z trudem łapiesz powietrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podgłaśniasz muzykę, aby nie słyszeć swojego głośnego oddechu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jeszcze trochę,</i> powtarzasz sobie, zaciskając zęby. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zdajesz sobie sprawę, że jesteś już u kresu wytrzymałości i zaraz się zatrzymasz.<br />
<br />
Nie dasz rady biec dalej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wolność, która cię ogarnęła i ukoiła twoją duszę, wyrywa się z twoich rąk. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy się zatrzymujesz, łapiąc łapczywie każdy oddech, znów czujesz pustkę. </div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-52204422290697854672018-10-10T21:53:00.005+02:002018-11-10T19:00:42.260+01:00[1] Wyścig<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;">~</span></b></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Wyścig się zaczął. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre-wrap;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre-wrap;">Ruszyli. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre-wrap;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre-wrap;">Alek stawiał kolejne kroki, z uwagą, przypatrując się otoczeniu. Minął legowisko z koców Reksia, wielki ekran ze zmieniającymi się obrazkami i wreszcie pierwszy zakręt. </span><span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;">Z każdym kolejnym posunięciem, jego kroki zdawały się pewniejsze, a na ustach rozciągał się coraz szerszy uśmiech. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre-wrap;"><br /></span><span style="white-space: pre-wrap;">Mały czerwony samochodzik, mimo prawie wyczerpanych baterii, ciągle go wyprzedzał. Niebezpiecznie zbliżał się do celu. Jednak wtedy właśnie stuknął zderzakiem w kanapę i na dobre się zatrzymał. </span></div>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial";"><span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;">W</span><span style="white-space: pre-wrap;"> przeciwieństwie do Alka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;">Alek pędził, pokonywał kolejne odległości. </span><span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;">Meta była już tak blisko, na wyciągnięcie ręki. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;">Mama ze śmiechem złapała brzdąca w swoje ramiona i mocno wycałowała jego pyzate policzki. Za przejście tych kilkunastu metrów, jakie liczył ich mały salonik, zdecydowanie należała mu się nagroda. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;">Bo każde zwycięstwo się liczy. </span><br />
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;">Nawet te najmniejsze.</span><br />
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; white-space: pre-wrap;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<b>____________________________</b></div>
<div style="text-align: center;">
Moje własne. </div>
<div style="text-align: center;">
Króciutkie, konkursowe. </div>
<div style="text-align: center;">
Pierwsze miejsce.</div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-62147454485488077452018-08-07T02:16:00.000+02:002018-11-11T17:39:41.462+01:00[19] Miłosne kłopoty<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5Tb-LNWZl2K5ffZjAN-aAyABSjMdoLjHaGyV81MvlDZpUYfCm37EmxFXpnZF7tSVybTdSDXwkNfCWI6AfhFmchgQ9F_DOByYqaaTTGjHjm4Nk9Bg6IsFZtuZNE9wyUd2gcPP6tyRsysRe/s1600/large+%25286%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="337" data-original-width="499" height="270" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5Tb-LNWZl2K5ffZjAN-aAyABSjMdoLjHaGyV81MvlDZpUYfCm37EmxFXpnZF7tSVybTdSDXwkNfCWI6AfhFmchgQ9F_DOByYqaaTTGjHjm4Nk9Bg6IsFZtuZNE9wyUd2gcPP6tyRsysRe/s400/large+%25286%2529.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/postacie:</b> Lily Luna Potter i Lorcan Scamander</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka, one-shot<br />
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
To nie ja wpadam w kłopoty,<br />
tylko one wpadają we mnie.<br />
<a href="https://www.cytaty.info/mysl/toniejawpadam.htm"><b>PearlSoul25</b></a><br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Koniec sierpnia zbliżał się wielkimi krokami. Wszyscy Weasleyowie wiedzieli, co to oznacza - rodzinną wyprawę! Od kilku już dobrych lat Ron, Harry i George organizowali taką wycieczkę raz w roku, zawsze wybierając jakieś nowe miejsce. Przyjęcia te wszyscy uznawali za wyjątkowe i jeśli ktoś miał coś do roboty w tym czasie, zawsze to odwoływał. Może to przez przepyszne dania Molly, które dwa tygodnie wcześniej gotowała w zastraszających ilościach, a może to przez możliwość spotkania się razem z całą rodziną (w której skład wchodzili również Lonbottomowie, Scamanderowie, Krumowie i Potterowie, rzecz jasna) i poplotkowania o czarodziejskim świecie.<br />
<br />
W tym roku wybrali niewielką polanę niedaleko lasu położonym w północnej Anglii. Harry, Ron i George od samego rana przynosili przygotowane przez Molly potrawy, a także ustawiali stoliki ciągle myląc się w obliczeniach ile ich wszystkich będzie. Hermiona, Ginny i Angelina śmiały się do rozpuku z ich głupich min, kiedy wychodziło im o jedną osobę za dużo, a potem nagle o trzy za mało. <br />
<br />
Lily Luna tymczasem snuła się markotnie między nimi. Albusa nie było w domu, więc nie chciała zostawać sama. Co prawda była możliwość pójścia do Hugona, ale Potterówna nie chciała patrzeć na Rose i jej świecące oczka. Pozostało jej tylko czekać na Lorcana. <br />
<br />
Zjawił się trochę późno. Zdążyła przybyć już Różowa Roxi z Fredem (oczywiście z kryminałem w ręku) Victoire (jej różowe szpony niemalże lśniły w ciemnościach) z Tedem, Dominique z narzeczonym Stefanem Krumem, Louis, babcia, dziadek, wujek Percy, Audrey, Molly i Lucy, wujek Neville z Hanną i małym Frankiem... i wiele więcej osób, ale Scamanderów wciąż nie było.<br />
<br />
Lily przegryzała właśnie nerwowo wargę, kiedy spostrzegła ciocię Fleur. Nie myśląc długo, zanurkowała w krzakach. Jeszcze jej tego było trzeba, aby ciotka zamęczyła ją pytaniami na temat tego, czy ma chłopaka. Jakby tylko to się liczyło.<br />
<br />
Prawie dostała zawału, gdy pięć minut później, ktoś pociągnął ją za ramię. Na widok Lorcana rudowłosa pisnęła cicho, nie mogąc się powstrzymać, a potem rzuciła się na niego z taką siłą, że oboje upadli na ziemię. Jasna grzywka zakryła Lorcanowi całe pole widzenia, na co Lily uśmiechnęła się szeroko.<br />
<br />
Nie widziała go przez całe wakacje, ponieważ pojechał z rodziną do Egiptu, a mama oczywiście nie pozwoliła jej zabrać się z nimi (a przecież tak ją prosiła!). Z perspektywy czasu nie miała pojęcia, jak wytrzymała bez niego tyle czasu. Z Albusem zdążyła pokłócić się już chyba ze sto razy. Natomiast z Jamesem dwa razy tyle, co było dość niepokojące, bo od jakiegoś czasu nie mieszkał już w Dolinie Godryka.<br />
<br />
- Z twojego powitania śmiem twierdzić, że umierałaś z tęsknoty za mną - powiedział, kiedy wreszcie pozwoliła mu oddychać. Lily Luna natychmiast przywołała się do porządku i obrzuciła go miażdżącym spojrzeniem. <br />
<br />
- Ani mi się śni, Scamander. Właściwie to... nawet nie zauważyłam, że cię nie było...<br />
<br />
- Mów co chcesz moja droga, ale oboje znamy prawdę - mruknął teatralnym szeptem z trudem powstrzymując się od śmiechu. W tej samej chwili ciotka Fleur znalazła się niebezpiecznie blisko nich dlatego oboje zanurkowali w dół, wstrzymując oddech. Na szczęście zaraz dorwała się do Rose Weasley.<br />
<br />
- Dobrze jej tak - powiedziała złowieszczo rudowłosa, widząc to. Lorcan spojrzał na nią z westchnieniem.<br />
<br />
- Znowu się pokłóciłyście? <br />
<br />
- Poprawka: ja się pokłóciłam. Nie wiem, czy Rose w ogóle zrozumiała coś z tego, co do niej krzyczałam. Nic tylko z nim pisze i pisze, cholera jasna... - warknęła Lily Luna ze złością pod nosem.<br />
<br />
- Poczekaj, z kim? Z Malfoyem? Czyli to jednak coś więcej? - zapytał z zainteresowaniem Scamander. <br />
<br />
- No pewnie, że z nim... Zaraz, zaraz! To ty o tym wiesz?! Skąd? Gadaj natychmiast! - ryknęła wstrząśnięta. Lorcan cofnął się z przestrachem do tyłu.<br />
<br />
- Widziałem ich kilka razy na spacerze, ale kazała mi obiecać że za żadne skarby świata ci nie powiem... No to nic nie mówiłem...<br />
<br />
- Och, no proszę, jaka skubana! Jeszcze jak się ukrywała... Taka z niej przyjaciółka! A ja się tylko o nią martwię. Merlinie, że ty widzisz i nie grzmisz. Tyle lat mi truła dzień w dzień, na temat tego jakim Malfoy jest imbecylem... A potem porozmawiała z nim kilka razy, jak człowiek z człowiekiem i już zakochana! - fuknęła ze złością. Lorcan objął przyjaciółkę uspokajająco za ramię.<br />
<br />
- Wiesz co, może odejdźmy kawałek zanim ciotka Fleur usłyszy, jak się wydzierasz. Albo w ogóle cała reszta - poprosił łagodnie blondyn.<br />
<br />
W całym tym zamieszaniu nikt i tak nie zauważyłby, że zniknęli, więc mieli czas do kolacji. Usiedli niedaleko małego jeziorka, którego rozciągało się przed nimi. Lorcan położył się na ziemi, a potem pociągnął za rękę Lily Lunę i poprosił, aby mu wszystko wytłumaczyła od początku. No więc wytłumaczyła.<br />
<br />
Zaczęło się, kiedy tylko Scamanderowie wyjechali. Rose zaczęła korespondować z kimś z przejęciem w nocy, a potem chodziła nieprzytomna całymi dniami. Raz kiedy grali mały meczyk quidditch'a, prawie spadła z miotły (co było przedziwne, bo Rose po odejściu Jamesa grała jako szukająca w drużynie Gryfindoru). Lily Luna zaniepokojona zachowaniem swojej kuzynki postanowiła się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi.<br />
<br />
Przez prawie całe wakacje starała się przechwycić jej listy, ale Rose była bardzo przezorna, jakby wiedziała, że Lily się na nią czai. Dwa tygodnie temu, spała jak suseł, a jej puchacz Robin dobijał się do jej pokoju. Potterówna wracała właśnie do domu, kiedy go zobaczyła, więc skorzystała z okazji i szybko przyniosła mu wodę. Sowa była co prawda potwornie zmęczona, ale nie dała się wykiwać. Lily dojrzała jednak podpis <i>Scorpius M.</i> Prawie dostała zawału, kiedy to zobaczyła, bo wszystko złożyło się w przerażająco spójną całość. Oczywiście z samego rana poleciała do niej z awanturą, oczekiwała wyjaśnień oraz tego, że wybije jej tego patałacha z głowy, ale nie...<br />
<br />
- Lily... Wiem, że to ci się nie spodoba, ale nie uważasz, że nawet jeśli Rose się w nim zakochała, to nie powinnaś tak na nią naskakiwać? Przecież wiadomo, że kiedy człowiek się zakocha, to totalnie głupieje - zaczął cierpliwie, ale ona przerwała mu natychmiast.<br />
<br />
- Ale żeby aż tak na głowę upaść? Właśnie dlatego ja się nie zakocham, zostanę starą panną z dwoma starymi kotami, tyle mi wystarczy... - odparła z przekonaniem.<br />
<br />
- W sumie to może i lepiej, bo jakbyś miała komuś życie zmarnować - rzucił ze śmiechem Lorcan i złapał ją w ramiona zanim zdążyła wyrazić swoje obiekcje na ten temat.<br />
<br />
- Hej, nawet sobie nie wyobrażasz, jak strasznie się za tobą stęskniłem - powiedział wzdychając. Lily Luna wywróciła oczami.<br />
<br />
- Mówisz to pewnie tym wszystkim głupim gęsiom, które tracą majtki na twój widok, mi nie musisz - odparła, choć musiała w duchu przyznać, że jej serduszko zabiło dwa razy szybciej niż powinno. Zignorowała to jednak a jej myśli znów wypełniła bujająca w obłokach Rose. Naprawdę nie miała pojęcia, co Weasleyówna widziała w tym skretyniałym Malfoyu. Pewnie naczytała się za dużo tych swoich romansów, które tak zazdrośnie chowała pod poduszką i zamarzył jej się romans rodem z tej ulubionej książki cioci Hermiony. Renaty i Johna, czy coś takiego.<br />
<br />
- No dobra, opowiadaj, jak było na wakacjach. Właściwie to od tego powinniśmy zacząć. Czy wujek Charlie pokazał wam smoki? - zapytała Lily, spoglądając na przyjaciela z wyczekiwaniem.<br />
<br />
- Och... w porządku. Jedynie zielonego walijskiego i to naprawdę musieliśmy go błagać cały dzień z Lysandrem - odparł.<br />
<br />
Lily Luna przyjrzała się podejrzliwie Lorcanowi. Kto jak kto, ale jej przyjaciel właściwie słynął z bardzo szczegółowych opowieści. Wyglądało na to, że czegoś jej nie mówi. Zanim jednak zdążyła wyciągnąć z niego coś więcej na horyzoncie pojawił się drugi z braci Scamander.<br />
<br />
- Ruszcie te swoje szanowne cztery litery, zaraz podadzą do stołu - oznajmił im.<br />
<br />
Lily jęknęła ze zgrozą. <br />
<br />
- Ja nie chcę... - zaczęła, ale Lorcan miał to głęboko w nosie i zaczął ją ciągnąć za rękę.<br />
<br />
Na miejscu wszystko było już gotowe.<br />
<br />
Harry, Ron i George ustawili stoły w półkolu i jak się okazało, prawie wszyscy zajęli już sobie miejsca. Oczywiście zostały dwa wolne, ale oba były oddalone od siebie, a Lily i Lorcan chcieli usiąść obok siebie. Kombinowali właśnie nad przeniesieniem krzeseł, kiedy ciotka Fleur popchnęła Potterównę na miejsce tuż obok Rose, a Lorcana chcąc lub nie chcąc (choć bardziej to drugie) musiał powlec się na drugie wolne krzesło.<br />
<br />
- Po prostu świetnie - jęknęła. Rose podała jej talerz, ale Lily ostentacyjnie zignorowała ją.<br />
<br />
- Długo będziesz się jeszcze na mnie boczyć? - zapytała. Nie widząc jednak żadnej reakcji ze strony Lily, prychnęła pod nosem. - Hipokrytka.<br />
<br />
Tego już było za wiele. Potterówna odwróciła gwałtownie głowę i spojrzała na Weasleyównę wzrokiem zabójcy.<br />
<br />
- Co ty powiedziałaś?<br />
<br />
- Powiedziałam, że jesteś hipokrytką. Udajesz wielce wzburzoną, że się zakochałam, ale wcale nie chodzi o to że w Scorpiusie, ale o sam fakt, że to zrobiłam. Bo ty też się zakochałaś, sądzisz, że nie widzę jak patrzysz na Lorcana? - zapytała ze złością Rose.<br />
<br />
Lily Luna nabrała powietrza w policzki. Wmawiała sobie, że nie wie jak zareagować na taką okropną insynuację, ale prawda była taka, że Rose wcale się nie myliła.<br />
<br />
- Ciekawa jestem, czy słyszałaś już o jego nowej przyjaciółce, którą poznał na wakacjach - dodała jeszcze niewinnie i wróciła do jedzenia sałatki.<br />
<br />
Lily Luna zacisnęła ręce w pięści. Kłamie, kłamie, kłamie, mruczała wściekle pod nosem, ale wiedziała, że Rose by jej nie okłamała. Zresztą pasowało to do tego, dlaczego Lorcan nie był taki wylewny jeśli chodziło o spędzone wakacje w Egipcie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczuła, że coś piecze ją w gardle, więc wsadziła do buzi wielki kęs ziemniaka i z trudem powstrzymała łzy, które nagle napłynęły jej do oczu. Rose chyba to zauważyła, bo zrobiła zatroskaną minę i miała zamiar coś powiedzieć, ale Lily Luna warknęła wściekle, dając jej tym samym znać, aby się odczepiła.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy kolacja się skończyła, nadeszła pora na gwóźdź programu. Wujek Neville razem z wujkiem Rolfem ukryli w lesie wskazówki, które miały doprowadzić każdą z drużyn do skrzynki wypełnionej przepysznymi babeczkami babci Molly.<br />
<br />
Lily Luna miała najszczerszą ochotę nie brać w tym udziału, ale wiedziała, że to właściwie nie wchodziło w rachubę. Prędzej by ją zjedli niż na to pozwolili. Zgłosiła więc się do drużyny wujka George'a, bojąc się, że tato zaraz zauważy, w jakim jest stanie.<br />
<br />
Na nieszczęście wujek zgarnął do swojej drużyny również Rose. Weasley spoglądała na nią co chwilę zatroskanym wzrokiem, ale Lily Luna uparcie udawała, że tego nie widzi i stanęła obok Freda, który chyba nawet nie wiedział, co się właściwie dzieje, bo oczy miał wlepione w książkę. Oprócz nich w drużynie George'a była jeszcze Molly w wielkich czarnych okularach, ziewający co chwilę Albus no i Louis, który założył się z Jamesem, że to jego ich drużyna wygra.<br />
<br />
Hermiona stanęła przed nimi rozbawiona i wyciągnęła rękę do góry.<br />
<br />
- Na mój znak - zawołała. Po chwili z jej różdżki wydobyły się pomarańczowe iskry, a tato i wujek Ron pognali przed siebie, jak stado rozwścieczonych hipogryfów. Wujek George patrzył, jak szybko się oddalają i krztusił się ze śmiechu.<br />
<br />
- Wujku, ruszmy się! - zawołał Louis, ale George położył mu dłoń na ramieniu.<br />
<br />
- Spokojnie. W połowie drogi się zgubią i będą musieli zawrócić żeby odnaleźć wskazówki, które ominęli - odparł zadowolony. A potem ruszyli.<br />
<br />
George z czerwoną przepaską na czole i jakimś długim patykiem w ręku, szedł przez siebie opowiadając dowcipy. Molly, która na co dzień była dość irytującą osobą z wiecznie zmarszczonymi brwiami i ściągniętymi ustami, śmiała się z nich tak głośno, że musiała zasłaniać sobie buzię. Louis wypatrywał uważnie wskazówek, kręcąc głową wokół, jak szalony, a Fred szedł przed siebie nawet nie patrząc na drogę, przez co oczywiście kilka razy stuknął się w drzewo.<br />
<br />
Oczywiście była jeszcze Rose, która trzymała się z tyłu, jak ona. Widziała, że chce z nią pogadać, ale Lily Luna nie miała na to ochoty.<br />
<br />
Pierwszą wskazówką, którą odnaleźli, była strzałka wyryta na korze drzewa. Po oświetleniu różdżką zamigotała i wskazała na dół. Louis jednym szybkim machnięciem sprawił, że zakopana w ziemi malutka szkatułka znalazła się w jego rękach. Niecierpliwym ruchem wyjął ze środka karteczkę i głośno przeczytał:<br />
<br />
<i>Pierwsze kroki już są za wami. Teraz kierujcie się na północny-zachód i wypatrujcie błękitnego oka.</i> <br />
<br />
- Następnym razem do pisania wskazówek zatrudnijcie ciocię Hermionę. Wszyscy wiedzą, że wujek Rolf niesamowicie bazgrze - powiedział Louis, kręcąc z politowaniem głową.<br />
<br />
Następne dziesięć minut Lily Luna i reszta drużyny spędziła na przedzieraniu się przez drzewa i krzewy. Las robił się coraz bardziej gęsty, co spowodowało większą liczbę wypadków Freda. Gdy po raz kolejny wpadł na drzewo i nieźle walnął się w nos, postanowił schować książkę do plecaka. <br />
<br />
Wszyscy wypatrywali błękitnego oka. Nawet Lily, którą chcąc przestać myśleć o Lorcanie, zaczęła intensywnie przyglądać się drzewom.<br />
<br />
- Na pewno poszliśmy w dobrym kierunku? - zapytał po raz setny Louis.<br />
<br />
- Ile razy jeszcze zapytasz się oto samo? Przecież widzisz moją różdżkę i jak na razie wskazuje, że dobrze - odparła niecierpliwie Rose.<br />
<br />
- Fred, skoro tak uwielbiasz kryminały, mógłbyś nam pomóc znaleźć to głupie niebieskie oko - powiedziała chwilę później Lily Luna, widząc, jak jej kuzyn stoi oparty o drzewo i ziewa. Weasley wzruszył ramionami.<br />
<br />
- Już je znalazłem.<br />
<br />
Cała piątka spojrzała na miejsce, które wskazywał ręką. Miało kształt oka, a gdy spojrzeli na sam środek, zauważyli niebieskie kwiaty. Między nimi ukryta była kolejna wskazówka.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Lily obracała się wokół, mrużąc oczy. Trzeciej wskazówki mieli szukać w brzuchu wiedźmy i aby nie tracić czasu, postanowili się rozdzielić. Jeśliby im się udało, mieli dać znać, wysyłając fioletowy sygnał w niebo.<br />
<br />
Potterówna szła tak długo przed siebie aż całkowicie straciła orientację i zaczęła rozglądać się wokół, zastanawiając się, skąd przyszła.<br />
<br />
Wtedy właśnie usłyszała głośny trzask dochodzący zza swoich pleców. Przestraszona, podskoczyła do góry i nie myśląc długo rzuciła pierwsze zaklęcie, które przyszło jej do głowy.<br />
<br />
- Aua! Lily, chcesz mnie zabić, czy co? - zawołał Lorcan, wyskakując z krzaków. Potterówna spojrzała w jego stronę zaskoczona. Mogła trafić na każdego, ale nie, oczywiście, że to musiał być akurat Lorcan.<br />
<br />
- Och... Wybacz - mruknęła, chowając różdżkę. Scamander poprawił grzywkę i ruszył w jej stronę z uśmiechem.<br />
<br />
- James szaleje, boi się, że przegra ten zakład z Louisem i szuka wskazówek pod każdym kamieniem - powiedział ze śmiechem. Lily wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie. Próbowała zachowywać się normalnie, ale chyba coś jej nie wyszło, bo w pewnym momencie Lorcan zatrzymał się przed nią i rzucił jej pytające spojrzenie.<br />
<br />
- Powiesz mi co się stało, Lily?<br />
<br />
- Nic - mruknęła. Scamander objął ją ramieniem i uśmiechnął się szeroko.<br />
<br />
- Daj spokój, przecież widzę, że jesteś jakaś nie w sosie - powiedział. Lily zdjęła jego rękę ze swojego ramienia.<br />
<br />
- Obejmuj tą swoją nową przyjaciółkę, a nie mnie - warknęła, nie mogąc się powstrzymać. Lorcan spojrzał na nią zaskoczony.<br />
<br />
- Co? Skąd...<br />
<br />
- Rose mi o tym powiedziała. To przedziwne, że nie wspomniałeś mi o tym ani słowem, gdy pytałam o wakacje.<br />
<br />
- Daj spokój, Lily. To nie jest wcale tak, jak myślisz...<br />
<br />
- Och, tak? A skąd ty wiesz, co ja myślę? Zresztą możesz sobie darować, bo kompletnie mnie to nie obchodzi - odparła rudowłosa, przerywając mu i szybko ruszyła przed siebie.<br />
<br />
- Oczywiście - prychnął. - Ciebie obchodzi tylko czubek swojego własnego nosa - dodał ze złością, a potem odwrócił się na pięcie i zniknął między drzewami.<br />
<div style="text-align: center;">
<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rose z westchnieniem pokręciła głową, słysząc jak Louis znowu marudzi. Razem z Jamesem zakładali się chyba o wszystko - kto szybciej zje całą paczkę pączków babci Molly, kto zdobędzie więcej goli podczas gry w quidditcha, kto wywinie więcej numerów Filchowi. Wiedziała, że jeśli przegra, będzie marudził, jak dziecko, a tak się niestety złożyło, że Louis razem z Fleur i Billem mieli nocować w ich domu przez kilka kolejnych dni.<br />
<br />
Myśli Weasley szybko pognały jednak w kierunku Scorpiusa Malfoya. Wciąż ze ściśniętym sercem wspominała ich ostatnie spotkanie. Sądziła, że nie uda jej się na nie wymknąć - Lily ciągle wokół niej węszyła, poza tym miała wrażenie, że tato zaczął jej się coraz uważniej przyglądać, zupełnie jakby coś podejrzewał.<br />
<br />
Właściwie do ostatniej chwili miała zamiar zrezygnować. Napisać Scorpiusowi, że przyjechali goście i że nici z ich planów. Malfoy na pewno by to zrozumiał. Tylko, że w ten sposób Rose postąpiłaby jak prawdziwy tchórz. O Rose Stelli Weasley można było powiedzieć wiele rzeczy, ale nie to, że była tchórzem.<br />
<br />
Z nagłych rozmyślań wyrwał Rose wściekły ryk Lily Luny dobiegający z niedaleka. Weasley bez zastanowienia od razu pognała w kierunku skąd dobiegał.<br />
<br />
Potterówna wisiała jedną nogą przywiązana na linie do gałęzi drzewa. Próbowała z całej siły wyciągać rękę, aby uchwycić różdżkę, która leżała dokładnie pod nią, ale wisiała zbyt wysoko.<br />
<br />
- Cholerny James! Niech tylko ja cię dorwę w swoje ręce! - mruczała wściekle pod nosem. Rose wyjęła z kieszeni różdżkę i machnęła nią. Lily natychmiast została wyswobodzona z pułapki i opadła na ziemię.<br />
<br />
Lily Luna jęknęła, rozcierając sobie tyłek.<br />
<br />
- Nie mogłaś zrobić tego delikatniej? - mruknęła. Rose klasnęła w dłonie.<br />
<br />
- O proszę, czyżbyś nagle zaczęła się do mnie odzywać? - odparła pytaniem, a potem schowała różdżkę i ruszyła dalej przed siebie.<br />
<br />
- Hej, poczekaj! - zawołała Lily Luna, doganiając ją. Wciąż oczywiście była zła na Rose, ale miała dosyć przedzierania się przez te cholerne krzaki sama. Zresztą bała się, że znając swoje szczęście, znowu wpadnie na Lorcana.<br />
<br />
Rose nie poczekała, ale Lily Luna nie przejmowała się tym i ją dogoniła. Louis gdzieś się zapodział, więc zostały same.<br />
<br />
Kolejne fragmenty lasu pokonywały w niezręcznej ciszy. Obie były uparte i żadna z nich nie chciała odezwać się pierwsza i podać ręki. Ale Potter wiedziała, że tym razem to ona przesadziła. Wzięła głęboki wdech.<br />
<br />
- Rose... poczekaj - poprosiła. Weasley odwróciła się w jej stronę z rękami założonymi na biodrach. - Przepraszam za te moje szpiegowanie. Ale po prostu nie mogłam uwierzyć, że nic mi nie powiedziałaś! - zawołała, siadając na stojącym niedaleko pieńku. Rose westchnęła i szturchnęła ją łokciem w ramię, aby trochę się podsunęła.<br />
<br />
- Bo wiedziałam, jak zareagujesz, Lil. Pamiętasz nasz pakt, który zawarłyśmy w drugiej klasie? Żadnych facetów, a już na pewno żadnej miłości! - zaśmiała się, przypominając sobie ich slogan. - Zresztą... to Malfoy. Przecież wiem, że go nie cierpisz i byłam pewna, że będziesz próbowała wybić mi go z głowy. Problem w tym, że najzwyczajniej w świecie nie udałoby ci się. Bo ja... naprawdę go lubię. Ale masz rację, że powinnam ci mimo wszystko o tym powiedzieć. Jesteśmy w końcu przyjaciółkami - dodała, ciągnąc ją za rudy warkoczyk. - I wybacz mi za tą hipokrytkę, naprawdę nie miałam tego na myśli.<br />
<br />
- To nic, bo miałaś rację. Wkurzyłam się na ciebie, bo się zakochałaś, a przecież dokładnie zrobiłam to samo z Lorcanem. Ale chodziło mi też trochę o to, że wy zrobiliście jakiś krok w tym kierunku. A ja i Lorcan? Prawie... prawie pocałowaliśmy się na tej imprezie z okazji zakończenia roku szkolnego. Ale co z tego skoro stchórzyłam, a potem oboje uparcie udawaliśmy, że nic się nie stało. A teraz okazuje się, że poznał jakąś wakacyjną miłość i jest już za późno - jęknęła. Rose przytuliła ją do siebie.<br />
<br />
- Po pierwsze, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Lysander tylko mi o tym napomknął, ale nie wiemy, co tak naprawdę się stało podczas tych wakacji. Chyba naprawdę nadszedł czas na to żebyście poważnie porozmawiali. Nie uważasz?<br />
<br />
- Och, dlaczego musisz być taka mądra, co? - mruknęła niechętnie Lily Luna, ale przyznała Rose rację. Obiecała sobie, że jak tylko skończy się to wszystko, zapyta Lorcana o tę dziewczynę i nie będzie zachowywać się, jak wariatka.<br />
<br />
- No chyba sobie żartujecie! Teraz was na pogaduszki zebrało?! - zawył nagle obok nich Louis. Zaraz obok niego biegła zdyszana Molly, okulary podskakiwały na jej nosie przy każdym jej kroku.<br />
<br />
- Hej, co się dzieje? - zapytała Lily Luna natychmiast podnosząc się na nogi. Louis machnął rękę, aby ruszyły za nimi.<br />
<br />
- Znaleźliśmy tą wiedźmę. To była zwykła kukła ze słomy. W środku był ten kluczyk i karteczka żeby wracać się na miejsce startu. Ale James i wujek Ron musieli nas śledzić, bo jak tylko zobaczyli, że odnaleźliśmy ostatnią wskazówkę, zaatakowali nas! Wujek George i Fred zostali, aby nas osłonić, więc teraz nadzieja na wygraną leży w naszych rękach! - krzyczał Louis, gdy Rose, Lily i Molly biegły za nim.<br />
<br />
Jak dla Lily Luny, Louis zdecydowanie zbytnio dramatyzował. To była tylko zabawa. Ale zmieniła zdanie, gdy za sobą zobaczyła galopującego swojego najstarszego brata. James przypominał wściekłego hipogryfa.<br />
<br />
- James nas dogania!!! - ryknęła. Ich bieg trwał już trochę i wszyscy byli już zasapani. Molly z każdym kolejnym krokiem zaczynała być coraz bardziej w tyle. Dopingujące krzyki nie pomagały, Lily zdążyła jeszcze zobaczyć, jak Albus coś do niej mówi.<br />
<br />
Louis również zaczynał poruszać się coraz wolniej. Był cały czerwony z wysiłku, a ręce zaciskał tak mocno, że pobielały mu knykcie. Zaczął rozglądać się do tyłu za Jamesem, ale nigdzie go nie widział. I wtedy kuzyn pojawił się z jego prawej strony i rzucił się na niego z głośnym rykiem.<br />
<br />
- Nie! - wrzasnął Louis i zanim James na niego natarł, rzucił kluczyk prosto w ręce Rose.<br />
<br />
James Potter był chwilowo zajęty, ale za plecami Lily i Rose pojawiła się kolejna grupa osób. Obie biegły tak szybko, jak tylko mogły, zręcznie uchylając się przed wystającymi gałęziami. Ale zaczął doganiać je ktoś inny. Ron Weasley.<br />
<br />
- Mój tata jest za nami! - rzuciła Rose. - Trzymaj ten kluczyk i biegnij, na pewno ruszy za mną, więc kupię ci trochę czasu - wyjaśniła. Lily Luna kiwnęła głową. Przez chwilę jeszcze biegły obok siebie, a potem Weasley gwałtownie skręciła i wujek Ron pobiegł za nią.<br />
<br />
Lily złapała łapczywie powietrze i zaczęła biec jeszcze szybciej. Ogólnie rzecz biorąc wiedziała, że poranek następnego dnia nie będzie zbytnio przyjemny. Spodziewała się straszliwych zakwasów. O ile oczywiście uda jej się dobiec na tą cholerną polanę i nie wypluć sobie przy okazji płuc.<br />
<br />
Jej najstarszy brat jakimś cudem zdołał nadrobić dystans, jaki mieli między sobą i teraz praktycznie deptał jej po piętach. Jeszcze chwila, a ją złapie.<br />
<br />
<i>No dalej, Potter</i>, pomyślała z zaciśniętymi mocno zębami. <i>Jeśli uda ci cię tam dobiec to na pewno wszystko z Lorcanem jakoś się ułoży. </i><br />
<br />
Motywacja Lily okazała się całkiem przydatna. Z nieokrywaną radością wybiegła z lasu i dotarła na metę, którą wyznaczała ciotka Fleur i jej mama. Wujek Krum, ciocia Angelina, Hermiona, Dominique z dobrze widocznym ciążowym brzuchem, i cała reszta, która została na polanie i nie brała udziały w wyścigu, biła brawo. James tymczasem złapał się za głowę i opadł z rozpaczą na trawę. Lenny Warbeck, jego dziewczyna, chciała go jakoś pocieszyć, ale nie mogła przestać się śmiać.<br />
<br />
Kilka minut zajęło nim wszyscy dotarli na polanę. Louis, świadomy, że dotarcie Lily na metę oznaczało wygranie zakładu z Jamesem, rzucił się na nią i zaczął ją ściskać i całować, jak szalony. Wujek George prężył muskuły w stronę rozbawionej cioci Angeliny. Natomiast Molly, Rose i Fred z zachwytem rzucili się, aby otworzyć kufer i położyć ręce na nagrodzie - przepysznych babeczkach babci Molly.<br />
<br />
Lily Luna odeszła kawałek na bok i upadła na trawę kompletnie wyczerpana.<br />
<br />
- Biegłaś, jak błyskawica, wiesz? - usłyszała w pewnym momencie, tuż nad sobą, głos Lorcana. Zaśmiała się w odpowiedzi.<br />
<br />
- Jutro naprawdę będę tego żałować. Już teraz wszystko mnie boli, nawet nie chcę myśleć, co będzie jutro - westchnęła pokazując mu, aby usiadł obok niej.<br />
<br />
- Wiesz, ja... Przepraszam za to, jak zachowałam się wcześniej. Nie dziwię się, że nie chciałeś mi nic powiedzieć, ja naprawdę zachowuję się, jak wariatka - westchnęła. Lorcan pokręcił głową.<br />
<br />
- W porządku. Sam się nie popisałem. Powinienem wspomnieć o Shirze, a nie robić z tego jakąś tajemnicę. Zresztą to było jasne, że Lysander prędzej czy później wszystko wypapla. Ale po prostu... sam właściwie nie wiem, co sobie myślałem. Chcę tylko żebyś wiedziała, że kilka razy pozwiedzaliśmy razem miasto i to wszystko. Nic więcej między nami nie było - powiedział, patrząc jej w oczy. Przez chwilę milczał, a potem zapytał. - Powiesz mi dlaczego tak cię to wkurzyło?<br />
<br />
Lily Luna przełknęła ślinę.<br />
<br />
- Sam wiesz, jesteśmy przyjaciółmi i... i... - język całkowicie się jej zaplątał. Był tak blisko, że prawie stykali się nosami.<br />
<br />
- I co? - zapytał Lorcan, uśmiechając się szeroko. W jego policzkach automatycznie pojawiły się dołeczki, które dodawały mu uroku. Lily Luna jęknęła w myślach. Przez chwilę jeszcze miała ochotę uciec, zupełnie tak, jak dwa miesiące temu. Próbowała robić listę argumentów, ale nie była w stanie wymyślić żadnego sensownego, więc dała w końcu za wygraną.<br />
<br />
- I to - nie czekając dłużej, pocałowała go.<br />
<br />
Siedzieli w takim miejscu, że gdyby ktoś zainteresował się ich zniknięciem i zaczął ich szukać, z pewnością zauważyłby, co robią.<br />
<br />
Ale... szczerze mówiąc mieli to w nosie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>________________________________</b></div>
<span style="font-size: x-small;">Bardzo stara miniaturka, którą udało mi się dokończyć i to jeszcze podczas tegorocznych ferii! Mam nadzieję, że się spodoba. :)</span></div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-35801300855067527382018-06-08T12:25:00.001+02:002020-11-29T18:52:56.324+01:00[18] Zaprzeczenie<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZckryJbghcjEg1mGbQK8fsI5DUye27jmrMI3g6HCcPkmVdp_0cfGjeq8pzzJkHkj5pqkvqSnhwlpcShfS8hAj4jy2ZjZfejWSGsgJlAUzfK43RpBubaS3syUZTKucd5hxHKtw00FFT7bB/s1600/Avada_kedavra.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="490" data-original-width="938" height="208" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZckryJbghcjEg1mGbQK8fsI5DUye27jmrMI3g6HCcPkmVdp_0cfGjeq8pzzJkHkj5pqkvqSnhwlpcShfS8hAj4jy2ZjZfejWSGsgJlAUzfK43RpBubaS3syUZTKucd5hxHKtw00FFT7bB/s400/Avada_kedavra.png" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Postać: </b>George Weasley</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> taka mini-miniaturka</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>~</b><br />
Ból po stracie jest tak silny, jak silna była więź.<br />
<b>Julian Barnes</b><br />
<b><br /></b></div>
</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Najgorsze było to, że wciąż czekał.<br />
<br />
Za każdym razem, kiedy spoglądał na drzwi, miał nadzieję, że Fred się w końcu w nich pojawi. Że zaraz wbiegnie do pokoju i zacznie opowiadać o jakimś nowym genialnym pomyśle, który wpadł mu do głowy.<br />
<br />
Jego serce wciąż nie chciało pojąć tego, co się stało. To właśnie dlatego nie poszedł na pogrzeb. Udawał głuchego, kiedy rodzice, Ron, Ginny i reszta jego rodzeństwa, błagała go pod drzwiami, aby je otworzył i z nimi porozmawiał.<br />
<br />
Ale George nie chciał ich słuchać.<br />
<br />
Nie chciał widzieć, jak płaczą, jak mówią, że wszystko w końcu się ułoży. Chciał dalej żyć w iluzji, łudzić się, że w końcu Fred wbiegnie przez te drzwi i wszystko będzie tak jak dawniej.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tylko że on wciąż się nie pojawiał.<br />
<br />
To Fred odszedł, ale wydawało się...</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">...jakby George umarł razem z nim. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>__________________________</b></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;">To miała być długaśna, angstowa miniaturka, do której napisałam ten fragmencik dawno temu. Ale jako że od miesięcy nie umiem nic z siebie więcej wykrzesać, zostawiam ją w ten sposób. </span></div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-36489596535800443342018-02-04T21:31:00.001+01:002018-10-10T22:24:55.009+02:00[17] Nie jesteśmy sami <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOIeQ6l-4tPryplXHnNJnTG-aNnrDoBGFN1AmazNMTkU44bq5Vc4XI4kxpwR1E6xsKmFgd1a-d7c6M1uiPc0WmVKZHIvAwGzBNvEgzjKY9nhsjFFH_ygPlviCxgn4Hds8JuKau0MpRu3i7/s1600/zdjecie.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="415" data-original-width="982" height="168" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOIeQ6l-4tPryplXHnNJnTG-aNnrDoBGFN1AmazNMTkU44bq5Vc4XI4kxpwR1E6xsKmFgd1a-d7c6M1uiPc0WmVKZHIvAwGzBNvEgzjKY9nhsjFFH_ygPlviCxgn4Hds8JuKau0MpRu3i7/s400/zdjecie.png" width="400" /></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Postacie: </b><span style="text-align: center;">Hermiona Granger i Neville Longbottom</span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka</div>
</div>
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div style="text-align: center;">
przecież wiesz, że kiedy jestem z tobą</div>
<div style="text-align: center;">
nic mi nie grozi</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.cytaty.info/mysl/przeciezwieszzekiedy.htm">pheoniks</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona poprawiła granatową, długą suknię, upewniając się tym samym, że nie uległa zniszczeniu podczas teleportacji i powoli ruszyła w stronę bramy domu Lovegoodów. Tego dnia ich dom wyglądał chyba jeszcze bardziej dziwnie niż zazwyczaj, chociaż mogła być to zasługa remontów, które Luna i Ksenofilus prowadzili od zakończenia Wojny. Przypominał Hermionie choinkę, którą zawsze z rodzicami ozdabiała tysiącami bombek i długimi łańcuchami. Na dodatek wokół niego unosiły się kolorowe balony, które sprawiały wrażenie jakby się ścigały.<br />
<br />
Granger przeszła przez bramę i ruszyła w stronę ogrodu, w którym stała wielka biała altana. Tuż przed nią, po obu stronach stały rozłożone rzędy krzeseł. Goście zajmowali powoli swoje miejsca, przez co w ogrodzie Lovegoodów panował niemały gwar. Hermiona szybko wypatrzyła z tłumu Ginny. Wyglądała pięknie w zielonej sukience do kolan i z rozpuszczonymi włosami.<br />
<br />
- Hermiono! Jesteś nareszcie! - powiedziała uradowana, całując ją na przywitanie w oba policzki.<br />
<br />
- Mam nadzieję, że nie czekacie tylko na mnie? Miałam nagły wypadek w pracy i mogłam wyrwać się dopiero dwie godziny później niż planowałam - wyjaśniła Granger. Ginny pokręciła głową ze śmiechem.<br />
<br />
- Nie martw się. Wciąż jeszcze nie ma kilku osób ze strony pana młodego, więc nie jesteś ostatnia - powiedziała uspokajająco Ginevra, łapiąc ją za dłoń i prowadząc w stronę domu Lovegoodów. - Chodź, obiecałam Lunie, że jak tylko przyjdziesz, natychmiast cię do niej zaprowadzę - dodała.<br />
<br />
Chwilę później Ginny otworzyła wielkie czarne drzwi z kołatką w kształcie orła i gestem nakazała jej pójść za sobą. Hermiona nieźle zmęczyła się wspinaniem po spiralnych schodach, które zdawały się nie mieć końca. Na szczęście w pewnym momencie w końcu dotarły na górę i stanęły w pokoju krukonki.<br />
<br />
Luna siedziała na krześle z rękami złożonymi na kolanach. Na widok Hermiony poderwała się do góry i z szerokim uśmiechem na ustach ruszyła w jej stronę. Złociste włosy miała związana w wymyślne warkocze, które łączyły się w całość, tworząc coś na kształt korony. Suknia w kolorze kości słoniowej miała niezliczoną ilość frędzli, a gdy Luna rozłożyła ręce by ją uściskać, Hermiona miała wrażenie, że oplotła ją skrzydłami.<br />
<br />
- Bardzo cieszę się, że tu jesteś, Hermiono! - zawołała zarumieniona przytulając ją do siebie. Pachniała tym co zawsze - delikatnymi kwiatami i słodką wonią miodu.<br />
<br />
Granger uśmiechnęła się. Naprawdę cieszyła się, że została poproszona przez Lovegood, aby została jej druhną. Po Wojnie załapały jeszcze lepszy kontakt niż podczas nauki w Hogwarcie. Hermiona, po tym wszystkim, co się stało, czuła, że jej ciało zostało całe, ale duszę rozerwano na tysiące pojedynczych kawałeczków. Miała ochotę całymi dniami siedzieć w starym fotelu w swoim rodzinnymi domu i nie wyglądać nosa poza niego. Wtedy właśnie Ginny wyciągnęła ją na spotkanie z Luną na Pokątnej. Hermiona do tej pory pamiętała jej roześmianą twarz i błyszczące niebieskie oczy, gdy poderwała się z krzesła na którym siedziała w malutkiej kawiarence. To właśnie to ją uderzyło najbardziej - jej radość. Luna Lovegood przeżyła tak wiele... I wcale się nie zmieniła. Wciąż pozostałą tą samą zwariowaną dziewczyną z rozmarzonym spojrzeniem i łabędzim piórem wetkniętym za ucho. Pokazała jej, że po tym wszystkim, co przeżyli, można żyć dalej. I że wcale nie musi być to życie owiane smutkiem.<br />
<br />
- Uwierz mi Luno, ja również - odparła Hermiona uśmiechając się szeroko, gdy w końcu się od siebie oderwały. Następnie obie usiadły na niewielkiej kanapie w bordowym kolorze, do której przyszytych było mnóstwo kolorowych łatek.<br />
<br />
Luna zaczęła natychmiast opowiadać jej o przygotowaniach do ślubu i o tym, jak razem z Ksenofiliusem i Rolfem ozdabiali dom. Hermiona przez cały ten czas słuchała jej z szerokim uśmiechem.<br />
<br />
Właśnie tak wyglądało szczęście.<br />
<br />
Luna Lovegood była dla niej jego uosobieniem.<br />
<br />
- Jak to robisz? Wcale nie wyglądasz jakbyś się denerwowała - zapytała. Luna obdarzyła ją wesołym uśmiechem.<br />
<br />
- Nie mam powodu, aby się denerwować, Hermiono. Wychodzę za mąż za mężczyznę, z którym chcę spędzić resztę życia. Nie mogłabym być bardziej szczęśliwa.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona oddaliła się powoli od tańczącej pary młodej i ruszyła w stronę ogrodów Ksenofiliusa. Po drodze ze śmiechem zorientowała się, że wiele z kwiatów ma do łodyżek przyczepione czerwone kokardki.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Granger znalazła sobie miejsce nieco oddalone od reszty i usiadła wygodnie na trawie, zdejmując przy okazji buty. Następnie oparła się wygodnie rękami o ziemię i zamknęła powieki.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miała pojęcia ile czasu minęło, nim usłyszała znajomy głos dochodzący z niedaleka.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Neville? - rzuciła zaskoczona, otwierając oczy. Longbottom uśmiechnął się szeroko. To rzeczywiście był on, we własnej osobie, zmierzający w jej stronę. Miał na sobie czarny garnitur, a pod szyją wielką granatową muchę.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona poderwała się, aby go uściskać. Nie widziała go od wielu miesięcy. Oboje byli zbyt zajęci pracą, ona - w Departamencie, a on - w Hogwarcie, gdzie nauczał jako profesor Zielarstwa.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapuściłeś brodę? - zapytała ze śmiechem Hermiona gładząc ręką jego policzek. Neville wyszczerzył zęby w uśmiechu.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Z początku zrobiłem to z braku czasu na cokolwiek, ale ostatnio doszedłem do wniosku, że nawet nieźle w niej wyglądam - odparł na pytanie, ciągnąc ją za rękę, aby usiedli.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd wiedziałeś, że tu będę?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ginny widziała, jak się wymykasz, a skoro w ogóle nie tańczyłem, kazała mi cię znaleźć - powiedział. Hermiona westchnęła.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No tak, nic jej nie umknie. Ale mów co słychać w Hogwarcie! Jak dzieciaki? I profesor McGonagall? Koniecznie musisz ją ode mnie pozdrowić<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, wciąż wiele rodziców decyduje się na lekcje prywatne dla swoich dzieci niż nauczanie w Hogwarcie. Ale nie dziwię im się. Przeżyli piekło, zamartwiając się o swoje pociechy. Nie jest jednak tak źle, jak myśleliśmy, że będzie na początku. A co do dzieciaków... Są naprawdę w porządku! Gdy podjąłem pracę jako nauczyciel, nie miałem pojęcia, jak sobie z nimi poradzę. Ale na szczęście wszystko ułożyło się samo. I wiesz, naprawdę uwielbiam z nimi pracować. Rzecz jasna zdarzą się wyjątki, chociaż może nie tak drastyczne jakim był Malfoy, albo uparciuchy ciągle łamiące regulamin, tak jak ty, Harry i Ron, ale... Jest dobrze - zakończył z uśmiechem Neville. - A co u ciebie? Ostatnio w Proroku Codziennym rozpisywali się o twoim awansie. Nawet nie wiesz jaki Hagrid był dumny, gdy zobaczył twoje nazwisko na pierwszej stronie. Przez całe śniadanie czytał ją na głos w Wielkiej Sali - powiedział ze śmiechem Neville.<br />
<br />
Hermiona otworzyła z zaskoczeniem buzię.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie mówisz poważnie? - zapytała, ale mina Longbottoma mówiła za siebie. Zaczęła się śmiać, myśląc o ukochanym Hagridzie i o tym, jakie gromy musiała rzucać mu spod oczu McGonagall, gdy czytał Proroka.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest w porządku. Ginny oczywiście narzeka, że za dużo siedzę w papierach, ale ja to lubię - odparła zakładając pasemko włosów za ucho. Neville kiwnął głową.<br />
<br />
- I jesteś w tym najlepsza - dodał z uśmiechem rozkładając się wygodnie na trawie.<br />
<br />
Hermiona przyjrzała mu się dokładnie.<br />
<br />
- Jak sobie z tym radzisz, Neville? - zapytała szeptem.<br />
<br />
- Z czym? - odparł, choć doskonale wiedział, co ma na myśli. Byli na ślubie Luny Lovegood. Luny Lovegood, która jeszcze trzy lata temu była całym jego światem.<br />
<br />
- Chyba nie najgorzej - westchnął. Hermiona położyła się na trawie obok i delikatnie ścisnęła go za rękę.<br />
<br />
- Możesz mi powiedzieć, Neville - zapewniła go. Longbottom spojrzał jej prosto w oczy.<br />
<br />
- Ja... Nie wiem, Hermiono. Z całego serca chcę, aby była szczęśliwa i cieszę się, że w jej życiu pojawił się Rolf. On był gotowy zrobić to czego ja nie mogłem. Oboje wiemy, jaka jest Luna. Zawsze była szalona, rwała się do zwiedzania nieznanego. Ale ja... Nie lubię włóczyć się po świecie i szukać, czegoś czego nie ma - odparł cicho.<br />
<br />
- Rozumiem cię. Ale serce nie sługa, prawda? - rzuciła myśląc o Ronie. Gdy się rozstali, nie sądziła, że tak trudno będzie jej żyć bez niego i poskładać swoje życie od nowa.<br />
<br />
- I oto jesteśmy, oboje ze złamanymi sercami - westchnął Neville patrząc na Hermionę. - Nie mamy chyba szczęścia w miłości - dodał, co Granger skwitowała kiwnięciem głowy.<br />
<br />
- To prawda, chyba nie mamy. - Po tych słowach oboje umilkli, wpatrzeni w gwiazdy.<br />
<br />
Nie mieli pojęcia ile czasu minęło, gdy usłyszeli spokojną piosenkę dochodzącą z namiotu, gdzie znajdowali się wszyscy goście. Neville podniósł się powoli na nogi i ukłonił przed Hermioną.<br />
<br />
- Mogę cię prosić do tańca? - zapytał. Granger zaśmiała się.<br />
<br />
- Daj spokój...<br />
<br />
- Och, no nie daj się prosić. Powinniśmy zatańczyć chociaż raz. To w końcu wesele, prawda? - rzucił. Hermiona opierała się jeszcze przez chwilę, ale w końcu dała się namówić. Z pomocą Longbottoma stanęła na nogi i położyła ręce na jego ramionach.<br />
<br />
I to właśnie wtedy, w swojej obecności, tańcząc do ledwie słyszalnej muzyki w ogrodzie Ksenofiliusa Lovegooda, poczuli, że może nie wszystko jest jeszcze stracone.<br />
<br />
Neville okręcił nagle Hermionę, tak, że straciła równowagę. Na szczęście natychmiast ją złapał, dzięki czemu Granger uniknęła wypadku. Oboje wybuchnęli nagle gwałtownym śmiechem, ciesząc się, że ten wieczór, jest bardziej znośny niż się tego spodziewali.<br />
<br />
- Neville! Hermiona! Gdzie żeście się podziali?!- usłyszeli nagły krzyk Ginny, dobiegający z niedaleka.<br />
<br />
Longbottom złapał Granger za rękę.<br />
<br />
- Czas wracać - powiedział.<br />
<br />
Ale jej dłoni nie puścił.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Hermiona chodziła ze złością po całym domu, przeszukując wszystkie kąty w poszukiwaniu różdżki. Nie miała pojęcia jak to się stało, że ją zgubiła - zawsze trzymała ją blisko siebie. Bez niej czuła się jak bez ręki, a na dodatek za godzinę musiała wychodzić. Obiecała Ginny, że wpadnie do niej i Harry'ego na kolację. Oboje nie chcieli, aby w weekend siedziała sama. Oczywiście Hermiona mogłaby się z tego wywinąć, ale w ostatnich miesiącach robiła to tak często, że Ginevra nie wierzyła w żadne jej wymówki.<br />
<br />
Granger jęknęła z rezygnacją stając na środku pokoju. Miała na sobie gruby wełniany sweter, choć w domu wcale nie było zimno. Od rana męczył ją ból głowy, ale Hermiona nawet nie chciała myśleć o tym, że bierze ją przeziębienie. Nienawidziła być chora - czuła się wtedy jak dziecko. A Hermiona nie chciała być już nigdy więcej bezbronna. Nie po torturach Bellatrix Lestrange, które wciąż śniły jej się po nocach.<br />
<br />
Hermiona założyła pasemko brązowych włosów za ucho.<br />
<br />
- Myśl, Granger. Gdzie mogła się podziać ta różdżka? Przecież sama się nie schowała - mruczała pod nosem Hermiona, układając poduszki na kanapie, gdy w jej mieszkaniu rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka od drzwi. Zaskoczona, natychmiast ruszyła, aby je otworzyć, zastanawiając się po drodze kto to może być. Nie spodziewała się żadnych gości, zresztą mało kto ją odwiedzał.<br />
<br />
- Neville? - zapytała zaskoczona Hermiona, widząc Longbottoma stojącego za drzwiami. Jego włosy były powywijane we wszystkie strony, zapewne przez wiatr, który wiał tego dnia uporczywie. - Proszę, wejdź. Przepraszam za ten bałagan. Przez pół dnia szukam różdżki i jak na złość, nigdzie nie mogę jej znaleźć... - zaczęła przepraszającym tonem.<br />
<br />
Neville zaśmiał się.<br />
<br />
- Wiesz Hermiono, chyba wiem dlaczego... - powiedział wskazując na Krzywołapa, który podreptał zaraz za nim. W swoim pyszczku trzymał nic innego, jak różdżkę Hermiony, przy okazji machając swoim rudym ogonem, jakby wykonał kawał dobre roboty.<br />
<br />
- Krzywołap! - zdołała wydusić z siebie tylko Granger, nie mogąc uwierzyć, że jej własny kot wyniósł z domu jej różdżkę. - Neville, gdzie go znalazłeś?<br />
<br />
- Właściwie to... zobaczyłem jak wałęsa się po uliczkach Hogsmead - odparł drapiąc się po głowie. Hermiona spojrzała na niego z zaskoczeniem.<br />
<br />
- Ale... ale jak? - wydusiła z siebie. A potem spojrzała ze złością na swojego kota. Miała zamiar wygłosić mu naprawdę długą pogadankę na temat jego zachowania, ale zamiast tego z jej gardła wydobył się tylko kaszel.<br />
<br />
Krzywołap zamiauczał z zadowoleniem, co w uszach Hermiony zabrzmiało, jak śmiech.<br />
<br />
- Och, poczekaj no tylko, niech ja cię złapię! - krzyknęła ze złością gryfonka. Zanim jednak do tego doszło, Neville złapał Hermionę za ramiona i powoli popchnął ją w kierunku kanapy.<br />
<br />
- To może poczekać. A teraz powinnaś się wygrzać, bo jesteś chora, Hermiono - powiedział Longbottom przykrywając ją puchatym, siwym kocem. Granger pokręciła gwałtownie głową.<br />
<br />
- Nie, nie jestem, naprawdę Neville... - zaczęła obronnym tonem. Nie dokończyła jednak zdania, ponieważ z jej gardła dobył się kaszel. Gryfon uniósł brwi do góry i posłał jej spojrzenie typu <i>a nie mówiłem?.</i><br />
<br />
- Przestań - rzuciła sucho Hermiona odrzucając koc i wstając. Neville złapał ją za rękę.<br />
<br />
- Wiem... Wiem, że nienawidzisz czuć się bezbronną. Uwierz mi, że ja też. Ale dzisiaj możesz sobie pozwolić na chwilę odpoczynku i przestać walczyć. Ja będę przy tobie. I będę cię chronił, dobrze? - zapytał cicho, patrząc jej prosto w oczy.<br />
<br />
Hermiona przełknęła ślinę.<br />
<br />
- Obiecujesz? - wyszeptała cicho spękanymi ustami.<br />
<br />
- Obiecuję - odparł Neville z uśmiechem i powoli pociągnął ją na kanapę. Hermiona ułożyła się na niej wygodnie, czując, jak jej powieki same się zamykają.<br />
<br />
Kilka godzin później, gdy Hermiona zbudziła się, wciąż czuła, jak Neville trzyma ją za rękę. Gdy spojrzała na niego, zobaczyła jak szeroko się uśmiecha. Przez cały ten czas nie odstąpił jej nawet na krok.<br />
<br />
- Wciąż tutaj jesteś... - szepnęła Hermiona zachrypniętym głosem. Neville uśmiechnął się szeroko.<br />
<br />
- Masz rację. I nigdzie się nie wybieram.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>______________________</b></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
Witam każdą duszyczkę, która to właśnie czyta! Ostatni post opublikowałam w grudniu... 2015r. Sporo czasu minęło, co? Ciężko jest z tą moją weną. Czasami była i miałam nadzieję, że wrócę, ale potem szybko uciekała i nic nie wychodziło z moich planów. </div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie kończy się pierwszy tydzień moich ferii i trochę poprzeglądałam swoje stare miniaturki. Ta była już dawno skończona, więc postanowiłam, że ją opublikuję, bo stanowczo zbyt długo zalegała mi w wersjach roboczych. Szczerze mówiąc, kiedy ją czytam to mam wrażenie, że czegoś w niej brakuje. Że coś mogłabym jeszcze dopisać. Ale nie przychodzi mi do głowy żaden pomysł, więc zostawiam ją w ten sposób. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chcę mówić, że wróciłam, bo szczerze mówiąc, nie wiem. </div>
</div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-30985948806071706282015-12-26T01:42:00.000+01:002018-09-21T21:08:13.846+02:00[16] Blask Gwiazd<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitchEYMasU-EsCZiWeuOif6wRrXrK0Vrb_WiFsYWRWDyLR0_tJzhAEcqsoppuQW3HnsCWFjVTLIRb9SqPevzji1kVoOgpo7yOV9LmeOHAyR1TlTLfVR8CILaG8HpP1S69YF_veS80Z5BUa/s1600/original.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="637" data-original-width="1280" height="198" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitchEYMasU-EsCZiWeuOif6wRrXrK0Vrb_WiFsYWRWDyLR0_tJzhAEcqsoppuQW3HnsCWFjVTLIRb9SqPevzji1kVoOgpo7yOV9LmeOHAyR1TlTLfVR8CILaG8HpP1S69YF_veS80Z5BUa/s400/original.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/postacie: </b>Frank Longbottom i Alicja Maryland</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka, one-shot</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div style="text-align: center;">
Dobry człowiek jest jak małe światełko. Wędruje poprzez mroki naszego świata i na swojej drodze zapala zgaszone gwiazdy. </div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<b>Phil Bosmans</b></div>
</div>
</div>
<br />
<br />
Śmierć Emmy była dla Howarda wielkim ciosem. To właśnie dlatego podjął decyzję, aby przeprowadzić się wraz z pięcioletnią Alicją do małego miasteczka położonego na terenie północnej Anglii. Mieszkała tam kuzynka Emmy, która po jej śmierci obiecała, że będzie zajmować się Alicją, gdy Howard będzie wykonywał misje dla Ministerstwa Magii.<br />
<br />
Pierwsze miesiące były najtrudniejsze. Mała płakała, wołając, że chce do mamy. To było w tym wszystkim najgorsze. Jak wytłumaczyć małemu dziecku, że mamy już nie ma? Że już nigdy więcej nie weźmie jej na ręce? Nigdy więcej jej nie pocałuje, gdy upadnie i zrobi sobie siniaka? Nie przeczyta ulubionej bajki o Czarodzieju Króliczku?<br />
<br />
Wtedy wpadł na pomysł, aby użyć różdżki. Zaczął wystrzeliwać z niej różnokolorowe iskierki. Sprawiał, że latały po całym pokoju, łącząc się w kwiatki i wesołe buźki. Alicja była tak podekscytowana tym widokiem, że mocno wyciągała przed siebie rączkę, chcąc złapać jedną z pomarańczowych iskierek.<br />
<br />
To właśnie wtedy, patrząc na śmiejącą się Alicję, uśmiechnął się po raz pierwszy od śmierci Emmy.<br />
<br />
Zbliżał się powoli wieczór. W salonie czuć było zapach kolacji, którą Howard przygotowywał w kuchni. Zawsze zostawiał drzwi otwarte, dzięki czemu bez problemu mógł tylko odwrócić głowę i zorientować się, czy Alicja nadal grzecznie bawi się swoim misiem.<br />
<br />
Miał już podawać do stołu, kiedy po domu potoczył się dźwięk pukania do drzwi. Howard zmarszczył brwi. Nie spodziewał się tego wieczoru nikogo. Oczywiście mogła być to Sylvia, kuzynka Emmy, ale przecież rozmawiali dzień wcześniej i Howard mówił jej, że cały następny tydzień urlopu ma zamiar poświęcić Alicji.<br />
<br />
- Kochanie, weź misia i idź na górę, dobrze? Zaraz przyjdę i zjemy kolację, a potem się pobawimy, tak jak ci obiecałem - poprosił Howard. Alicja przycisnęła misia do piersi i bez większego sprzeciwu ruszyła po schodkach na górę. Kiedy zniknęła mu z oczu, Howard wyjął z kieszeni różdżkę.<br />
<br />
Alicja chciała o coś zapytać, ale widząc świecącą różdżkę w ręku swojego ojca, schowała się za ścianą i lekko wychyliła głowę. Uwielbiała, gdy tato bawił się nią, pokazując jej różne sztuczki. Obiecał jej nawet, że gdy tylko będzie miała jedenaście lat, dostanie własną różdżkę. Ale zanim to nastąpi, miało minąć jeszcze trochę czasu, a Alicja bardzo chciała zobaczyć jak tato znowu wyczarowuje za jej pomocą te przepiękne kolorowe iskierki.<br />
<br />
Howard otworzył powoli drzwi. Palce miał zaciśnięte mocno na różdżce. Lata pracy jako auror w Ministerstwie Magii sprawiły swoje. Poza tym od jakiegoś czasu w czarodziejskim społeczeństwie krążyły plotki o czarnoksiężniku mordującym mugoli i ich sympatyków. Nikt tak naprawdę nie wiedział kim jest, choć krążyły plotki jakoby kazał mianować się Lordem, ale większość zapewne nawet w niego nie wierzyła. Howard Maryland był innego zdania. W przeciągu ostatnich dwóch lat na jego biurko trafiło około trzydziestu nierozwikłanych spraw, pozornie nie mających nic ze sobą wspólnego. Tylko że większość z nich dotyczyła brutalnych tortur i śmierci mugoli, a także kilku czarodziei, którzy znani byli ze swojej sympatii do istot poza magicznych. Oczywiście, mógł to być tylko przypadek... Ale Howard Maryland nie wierzył w przypadki.<br />
<br />
Po otworzeniu drzwi, chwilę zajęło mu nim jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności panującej na zewnątrz. Wyglądało jednak na to, że nikt nie pukał, więc Howard z ulgą zamknął drzwi, a potem ruszył powoli do pokoju Alicji, która zdążyła chwilę wcześniej szybko wskoczyć na swoje łóżko.<br />
<br />
- Wciąż jesteś głodna, mała? - zapytał z uśmiechem. Alicja kiwnęła gwałtownie głową, przez co jej włosy wydostały się ze starannie zrobionego kucyka.. Jak strzała wyskoczyła z łóżka i pogalopowała na dół a zaraz za nią Howard z szerokim uśmiechem na ustach.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *<br />
<br /></div>
<div>
- Nie denerwuj się, Alicjo. Jestem pewien, że się dostałaś - powiedział Howard spoglądając na swoją córkę z dumnym uśmiechem. Prawie trzydzieści lat temu, on również zdenerwowany chodził po całym domu, niemalże pewny, że oblał egzaminy końcowe, decydujące o jego karierze aurorskiej.<br />
<br /></div>
<div>
- A co jeśli nie? Zrobiłam głupotę na tym teście, zamiast użyć oszałamiacza na jednego z tych, którzy na mnie wyskoczyli, oblałam go wodą... Tato oblałam go wodą! - mruknęła z paniką.<br />
<br /></div>
<div>
- Daj spokój, przecież cię nie obleją przez taką głupotę. Poza tym... No, to było bardzo pomysłowe - odparł prawie krztusząc się ze śmiechu.<br />
<br /></div>
<div>
- Dzięki, tato - mruknęła ze złością Alicja nakładając na stopy czarne pantofelki. Howard podszedł powoli do niej i przytulił ją mocno do siebie.<br />
<br /></div>
<div>
- Alastor mówił, że poszło ci naprawdę świetnie, a jeśli on tak mówi, to jest to prawda. I uprzedzając twoją kolejną odpowiedź, na pewno nie kłamał. Moody nie jest typem osoby, która kłamie, nawet dla swojego przyjaciela - zapewnił całując ją w czoło. - No a teraz uszy do góry i nie męcz wreszcie starego człowieka! - rzucił ze śmiechem. Alicja poklepała Howarda po plecach.<br />
<br /></div>
<div>
- Dobra, dobra, już idę. Jak tylko wyjdę z Ministerstwa, wyślę ci patronusa. Cześć, tatku - powiedziała wkładając kurtkę, a potem wzięła głęboki wdech i teleportowała się tuż przed czerwoną budką.<br />
<br /></div>
<div>
Trasa przez całe atrium aż do wind była istną męką. Każdy gdzieś się spieszył, nie zwracając uwagi na osoby tuż obok. Poza tym chyba każdy był wyższy od niej o głowę, przez co czuła się jak krasnoludek. Na widok windy, tak się ucieszyła, że rzuciła się w jej stronę biegiem. Co oczywiście skończyło się niezbyt dobrze, ponieważ poślizgnęła się tuż przed wejściem<br />
<br /></div>
<div>
- Wszystko w porządku? - usłyszała po chwili głos Kingsleya, który pomógł jej wstać. Bardzo starał się nie śmiać, udając, że zebrało mu się na kaszel, ale widząc wzrok Alicji, nie mógł się powstrzymać.<br />
<br /></div>
<div>
- Skończyłeś już? - zapytała chwilę później patrząc na niego morderczym wzrokiem. Shacklebolt poklepał ją po plecach.<br />
<br /></div>
<div>
- Wybacz mi. Nic nie poradzę na to, że wyglądałaś przekomicznie upadając tuż przed drzwiami windy, do której galopowałaś jak szalona - powiedział z rozbawieniem. - Tutaj wysiadam, pozdrów ode mnie ojca i wiedz, że trzymam za ciebie kciuki!- rzucił Kingsley. Alicja pomachała mu ręką na pożegnanie. Na szczęście cały ten upadek i spotkanie znajomej twarzy sprawiło, że całkowicie się wyluzowała. Zanim wyszła z windy wzięła jeszcze parę głębokich wdechów i ruszyła przez korytarz, który się przed nią rozciągał. Na samym jego końcu znajdowały się trzy pary drzwi. Poddenerwowani mężczyźni i kobiety, siedzieli na ławkach ściskając nerwowo palce, patrząc się beznamiętnym wzrokiem przed siebie lub chodząc od jednej ściany do drugiej.<br />
<br />
Na całe szczęście, zanim cała ta nerwowa atmosfera udzieliła się Alicji, zostało wywołane jej nazwisko. Szybko ruszyła w stronę wielkich mahoniowych drzwi z przyczepioną plakietką, na której rażącą czerwienią została wygenerowana liczba dwa. Alicja zapukała do drzwi i słysząc pogodne "proszę" weszła do środka. Powtarzając sobie, że wszystko będzie dobrze, ruszyła w stronę mężczyzny, który miał przekazać jej wyniki egzaminów.<br />
<br /></div>
- Cześć, jestem Frank Longbottom - powiedział wyciągając rękę w jej stronę. Przez kilka ostatnich tygodni Alicja bała się, że trafi na jakiegoś starego faceta, który będzie zrzędził i trzymał ją w niepewności aż z nerwów obgryzie wszystkie paznokcie (ojciec śmiał się z niej chyba przez godzinę, gdy mu o tym powiedziała). Frank Longbottom całkowicie jednak wybiegał od tych wyobrażeń. Był wysoki, miał czarne krótkie włosy, błękitne oczy i małą bliznę na podbródku. Sprawiał wrażenie człowieka bardzo pogodnego i wesołego, co Alicja zarejestrowała z ulgą i szczerze ucieszyła się, że nie miała przed sobą tego zrzędy, który straszył ją po nocach.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
- Alicja Maryland - odparł ściągając z prawej ręki rękawiczkę. Frank kiwnął głową i gestem wskazał jej miejsce przed swoim biurkiem. Alicja usiadła na obite czarną skórą krzesło i wbiła oczekujące spojrzenie we Franka.<br />
<br />
Longbottom przez chwilę przeglądał białą teczkę ze starannie napisanym jej imieniem i nazwiskiem. Trwało to jednak trochę długo, więc kiedy w końcu na nią spojrzał i posłał jej uważne spojrzenie, autentycznie się przestraszyła. Czarne myśli znów powróciły jej do głowy. Frank chyba jednak zauważył, że wyraz jej twarzy nagle się zmienił, bo wykonał uspokajający ruch głową w jej stronę.<br />
<br />
- Przepraszam, naprawdę, przepraszam. Chyba się zamyśliłem... Zdałaś egzamin. Tutaj masz kopię swoich wyników i poszczególnych ocen. W poniedziałek o godzinie ósmej powinnaś się zjawić w Siedzibie Aurorów, tam dowiesz się jaki dostałaś przydział - powiedział. Alicja z trudem powstrzymała się, aby nie ryknąć ze szczęścia. Zamiast tego posłała Frankowi najpiękniejszy uśmiech, jaki posiadała w zanadrzu, za to, że przekazał jej tak cudowne wieści i niemalże tanecznym krokiem powoli ruszyła w stronę wyjścia.<br />
<br />
Była w połowie korytarza, kiedy usłyszała jak ktoś krzyczy jej imię. Odwróciła głowę i ujrzała Franka Longbottoma, który zatrzymał się przed nią i podrapał się po głowie.<br />
<br />
- Ja... Hm, to nie moja sprawa, ale... Chodziłaś do Hogwartu, prawda? Hufflepuff? - zapytał Frank patrząc na nią z delikatnym uśmiechem. Alicja pokiwała z zaskoczeniem głową.<br />
<br />
- Jeszcze raz przepraszam, nie powinienem pytać... Tylko, że gdy cię zobaczyłem, wydawało mi się, że skądś cię kojarzę i teraz już wiem skąd. Dwa lata temu mój kolega Derek usilnie starał się z tobą umówić i, no cóż, nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze - powiedział na wydechu.<br />
<br />
- Och - tylko tyle była w stanie z siebie wydusić. Rzeczywiście pamiętała Dereka. Chodził za nią i próbował zabrać ją na spacer po błoniach, ale w tamtym czasie była w lekkiej rozsypce. Jej ojciec trafił do Św. Munga i z nerwów zawaliła wszystkie sprawdziany. Oczywiście Howard dwa tygodnie później wrócił już do domu cały i zdrowy, ale Alicja zrobiła sobie tyle zaległości, że ostatnią rzeczą jakiej chciała było wyjście na spacer. W słowniku Dereka nie było chyba jednak słowa "nie", bo ciągle za nią chodził aż w końcu pewnego słonecznego dnia, rzuciła na niego tarantateglę. Więcej już nie próbował jej zaprosić. Nigdzie.<br />
<br />
Frank zaśmiał się widząc jej minę.<br />
<br />
- Alicjo?<br />
<br />
- Tak?<br />
<br />
- Przypuśćmy, że gdyby ktoś chciał zabrać cię kiedyś na filiżankę kawy po pracy... Nie zrobiłabyś tej osobie krzywdy, prawda? - zapytał z wesołym uśmiechem. Maryland parsknęła śmiechem.<br />
<br />
- To zależy kim ten ktoś będzie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Marlena i Emmeline czekały na nią przed Ministerstwem Magii. Za każdym razem odwracały głowę, gdy tylko ktoś opuszczał Ministerstwo. Były tak zdenerwowane, że gdy tylko zauważyły jakąś kobietę o brązowych do ramion falowanych włosach, rzuciły się w jej stronę niczym stado galopujących hipogryfów. Kobieta ta nie była jednak Alicją Maryland. Na szczęście zaśmiała się tylko widząc miny dziewczyn i z wesołym uśmiechem na ustach teleportowała się do domu. Dziewczyny od tamtej pory postanowiły być bardziej uważne. Tak uważne, że przegapiły nadejście samej Alicji. Zorientowały się dopiero po dwóch minutach, kiedy wyczerpał im się zapas słów, którymi mogłyby obrzucić zaparkowaną różową miotłę.<br />
<br />
- Maryland! - ryknęły jednocześnie rzucając się na nią i krzycząc wniebogłosy.<br />
<br />
- Hej, przecież nawet nie wiecie, czy zdałam!<br />
<br />
- A co to za różnica - odparła ze śmiechem Marlene przytulając Alicję z całej siły.<br />
<br />
- A tak na serio, to przecież nie ma możliwości, abyś oblała... Prawda? - powiedziała Emmeline przegryzając wargę. Alicja wywróciła oczami.<br />
<br />
- Na wasze szczęście zdałam - odparła. Emmeline i Marlene wzniosły w odpowiedzi kilka bojowych ryków i z zadowoleniem zabrały Alicję do Lodziarni Floriana Fortescue'a, który podczas zimy sprzedawał przepyszne ciasta orzechowe i ciepłe lody.<br />
<br />
Spędziły trzy godziny pijąc kawę i objadając się słodkościami. Alicja nie miała wyboru; musiała dokładnie streścić dziewczynom każdy najdrobniejszy szczegół. Słysząc o rozmowie z Frankiem, zaświeciły im się oczy, ale Alicja od razu wybiła im z głowy obraz jej i przystojnego Franka mieszkających w chatce na samotnej wyspie z gromadką dzieciaków.<br />
<br />
- Ile płacimy? - zapytała Marlene, gdy szykowały się do wyjścia, wyciągając swoją portmonetkę. We trzy uznały, że muszą iść na spacer żeby zrzucić trochę tych kalorii, których się najadły. Florian Fortescue pokręcił głową.<br />
<br />
- Trzy piękne uśmiechy zdecydowanie wystarczą - odpowiedział mężczyzna ze śmiechem.<br />
<br />
- Trzy piękne uśmiechy dostaniesz, a jakże, ale kasa musi się zgadzać, prawda? - zapytała dając Florianowi wysoki napiwek. A widząc jego zaskoczone spojrzenie dodała: - To za te ciasto, nawet moja mama nie robi tak dobrych, a wierz mi, że jest niesamowitą kucharką - powiedziała machając Florianowi ręką na pożegnanie.<br />
<br />
- Taki wysoki napiwek? Czy tobie aby przypadkiem nie podoba się Florian, Mar? - zapytała z szerokim uśmiechem Alicja.<br />
<br />
- A wiesz, że chciałabym? Byłby tysiąc razy lepszy niż Fabian - odparła wzdychając i ignorując pytające spojrzenie dziewczyn, pociągnęła je w stronę Dziurawego Kotła.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Howard robił sobie właśnie swoją ulubioną malinową herbatę, kiedy do kuchni wleciał wielki srebrzysty orzeł i głosem jego ukochanej córki ryknął <i>ZDAŁAM</i>, sprawiając, że prawie dostał zawału. Oczywiście nie omieszkał jej tego wyrzucić przy wieczornej kolacji, którą przygotował. Alicja jednak uciszyła staruszka całusem w policzek, więc zamilkł i poprosił ją, aby opowiedziała mu jak było.<br />
<br />
Słuchając jej, poczuł, jak bardzo tęskni za byciem Aurorem. Dwadzieścia lat służby nie można było od tak zapomnieć. Jednak nie żałował. Dzięki swojemu wypadkowi mógł spędzać jeszcze więcej czasu ze swoją córką. Był wdzięczny za każdą dodatkową chwilę.<br />
<br />
Gdy myślał o dniu, w którym to się stało... Nie pamiętał za wiele. W jednej chwili stał z różdżką w ręku, a w następnej leżał na podłodze oszołomiony. Dopiero potem, gdy zauważył, że ucięło mu nogi aż do kolan, zaczął krzyczeć.<br />
<br />
Obudził się kilka dni później w szpitalu. Spał kilkanaście godzin, ale mimo to wciąż czuł się senny. Musiał jednak zobaczyć się z Alicją. Miała wtedy dziesięć lat. Dwa starannie zrobione kucyki przez ciotkę Alicji całkowicie się zepsuły przez co na głowie jego córki panował straszliwy nieład. Ubrana w niebieską bluzkę i różowe spodenki, biegiem ruszyła w jego stronę i mocno go przytuliła, pociągając nosem.<br />
<br />
- Alicja, skarbie... Nie płacz, ze mną wszystko w porządku... - powiedział wycierając łzy, które spływały po jej policzkach. Alicja w odpowiedzi przytuliła go bardzo mocno.<br />
<br />
- Tatko?<br />
<br />
- Tak?<br />
<br />
- Nie wrócisz już do tej pracy? Jeśli będzie trzeba to ja tam za ciebie pójdę, tylko ty nie idź, dobra? - szepnęła cichutkim głosem. A on w odpowiedzi uśmiechnął się ze łzami w oczach i kiwnął potakująco głową.<br />
<br />
- Dobrze, malutka. Zostanę z tobą.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Pierwsze miesiące były ciężkie, ale wszystko jakoś się układało dzięki Frankowi, który szybko stał się jej przyjacielem. Zawsze służył radą, pocieszał ją, gdy coś jej nie wychodziło i rozbawiał ją do łez. Jednak zanim to nastąpiło Alicja musiała czekać dwa miesiące zanim zaprosił ją po raz pierwszy na kawę. W ten właśnie sposób jedna kawa szybko zamieniła się w drugą, druga w trzecią... Aż w końcu przestawili się na herbatę cytrynową.<br />
<br />
Mieli właśnie przerwę obiadową a że oboje niemalże umierali z głodu, postanowili zjeść coś w pobliskiej mugolskiej knajpce. Zajęli stolik na samym końcu sali, zamówili dużą porcję jedzenia i zamarli w oczekiwaniu.<br />
<br />
- Wiesz co, bardzo intryguje mnie twoja blizna brodzie. Wiąże się z nią jakaś głębsza historia? - zapytała przerywając cisze.<br />
<br />
- Głębsza? - zastanowił się Frank drapiąc się po głowie. - Jeśli tak właśnie nazwiesz walnięcie się o kant... To w takim razie owszem - dodał ze śmiechem.<br />
<br />
Pół godziny później, najedzeni i gotowi do pracy, wrócili do Ministerstwa. Alicja przez całą drogę powrotną była w trakcie opowiadania jednej z historyjek z Hogwartu, w której główną rolę grały Emmeline i Marlene. Dopiero kiedy skończyła, zauważyła, że Longbottom jest jakiś dziwnie milczący.<br />
<br />
- Proszę, tylko nie mów, że tak bardzo cię zanudziłam! - rzuciła. Frank pokręcił głową.<br />
<br />
- Nie, nie... Ja tylko się zastanawiałem... Masz na dzisiaj jakieś plany? - zapytał z dziwnym błyskiem w oku. Alicja kiwnęła głową.<br />
<br />
- Obiecałam tacie, że zjem z nim kolację. Ostatnio zamówił z Esów i Floresów chyba ze trzy książki kucharskie i teraz będę jego królikiem doświadczalnym. Jeśli chcesz, możesz wpaść - powiedziała patrząc na niego z uśmiechem. Frank pokręcił głową.<br />
<br />
- Może innym razem.<br />
<br />
Alicja teleportowała się w jednej z ciemnych uliczek oddalonych kilkanaście metrów od ich domu, a potem szybko ruszyła w stronę domu. Miała po drodze kilka spraw do załatwienia i nie chciała żeby ojciec czekał na nią jeszcze dłużej.<br />
<br />
- Tato, już jestem! - zawołała będąc już w środku zdejmując płaszcz. - Przepraszam, że nie jestem na czas, ale... - tutaj przerwała nagle, widząc ojca i Alastora Moody'ego, będących w trakcie rozmowy.<br />
<br />
- To ja może nie będę wam przeszkadzać - zaczęła, ale Howard pokręcił przecząco głową.<br />
<br />
- Nie będziesz nam przeszkadzać - zapewnił ją Howard. - Poza musimy z tobą porozmawiać o Zakonie.<br />
<br />
- Nie rozumiem, jakim Zakonie? - zapytała marszcząc brwi<br />
<br />
- Zakonie Feniksa.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
- Myślałaś, że się nie dowiem?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Alicja uniosła do góry głowę słysząc głos Franka. Siedziała właśnie przy swoim biurku czytając jeden z raportów.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie dowiesz czego? - zapytała niewinnym tonem. Longbottom pokręcił ze śmiechem głową.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- O twoich urodzinach, rzecz jasna. Na szczęście data twoich urodzin niezwykle wbiła mi się w pamięć... No i ten wielki prezent zapakowany w ozdobny papier i wielką czerwoną kokardę też mówi za siebie - powiedział. Alicja zaśmiała się.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, Marlene i Emmeline chyba w tym roku trochę poniosło - odparła wracając do raportu. Frank podszedł powoli do niej i wyjął jej z rąk pióro.<br />
<br />
- Przyda ci się trochę przerwy, Alicjo. Siedzisz godzinami wypełniając raporty, wykonujesz swoje obowiązki aurora, a wieczorem zadania dla Zakonu Feniksa. Bierzesz zbyt dużo na siebie. Twój ojciec się o ciebie martwi - powiedział patrząc jej prosto w oczy. Alicja uniosła brwi.<br />
<br />
- Mój ojciec cię na mnie nasłał?<br />
<br />
- Nie musiał. Ja też się o ciebie martwię - powiedział Frank. Maryland westchnęła cicho.<br />
<br />
- Dobrze, ja... No dobrze. Masz jakąś propozycje? - zapytała. - Tylko żadnych przyjęć. Nie znoszę ich.<br />
<br />
- W porządku coś wymyślę. Wpadnę po ciebie o siedemnastej, zgoda?<br />
<br />
- Zgoda - odparła.<br />
<br />
Frank zjawił się w domu Marylandów dokładnie o wyznaczonej godzinie. Howard stojący w progu kuchni z aprobatą zauważył kwiaty, które ze sobą przyniósł.<br />
<br />
- Punkt dla ciebie synu, to jej ulubione! - zawołał. Alicja zmroziła go wzrokiem i szybko wsadziła tulipany do wazonu.<br />
<br />
- Tylko nie wracajcie zbyt szybko Frank, muszę od niej odpocząć - powiedział z udawanym westchnieniem Howard, na co oboje roześmiali się głośno.<br />
<br />
- Skoro tak bardzo ci przeszkadzam, to już zmykam. Dobranoc, tatku! - zawołała w odpowiedzi Alicja. Ucałowała go jeszcze w czoło i razem z Frankiem wyszli na podwórko.<br />
<br />
- To co teraz?<br />
<br />
- Teraz się teleportujemy.<br />
<br />
<div>
Jak powiedział Frank, tak zrobili. Kilka chwil później stali już w zupełnie innym miejscu - na jakiejś górce z której rozchodził się widok na całe miasto. Na trawie leżał już rozłożony koc i dwa pudełka. Frank gestem pokazał jej, aby usiadła wygodnie, a potem wręczył Alicji do ręki mniejszy pakunek.<br />
<br />
W środku znajdował się naszyjnik z błękitnym medalikiem w kształcie orła.<br />
<br /></div>
<div>
Maryland uśmiechnęła się szeroko.<br />
<br /></div>
<div>
- Jest przepiękny. Dziękuje - powiedziała. Następnie Longbottom rozpakował drugi pakunek. W środku znajdowały się dwie duże czekoladowe babeczki posypane lukrem - dokładnie takie jak oboje lubili. Frank wyjął z kieszeni świeczkę z napisem "<i>21</i>" i wbił ją w babeczkę. Następnie zapalił ją różdżkę i spojrzał na Alicję.<br />
<br /></div>
<div>
- Pomyśl życzenie - powiedział biorąc ją do rąk. Alicja zaśmiała się, ale posłusznie zamknęła oczy i zdmuchnęła świeczkę.<br />
<br /></div>
<div>
- I co, chyba nie było tak strasznie, jak sądzisz? - zapytał. Alicja pokręciła głową.<br />
<br /></div>
<div>
- Masz rację. Nie było.<br />
<br /></div>
<div>
Nie obchodziła swoich urodzin od bardzo dawna. I to nie dlatego, że Howard był złym ojcem - wręcz przeciwnie, bardzo się starał. Organizował przyjęcia, kupował prezenty. Tylko, że nie mógł sprawić zapomniała o tym co się podczas nich stało. Howard nawet nie sądził, że tak jest i Alicja nie próbowała go wyprowadzić z błędu... Była wtedy tylko dzieckiem, podekscytowanym całym dniem. W końcu nie codziennie kończy się pięć lat. No i tatuś mówił, że bardzo dużo urosła! Ale potem... Weszła do pokoju mamy, chcąc poprosić ją, aby poczytała jej bajkę na dobranoc, bo wciąż nie przychodziła. Znalazła ją leżącą na podłodze. Bladą, z szeroko otwartymi oczami. Właściwie do tej pory nie wiedziała, co się tak naprawdę stało. Ale szczerze mówiąc... Nie chciała tego wiedzieć.<br />
<br /></div>
<div>
Frank przytulił ją mocno do siebie.<br />
<br /></div>
<div>
- W porządku? - zapytał cicho.<br />
<br /></div>
<div>
- Tak. Wiesz, ja po prostu... Chciałabym żeby zobaczyła kim się stałam, wiesz? Żeby była dumna. I po raz ostatni... Ten ostatni raz przeczytała mi bajkę na dobranoc - szepnęła wtulając się mocniej w ramię Franka.<br />
<br /></div>
<div>
Przez jakiś czas już się nie odzywali. Siedzieli tak wtuleni w siebie, czując, że tak powinno być zawsze.<br />
<br /></div>
<div>
- Frank?<br />
<br /></div>
<div>
- Tak?<br />
<br /></div>
<div>
- Wiesz czego sobie życzyłam? - zapytała spoglądając mu w oczy.<br />
<br /></div>
<div>
- Życzeń raczej się nie zdradza, Alicjo - powiedział. Maryland wzruszyła ramionami.<br />
<br /></div>
<div>
- A ja myślę, że się zdradza. A już w szczególności tym osobom, które są dla nas bardzo ważne - odparła. Z takim argumentem Frank nie mógł się kłócić, więc tylko spojrzał na nią pytającym wzrokiem.<br />
<br /></div>
<div>
- Chciałabym dożyć starości. W tych czasach... Nie wiadomo komu przypadnie taki luksus - powiedziała. Frank odgarnął z jej czoła zabłąkany kosmyk włosów. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał i zbierał nad odwagę.<br />
<br /></div>
<div>
- Też tego pragnę, Alicjo. Ale wiesz czego chciałbym jeszcze bardziej?<br />
<br /></div>
<div>
- Tak?<br />
<br /></div>
<div>
- Dożyć tej starości razem z tobą. </div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div>
Alicja stała w pokoju nerwowo wyginając palce. Emmeline i Marlena ciągle o czymś nawijały, starając się zrobić wszystko, aby przestała tak się denerwować, ale mówiąc szczerze, za bardzo to nie pomagało. Do ceremonii było coraz mniej czasu a Alicja wciąż nie była pewna, czy Fabian, Gideon i Caradoc się pojawią. Byli na misji i obiecali jej, że zdążą na przyjęcie - ale z każdą kolejną minutą Maryland bała się, że coś im się stało.<br />
<br /></div>
<div>
- Alicjo, przestań się w końcu denerwować. Wszystko będzie dobrze, chłopaki też zdążą na czas. No i nie zapominaj, że jesteś w ciąży - powiedziała Emmeline łapiąc ją za rękę i delikatnie popychając na krzesło, aby usiadła.<br />
<br /></div>
<div>
- No właśnie. Poza tym jesteśmy twoimi przyjaciółkami, Wszystkiego dopilnujemy - dodała Marlene uśmiechając się krzepiąco. Wyglądała przepięknie w krótkiej sukience do ud w kolorze słońca. - W końcu będę matką chrzestną twojego dziecka, a Em jest twoją druhną.<br />
<br /></div>
<div>
Alicja mimo nerwów, wybuchła głośnym śmiechem.<br />
<br /></div>
<div>
- Twoje ostatnie zdanie zdecydowanie mnie uspokoiło - powiedziała. Marlene wyszczerzyła zęby, a potem przytuliła Alicję mocno do siebie.<br />
<br /></div>
<div>
- Humor panny młodej poprawiony, więc razem z Emme pójdę sprawdzić, jak sprawy wyglądają na dole. Wytrzymasz chwilę bez nas? - zapytała patrząc na nią z troską. Alicja pokiwała głową.<br />
<br /></div>
<div>
- Tak, tak idźcie - odparła kładąc rękę na swoim brzuchu. - Damy sobie radę, co nie, maluszku? - mruknęła cicho pod nosem. W tej samej chwili usłyszała pukanie. Podniosła głowę i z uśmiechem zauważyła Howarda, który wszedł powoli do pokoju.<br />
<br /></div>
<div>
- Nie przeszkadzam? Dziewczyny poszły właśnie na dół, więc pomyślałem, że przez chwilę się tutaj poukrywam przed ciotką Queen, Nie uwierzyłabyś jak bardzo zdziwiła się, gdy usłyszała, że straciłem dwie nogi kilkanaście lat temu i od tamtej pory mam protezy. Nawet kazała mi je pokazać, bo nie wierzyła, że tak dobrze umiem w nich chodzić - powiedział kręcąc głową z politowaniem. Alicja zaśmiała się cicho.<br />
<br /></div>
<div>
- Stara dobra ciotka Queen - powiedziała podchodząc do ojca i przytulając go mocno do siebie. Howard pogłaskał ją z czułością po włosach.<br />
<br /></div>
<div>
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem z ciebie dumny - mruknął cicho ze łzami w oczach. Alicja pociągnęła nosem.<br />
<br /></div>
<div>
- Przestań, tato, bo jak dziewczyny zobaczą, że się rozmazałam, znowu będą mnie torturować kosmetykami przez kolejne pół godziny - szepnęła śmiejąc się. Howard pocałował ją jeszcze w czubek głowy.<br />
<br /></div>
<div>
- Dobra, już uciekam. Spotkamy się na dole. I nie martw się Alicjo, wszystko będzie dobrze - powiedział kierując się w stronę drzwi.<br />
<br /></div>
<div>
Alicja uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że może mu wierzyć. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Miała przeczucie, że coś jest nie tak. Frank powiedział, że zjawi się maksymalnie za pół godziny, a nie było go już ponad trzy. Starała się nie okazywać swojego zdenerwowania - Augusta mówiła, że to przecież normalne, pewnie coś jeszcze wyskoczyło mu w pracy i musiał zostać dłużej. Alicja wiedziała, że może to być prawda. W końcu sama była aurorką i często tak właśnie się działo. Ale gdyby miał się spóźnić i to na dodatek kilka godzin, na pewno by ją o tym zawiadomił. Obiecali sobie, że będą to robić. Może i Voldemorta już nie było, ale cień strachu pozostał.<br />
<br /></div>
<div>
Alicja pogłaskała małego Neville'a po główce i ułożyła go wygodnie w kołysce. Przez chwilę jeszcze patrzyła na jego pyzatą twarz aniołka, a potem pocałowała go delikatnie w czoło.</div>
<div>
- Pójdę tylko po tatusia i zaraz wrócę, maleńki - szepnęła wkładając płaszcz. Augusta obiecała, że zajmie się małym i kazała Alicji wziąć Franka na długi spacer.<br />
<br /></div>
<div>
- I nawet nie chcę was widzieć przed wieczorem - powiedziała, co Alicja przyjęła wdzięcznym uśmiechem i wyszła na dwór. Szybko okazało się, że Franka nie ma już w pracy, opuścił ją jakiś czas wcześniej. Alicja westchnęła cicho. Gdzie on może być?, zapytała się w myślach. A potem nagle walnęła się w czoło. Przecież prosiła go, aby po pracy poszedł po zabawki dla Neville'a, więc na pewno będzie w domu.<br />
<br /></div>
<div>
Alicja szybko teleportowała się przed ich chatką, którą Frank remontował kilka miesięcy z braćmi Prewett przed ich ślubem. Szybkim krokiem pokonała schodki i otworzyła drzwi.<br />
<br /></div>
<div>
- Frank! Frank, jesteś tu? - zawołała idąc w stronę salonu. W tej samej chwili usłyszała szmer. Pewna, że to jej mąż, odwróciła się. Ale to nie był Frank. Przed sobą ujrzała bladą twarz Rudolfa Lestrange'a, który wyszczerzył się szeroko w jej stronę.<br />
<br /></div>
<div>
- Bella! Nie zgadniesz, kto właśnie przyszedł! - zawołał. Alicja wyjęła szybko różdżkę, ale Rudolf się tego spodziewał. Zaklęciem sprawił, że mocno uderzyła w ścianę, a różdżka wyleciała jej z rąk. Drzwi do salonu otworzyły się gwałtownie. Alicja ujrzała Bellatrix, która z dzikim spojrzeniem w oczach kierowała się w jej stronę. Tuż za nią rozpoznała Barty'ego Craucha Juniora oraz Franka przywiązanego do krzesła.<br />
<br /></div>
<div>
- Frank! - wrzasnęła z rozpaczą. Słysząc jej głos, Longbottom natychmiast zaczął się szamotać, ale przestał, gdy tylko Barty rzucił w niego zaklęciem. Rudolf tymczasem złapał Alicję za włosy i zaczął ją ciągnąć w stronę sypialni. Próbowała walczyć, ale Bellatrix oplotła jej nadgarstki niewidzialnymi więzami. Gdy w końcu znaleźli się w pokoju, posadzili ją na krześle, podobnie jak Franka. Bellatrix złapała ją mocno za twarz; jej czarne długie paznokcie wbiły się w skórę Alicji raniąc ją aż do krwi.<br />
<br /></div>
<div>
- Gdzie jest Czarny Pan? Gdzie On jest? Gadaj! - wrzasnęła Bellatrix drugą ręką przykładając jej do gardła różdżkę. Alicja pokręciła głową patrząc jej prosto w czarne, dzikie oczy.<br />
<br /></div>
<div>
- Nie żyje! Harry Potter go pokonał, wszyscy to wiedzą! - zawołała z furią. Ale Bellatrix nie podobała się ta odpowiedź. Rzuciła w jej stronę Cruciatusa. Kiedy pięć minut później w końcu przestała, znowu złapała ją brutalnie za twarz i wrzasnęła:<br />
<br /></div>
<div>
- Mów głupia suko, gdzie On jest?! - Alicja pokręciła głową. Wszystko ją bolało, każda komórka ciała. Czuła się jakby płonęła żywcem. Mimo to zebrała się na odwagę i splunęła Bellatrix prosto w twarz.<br />
<br /></div>
<div>
Śmierciożerczyni spojrzała na nią morderczym wzrokiem.<br />
<br /></div>
- Taka jesteś odważna, Longbottom? - zapytała. Jej wargi wykrzywiły się w szaleńczym uśmiechu. - W takim razie słuchaj - powiedziała otwierając drzwi. Nagle cały dom wypełnił się krzykami Franka, pełnymi bólu i rozpaczy. Alicja zaczęła się szarpać. Wszystko wokół było zamazane, ponieważ nic nie widziała przez załzawione oczy.<br />
<br />
- Zostaw go! Zostaw go, albo cię zabiję! - wrzasnęła desperacko próbując się uwolnić z więzów, które coraz bardziej zaciskały się na jej przegubach. Bellatrix wybuchła szaleńczym śmiechem.<br />
<br />
- Ty zabijesz mnie? - powtórzyła. - Przeceniasz swoje możliwości, Longbottom. Jestem uczennicą samego Czarnego Pana. Nikt mnie nie zabije - odparła. Alicja spojrzała na nią ze wstrętem. Z trudem udało jej się uspokoić głos.<br />
<br />
- Skoro Voldemorta zabiło małe dziecko, myślę, że i ciebie można posłać do piekła - odparła. Oczy Bellatrix zamieniły się w małe szparki. Powoli nachyliła się nad Alicją, tak, że Longbottom czuła jej oddech na swojej twarzy.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie waż się wymieniać Jego imienia, parszywa zdrajczyni krwi - szepnęła unosząc różdżkę. Tym jednak razem tortury trwały dwadzieścia minut. Alicja wiła się na krześle, drżąc z bólu. Czuła się jakby w jej ciało wbijano gorące noże. Kawałek, po kawałku.<br />
<br />
W pewnym momencie musiała stracić przytomność, ponieważ ocknęła się na podłodze w salonie. Dostrzegła jak Frank, mimo potwornego bólu i wyczerpania, powoli czołga się w jej stronę. Po podłodze zostawał za nim ślad krwi. Jego twarz była spuchnięta i pokryta skrzepniętą krwią.<br />
<br />
Blada jak kreda, z przekrwionymi oczami, cała drżała, gdy jej dotknął.<br />
<br />
- Alicjo... - powiedział przepełnionym bólem głosem. Longbottom pocałowała go mocno w usta, a potem oboje mocno wtulili się w siebie.<br />
<br />
- Nie martw się. Już wkrótce... Wkrótce będzie po wszystkim - szepnął cicho Frank. Z oddali dobiegł ich głośny dźwięk kroków śmierciożerców, którzy zmierzali w ich stronę.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oboje złapali się mocno za ręce i zamknęli oczy, czekając ze strachem na chwilę aż drzwi ich salonu w końcu się otworzą.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
_____________________________</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
I jak? </div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-90554670635920483622015-12-12T05:31:00.004+01:002018-08-21T19:16:52.032+02:00[15] Zawsze Twój <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOU0c156DW23KCgQUl4Fcchd9EkuLoLwzwKCvtt4e8cv6BnixY0xpTsKU0mf767q26L3c_gpUXZ3q2ZNH4TIh7du_ITSJdcjbXt50JnMn-f4E_MCZcS1Sw4fBpuBc08tHY1RZHtPxKZkP0/s1600/tumblr_n9g6228rzJ1tiov5xo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="218" data-original-width="500" height="172" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOU0c156DW23KCgQUl4Fcchd9EkuLoLwzwKCvtt4e8cv6BnixY0xpTsKU0mf767q26L3c_gpUXZ3q2ZNH4TIh7du_ITSJdcjbXt50JnMn-f4E_MCZcS1Sw4fBpuBc08tHY1RZHtPxKZkP0/s400/tumblr_n9g6228rzJ1tiov5xo1_500.gif" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b><b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/postacie: </b>Harmione/Harmony, <span style="text-align: center;">Harry Potter i Hermiona Granger</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka, one-shot<br />
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: center;">
<b>Vincent van Gogh</b></div>
</div>
<br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiono,<br />
<br />
Byłaś całym moim światem. Gdy tylko się pojawiałaś, wszystko wokół traciło sens. Liczyłaś się tylko Ty, Twój uśmiech i oczy, brązowe oczy, które tak w Tobie uwielbiam. Przy Tobie, ból był bardziej znośny. Właściwie... Wszystko było bardziej znośne.<br />
<br />
<i>Wszystko.</i><br />
<br />
W końcu miałem powód, aby wstać rano z łóżka. Aby oddychać. Aby żyć. I wiesz, przez chwilę nawet myślałem, że już będzie tak zawsze. Że po tym wszystkim w końcu się otrząsnę.<br />
<br />
Ale los postanowił sobie ze mnie zażartować, po raz kolejny, w bardzo okrutny sposób.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy nie zapomnę chwili, w której odeszłaś. To bolało... Tak cholernie bolało.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z całej siły chciałem Cię przy sobie zatrzymać. Byłem tak blisko powiedzenia Ci, jak bardzo cię kocham. Ale wtedy pomyślałem o Ronie, o moim najlepszym przyjacielu. I o tym jakim śmieciem bym był, odwdzięczając mu się tak za te wszystkie lata przyjaźni. Więc pozwoliłem Ci odejść, sprawiając tym samym, że moje serce rozpadło się na miliony małych kawałeczków.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez cały kolejny tydzień przebywałem na misji w Australii. Całkowicie skupiłem się na tym zadaniu. Ale przecież nie mogło ono trwać wiecznie. A kiedy wróciłem, Ty i Ron zaręczyliście się.<br />
<br />
Molly urządziła z tej okazji małe przyjęcie w Norze. Usilnie chciała, abym i ja się pojawił, Ron też zresztą, więc nie miałem wyboru. Przybyłem na miejsce jakieś dziesięć minut po ustalonej godzinie. Miałem nadzieję zaszyć się gdzieś w kącie. Wszedłem do środka i pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem, byliście wy, tańczący na środku pokoju. Wszyscy stali wokół was i klaskali głośno, śmiejąc się i uśmiechając szeroko. Wyglądałaś na bardzo szczęśliwą. I moim marzeniem było, aby cieszyć się razem z Tobą. Ale nie umiałem. Po prostu nie umiałem.<br />
<br />
Wiesz, ciężko jest być słabym kłamcą. Ale jeszcze ciężej jest próbować okłamywać samego siebie, znając prawdę. Nie miałem innego wyjścia, Hermiono. Musiałem odsunąć się od Ciebie jak najdalej.<br />
<br />
Ilekroć Ron zapraszał mnie do waszego domu, za każdym razem wywijałem się z tego pracą. Z jednej strony tak bardzo pragnąłem Cię znów zobaczyć. Ale z drugiej... Wiedziałem, że nie dam rady patrzeć na to, jak ułożyłaś sobie z Ronem życie.<br />
<br />
Próbowałem nauczyć się żyć bez ciebie. Tylko, że nie miałem pojęcia jak bardzo będzie to trudne.<br />
<br />
Rany... Moje serce było i zawsze będzie ich pełne. Niektóre udało mi się połatać. Ale niektóre... takie jak twoje odejście... One już na zawsze pozostaną otwarte i nigdy się nie uleczą.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj mija dziesięć lat. Dziesięć lat bez Ciebie... A ty wcale się nie zmieniłaś. Wciąż jesteś tą samą Hermioną z książką przyciśniętą do piersi i burzą brązowych loków na głowie. Tylko, że teraz masz córkę i syna. Oboje mają twoje oczy.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie powinienem tego pisać. Nie powinienem nawet o tym myśleć. I tak już jest za późno, a ten list niczego nie zmieni. Ale... żałuję, wiesz? Żałuję, że o Ciebie wtedy nie zawalczyłem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Byłem Chłopcem Który Przeżył. Potem Chłopcem Który Wygrał. Teraz jestem Chłopcem Który Pozwolił Swojej Miłości Odejść.<br />
<br />
I który będzie żył z tą decyzją do końca swoich dni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
Zawsze Twój,</div>
<div style="text-align: right;">
<i>H.P.</i><br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>_________________________________</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Króciutko, wiem. I późno, też wiem. Mam nadzieję, że wybaczycie. Miniaturkę o Franku i Alicji postaram się dodać gdzieś na dniach i na 99,9% będzie to poniedziałek. :D</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">A tak poza tym. czy tylko ja się tak strasznie cieszę z tego, że zaraz święta? Czas mi się tak wolno ciągnął, że myślałam iż nigdy nie nadejdą, a tu proszę już tylko tydzień, ♥</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Pozdrawiam ciepło!</span></div>
</div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-68582970041323218462015-11-29T04:12:00.004+01:002018-08-07T01:46:58.428+02:00[14] Zawsze Twoja<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhk-gWMZAh18bQvD88MnWWfA0UXPWMIROXtfzrXA6f8k_p-2tqKP9fyxblxl4oBKJdQu5yWpjuJX3oHCxXhvzpBLcYH-jMwb56pOnZds7bUfeUt0tYLfRDPAi_ZB1HZafOAlVawNfAS3CX6/s1600/tumblr_mh34yurYHS1rlylf3o1_500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhk-gWMZAh18bQvD88MnWWfA0UXPWMIROXtfzrXA6f8k_p-2tqKP9fyxblxl4oBKJdQu5yWpjuJX3oHCxXhvzpBLcYH-jMwb56pOnZds7bUfeUt0tYLfRDPAi_ZB1HZafOAlVawNfAS3CX6/s400/tumblr_mh34yurYHS1rlylf3o1_500.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b><b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/postacie: </b>Harmione/Harmony, <span style="text-align: center;">Harry Potter i Hermiona Granger</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka, one-shot<br />
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Zabrakło tylko jakiegoś głosu. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Głosu, który szepnąłby mi do ucha wtedy:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
- Nie patrz temu chłopakowi w oczy, </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
bo utoniesz i nikt już nigdy nie zdoła ci pomóc.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b>autor nieznany</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<span style="text-align: justify;">Harry, </span><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kochałam Rona odkąd pamiętam. Zawsze był tylko on, nieważne jak bardzo mnie irytował i jak bardzo miałam ochotę go walnąć. I kiedy wreszcie po tylu latach udało nam się w końcu być razem, to nie był dobry moment. Wojna zniszczyła nas bardziej niż się tego spodziewaliśmy. Tylko że Ron chciał o tym wszystkim zapomnieć, ruszyć dalej, nie oglądać się za siebie.<br />
<br />
Ale ja tak nie umiałam.<br />
<br />
Próbowałam przestać odwracać głowę, myśleć o bólu i stracie jakiej doświadczyliśmy. Jednak nie udawało mi się bez względu na to, jak bardzo się starałam. A Ron robił się coraz bardziej niecierpliwy.<br />
<br />
Z każdym dniem oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. A Ty byłeś przy mnie przez cały ten czas. Nigdy nie zapomnę pewnego popołudnia, kiedy wróciłam z pracy i rozpłakałam się zdejmując buty. Ronald spojrzał na mnie, zapytał czy wszystko w porządku.<br />
<br />
Ale nie było.<br />
<br />
Nic nie było w porządku i on doskonale to wiedział.<br />
<br />
Chcąc się uspokoić, wyszłam z domu i zobaczyłam ciebie. A Ty po prostu mnie przytuliłeś i pozwoliłeś, abym płakała na twoim ramieniu tak długo póki się nie uspokoiłam.<br />
<br />
Mój związek powoli się rozpadał. Zamiast go ratować, spędzałam czas z Tobą. Dużo czasu. Wciąż pamiętam każdą naszą rozmowę. Pamiętam, jak milczeliśmy godzinami, patrząc się w gwiazdy, czy śpiąc na materacu w domu, który remontowałeś. Wieczory, które spędziliśmy siedząc nad jeziorem. Przy Tobie czułam to, czego nie czułam przy Ronie - świadomość, że mogę porozmawiać z tobą o wszystkim. Że nie muszę tłumić w sobie łez. Że nie muszę udawać.<br />
<br />
I w końcu przyszedł dzień, w którym opowiedziałam Ci o torturach w Malfoy Manor. Ręce drżały mi tak bardzo... Ale Ty je ściskałeś za każdym razem, gdy rozglądałam się z przerażeniem wokół, dając mi w ten sposób znak, że wciąż przy mnie jesteś. I kiedy w końcu skończyłam, płakałeś razem ze mną.<br />
<br />
Dla ludzi byliśmy bohaterami, potężnymi czarodziejami. Ale mało kto pamiętał, że jesteśmy tylko ludźmi i że nasze serca są pełne ran. Ran, które być może nigdy się nie zabliźnią.<br />
<br />
Kiedy Ministerstwo Magii przydzieliło ci zadanie i musiałeś wyjechać na kilka tygodni z Anglii, nigdy nie czułam się tak samotna, jak wtedy. Ron całymi dniami przebywał poza domem, a ja potrafiłam godzinami myśleć tylko o Tobie.<br />
<br />
Nigdy nie zapomnę, jak bardzo cieszyłam się, gdy cię zobaczyłam. Bladego, z czarnymi cieniami pod oczami i kilkudniowym zarostem. Ale wystarczył jeden uśmiech, abym znów ujrzała w Tobie tego małego chłopca, którego zobaczyłam po raz pierwszy tyle lat temu w pociągu Express Hogwart.<br />
<br />
Przytulałam cię tak dużo razy, ale ten był inny od wszystkich innych. Myślę, że to właśnie wtedy, zdałam sobie sprawę, że nasza przyjaźń stała się dla mnie czymś więcej. Czymś czym nie powinna.<br />
<br />
Tylko, że ja wciąż kochałam Rona.<br />
<br />
Odsunęłam się więc od Ciebie, przestałam patrzeć za siebie. Między mną a Ronem zaczęło się znów układać. Ale tylko ja wiedziałam, że nie wszystko jest tak, jak powinno.<br />
<br />
Życie toczyło się dalej.<br />
<br />
To był wieczór tuż przed twoim wyjazdem. Staliśmy obok siebie, stykając się ramionami i delikatnie trzymając za palce. Chciałeś mi wtedy coś powiedzieć. Ale ja ci nie pozwoliłam. Bałam się tego. Tak cholernie się bałam, Harry.<br />
<br />
Wróciłam do domu, gdzie czekał na mnie Ron z pierścionkiem zaręczynowym w małym czerwonym pudełeczku.<br />
<br />
Nigdy nie zapomnę Twojego wzroku, gdy po swoim powrocie, dowiedziałeś się, że ja i Ron jesteśmy zaręczeni.<br />
<br />
Wiem, że Cię zraniłam w najgorszy możliwy sposób. Ale wydawało mi się, że tak będzie lepiej, że w końcu wszystko jakoś się ułoży. Może nie od razu, ale kiedyś na pewno...<br />
<br />
Problem polegał na tym, że nie mogłam zapomnieć. Aż w końcu nie pozostało mi nic innego, jak żyć z wyborem, którego dokonałam. I świadomością, że pozwoliłam mojej jedynej prawdziwej miłości odejść.<br />
<br />
Bo właśnie nią byłeś, Harry.<br />
<br />
Moją prawdziwą miłością.<br />
<br />
I bez względu na wszystko już zawsze nią pozostaniesz.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
Zawsze Twoja,</div>
<div style="text-align: right;">
<i>H.G.</i><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>___________________________________</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Miałam dla was przygotowaną inną miniaturkę, a mianowicie o Alicji i Franku, ale postanowiłam, że dodam najpierw dwa krótkie teksty Harmione (kolejny, podobnej długości będzie listem od Harry'ego do Hermiony), a rozdział o Longbottomach za tydzień lub dwa. </span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Miniaturkę tę napisałam trochę spontanicznie, ale bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że wam również przypadnie do gustu. ;)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Pozdrawiam ciepło.</span></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
</div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-77884570934574737072015-11-15T02:00:00.001+01:002018-06-25T17:19:15.364+02:00[13] Smoczy Uniwersytet<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilrRMjkLe-KrYO9Tr0eihpHSUmSBRhy0Y0OeO9OWq2LJOzMpoqooouoHiKJFfISMcxz2tWZhsTArDbqo4B7zz92prAV6h8R18xPQ09UQzFIaK4bGDbzT3lPR6Jnn3_Gki7r79-wCGGKHJ0/s1600/giphy.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="1152" height="165" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilrRMjkLe-KrYO9Tr0eihpHSUmSBRhy0Y0OeO9OWq2LJOzMpoqooouoHiKJFfISMcxz2tWZhsTArDbqo4B7zz92prAV6h8R18xPQ09UQzFIaK4bGDbzT3lPR6Jnn3_Gki7r79-wCGGKHJ0/s400/giphy.gif" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/ postacie: </b>Charmione, <span style="text-align: center;">Charlie Weasley i Hermiona Granger</span></div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka<br />
<br />
<br /></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div style="text-align: center;">
Miłość zjawia się niespodziewanie, jak włamywacz. W jednej chwili wszystko znika, życie przenosi się w inny wymiar. Nagle topnieje strach. </div>
<div style="text-align: center;">
<b>Guillaume Musso</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: large;"><b>L</b></span>udzie
nigdy nie mogli zrozumieć dlaczego ktoś taki, jak Charlie Weasley, który
mógł zrobić międzynarodową karierę w qudditchu, zrezygnował z tego, aby
zająć się smokami. Często go o to pytali. Kiedyś Charlie starał się im
to wytłumaczyć, ale potem z tego zrezygnował. Dla wielu z nich liczyły
się tylko pieniądze i sława. On nie zaliczał się do tych ludzi. Jego
rodzina nie była majętna, ale pełna miłości i ciepła. To dzięki niej
nauczył się, że to nie pieniądze są w życiu najważniejsze.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie do
tej pory pamiętał, jak siedział strapiony przy jeziorze niedaleko Nory.
Po wakacjach miał zacząć siódmy rok w Hogwarcie. Wszyscy byli
zdecydowani, co będą robić po ukończeniu szkoły, tylko nie on. Nikt nie
wyobrażał sobie, że z takim talentem miałby nie grać zawodowo w
quidditcha. Ale on nie był do końca przekonany. Powtarzał sobie, że w
ten sposób pomoże finansowo rodzicom. Jednak w głębi serca wiedział, że
to nie jest to, co tak naprawdę chciałby robić w życiu. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wracał
właśnie strapiony do domu, kiedy zobaczył otwarte drzwi do szopy ojca.
Artur siedział na krześle i z błyszczącymi oczami przyglądał się
jakiemuś mugolskiemu wynalazkowi. Kiedy zobaczył Charlie'ego zaczął mu
pokazywać swoją nową zdobycz, głośno zastanawiając się, do czego używają
jej mugole.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Młody
Charlie spędził z ojcem prawie całe popołudnie w szopie, przeglądając
zdobycze ojca i świetnie się przy tym bawiąc. Naprawdę uwielbiał spędzać z nim swój
czas. Wciąż jednak bił się z myślami, a Artur bardzo szybko to
zauważył. W pewnym momencie usiadł na przeciw niego i spojrzał mu w
oczy.<br />
<br />
Jego ojciec był wysokim, rudowłosym mężczyzną z masą piegów na
twarzy. Lubił żartować i często się uśmiechał. Kiedy ktoś pytał się
Molly, dlaczego wyszła za Artura, powtarzała, że to właśnie tym zawrócił
jej w głowie - swoim dobrym, szczerym uśmiechem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Powiedz mi, co cię trapi, synu - powiedział z troską, patrząc na niego.
Charlie ociągał się trochę, ale w końcu wszystko mu wyznał.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Skoro czujesz, że zawodowe granie w quidditcha nie jest tym, co
chciałbyś robić w przyszłości, dlaczego w ogóle to rozważasz? - zapytał.
Ale Weasley nie odpowiedział. - Posłuchaj mnie, Charlie. Wiem, że nie
opływamy w luksusie...<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tato, to nie tak...<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie, posłuchaj mnie, synu. Nie chcę żebyś robił coś wbrew sobie. Jeśli
twoje serce podpowiada ci, że nie będziesz szczęśliwy wybierając
quidditcha, posłuchaj go. Nie martw się mną i mamą, jakoś damy sobie
radę. Poza tym... Zastanów się dlaczego pracuję tam gdzie pracuję.
Ponieważ wolałem robić to co kocham i wybrałem pasję zamiast obsesyjnej
chęci zdobycia pieniędzy. Młodym ludziom wydaje się inaczej, ale one nie
są najważniejsze w życiu. A teraz chodź synu, Molly woła nas na
obiad, a wiesz jak nie znosi, kiedy się spóźniamy - zakończył z
uśmiechem, klepiąc go po plecach.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozmowa
z ojcem bardzo mu pomogła. Zaczął się wtedy na poważnie zastanawiać nad
propozycją jego przyjaciela Angelo, który skończył rok wcześniej
Hogwart i pracował w Rumunii. Charlie uwielbiał zwierzęta, miał do nich
prawdziwą rękę. Często pomagał Hagridowi, kiedy coś niebezpiecznego
grasowało w Zakazanym Lesie, miał ocenę wybitną z Opieki Nad Magicznymi
Zwierzętami. Poza tym bardzo interesowały go smoki. Przeczytał o nich
chyba wszystkie książki w szkolnej Bibliotece i był prawdziwą kopalnią
wiedzy na ich temat. Marzył, aby spotkać jakiegoś na własne oczy. A
praca w Rumunii mogła mu w tym pomóc.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy
powiedział o tym rodzicom, Molly próbowała właśnie złapać Freda i
George'a, którzy grasowali po całej kuchni, śmiejąc się wniebogłosy i
wymachując rękami ze świecącymi kuleczkami, które podarował im Bill. Na
wiadomość syna złapała się przerażona za głowę, przez co Artur musiał
uspokajać ją przez kolejne pół godziny. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * * </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Był
ciepły, słoneczny poranek, kiedy Charlie usłyszał głośne walenie w
drzwi swojego małego mieszkania. Weasley jęknął ze złością i z trudem
zwlókł się z łóżka. Cholerny Angelo, że też nie może mu dać spokoju
chociaż dzisiaj! <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie
minął stertę ubrań porozrzucaną po całym pokoju, przeskoczył nad dziurą
w podłodze (swoją drogą nawet nie wiedział skąd się tam, u licha,
wzięła) i znalazł się przy drzwiach. Musiał się trochę nagimnastykować
zanim je otworzył, nie chciało mu się wracać po różdżkę, a prawą rękę
miał na temblaku.<br />
<br />
Angelo po otworzeniu drzwi, niemalże od razu
wpakował mu się do domu i bez zbędnych ceregieli ruszył do kuchni.
Charlie, widząc to, westchnął teatralnie. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Masz szczęście, że ubłagałem Floricę, aby dała ci spokój. Jakby
zobaczyła to całe pobojowisko w życiu by stąd nie wyszła! Na szczęścia
jest dzisiaj jakiś specjalny wykład na Smoczym Uniwersytecie, więc
upiekła tylko te swoje słynne bułeczki i poszła. Ale wieczorem pewnie
jeszcze przyjdzie z całą zastawą, także się szykuj - powiedział Angelo, wyciągając z torby stos cudownie pachnącego pieczywa. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Florica
Cioran była narzeczoną jego przyjaciela. Miała długie kruczoczarne
włosy, ciepłe niebieskie oczy i często denerwowała go swoją
nadopiekuńczością. Jego mama byłaby spokojna, gdyby wiedziała, że ktoś
podobny do Florici nad nim czuwa. Nie żeby Charlie jej nie lubił,
wprost przeciwnie. Był jej wdzięczny za te wszystkie obiady, na które
siłą zaciągnęła go do domu. Poznał ją, kiedy uczył się jeszcze na
Smoczym Uniwersytecie. On studiował życie smoków, a ona magiczne
zarządzanie. Lubił w niej to, że była szczera i bezpośrednia. Była dobrą
przyjaciółką, choć irytowała go tą swoją ciągłą gadaniną na temat tego,
że powinien znaleźć sobie jakąś dziewczynę i ciągle próbowała go
wkręcić w jakieś randki w ciemno. Przypominała mu o wszystkich testach,
zaliczeniach i o tym, aby nie denerwował ich nauczyciela Dragomira. Bardzo się ucieszył,
kiedy przyjęła zaręczyny Angelo. Jednak mylił się myśląc, że przestane
się nim opiekować. Było wręcz przeciwnie. Cioran wciągnęła w to jego
najlepszego przyjaciela. Charlie czasami naprawdę czuł się, jakby był
ich dzieckiem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedziałeś jej, że ze mną wszystko w porządku, prawda? - zapytał, unosząc pytająco brew. Angelo kiwnął w odpowiedzi głową.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No jasne, że tak. Ale wiesz jaka ona jest, dla niej poparzenie przez smoka jest prawdziwą tragedią.<br />
<br />
-
Cała Florica. Wiesz, chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego poszła na
Smoczy Uniwersytet skoro panicznie boi się smoków - stwierdził Charlie, biorąc do ręki jedną z bułek. Angelo wzruszył ramionami; pytał o to
swoją narzeczoną niejednokrotnie, ale prychała tylko za każdym razem,
jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oboje
posiedzieli razem w kuchni jeszcze godzinę. Zajadając się bułkami,
Angelo opowiadał mu o najnowszych plotkach jakie krążyły w pracy.
Pochwalił się przy okazji, że wygrał zakład z Clarą, która nie wierzyła,
że Charlie'ego dosięgnie ogień smoczycy Delmy.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Weasley zaśmiał się.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Dzięki, dobrze jest wiedzieć, że ma się u boku przyjaciela, który
kompletnie w ciebie nie wierzy - powiedział, kręcąc głową z politowaniem.
Angelo wyszczerzył zęby w jego stronę, a potem spojrzał na niego jakby w
oczekiwaniu. Charlie wywrócił oczami.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie ma nic między mną i Clarą, powiedz to Florice i niech się ode mnie
odczepi. Przecież wie, że wolałbym doszczętnie spłonąć niż być w związku
z jakąś dziewczyną lub co gorsza, ożenić się - odparł.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O ósmej Angelo poszedł do domu po strój do pracy. Charlie tymczasem ponarzekał trochę na ten <i>cholerny temblak</i>,
stłukł dwa talerze i rzucił się na kanapę. Delma nieźle przypaliła mu
skórę, w niektórych miejscach widać było kość. Urocza Helge pracująca w
pobliskim Smoczym Szpitalu nieźle mu nagadała, ponieważ był bardzo
nieostrożny. Jego ręka nie zdążyła się zagoić po poprzednim poparzeniu,
ponieważ Charlie nie chciał wziąć zwolnienia z pracy. Ale tym razem
Helge dopilnowała, aby to zrobił. Wpadła jak burza do biura swojego
szwagra i nieźle mu nagadała. A pokonany Igor musiał postąpić tak jak
chciała, inaczej jego żona - Jene nie odezwałaby się do niego przez
tydzień.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W ten właśnie sposób Charlie został wysłany do domu z rozkazem odwiedzania szpitala co dwa dni.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O
godzinie jedenastej, Weasley nałożył na siebie pierwsze jeansy, które
złapał z brzegu, granatową bluzkę i skórzaną kurtkę. Schował jeszcze do
kieszeni różdżkę i opuścił mieszkanie. Następnie teleportował się tuż
przed Smoczym Uniwersytetem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Szkoła
ta otoczona była wokół wielką czarną bramą. Dzięki zaklęciom mogli ją
przekroczyć tylko czarodzieje, dla mugoli była zwykłą ruiną. Podobnie
zresztą zabezpieczony był Hogwart.<br />
<br />
Uniwersytet został zbudowany z
czarnej cegły. Na środku stała fontanna w kształcie smoka; z stworzenia wylewały się strumyczki wody. Po bokach była tylko trawa, na której
wylegiwali się uczniowie uniwersytetu; jedni powtarzali zagadnienia na
lekcje, inni żartowali sobie z czegoś, grając w magiczne szachy, a
jeszcze inni spali sobie w najlepsze.<br />
<br />
Charlie minął fontannę i ruszył
dróżką prowadzącą do wejścia szkoły. Następnie skierował się do Smoczego
Szpitala, który znajdował się na pierwszym piętrze. Była w nim jednak
duża kolejka. Charlie widząc po minach, siniakach i spalonych ubraniach
uczniów doszedł do wniosku, że byli zapewne na Polanie, gdzie po
raz pierwszy każdy z nich dostał pod opiekę własnego smoka. Postanowił
więc, że wróci później, bo i tak jeszcze sporo czasu zajmie zanim Helge zajmie się całą tą kolejką.<br />
<br />
Schodził właśnie po schodach, podgwizdując
sobie wesoło, kiedy dopadła go Florica. Jej czarne włosy powyłaziły ze
starannie uplecionego warkocza, w rękach trzymała stos papierów.
Niemalże od razu zaczęła go bombardować gadką na temat tego, jaki był
nieostrożny. Charlie westchnął.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ci nagadała Helge?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nieważne co mi nagadała Helge, ważne jest to, że zachowujesz się
czasami bardzo lekkomyślnie. Wiem, że kochasz smoki Charles, ale to nie
są delikatnie przysposobione zwierzęta, pamiętaj o tym - mówiła w drodze
do swojego biura.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po
drodze mijali tłumy uczniów zmierzających do Smoczej Sali na prelekcję.
Charlie dogonił Floricę, która szła tuż przed nim i zapytał ją kogo
ściągnęła na wykłady.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Hermionę Granger - odparła Cioran, otwierając drzwi do gabinetu. Charlie spojrzał na nią zaskoczony.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Hermionę? A co będzie wykładać?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Zastosowanie smoczej krwi - powiedziała, kładąc plik papierów na stół. -
Masz, tutaj mam kartę o którą prosiła mnie Helge, zanieś jej jak do
niej później pójdziesz - poprosiła. Charlie kiwnął głową, a potem oboje
wyszli z biura i skierowali się do Smoczej Sali.<br />
<br />
Weasley i tak nie miał nic do roboty więc równie dobrze mógł posłuchać wykładu Hermiony Granger. Po
drodze zaczął się zastanawiać, co o niej wie. Właściwie to nie znał jej
zbyt dobrze, wiedział tylko, że przez jakiś czas była w związku z jego
bratem, a potem się rozstali. Widział ją kilka razy w Norze, na ślubie
Billa i Fleur i może ze dwa razy po Wojnie. Raczej w ogóle z nią nie
rozmawiał oprócz wymienienia zwykłych formuł grzecznościowych.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie
stanął sobie z boku i oparty o ścianę czekał aż zacznie się wykład.
Hermiona stanęła na podest chwilę później ubrana w granatową sukienkę z
kołnierzykiem. Mówiła ciekawie, mądrze i w jakiś taki sposób, że wszyscy
uczniowie słuchali jej ze skupieniem. Pod koniec wykładu zachęcała do
wsparcia kilkoma syklami Czarodziejskiej Fundacji Imienia Albusa
Dumbledore'a, zbierającej pieniądze na nowe domy dla ludzi, którzy
utracili dach nad głową po Wojnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie
wrzucał właśnie kilka galeonów do wielkiej puszki, która przyjmowała
pieniądze i sprawiała wrażenie iż odgryzie rękę każdej osobie, która
chciałaby wyciągnąć pieniądze z jej wnętrza, kiedy obok niego pojawiła
się Hermiona. Przyjrzała mu się uważnie, a potem z uśmiechem
powiedziała:<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Charlie Weasley, prawda?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- We własnej osobie - odparł, ściskając jej rękę. Florica, stojąca obok niej, spojrzała na nich z zaskoczeniem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To wy się znacie?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Można tak powiedzieć, chociaż właściwie to nigdy nie zamieniliśmy ze
sobą więcej niż kilka słów - odparła z uśmiechem Hermiona. Florica
spojrzała na nią z błyskiem w oku.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
To może powinniście to zmienić, Charlie mieszka już dobrych kilka lat w
Bukareszcie i pewnie chętnie cię po nim oprowadzi - powiedziała szybko
Cioran. Weasley wiedział doskonale, co chciała zrobić. Florica zawsze
rozglądała się dla dziewczyną dla niego i wkręcała go w różne randki.
Normalnie pewnie by ją obrzucił morderczym wzrokiem i sobie poszedł, ale dawno
nie był w domu i uznał, że wypyta Hermionę i dowie się co u nich. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie, nie, nie chcę nikomu przeszkadzać... - zaczęła, ale Florica była nieugięta i Hermiona nie miała innego wyjścia niż się zgodzić. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie
nigdy nie sądził, że znajdzie osobę, która będzie go słuchać z taką
uwagą i skupieniem. Bliźniacy wytrzymali tylko (a może aż?) dziesięć
minut jego gadaniny zanim w końcu zdecydowali się oblać go zimną wodą.
Hermiona wręcz przeciwnie. Mijał drugi tydzień odkąd zaczął pokazywać
jej Rumunię i ani razu nie odniósł wrażenia, że ją nudzi.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przechadzali
się właśnie po Parku Herăstrău, pijąc gorącą czekoladę. Zbliżał się
powoli wieczór i oboje uznali, że są zbyt zmęczeni, aby kontynuować
dalsze zwiedzanie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Wiesz co, a może wpadłabyś do mnie? Florica upiekła przepyszne ciasto
orzechowe, mówię ci, na pewno nie pożałujesz - powiedział, patrząc na nią
z uśmiechem. Hermiona zaśmiała się cicho.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Skoro tak, to chyba nie mam wyjścia.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jedna
rzecz umknęła Weasleyowi z głowy, a mianowicie to, że w jego mieszkaniu
panuje bałagan. Potworny bałagan. Nie sprzątał w swoim mieszkaniu od
tak dawna, że zapomniał iż inni ludzie raczej preferują porządek.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, ja... Chyba zapomniałem poukładać... skarpetek... - mruknął niewyraźnie. Hermiona parsknęła śmiechem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, czy wiesz, ale istnieje takie zaklęcie jak <i>Chłoczyść, </i>Charlie.<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * * </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Poczekaj, chcesz mi powiedzieć, że Hermiona zobaczyła cały ten bałagan w
twoim mieszkaniu i nie uciekła z krzykiem? - zapytała z niedowierzaniem
Florica następnego dnia przy śniadaniu. - Charlie, to na co ty jeszcze
czekasz, bierz się za nią! - ryknęła tak głośno, że ludzie przy
sąsiednich stolikach spojrzeli na nich z niesmakiem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Weasley posłał jej spojrzenie, którego sam rogogon węgierski z pewnością by się nie powstydził i wstał.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Zaraz się spóźnimy. Idziesz, Angelo? - rzucił w stronę przyjaciela. Ten
kiwnął w odpowiedz głową, pocałował jeszcze Cioran na pożegnanie i
razem z Weasleyem teleportowali się przed Smoczym Uniwersytetem. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie
bardzo cieszył się z powrotu do pracy. Smoczyca Delma, która stała się
przyczyną jego krótkiego urlopu, również chyba była bardzo zadowolona.
Po raz pierwszy odkąd znalazła się w Ośrodku Smoków, nie wyrzucała z
siebie strumieni ognia, jakby chciała, żeby wszyscy się w nich wykąpali i
nikogo nie poparzyła.<br />
<br />
- Wiedziałem, że mnie kochasz - rzucił
Charlie, szczerząc się szeroko i zanim smoczyca zdążyła podnieść na
niego wzrok, aby wyrazić swoje niezadowolenie, szybko zniknął jej z
oczu.<br />
<br />
Podczas przerwy obiadowej Weasley zaczął zastanawiać się, co
tego dnia pokaże Hermionie. Miała zostać w Rumunii tylko jeszcze jeden
dzień.<br />
<br />
Jeden dzień.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Postanowił
zabrać ją na mały rejs łódką. Zabrał ze sobą stos kanapek, coś do picia
i nie mówiąc jej, gdzie się właściwie wybierają teleportował się.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermionie
bardzo spodobała się miejsce, które wybrał. Otoczeni przez wysokie
skały, rozmawiali tak długo, póki Charlie nie wskazał jej palcem na
zachodzące słonce. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepiękne - powiedziała Hermiona, uśmiechając się szeroko. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, chciałem żebyś na długo zapamiętała ten ostatni dzień w Rumunii. Udało mi się?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Zdecydowanie ci się udało, Charlie. Chociaż nie jestem taka pewna
odnośnie tego, że to mój ostatni dzień w Rumunii... - mruknęła. Weasley
podniósł wzrok i spojrzał na nią zaskoczony.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jeden z nauczycieli ze Smoczego Uniwersytetu wziął urlop na pięć
miesięcy. I właśnie zaproponowano mi, abym na ten czas, zajęła jego
miejsce - powiedziała przegryzając wargę. - Co ty na to? - Charlie
nie miał pojęcia, że potrafi uśmiechać się tak szeroko.<br />
<br />
- Bardzo się cieszę, Hermiono. Naprawdę.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Angelo
co prawda spodziewał się, że Floricę ucieszy wiadomość iż Hermiona
zostaje Rumunii na kilka miesięcy, ale nie spodziewał się aż takiego
zachwytu. Niemalże śpiewając z radości, zamówiła trzy wielkie porcje
lodów czekoladowych i przeszła do następnego pytania:<br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
- A gdzie będziesz mieszkać? <br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Na razie w hotelu, wykupiłam pokój jeszcze na dwa dni, mam nadzieję, że
do tej pory uda mi się coś znaleźć - odparła Hermiona popijając kawę.
Angelo szykował się właśnie do poinformowania panny Granger, że jego
znajomy z chęcią wynająłby jej pokój, ale nie zdążył wypowiedzieć nawet
słowa, ponieważ Cioran nadepnęła mu na stopę. Z całej swojej siły, który drzemała w tych chudych ramionkach. Rozkaszlał się, aby zagłuszyć jęk bólu.<br />
<br />
- A czego nie
mogłabyś wynająć pokoju w mieszkaniu Charlie'ego? Odkąd Angelo się
wyprowadził, Charles nie miał żadnego współlokatora - powiedziała
niewinnym głosem. Jej narzeczonym spojrzał na nią z niedowierzaniem. Po
Florice można było się wiele spodziewać, ale że będzie aż tak
bezpośrednia...<br />
<br />
Hermiona zaśmiała się.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jeśli nie uda mi się niczego znaleźć z pewnością zapytam się Charlie'ego,
czy nie chciałby mieć przypadkiem współlokatorki. A teraz wybaczcie,
bardzo się spieszę, mam jeszcze z milion spraw do załatwienia i muszę
się z tym uporać jeszcze dzisiaj - zawołała wstając, machnęła im jeszcze ręką na
pożegnanie i szybko zniknęła przed zakrętem. <br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślisz, że coś z tego wyniknie? - zapytał Angelo, gdy tylko zniknęła im z oczu. Florica westchnęła.<br />
<br />
- Mam taką nadzieję. <br />
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *<br />
<br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
To
było dziwne, ale nie musiało minąć dużo czasu, aby przyzwyczaił się do
obecności Hermiony w swoim mieszkaniu. Stało się to dla niego czymś
oczywistym i nie wyobrażał już sobie, aby było inaczej. Codziennie jedli
razem kolacje, którą przygotowywali wspólnie, spędzali długie wieczory
śmiejąc się i pijąc ich ulubioną cytrynową herbatę. Charlie znów zaczął
czytać książki. Kiedyś bardzo lubił to robić, ale praca i spotkania z
przyjaciółmi sprawiały, że nie miał na to czasu. Jednak teraz, widząc
regały uginające się pod ciężarem książek Granger, musiał w końcu zaszyć się w
kącie i przeczytać któryś z tytułów, które tak bardzo polecała mu Hermiona. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Granger
była bardzo zadowolona ze swojej pracy. Charlie wiedział się, że
obawiała się, jak uczniowie ją przyjmą - była zaledwie kilka lat starsza od
nich, przez co niektórzy mogli nie traktować jej poważnie. Na szczęście
studenci okazali się w porządku, a Hermiona po zaledwie dwóch miesiącach
nauki, zgodnie, została uznana za jedną z najlepszych nauczycielek.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie
otworzył drzwi i z westchnieniem wszedł do środka. Zawiesił kluczyki na
gwoździu znajdującym się obok wejścia i ruszył od razu do kuchni,
krzywiąc się lekko z bólu. Zaczął przeszukiwać szuflady. Każdy pracownik
Ośrodka Smoków posiadał co najmniej kilka białych tubek z maścią, które
dawały sobie radę z niewielkimi poparzeniami i uśmierzały ból. Charlie
znalazł ostatnią maść w kredensie, wyjął ją i ruszył w stronę łazienki.
Po drodze natknął się jednak na Hermionę. Szatynka rzuciła w jego stronę
uważne spojrzenie i kazała mu siąść na krześle. Następnie pomogła mu
zdjąć przypaloną kurtkę, potem koszulę i wzięła do dłoni maść.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Naprawdę, nie musisz tego robić, Hermiono. Dam sobie radę - powiedział,
ale wyraz jego twarzy mówił zdecydowanie co innego. Hermiona nie
zwróciła jednak uwagi na jego słowa i powoli, kolistymi ruchami zaczęła
rozsmarowywać białą maść na jego ramieniu. Pieczenie i ból ustały kilka
sekund później, co Charlie skwitował westchnięciem ulgi.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie ma za co - odparła Hermiona, myjąc ręce, a potem odwróciła się na
pięcie. Chciała zaparzyć herbaty, ale zamiast tego niemalże wpadła na
Charlie'ego.<br />
<br />
- Przepraszam... - mruknęła zakłopotana.<br />
<br />
- W porządku - odparł.<br />
<br />
Jednak żadne z nich nie zrobiło nic, aby
zmienić swoją pozycję. Patrzyli sobie prosto w oczy, ich ciepłe oddechy mieszały się ze sobą.<br />
<br />
- To ja może... - zaczęła Hermiona, robiąc jakiś nieokreślony ruch ręką, ale nie zdążyła dokończyć zdania, ponieważ Weasley ją pocałował. A ona, mimo początkowego zaskoczenia, oddała go z takim samym zaangażowaniem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie
czekał na Hermionę w Smoczym Holu oparty o jedną ze ścian. Pomachał
Florice i Angelo, widząc, jak uśmiechają się w jego stronę, przywitał
się z Helge i przybił piątkę ze swoim kolegą z pracy, nim Hermiona
wreszcie się pojawiła. Szła szybko w jego stronę, przyciskając jedną
ręką do piersi, a drugą próbując choć trochę ujarzmić swoje brązowe
włosy.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, że musiałeś czekać - wyspała, gdy tylko
się do niego zbliżyła. - Dzisiaj było kompletne zamieszanie z planem,
nie miałam pojęcia gdzie mam lekcję, uczniowie tez zresztą i powstał
totalny chaos... - mówiła szybko. Charlie nie mógł się powstrzymać i
przerwał jej ten potok słów pocałunkiem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona pokręciła ze śmiechem głową. Nałożyła na ramiona kurtkę i razem opuścili Smoczy Uniwersytet.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Postanowili
udać się na spacer. Charlie otoczył ich niewidzialną bańką ciepłego
powietrza, dzięki czemu Hermiona przestała trząść się z zimna, a potem
mocno ją przytulił.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ich związek... To nie stało się tak od razu.
Zajęło im to miesiące nim wreszcie postanowili spróbować. Hermiona
przeprowadziła się do Rumuni i została na stałe zatrudniona jako
nauczycielka w Smoczym Uniwersytecie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Charlie nigdy nie zapomniał
chwili, gdy przed całą zgrają Weasleyów, oznajmili, że są parą. Molly
popłakała się (zapewne z radości, że jej najstarszy syn w końcu się
ożeni!), bliźniacy mu gratulowali, Bill uśmiechał się trzymając rękę na
wielkim brzuchu Fleur, Ginny kiwała głową z błyskiem w oku a Harry i Ron
wbijali w nich niedowierzające spojrzenie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czasami Charlie sam nie
mógł do końca w to uwierzyć. Miał niesamowite szczęście, że tamtego dnia
Hermiona przyjechała do Rumunii na wykład, a on postanowił go
posłuchać. Cieszył się, że pojawiła się w jego życiu wywracając je do
góry nogami o sto osiemdziesiąt stopni.<br />
<br />
I szczerze mówiąc, nie wyobrażał
już sobie świata bez niej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>____________________________________</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Znowu
minęło trochę czasu zanim coś dodałam. Ostatnio mam kompletny zastój w
pisaniu. Wena sobie uciekła i gdzieś się ukrywa. Oby niedługo
wróciła. :)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Notka pisana częściowo podczas wakacji, pewnie znajdziecie w
niej pewnie masę błędów, ale postaram się je jak najszybciej poprawić.
Jednak nie zawsze wszystko wyłapię, więc jeśli ktoś widzi przecinek w
złym miejscu, literówkę, błąd ortograficzny (lub cokolwiek innego) -
proszę krzyczeć. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Pozdrawiam ciepło. :D </span></div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-83004469625431316372015-09-13T01:24:00.002+02:002018-07-01T17:07:22.268+02:00[12] Popioły<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: right;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRTnFQ8u5pf8sXanpleRKMKGFRDjpDlwccInvNwldUYtb143cWxBgMqzA0D0UMyzvVwdAWinwj4xVtChLIoXi1RYO6JMMhq5nV5Dy98eW3GaS6YLcOkjVYiO1j0zOsEtRJBFTDN0cCPy01/s1600/tumblr_mxywmvWg9P1rr1adzo1_r2_500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="191" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRTnFQ8u5pf8sXanpleRKMKGFRDjpDlwccInvNwldUYtb143cWxBgMqzA0D0UMyzvVwdAWinwj4xVtChLIoXi1RYO6JMMhq5nV5Dy98eW3GaS6YLcOkjVYiO1j0zOsEtRJBFTDN0cCPy01/s400/tumblr_mxywmvWg9P1rr1adzo1_r2_500.jpg" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b>
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/postacie: </b>Harmione/Harmony, <span style="text-align: center;">Harry Potter i Hermiona Granger</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka, one-shot<br />
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
Miłości nie można zdefiniować, brak miłości można. Kiedy pozbędziesz się braku miłości – zrozumiesz.</div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: center;">
<b>Anthony de Mello</b></div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
</div>
</div>
Harry zacisnął z całej siły powieki.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wydawało mu się, że nic gorszego już go nie spotka. Jego rodzice nie żyli, Syriusz, Remus... a teraz do tego grona dołączył jeszcze Ron. Z początku nie mógł uwierzyć, że to prawda. To wydawało się takie... nierealne. Jakby to był sen.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale nie był.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wciąż miał przed oczami twarz przyjaciela. W jednej sekundzie jego oczy zrobiły się puste, zimne. Brązowe ogniki zgasły, Ron upadł bezwładnie na ziemię... A on nie mógł nawet do niego podbiec. Był tak wściekły, jak nigdy wcześniej. Ostatecznie zabił Voldemorta, owszem, ale to nie zmieniało faktu, że zabrał on kolejną ważną osobę w jego życiu. Osobę, która przez tyle lat stała przy jego boku.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Harry westchnął cicho a jego dłoń ujęła rękę Hermiony. Splótł delikatnie jej palce ze swoimi i uniósł wzrok.<br />
<br />
Od dwóch tygodni leżała w Świętym Mungu. Harry znalazł ją w jej rodzinnym domu leżącą bezwładnie na podłodze. Dostał prawdziwej paniki na jej widok. Nawet nie sprawdził, czy ma puls. Zamiast tego teleportował się z nią do Świętego Munga. Natychmiast ją gdzieś zabrali, a on nie mógł nic zrobić, tylko czekać sam na tym białym, długim korytarzu i modląc się w duchu, aby nie stracić także i jej.<br />
<br />
Pierwsze dni spędził nie opuszczając ani na chwilę swojego miejsca. Gdyby nie miła uzdrowicielka, która przynosiła mu tacę z jedzeniem i piciem, pewnie by zemdlał. Prawie w ogóle nie spał. Bał się, że do koszmarów z umierającym Ronem, mogłaby dołączyć Hermiona.<br />
<br />
Dziesiątego dnia obudziła się z dziwnej śpiączki, w którą zapadła. Wydawało się, że wszystko z nią w porządku, że wszystko pamięta i że nikt jej nie skrzywdził. Oczywiście pomijając to, że była cala zmizerniała, tak słaba, że z trudem unosiła głowę i gdyby chciała, mogłaby się doskonale wtopić w białą ścianę. Uzdrowiciele zatrzymali ją więc w szpitalu. Ale on doskonale wiedział, że coś się zmieniło. W oczach miała ból, ten sam, który dostrzegł, kiedy zmarł Syriusz, Lupin, Tonks. Znikła z nich jednak rozpacz, ten rozdzierający smutek, który czuł i miał wrażenie, że nigdy się nie skończy. Przypomniał sobie rozlany płyn na podłodze i już wiedział, co zrobiła.<br />
<br />
Eliksir Zapomnienia.<br />
<br />
Doskonale uwarzony, tak, aby zapomniała o wszystkich uczuciach jakimi darzyła Rona, o niczym więcej. A skoro nic już do niego nie czuła, dlaczego miałaby za nim płakać?<br />
<br />
To odkrycie wstrząsnęło nim do głębi. Nie mógł uwierzyć, że zrobiła coś takiego, ona, dziewczyna, którą Ron kochał całym sercem. Ich przyjaciel zasługiwał na pamięć o nim, nie przez miesiąc czy rok, ale zawsze, zawsze, przez całe życie aż po jego kres.<br />
<br />
Ale mimo wszystko rozumiał ją. Ból po śmierci Rona musiał być dla Hermiony zbyt wielki i nie mogła sobie z nim poradzić. Od miesiąca siedziała w starym domu swoich rodziców, kołysząc się do przodu i do tyłu, jakby oszalała. W ogóle się do niego nie odzywała, więc kiedy Harry do niej przychodził, siedzieli w całkowitej ciszy. Jej twarz straciła wszystkie barwy, z jej oczu odpłynął kolor. Była jak trup, żywy trup, ale sądził, że w końcu ta najgorsza część minie. Przechodził dokładnie to samo po śmierci Syriusza jednak po czasie w końcu się otrząsnął. Dla Hermiony najwidoczniej było to zbyt wiele.<br />
<br />
Kiedy Harry zobaczył lekkie poruszenie z jej strony, natychmiast się podniósł. Nie wiedział, jak z nią rozmawiać. Nie wiedział, jak się zachować. Nie wiedział, jak ją wesprzeć zamiast robić wyrzuty. Zostawił na stoliku, obok łóżka Hermiony, jej ulubione ciastka i szybko wyszedł z pomieszczenia.<br />
<br />
Od zakończenia Wojny Harry mieszkał na Grimmauld Place 12. To było jedyne miejsce jakie wpadło mu do głowy, kiedy opuścił mury Hogwartu. Pojawił się więc w obskurnym, zatęchłym domu, które na każdym kroku przypominało mu o Syriuszu, usiadł w fotelu i przez kilka kolejnych godzin spoglądał tępo przed siebie. Próbował zasnąć, ale dręczyły go koszmary. W końcu dał więc za wygraną i ruszył do kuchni. W jednym z kredensów znalazł Ognistą Whisky. Bez wahania opróżnił całą butelkę. Od tamtej pory picie stało się dla niego rutyną. Zazwyczaj wystarczało tylko kilka łyków, ale czasem, gdy wspomnienia były zbyt silne, wypijał zdecydowanie więcej.<br />
Życie Harry'ego ograniczało się już tylko do chodzenia do sklepu, odwiedzania Hermiony i Grimmauld Place. Nie miał pojęcia co się wokół niego dzieje, miał w nosie kogo złapali aurorzy, a już tym bardziej nie chciał patrzeć na rubryczkę zmarłych i zaginionych, która z każdym kolejnym wydaniem Proroka Codziennego wzbogacała się o nowe nazwiska.<br />
<br />
Dziennikarze pokroju Rity Skeeter pałętali się za nim, licząc na wywiad z Wybrańcem. Kiedy podbiegał do niego jakiś podniecony mężczyzna, prosząc o kilka słów do gazety, nawet nie zwracał na niego uwagi. Szedł tylko przed siebie, głuchy na wszystko, co działo się wokół. Kiedyś słysząc kłamstwa, o które pytali ludzie, pewnie by się zatrzymał, wściekł się i im zaprzeczył.<br />
<br />
Ale teraz było inaczej.<br />
<br />
Teraz już się tym nie przejmował.<br />
<br />
Harry usiadł na starym czerwonym fotelu i założył ręce na jego poręcze. Tak samo siedział wtedy, gdy kilka dni po pogrzebie Rona przyszła do niego Ginny. Weszła do pokoju, usiadła naprzeciwko niego i poczęstowała się Ognistą Whisky. Bardzo długo siedzieli później w ciszy, popijając alkohol.<br />
<br />
Nie musieli nic mówić na głos, oboje wiedzieli, że to koniec. Bardzo dużo zmieniła między nimi roczna rozłąka, ale to przede wszystkim śmierć Rona o tym zadecydowała. Nie mieli siły, aby dalej walczyć o ten związek, aby chociaż spróbować. Wybrali inne kierunki, w których miało podążać ich życie i jedyne co im pozostało to życzyć sobie powodzenia.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
<br />
Niska Uzdrowicielka z rzadkimi siwymi włosami związanymi brązową gumką, uśmiechnęła się lekko w jego stronę. To dzięki niej Harry mógł wchodzić niepostrzeżenie tylnym wejściem i odwiedzać Hermionę, dzięki czemu nikt nie dowiedział się, że jego przyjaciółka leży w szpitalu.<br />
<br />
- Możesz do niej iść - powiedziała. Harry kiwnął głową i ruszył w stronę drzwi. Miał zamiar zostawić na stoliku jej ulubione kwiaty - tulipany - i wracać, ale kiedy tylko otworzył drzwi, zauważył ją siedzącą po turecku w białej piżamie i już wiedział, że czeka właśnie na niego.<br />
<br />
Harry zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie mógł uciekać od niej przez wieczność. Kochał Hermionę, była jego najlepszą przyjaciółką i zawsze mógł na nią liczyć. Ale jednocześnie nie mógł jej wybaczyć tego, co zrobiła.<br />
<br />
- Harry... - zaczęła cicho Hermiona bawiąc się palcami. W jej brązowych oczach zalśniły łzy. - Wiem, co sobie teraz o mnie myślisz. Ale daj mi... Daj mi się wytłumaczyć...<br />
<br />
Harry ruszył bez słowa w stronę stolika i wstawił świeże kwiaty do wazonu. Czuł na sobie jej rozpaczliwy wzrok.<br />
<br />
- Proszę... - spróbowała jeszcze raz. Harry zacisnął ręce w pięści i powoli, bardzo powoli odwrócił się w jej stronę.<br />
<br />
- Nic nie wiesz, Hermiono. Nic. Byłaś tak zaślepiona swoim bólem, że nie zauważyłaś, że ja też go kochałem. Że ja też cierpiałem po jego stracie... Nadal cierpię. W przeciwieństwie do ciebie. Straciłem przyjaciela, rozstałem się z Ginny. Nie mam rodziców, mój ojciec chrzestny nie żyje. Ale myślałem, że mam przyjaciółkę. A ty... Zostawiłaś mnie - mówił powoli, powstrzymując ochotę, aby na nią wrzasnąć.<br />
<br />
Zdał sobie sprawę, że miał jej to za złe z jeszcze jednego powodu.<br />
<br />
Mogli przejść przez to razem.<br />
<br />
A ona poszła na łatwiznę i zostawiła go.<br />
<br />
Samego.<br />
<br />
- To nie tak... - szepnęła słabo, wstając niezgrabnie z łóżka, ręce jej drżały.<br />
<br />
- Wiesz, jak się czuję? Jakbym utkwił w jakimś cholernym koszmarze. Voldemort nie żyje, ale to nie sprawiło, że czuję się lepiej. Nie sprawiło, że nie śnią mi się w nocy koszmary, czy że czuję mniejszy ból. Jest gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. On... On odebrał mi wszystkich. I prawda jest taka, że to ja przegrałem - odparł ze złością opierając się rękami o białą ścianę.<br />
<br />
Hermiona podeszła do niego bez słowa i objęła go ramionami. A on w odpowiedzi, przytulił ją mocno, rozpaczliwie i po raz pierwszy od śmierci Rona pozwolił sobie na płacz.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *<br />
<br /></div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Grimmauld Place wciąż wydawało się szare i obskurne mimo otwartych i umytych okien, ale im to nie przeszkadzało. Potrafili całymi dniami przesiadywać na strychu, gdzie kiedyś, wydawało się jakby w innym życiu, Syriusz trzymał Hardodzioba.<br />
<br />
Świadomość, że Hermiona jest z nim, dodawała Harry'emu odwagi. To dzięki niej nie bał się już zasypiać. Oczywiście wciąż śniły mu się koszmary, nie sądził, żeby kiedykolwiek to się zmieniło. Przeżył w swoim życiu zbyt wiele. Ale było mu łatwiej dojść do siebie, kiedy po obudzeniu widział Hermionę, śpiącą zaledwie kilka stóp dalej.<br />
<br />
Zima nadeszła niespodziewanie szybko. Harry przyglądał się wirującym białym płatkom w powietrzu i jedyne o czym myślał to to, że zbliżały się właśnie pierwsze święta od śmierci Rona. Pierwsze święta, których miał nie spędzić ze swoim najlepszym przyjacielem.<br />
<br />
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego ile one dla niego liczyły. I myśl, że już nigdy więcej nie będzie miał okazji, aby przeżyć ich razem, bolała. Bardzo bolała.<br />
<br />
- Harry - powiedziała cicho Hermiona, kładąc mu rękę na ramieniu. Odwrócił się w jej stronę.<br />
<br />
- Żałujesz tego? - zapytał nagle, patrząc jej w oczy. - Żałujesz tego, że nic już do niego nie czujesz? - Hermiona wstrzymała oddech.<br />
<br />
- Nie, Harry. Pamiętam ból jaki czułam po jego śmierci, To było jakby... jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Wiem, co o tym myślisz. Ale bez tego nigdy nie ruszyłabym do przodu - odparła. - Obiad jest już na dole - dodała po chwili niezręcznej ciszy i szybko zeszła na dół.<br />
<br />
Harry patrzył za nią przez krótką chwilę. I obiecał sobie, że będzie pamiętał przyjaźń i miłość Rona.<br />
<br />
Za nich oboje.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Hermiona uparła się, aby z powodu nadchodzących świąt trochę ozdobić Grimmauld Place. Harry zgodził się jej pomóc głównie po to, aby uciec choć na chwilę od bolesnych wspomnień. Razem wysprzątali salon, rozwiesili nad sufitem czerwone łańcuchy, a tuż obok kominka postawili choinkę. W ciszy zaczęli ją ozdabiać bombka po bombce, cukierek po cukierku aż wreszcie skończyli.<br />
<br />
Ze starego radia rozległa się nagle cicha, powolna melodia. Hermiona złapała Harry'ego za rękę i uścisnęła go lekko.<br />
<br />
- Pamiętasz jak w trzeciej klasie upadła na mnie choinka? - zapytała niespodziewanie, uśmiechając się delikatnie. Harry kiwnął głową. Oczywiście, że pamiętał.<br />
<br />
Fred zabrał jej pracę domową i Hermiona, próbując ją odzyskać, goniła go po całym Pokoju Wspólnym. Kiedy przebiegała obok drzewka, poślizgnęła i odruchowo złapała się łańcucha, który zwisał z choinki. Drzewko przechyliło się i upadło na nią zanim zdążyła się zorientować.<br />
<br />
Przez chwilę stali obok siebie w ciszy. A potem oboje ryknęli głośnym śmiechem. Cudownie było choć przez chwilę znów czuć się szczęśliwym i śmiać się jakby to wszystko co przeżyli, wcale się nie wydarzyło. Ale w końcu śmiech zamarł na ich ustach, bo powróciła do nich ponura rzeczywistość.<br />
<br />
Harry rozplótł ich dłonie i ruszył powoli na strych. Usiadł na ziemi, oparł się wygodnie o ścianę i ręką zaczął szukać wokół siebie butelki. Pierwsze trzy były opróżnione. Dopiero czwarta okazała się pełna. Harry wziął ją do ręki, powoli przystawił do ust, a potem zamknął oczy.<br />
<br />
Hermiona zjawiła się na strychu zaledwie kilka minut później. Zamknęła za sobą drzwi z cichym trzaskiem i usiadła niedaleko niego, nic nie mówiąc. Po prostu z nim była. A Harry po raz kolejny od śmierci Rona pomyślał o tym, jak bardzo jest mu bliska.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
Razem, wspólnymi krokami wracali do świata, który ich otaczał. <br />
<br />
Hermiona podjęła pracę w Ministerstwie Magii, a Harry zgodził się pomóc bliźniakom przy Magicznych Dowcipach Weasleyów. Oboje otwierali nowy sklep w Hogsmeade i mieli przy tym mnóstwo roboty, a Harry zajmujący się ich oddziałem na Pokątnej był dla nich prawdziwym wybawieniem.<br />
<br />
Po skończonej pracy Potter teleportował się pod czerwoną budkę, z której punktualnie o siedemnastej wyłaniała się Hermiona.<br />
<br />
Tego dnia powitała go wyjątkowym, szerokim uśmiechem. Widok przyjaciela sprawił, że zapomniała o wszystkich swoich zmartwieniach. Razem, ramię w ramię, ruszyli przed siebie spokojnymi uliczkami Londynu. W pewnym momencie złapał ich jednak deszcz, więc oboje, śmiejąc się cicho, schowali się pod najbliższym daszkiem. Spacerowali po dworze tak długo, że na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Z ulicznych lamp sączyło się blade światło, a krople w kształcie grochu uderzały mocno o ziemię.<br />
<br />
Harry spojrzał w pewnym momencie na Hermionę. Mokre brązowe włosy przykleiły się do jej policzka. To był odruch, zwykły odruch. Po prostu podniósł rękę i założył je jej za ucho.<br />
<br />
Oboje zamarli w jednej chwili. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów... To Hermiona wykonała pierwszy ruch. Złapała go delikatnie za rękę i powoli, bardzo powoli przybliżyła się w jego stronę.<br />
<br />
- Nie - warknął nagle Harry, odwracając się od niej i ruszając szybko przed siebie. Hermiona spojrzała za nim zaskoczona.<br />
<br />
- Harry, poczekaj! To... Ja... Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła desperacko, wybiegając na deszcz.<br />
<br />
- Nie kończ tego, Hermiono. Proszę... Po prostu nie kończ. Ron... Kochałaś Rona całym sercem. Już tego nie czujesz, ale to nie ma znaczenia. Był miłością twojego życia, a moim najlepszym przyjacielem. To nigdy nie powinno się zdarzyć - szepnął, a potem teleportował się z głuchym trzaskiem zostawiając ją samą, całą mokrą i ze złamanym sercem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Minęło dopiero kilka dni, a on już tęsknił za dotykiem jej ciepłych dłoni, za jej delikatnym zapachem i za głosem, który mógł słuchać godzinami. Odejście od niej, zrezygnowanie z miłości Hermiony, bolało. Ale uważał, że zrobił słusznie. Kim by był, gdyby związał się z dziewczyną zmarłego przyjaciela? Poza tym zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie Eliksir, który wypiła, wciąż kochałaby Rona i nigdy nawet nie spojrzałaby na niego, choć przez chwilę, w taki sposób. <br />
<br />
Fred, który wyłonił się nagle z zaplecza, poklepał go po plecach.<br />
<br />
- Wszystko w porządku? - zapytał uważnie mu się przyglądając.<br />
<br />
- Ja... Tak - mruknął niewyraźnie Harry. Bliźniak stał przez chwilę niezdecydowany. A potem wziął głęboki wdech i powiedział:<br />
<br />
- Ron chciałby żebyście oboje byli szczęśliwi.<br />
<br />
Harry spojrzał na niego zaskoczony, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Fred zniknął z powrotem na zapleczu.<br />
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
Harry zamknął za sobą drzwi i z westchnieniem zaczął ściągać kurtkę z ramion. Kładł właśnie klucze na najbliższą stojącą komodę, kiedy dostrzegł poruszenie gdzieś przed sobą i odruchowo wyjął z kieszeni różdżkę. Po chwili jego oczom ukazała się Hermiona z jedną ręką uniesioną do góry.<br />
<br />
- Przepraszam, że tak przyszłam bez zapowiedzi... Zostawiłam tutaj swoją książkę i dopiero przed chwilą udało mi się ją znaleźć - mruknęła, w rękach trzymała jakieś opasłe tomiszcze. Harry bez trudu zrozumiał, że chciała to zrobić pod jego nieobecność. I wcale jej się nie dziwił, nie po tym, jak ją zostawił.<br />
<br />
W pokoju zaległa pełna napięcia cisza, przerywana odgłosem przesuwających się wskazówek starego drewnianego zegara.<br />
<br />
Hermiona ruszyła bez słowa przed siebie. A potem nagle zatrzymała się i spojrzała na Harry'ego ze łzami w oczach.<br />
<br />
- Jesteś idiotą i nawet nie masz pojęcia, jak wielkim! Obwiniasz się o śmierć Rona i za karę ubzdurałeś sobie, że już nigdy nie powinieneś być szczęśliwy. Ale to nie była twoja wina! Jego... jego już nie ma, Harry. To że się ode mnie odwrócisz tego nie zmieni - szepnęła. - Daj nam szansę. Jedną jedyną szansę.<br />
<br />
Harry przełknął z trudem ślinę.<br />
<br />
Wiedział, że Ron kochał ją całym sercem. I właśnie przez to był taki rozdarty. Czuł się, jakby swoją miłością do niej go zdradził. Ale Ronald odszedł w inne - jak usilnie sobie wmawiał - lepsze miejsce, a oni zostali sami. Miał nadzieję, że kiedy spotkają się za kilkanaście... kilkadziesiąt... lat będzie w stanie mu to wybaczyć.<br />
<br />
Hermiona wpatrywała się w niego z napięciem, zaciskając kurczowo ręce. Bała się, że znów ją odtrąci, że znów odejdzie ze złamanym sercem.<br />
<br />
Chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Na szczęście Hermiona zrozumiała bez tego jaką podjął decyzję i nie panując już nad sobą, rzuciła mu się prosto w ramiona. Harry przytulił ją mocno do siebie.<br />
<br />
Bał się tego, co przyniesie następny dzień. Koszmarów i trudności z jakimi będzie musiał się zmierzyć. Ale myśl, że będą razem dodawała mu odwagi, tak jak robiła to Hermiona przez te wszystkie lata.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><b>__________________________________________</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Przepraszam, że ostatnio mało się tutaj dzieje, ale to ta pogoda chyba tak na mnie działa. Odkąd zaczęła się szkoła nie mam weny. Co nie zacznę jakąś miniaturkę, utknę w połowie i nie mogę ruszyć dalej. :/</span></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">A jak tam u was? Co w szkole? Mi już nic się nie chce, a to dopiero początek września. No ale muszę się uczyć, w końcu to już technikum. Ech... Jakoś tak staro się właśnie poczułam.</span></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Buziaki.</span></div>
</div>
</div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-49278924388052680622015-08-28T04:59:00.000+02:002018-08-07T01:40:11.212+02:00[11] Pocałunek Psotnika<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtGO00kPjkGYijXLDSxzfpYlKFvtHP2ZE1J-EcW1MdTl-a_G9qZurxES1FUViojWP0q8hZSCK5qx-wYY9jWzfUjLSZU2cz9NStLi90oqhekrj7OvtKZnkt6NWfbPzRzIFWIq9JyQReOYl_/s1600/tumblr_mk22yyX3S31qb9qh4o2_500.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="232" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtGO00kPjkGYijXLDSxzfpYlKFvtHP2ZE1J-EcW1MdTl-a_G9qZurxES1FUViojWP0q8hZSCK5qx-wYY9jWzfUjLSZU2cz9NStLi90oqhekrj7OvtKZnkt6NWfbPzRzIFWIq9JyQReOYl_/s400/tumblr_mk22yyX3S31qb9qh4o2_500.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b><b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pairing/postacie: </b>Fremione, <span style="text-align: center;">Hermiona Granger i Fred Weasley</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Rodzaj:</b> miniaturka, one-shot<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: center;">
Miłość to rezygnacja z panowania nad własnym losem.</div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: center;">
<b>Jonthan Carroll</b></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<br />
<br /></div>
Hermiona
westchnęła cicho, kładąc się na kanapie w swoim mieszkaniu. Nie miała
siły, aby wstać i zrobić sobie kolację, więc leżała tylko, patrząc się
beznamiętnie w sufit.<br />
<br />
Prawie każdy dzień wyglądał tak samo. Jej życie
stało się strasznie monotonne odkąd dwa lata temu przyjęła posadę w
Ministerstwie Magii. W bardzo szybkim czasie, dzięki swoim niezwykle
rozwiniętym umiejętnościom magicznym, a także rzetelnemu wypełnianiu
swoich obowiązków, została szefową swojego wydziału. Bardzo ją to
cieszyło, była z siebie dumna, jak nigdy wcześniej. Ciężko pracowała,
aby osiągnąć swój sukces.<br />
<br />
Ale z czasem jej praca przestała ją
cieszyć.<br />
<br />
Nie wiedziała nawet, kiedy to się zmieniło, ale miała już dość
ślęczenia przed biurkiem. Każdego dnia zwlekała się z łóżka i szła do
Ministerstwa z kwaśną miną. Na miejscu siadała w swoim czarnym,
skórzanym fotelu i z niecierpliwością wyczekiwała obiadu, aby spotkać
się z Harrym i Ronem.<br />
<br />
Poza tym od jakiegoś czasu czuła, że stanęła
w miejscu. Od wojny minęły cztery lata, a Harry i Ginny już spodziewali
się swojego pierwszego dziecka. Ron planował ślub ze swoją narzeczoną
Parvati Patil. Luna razem z Rolfem, synem Newta Scamandera, sławnego
zoologa, wybierała się w kolejną podróż do puszczy tropikalnej. Tylko
ona była sama, pomijając oczywiście Krzywołapa, który i tak zresztą miał
chyba bardziej interesujące życie od niej. Potrafił znikać na całe dni,
a potem wracać i jak gdyby nigdy nic siadać sobie na puchatym białym
dywanie tuż obok jej łóżka.<br />
<br />
Na szczęście następnego dnia była
sobota, więc Hermiona mogła sobie poleniuchować w łóżku trochę dłużej.
Dopiero o godzinie dziesiątej, wstała, aby dać miauczącemu zawzięcie
Krzywołapowi karmę z wątróbką, którą tak lubił. Następnie zrobiła sobie
jajecznicę i usiadła wygodnie przy stole, drugą ręką, trzymając
wczorajszego Proroka Codziennego. Nie było to już to samo pismo, co
jeszcze przed wojną. Teraz była to rzetelna gazeta, gdzie informacje
sprawdzano dwa razy, zanim je w niej umieszczono. Wszystko głównie za
sprawą Seamusa Finningana, który został zatrudniony jako jej nowy główny
redaktor. Naprawdę świetnie się spisał, robiąc z kłamliwego szmatławca
naprawdę dobrą gazetę. <br />
<br />
Hermiona czytała właśnie o kolejnej
świetnej akcji Aurorów pod wodzą Harry'ego Pottera i Ronalda Weasleya,
którzy schwytali ukrywających się od paru lat Rosiera i Yaxleya. Oboje
czekali właśnie na wyrok Wizengamotu, ale i tak jasne było, że trafią do
Azkabanu, w którym dzięki Kingsley'owi, nie było już dementorów. Nikt
nie sprzeciwiał się decyzji Shackebolta, który był obecnie Ministrem
Magii. Wiele osób doświadczyło na własnej skórze do czego zdolni są
dementorzy.<br />
<br />
Na kolejnej stronie widniało kilka reklam, w tym jedna
wielka, błyskająca i strasznie rażąca w oczy, informująca o zniżce w
Magicznych Dowcipach Weasleyów. Hermiona pokręciła z lekkim uśmiechem
głową, wyobrażając sobie jakie muszą być teraz kolejki w sklepach
bliźniaków. Zaczęła właśnie czytać o nowej książce Rity Skeeter, która
wychodziła już za dwa miesiące, gdy usłyszała stukanie dochodzące zza
okna. Podniosła wzrok i ujrzała sowę z listem przywiązanym do nóżki. <br />
<br />
Natychmiast
zerwała się z krzesła i popędziła, aby otworzyć okno. Jej sąsiadka,
pani Mureflow widziała ostatnio delegację sów, która przyleciała do
Hermiony i bardzo ją zainteresował ten niezwykły widok. Na szczęście
Granger szybko się o tym zorientowała i rzuciła zaklęcie, dzięki czemu
starsza kobieta zapomniała o sowach z listami przyczepionymi do nóżek.
Hermiona nawet nie chciała myśleć o tym ile miałaby roboty, gdyby pani
Mureflow rozpowiedziała o tym na całym osiedlu. <br />
<br />
Brązowa puchata
sowa napiła się wody i dopiero wtedy pozwoliła Hermionie odwiązać ze
swojej nóżki list. Granger otworzyła go z zaciekawieniem.<br />
<br />
Nie
spodziewała się niczego z pracy, a u Molly i Artura była tydzień
wcześniej. Norę opuściła z torbą wypchaną jedzeniem, które śmiało mogło
wystarczyć jej na całą zimę. Z Ginny spotykały się, kiedy kiedy tylko mogły, a praktycznie cały urlop Hermiony spędziły na odwiedzaniu różnych sklepów z
dziecięcymi akcesoriami (kto by pomyślał, że coś takiego jest na
Pokątnej?). Harry'ego i Rona widziała niemalże codzienne, więc oni też
odpadali.<br />
<br />
Nadawcą listu okazał się Neville. Od roku nauczał w
Hogwarcie i Hermiona rzadko kiedy miała okazję z nim porozmawiać. W
liście pisał, że będzie tego dnia na Pokątnej i że gdyby miała czas,
mogłaby wpaść na małe spotkanie. Granger bardzo się z tego ucieszyła.
Neville'a zawsze uważała za dobrego przyjaciela. Ich więzy zacieśniły
się jeszcze bardziej, gdy wróciła do Hogwartu, aby dokończyć ostatni rok
nauki. Hermiona nastawiała się na to, że będzie samotna, w końcu Harry i
Ron postanowili nie wracać do szkoły. Ale szukając wolnego
wagonu w pociągu natknęła się na Lunę i Neville'a, którzy sprawili, że
choć ostatni rok był inny niż poprzednie, to jednak zdecydowanie
wspominała go z uśmiechem.<br />
<br />
Hermiona odpisała krótko, że będzie i
uśmiechnęła się szeroko. Zdecydowanie poprawił jej się humor; wprost nie
mogła doczekać się spotkania z przyjaciółmi i co chwilę spoglądała na
zegarek. Zebranie się zajęło jej zaledwie kilka minut. Włosów nawet nie
tykała, ponieważ wiedziała, że i tak nie da rady ich ujarzmić, a próby poprawienia swojej, według niej samej, miernej urody, za pomocą makijażu, kończyły się za każdym razem fiaskiem, więc nawet nie miało to sensu, aby zawracać sobie tym głowę.<br />
<br />
Pięć
minut przed czternastą Hermiona teleportowała się niedaleko Dziurawego Kotła.
Pomachała przyjaźnie do Svena, syna Toma stojącego za ladą i ruszyła w
stronę przejścia na Ulicę Pokątną. Od razu została porwana przez tłum
czarodziei. Z uśmiechem przypomniała sobie wszystkie uczucia jakie w
niej wybuchły, gdy znalazła się na tej ulicy po raz pierwszy. Strach i
przerażenie, zastąpiła powoli rosnąca ekscytacja oraz myśl, że to dzieje
się naprawdę... że naprawdę jest czarownicą!<br />
<br />
Hermiona kupiła swoje
ulubione śmietankowo-czekoladowe lody w lodziarni Fortescue i powoli
ruszyła w stronę miejsca, gdzie miała się spotkać z przyjaciółmi. Była to mała
herbaciarnia założona rok wcześniej przez Atenę Rowlock, prawdziwą
miłośniczkę herbaty. W jej lokalu można było wypić wszystkie możliwe jej
odmiany. Poza tym sam wystrój miejsca sprawiał, że chciało się tam
siedzieć godzinami. Ściany były ozdobione ciemną brązową tapetą, stoły i
krzesła choć drewniane, były bardzo wygodne, a w powietrzu unosił się
cudowny aromat ziół. <br />
<br />
Po drodze Hermiona natknęła się na bliźniaków.
Oboje ubrani w kurtki ze smoczej skóry pomachali energicznie w jej stronę, dając jej tym samym znak, aby na
nich poczekała. Granger ze śmiechem patrzyła, jak popychając się, biegną w
jej stronę.<br />
<br />
- Macie dwadzieścia dwa lata i wciąż zachowujecie się
jak dzieci - skwitowała ze śmiechem, kiedy wreszcie do niej dotarli.
Fred położył jej rękę na ramieniu. <br />
<br />
- To chyba dobrze Hermiono, w
ten sposób będę wiecznie młody - powiedział z szerokim uśmiechem.
Granger wywróciła oczami i strzepnęła ze swojego ramienia jego rękę. A
Fred i George tylko zachichotali. <br />
<br />
Na miejscu byli już Neville,
Harry, Ron i Ginny. Pozostało im czekać już tylko na Lunę, która zjawiła
się jakieś pięć minut później.<br />
<br />
- A gdzie Rolf? - zapytał z
ciekawością Harry. Lovegood machnęła ręką. - Chodzi gdzieś ze swoją
siostrą Rowan po Pokątnej i robi za tragarza. <br />
<br />
W
przeciągu ponad trzech godzin każdy z nich wypił przynajmniej trzy
szklanki różnego rodzaju herbat. Hermionie najbardziej posmakowała
pu-erh, której picie w czasach dynastii Tang było przywilejem cesarza. <br />
<br />
Rozmowy
całej grupki toczyły się wokół dosłownie wszystkiego. Rozmawiali o
kolejnych odnowionych budynkach, nowej książce Rity Skeeter... W końcu
jednak temat zszedł na ich pracę i Hermiona zamilkła. Każdy z nich był
zadowolony z tego co robi, nawet Ginny, która pomimo ciąży wciąż pisała
teksty do kolumny sportowej Proroka Codziennego. Najbardziej był chyba
jednak Neville, który pracował w Hogwarcie jako nauczyciel Zielarstwa.
Mówił właśnie o tym, że Minerwa McGonagall poszukuje kogoś nowego na
stanowisko profesora Obrony Przed Czarną Magią.<br />
<br />
- Ale przecież jest już początek października - powiedział zdziwiony Ronald. - Kto ich teraz uczy?<br />
<br />
-
McGonagall, przynajmniej część klas. Drugą wziął Flitwick - odparł
Neville. - Nikt nie chce przyjąć tej posady, choć profesor Famida uczyła
przez cztery lata. To więcej niż ktokolwiek inny od kilkudziesięciu
lat.<br />
<br />
W tej właśnie chwili Hermiona wyłączyła się. Kiedyś myślała
nawet o pracy w Hogwarcie, ale tak bardzo chciała zająć dobre stanowisko
w Ministerstwie, że kompletnie o tym zapomniała. Ale teraz... Chciała
coś zmienić w swoim życiu, a rozpoczęcie pracy w Hogwarcie mogło być
jedną z tych zmian.<br />
<br />
- Jesteś jeszcze z nami? - zapytał Fred, klepiąc ją lekko w ramię. Wszyscy spojrzeli na Hermionę uważnie.<br />
<br />
-
Tak, ja, hm... zamyśliłam się, to wszystko - mruknęła szybko, biorąc łyk
herbaty. Chyba tylko Fred nie dał się zbyć tą odpowiedzą, ale nie drążył
dalej tematu. Jednak gdy zbierała się do wyjścia, Weasley wziął kurtkę i
poszedł z nią mówiąc, że ją podprowadzi.<br />
<br />
- Daj spokój, Fred jestem dużą dziewczynką i dam radę sama iść - powiedziała. Rudzielec uśmiechnął się szeroko.<br />
<br />
-
No cóż, to akurat WIDZĘ - mruknął, poruszając brwiami, co Granger
skwitowała krótkim prychnięciem, choć oczy jej się śmiały. - Nie no, ja
tylko żartuję, Hermiono. Daj spokój i mów o co chodzi. Coś cię
ewidentnie trapi, a ja nie lubię, jak ładna dziewczyna się smuci - dodał
po chwili. <br />
<br />
Hermiona próbowała go zbyć gadką o złym tygodniu, ale
Fred nie uwierzył jej tak łatwo. Opuścili Pokątną, a Granger
opowiedziała mu o swojej pracy. Weasley nie przerwał jej ani razu, a gdy
skończyła, zaczął ją nawet namawiać, aby spróbowała nauczać w
Hogwarcie.<br />
<br />
- Możesz mówić co chcesz, ale jesteś świetną
nauczycielką, nigdy nie zapomnę jak nauczyłaś mnie i George'a w jedno
popołudnie kilku zaklęć na zaliczenie z OPCMu. Poza tym... żyje się
tylko raz, prawda? Jeśli ci się nie spodoba, myślę, że w Ministerstwie i
tak przyjmą cię z powrotem z szeroko otwartymi ramionami. I byliby głupi,
gdyby tego nie zrobili w końcu jesteś naprawdę świetną czarownicą -
zakończył z uśmiechem. Hermiona spojrzał na niego uważnie. <br />
<br />
-
Jakieś to podejrzane Weasley, że jesteś dla mnie dzisiaj taki miły -
mruknęła, mrużąc oczy. A potem oboje nagle wybuchli śmiechem,
przypominając sobie, że dokładnie te same słowa Hermiona wypowiedziała w
piątej klasie, gdy siedzieli razem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.<br />
<br />
Ten
niespodziewany wybuch radości przerwała im jednak Angelina Johnson,
która ubrana w czarną kurtkę i siwy komplet zaczęła zawzięcie machać w
ich stronę. Hermiona szybko zrozumiała, że pewnie się umówili.<br />
<br />
-
Dzięki za poprawę humoru, myślę, że rzeczywiście zastanowię się nad tą
pracą - rzuciła w stronę Freda. Następnie przytuliła Angelinę, która
zdążyła do nich dotrzeć i szybko zostawiła ich samych, mówiąc, że się
spieszy do domu. <br />
<br />
Następnego dnia Hermiona teleportowała się do Hogsmead z cichym trzaskiem. Zawiadomiła McGonagall, że chce z nią
porozmawiać, więc brama była otwarta. Jednak z każdym kolejnym krokiem
była coraz mniej pewna. Może to był głupi pomysł? Może to tylko
chwilowe? Może za jakiś czas wszystko powróci do normy?<br />
<br />
Kiedy
stanęła wreszcie przed wejściem do gabinetu dyrektorki szkoły, miała
ochotę stamtąd uciec. Przypomniała sobie jednak słowa Freda. Wzięła więc
głęboki oddech i mruknęła hasło, które dostała od profesor Minerwy.
Gargulec pilnujący wejścia odskoczył w bok, a Hermiona ruszyła po
schodach na górę.<br />
<br />
Minerwa McGonagall siedziała przy swoim biurku,
zapewne sprawdzając prace domowe uczniów. Jej pióro szybko śmigało po
kartce i co jakiś czas kręciła głową z cichym westchnieniem. Na widok
Hermiony przerwała pracę i uśmiechnęła się szeroko.<br />
<br />
- Witam, panno
Granger - powiedziała, gestem, wskazując na fotel. Przez parę minut
rozmawiały o nowym odkryciu Tebraxusa McKinnona, które zostało
dokładnie opisane w czasopiśmie <i>Horyzonty Zaklęć</i>. A kiedy skończyły, Minerwa z uśmiechem zapytała, co ją do niej sprowadza.<br />
<br />
Hermiona wzięła głęboki wdech.<br />
<i><br /></i>
<i>Żyję się tylko raz, </i>jak powiedział Fred. <br />
<br />
- Ja, pani profesor... Chciałabym objąć posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. <br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
To, że Hermiona Granger, do tej pory piastująca najważniejsze stanowisko w
Departamencie Przestrzegania Magii, porzuciła pracę na rzecz nauczania w
Hogwarcie, odbiło się dużym echem w czarodziejskim świecie. Hermiona
nie dziwiła się im, nie na co dzień porzuca się tak dobrą posadę. Ale
kiedy Granger opuściła Ministerstwo Magii, po rozmowie z Kingsleyem,
czuła się wolna.<br />
<br />
Naprawdę wolna.<br />
<br />
Wszystkie obawy, niechęć, znużenie... zniknęły, a zastąpiła je radość i podekscytowanie.<br />
<br />
Przyjaciele
byli zaskoczeni jej decyzją, ale bardzo ją w tym wspierali. Molly i
Artur postanowili nawet urządzić dla niej małe przyjęcie w Norze.<br />
<br />
- Jeszcze nikt
z mojej rodziny nie nauczał w Hogwarcie. Ty będziesz pierwsza, Hermiono
- powiedziała dumnie pani Weasley przyciskając ją mocno do piersi.
Granger uśmiechnęła się ze wzruszeniem, słysząc te słowa. <br />
<br />
W ten
właśnie sposób, kilka dni później zjawiła się w Hogwarcie. Dziwnie było jej chodzić korytarzami zamku ze świadomością, że
nie jest już uczennicą. Na szczęście miała przy sobie Neville'a, który
był wprost zachwycony jej decyzją. Hermiona również cieszyła się z jego
obecności, to że miała przyjaciela u swojego boku, było naprawdę
pokrzepiające.<br />
<br />
Pierwszy dzień nauczabua, poszedł jej
bardzo dobrze. Było oczywiście kilka osób, w większości ze Slytherinu,
które jej przeszkadzały, ale odebranie im kilkudziesięciu punktów
zdecydowanie zamknęło im buzie.<br />
<br />
Szczerze mówiąc, Hermiona nie
spodziewała się, że tak bardzo spodoba jej się nauczanie. Ale
rzeczywiście tak było. Od zawsze lubiła dzielić się wiedzą i teraz
naprawdę to robiła.<br />
<br />
Jednak po miesiącu nauczania Hermiona na
swojej drodze napotkała pewien problem. Chodziło bowiem o wynalazki
Weasleyów. Nie było dnia żeby chociaż jeden uczeń nie wypróbował na jej
lekcji jakiegoś ich gadżetu. A Bombonierki Lesera, mimo upływu lat, wciąż nie traciły na popularności.<br />
<br />
W piątek, tuż po lekcjach,
Hermiona postanowiła wybrać się z Neville'em do Hogsmead. Jego
dziewczyna, Hanna Abbott prowadziła pub pod Trzema Miotłami, więc oboje
od razu skierowali się właśnie tam. Hermiona znała Hannę tylko z
widzenia, jednak szybko doszła do wniosku, że jest bardzo miłą
kobietą. Miała ładne blond włosy, niebieskie oczy i pyzatą buzię.
Granger posiedziała z nimi trochę, póki się nie ściemniło.<br />
<br />
Kierowała się właśnie w stronę zamku, kiedy po drodze natknęła się na Freda.<br />
<br />
-
Cześć, Hermiono! - zawołał wesoło na jej widok. Następnie zaprosił ją
do sklepu Weasleyów, który razem z George'em otworzyli w Hogsmead dwa
lata temu. Granger opierała się mu z początku. Chciała sprawdzić prace
domowe, które zadała trzecim klasom, ale Fred jej na to nie pozwolił i
zagroził, że zaniesie ją tam na rękach.<br />
<br />
Hermiona zaśmiała się.<br />
<br />
-
No dobra, już dobra - powiedziała, podążając za rudzielcem w stronę sklepu, a
potem na zaplecze. Bliźniacy urządzili tam coś w rodzaju salonu
połączonego z kuchnią. Fred zdjął płaszcz z jej ramion i wyjął z
szuflady butelkę Ognistej Whisky. Hermiona pokręciła stanowczo głową. <br />
<br />
-
Daj spokój, nie opiłem z tobą twojej nowej pracy i teraz chciałbym to
nadrobić - odpowiedział natychmiast Fred.<br />
<br />
Nie było go na przyjęciu zorganizowanym
przez Molly. Hermiona
musiała przyznać, że trochę jej go brakowało. Gdyby nie on,
prawdopodobnie nigdy nie odważyłaby się na tak wielką zmianę w swoim
życiu.<br />
<br />
- Nalewaj - rzekła więc, co rozbawiło niezwykle rudzielca. <br />
<br />
-
Gdybym powiedział ci kilka lat temu, że teraz będziemy siedzieć razem i
pić Ognistą, wlepiłabyś mi z tuzin szlabanów - mruknął. Hermiona
parsknęła śmiechem.<br />
<br />
- Aż tak okrutna nie jestem, ale za to pewnie dostałbyś upiorogacka - skwitowała, biorąc łyk płynu do ust. <br />
<br />
- No, to teraz opowiadaj, jak ci idzie nauczanie - poprosił Fred, siadając tuż obok niej.<br />
<br />
-
Byłoby lepiej, gdyby nie te wasze wynalazki. Przez was mam niemałe
utrapienie w szkole - powiedziała. - W ciągu miesiąca skonfiskowałam
tyle rzeczy, że nauczyłam się już na pamięć, co i jak działa. W tej
kwestii niedługo będę wiedzieć tyle, co ty i George - dodała z
westchnieniem.<br />
<br />
A Fred tylko zarechotał.<br />
<br />
Dwie godziny później,
butelka Ognistej została przez nich całkowicie opróżniona. Weasley
namawiał ją na kolejną, ale Hermiona była już śpiąca. Poza tym trochę
kręciło się jej w głowie. Rzadko piła alkohol, więc upiła się
zdecydowanie szybciej niż bliźniak.<br />
<br />
Fred widząc, jak Granger niezdarnie zapina guziki swojego płaszcza, pomógł jej i sam szybko się zebrał.<br />
<br />
- Nie musisz... - zaczęła Hermiona, ale Fred pokręcił głową.<br />
<br />
-
Daj spokój, to nic takiego, poza tym źle by było, gdyby twoi uczniowie
znaleźli cię w jakimś rowie, prawda? - mruknął ze śmiechem. Granger
spojrzała na niego z oburzeniem, ale zanim zdążyła coś odpowiedzieć,
zachwiała się lekko. Fred zamknął drzwi sklepu, a potem objął ją tak,
aby się po drodze przypadkiem nie wywróciła i oboje ruszyli w stronę
zamku. Hermiona oparła się głową o niego i westchnęła cicho.<br />
<br />
- Masz bardzo wygodne ramię, wiesz?<br />
<br />
-
No cóż, takiego komplementu to jeszcze nie słyszałem - odparł szczerząc
w odpowiedzi zęby. Oboje zatrzymali się dopiero pod zamkiem. Fred
upierał się, że podprowadzi ją pod same drzwi, ale Hermiona zapewniła
go, że da radę dojść sama.<br />
<br />
- W takim razie idę. Jak tylko będziesz miała ochotę, wpadaj do naszego sklepu w Hogsmead. George i Katie mieszkają
teraz u nas na Pokątnej, a we trójkę jest nam trochę ciasno, więc przez
jakiś czas pomieszkam tutaj - powiedział. Hermiona uśmiechnęła się
szeroko.<br />
<br />
- Dzięki, z pewnością jeszcze skorzystam z twojego zaproszenia - odparła, przytulając go na pożegnanie. - Dobranoc, Fred.<br />
<br />
Rudzielec spoglądał za nią przez chwilę, póki nie zniknęła za wielkimi drzwiami zamku.<br />
<br />
- Dobranoc, Hermiono.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Koniec
listopada był bardziej pracowity dla nauczycieli głównie dlatego, że
uczniowie myśleli już tylko o świętach i ciężko było im wbić coś do
głowy. Hermiona westchnęła ciężko, gdy połowa z nich użyła na jej lekcji
nie tego zaklęcia, o które ich prosiła. Puściła ich zatem kilka minut
wcześniej, nie widząc sensu, aby dłużej męczyć, zarówno ich, jak i siebie. Rycząc ze
szczęścia, wybiegli całą gromadą przez wyjście, w którym drzwi ledwie
trzymały się w zawiasach. <br />
<br />
- To wygląda strasznie, gdy patrzysz na
to z boku - skomentował dzikie wyjście Hogwartczyków Fred. Hermiona
spojrzała na niego zaskoczona.<br />
<br />
- Cześć! Co tutaj robisz?<br />
<br />
- A,
byłem w pobliżu, więc pomyślałem, ze wpadnę - mruknął, szczerząc zęby w
uśmiechu. Hermiona uniosła z rozbawieniem brwi do góry.<br />
<br />
- I zrobiłeś to w jakimś konkretnym celu? <br />
<br />
- Właściwie, to tak. Nie chciałabyś się wyrwać na piwo kremowe do Hanny? - zapytał z uśmiechem, ale Granger pokręciła głową.<br />
<br />
- Zostało mi kilkanaście wypracowań, które muszę sprawdzić - odparła. Fred wzruszył ramionami.<br />
<br />
-
Nigdzie mi się nie spieszy - powiedział, uśmiechając się wesoło. Oboje
przenieśli się do jej kwatery, przy okazji zahaczając o kuchnię, skąd
Fred wziął od skrzatów prowiant. Widząc jednak minę Hermiony, zapłacił
im kilka sykli.<br />
<br />
Dormitorium Hermiony wyglądało dokładnie tak,
jak się spodziewał. Jedna ze ścian była cała zapełniona półkami z
książkami. Niektórych nazw nawet nie wiedział, jak przeczytać. Przy
oknie stało biurko ze stosem papierów. Natomiast na środku dywan,
wygodna kanapa i stolik pod którym wylegiwał się Krzywołap.<br />
<br />
Gdy Fred
rozłożył cały prowiant, jaki ze sobą przytargał, na stoliku dostrzegł
coś jeszcze. Niewielką szafkę, a za jej szybą zdjęcia oprawione w ramki.
Na jednym z nich stała Hermiona razem z Luną i Neville'em tuż po
napisaniu OWUTMów, na kolejnym Harry i Ron ściskający ją.<br />
<br />
Jednak jego
uwagę przykuło zdjęcie, na którym znajdowali się on i Hermiona na jej
piątym roku. Stali obok siebie uśmiechając się szeroko. Przedziwny
widok, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj kłócili się o testowanie ich
wynalazków na pierwszoroczniakach.<br />
<br />
Hermiona próbowała sprawdzić
eseje, ale przeszkadzał jej w tym Fred, który wymachiwał jej przed
oczami pasztecikiem i ciastem orzechowym. Jego zamiary odniosły skutek,
ponieważ Hermiona zgłodniała. Tylko, że kiedy oboje się najedli, żadnemu
z nich nie chciało się wstawać z kanapy.<br />
<br />
- To był podstęp,
chciałeś mnie napchać jedzeniem żebym nie sprawdzała tych wypracowań -
rzuciła ze śmiechem Granger. Fred wyszczerzył zęby.<br />
<br />
- Naprawdę nie mam pojęcia o czym mówisz - odparł niewinnie, puszczając jej oko.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * * </div>
<br />
Nowy
rok, Hermiona powitała szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Razem z Fredem i
resztą Weasleyów spędziła go w Norze. Jednak powrotu do Hogwartu wcale
nie żałowała, wręcz przeciwnie. Bardzo się z tego cieszyła. <br />
<br />
Hermiona
siedziała z Neville'em w szklarni numer trzy. Pomagała mu wyciskać sok z
jakiejś rośliny, kiedy Longbottom zapytał ją o coś, co wytrąciło ją z
równowagi.<br />
<br />
- A jak tam u ciebie i Freda?<br />
<br />
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. U niej i u Freda?<br />
<br />
- Uważasz, że jesteśmy parą? - odparła pytaniem na pytanie. Neville spojrzał na nią trochę zaskoczony.<br />
<br />
-
A nie jesteście? W takim razie przepraszam, ale ciągle gdzieś razem
chodzicie, więc sobie pomyślałem... Ach, nieważne - mruknął i zaczął
mówić coś o Hannie i o tym, że bardzo spodobała się jego babci Auguście. <br />
<br />
Hermiona jednak słuchała go tylko jednym uchem. Jej myśli natychmiast
popędziły w kierunku Freda. W ostatnich miesiącach bardzo się razem
zaprzyjaźnili. Weasley był chyba jedyna osobą na świecie, która
potrafiła oderwać ją od sprawdzania wypracowań. Nawet Harry i Ron nie
byli zdolni do tak wielkiego wyczynu.<br />
<br />
Poza tym Hermiona świetnie się przy
nim bawiła. Fred potrafił zamienić nudny, zimowy wieczór w coś naprawdę
wspaniałego. Ale chłopak? Pokręciła zdecydowanie głową. Zresztą wydawało
jej się, że jest coś pomiędzy nim i Angeliną.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Hermiona
szła właśnie jednym z korytarzy na skróty do swojej kwatery, kiedy ktoś
ją pociągnął za rękę. Wydała z siebie krótki okrzyk zanim została
wciągnięta przez Freda do starej komórki na miotły.<br />
<br />
- Co ty
wyprawiasz?! - warknęła, patrząc na niego wściekle.<br />
<br />
Weasley, zamiast odpowiedzieć, położył swój palec na jej usta, więc zamilkła. Przez krótką chwilę stali praktycznie przytuleni do siebie, ponieważ komórka na miotły była zdecydowanie zbyt mała na ich dwoje. Ciepły oddech Freda na skórze przyprawił Hermionę o gęsią skórkę. <br />
<br />
Gdy Filch nareszcie minął ich kryjówkę, narzekając
i opluwając jadem jakiegoś urwisa, Hermiona natychmiast opuściła
składzik na miotły, a Fred zaraz za nią.<br />
<br />
- Chyba nigdy nie znudzi
mi się jego denerwowanie - powiedział rudzielec, krztusząc się ze
śmiechu.<br />
<br />
Granger spojrzała na niego tak ostro, że przez chwilę Fred
sądził, że będzie chciała wlepić mu szlaban. Hermiona nie była tego dnia zbytnio w humorze. Wstała lewą nogą no i wkurzył ją pewien dzieciak,
który wylał na nią jakąś cuchnącą, niebieską maź.<br />
<br />
Rudzielec zatrzymał się nagle i spojrzał na zegarek.<br />
<br />
-
Cholera, przepraszam cię, Hermiono, ale umówiłem się z Angeliną, a ona zabije
mnie, jak się spóźnię! Wpadnij do mnie wieczorem! - zawołał jeszcze i
już go nie było.<br />
<br />
Hermiono spoglądała za nim przez chwilę rozdrażniona. Ostatnio ciągle gdzieś chodził z Johnson. Nie żeby coś... Tak tylko...<br />
<br />
Zbliżała się północ, kiedy ktoś załomotał do drzwi i Granger podniosła się z westchnieniem z łóżka, aby je
odtworzyć. Sprawcą okazał się nie kto inny niż Fred.<br />
<br />
- Myślałem,
że do wpadniesz do sklepu, więc czekałem, a ty się nie pojawiłaś - powiedział z
wyrzutem wchodząc do środka. Hermiona wzruszyła ramionami.<br />
<br />
-
Ja... Mam dzisiaj naprawdę zły dzień i źle się czuje... Może jutro... -
odparła. Fred spojrzał na nią uważnie i położył jej rękę na
czole. - Rzeczywiście, jesteś cała rozpalona - mruknął po chwili
fachowym tonem. A potem, mimo jej usilnych protestów, zaniósł ją do łóżka,
przykrył po uszy ciepłym kocem, poprawił poduszkę i usiadł na krześle
obok. Hermiona posłała mu ciepły uśmiech.<br />
<br />
- Jesteś moim aniołem, wiesz? - zapytała sennie przymykając powieki.<br />
<br />
- Nie, to ty jesteś moim, Granger - odparł szeptem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
Dzięki
interwencji Freda oraz kilku eliksirom, które przyniósł od pani
Pomfrey, Hermiona w przeciągu kilku dni zaczęła czuć się o wiele lepiej.
Rudzielec przychodził do niej często, ponieważ nie chciał, aby od razu
po chorobie wychodziła na dwór. Dlatego też po skończonych przez
Hermionę lekcjach, robili coś w jej pokoju. Raz grali w gargulki, potem w
eksplodującego durnia, a jeszcze innym razem Hermiona czytała na głos
Fredowi swoją ulubioną książkę. Oboje świetnie się przy tym bawili,
ponieważ Weasley zawsze umiał jakoś żartobliwie skomentować dany moment opowieści, przez co
oboje pękali później ze śmiechu.<br />
<br />
Czas mijał bardzo szybko.
Styczeń i luty minął w okamgnieniu, Hermiona nawet nie miała pojęcia
kiedy. Jej życie kręciło się teraz wokół dzieciaków, długich pogawędkach
z Neville'em w czasie posiłków, odwiedzaniem Hanny, z którą bardzo się w
ostatnim czasie zaprzyjaźniła no i oczywiście spotkaniach z Fredem.<br />
<br />
To
było dziwne, ale czuła, że dzień spędzony bez niego jest dniem
straconym. Świetnie się przy nim czuła, umiał ją rozbawić, jak nikt inny.
Naprawdę cieszyła się, że jest tak blisko niej. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tego
dnia Hermiona siedziała na poddaszu Magicznych Dowcipów Weasleyów. Bliźniak urządził tam sobie
coś w rodzaju mieszkania, tak jak zrobili to razem z George'em na
Pokątnej. Granger czekała właśnie na Freda, kiedy usłyszała potężny huk.
Spojrzała w stronę skąd dochodził hałas i parsknęła śmiechem, widząc
rozłożonego na podłodze Weasleya.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
No wiesz co? Może byś mi pomogła, a nie się śmiejesz - powiedział z
wyrzutem rudzielec. Hermiona uśmiechając się, ruszyła w jego stronę.
Wyciągnęła rękę, aby pomóc mu wstać, ale on wyszczerzył zęby i pociągnął
ja na dół tak, że Hermiona upadła wprost na niego.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Idiota - szepnęła, kręcąc z politowaniem głową. A potem zamilkła nagle,
nie mogąc oderwać się od jego oczu. I wtedy Fred zrobił coś czego się
nie spodziewała. Nawet o tym nie myślał, po prostu to zrobił. Pocałował
ją.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Był w tym pocałunku
pewien ogień, jakby oboje chcieli zrobić to od bardzo dawna. Hermiona
nie była w stanie powiedzieć ile to trwało.<br />
<br />
Dzień, godzinę, miesiąc?<br />
<br />
Wszystko nagle przestało być ważne. Liczyli się tylko oni.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale wtedy oboje usłyszeli głos Angeliny dobiegający ze sklepu. Fred złapał Hermionę za rękę, widząc, jak się zrywa. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Poczekaj... - szepnął, ale Hermiona go nie posłuchała. Złapała swój płaszcz i czapkę, a potem szybko wybiegła z pokoju.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od
ich pocałunku minął tydzień. Bardzo długu tydzień podczas którego
Hermiona nie robiła nic innego niż myślenie o Fredzie Weasleyu.
Próbowała się zająć czymś, co uwolniłoby jej myśli od rudzielca, ale on
wciąż powracał, jeszcze bardziej natrętny niż wcześniej. Czuła, że naprawdę wpadła po uszy. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona
szła powoli przez ulicę Pokątną w stronę sklepu Weasleyów. Obiecała
Molly, że zaniesie George'owi i Katie ich ulubione ciasto. Zdążyła w
ostatnim momencie, ponieważ właśnie zamykali sklep.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wybieracie się gdzieś? - zapytała Hermiona z delikatnym uśmiechem. Katie pokręciła głową.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, wracamy do domu - odparła, patrząc łakomym wzrokiem na ciasto, które wzięła od Hermiony. Szatynka zmarszczyła brwi.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Och, to nie mieszkacie już nad sklepem? - zapytała zdziwiona. Oboje spojrzeli
na nią zaskoczeni. Hermiona nie mogła tego zrozumieć. Przecież Fred
powiedział, że właśnie dlatego mieszka w sklepie w Hogsmead... Bo George
i Katie...<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie
mieszkamy tam od listopada, Hermiono - mruknął George, który spoglądał
na nią wymowie, bo chyba zrozumiał o co jej chodzi. Dlaczego Fred
zamieszkał w sklepie w Hogsmead, tak blisko niej zresztą, skoro jego
brat i Katie wcale nie mieszkali na Pokątnej? <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
A Angelina? Myślałam, że ona... - zaczęła, ale rudzielec pokręcił
głową, tym razem z szerokim uśmiechem. - Są przyjaciółmi, Hermiono.
TYLKO przyjaciółmi - zaakcentował. Granger wpatrywała się w niego przez
dobrych kilka sekund, nim George klepnął ją w ramię i dodał:<br />
<br />
- Idź do niego. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Hermiona
przytuliła go mocno do siebie, tak samo uczyniła z Katie, która w
dalszym ciągu spoglądała pożądliwe na trzymane ciasto w dłoniach i
szybko pobiegła przed siebie.<br />
<br />
Teleportowała się w Hogsmead tuż
przed sklepem Weasleyów, ale nie zastała tam nikogo. Tak samo zresztą w
Trzech Miotłach, ani nigdzie indziej. Trzęsąc się lekko z zimna,
rozglądała się gorączkowo wokół, zastanawiając się, gdzie się podział,
kiedy usłyszała jego głos:<br />
<br />
- Hermiono? - zapytał cicho, w rękach trzymał jakieś pudło. Granger spojrzała na niego z mocno bijącym sercem.<br />
<br />
-
Rozmawiałam właśnie z George'em... Zamieszkałeś tutaj dla mnie, prawda?
- szepnęła ze łzami w oczach. Fred postawił pudło na ziemię. Nie musiał
odpowiadać, wiedziała, że tak właśnie było.<br />
<br />
Hermiona złapał go za
rękę, a on poczuł, jak jego całe ciało zamiera. Jeszcze nigdy w życiu
nie bał się tak bardzo, jak wtedy. Myśl, że mógłby ją stracić była
gorsza niż wszystko. Ale Hermiona uniosła po chwili wzrok i spojrzała mu
w oczy. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie sobie uświadomiłam Fred, że zakochałam się w totalnym idiocie - powiedziała z błyszczącymi oczami. <br />
<br /></div>
A on się tylko uśmiechnął.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>________________________________</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Dawno nie pisałam nic o Fredzie i Hermionie odkąd zakończyłam <i>Ścieżkami Uczuć</i>, więc bardzo cieszę się, że udało mi się naskrobać miniaturkę o tej parze. Mam nadzieję, że się spodoba. :) A tak poza tym... Uwierzycie, że już koniec wakacji? Kiedy ten czas tak szybko zleciał? </span></div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-7682093163106674140.post-40182422180571239582015-08-02T03:52:00.000+02:002018-08-07T01:40:36.071+02:00[10] Druga twarz<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvfDsgy-mO_R4uErO3xcrtnkutyJ80RfWu1zf3LMoDr_ZT-Fwm82IV6kzXp7qYYpN9JSOxDHwiiRtp_5efC-pSA744EmjPQl7vV8mOJpvTDekS2sTbbXqmJl065LGZb7Ecb1aOIWJmeNjU/s1600/tumblr_static_tumblr_static_4mn6ea50tw2s88wcsc0k4k0cw_640.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="223" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvfDsgy-mO_R4uErO3xcrtnkutyJ80RfWu1zf3LMoDr_ZT-Fwm82IV6kzXp7qYYpN9JSOxDHwiiRtp_5efC-pSA744EmjPQl7vV8mOJpvTDekS2sTbbXqmJl065LGZb7Ecb1aOIWJmeNjU/s400/tumblr_static_tumblr_static_4mn6ea50tw2s88wcsc0k4k0cw_640.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Fandom:</b> Harry Potter</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<b>Postacie/pairing: </b><span style="text-align: center;">Andromeda Black i Ted Tonks</span><br />
<b style="text-align: justify;">Rodzaj:</b><span style="text-align: justify;"> miniaturka, one-shot</span><br />
<span style="text-align: justify;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: justify;"><b>~</b></span></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: center;">
Ja i ty, sami przeciwko całemu światu. </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: center;">
<b>Alan Alexander Milne</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Andromeda
Black nie była niewiniątkiem.<br />
<br />
Razem z Bellatrix i Narcyzą zrobiła
w swoim życiu wiele okropnych rzeczy. Tyle że w odróżnieniu od swoich sióstr,
Andromedę zawsze dopadało później poczucie winy, które wręcz paliło ją
od środka. Gdyby właśnie wtedy ktoś naprawdę jej się przyjrzał, zdjął maskę,
zobaczyłby, jaka jest naprawdę. Że pod tym wymuszonym uśmieszkiem, kryje
się krucha osoba, pragnąca z całej siły niczego innego, niż być ze
swoimi siostrami. To właśnie dlatego Andromeda zgadzała się gnębić
innych uczniów, to właśnie dlatego słuchała Belli, kiedy opowiadała o
rosnącym w siłę Czarnym Panie. To właśnie dlatego dała sobie zrobić
niewielki tatuaż na nadgarstku z napisem <i>Toujours Pour</i>, choć czystość krwi nie miała dla niej znaczenia.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kochała je. Naprawdę je kochała. Druella i Cygnus nigdy nie okazywali
swoim córkom żadnych uczuć. Tylko chłód. Ten piekielny chłód.<br />
<br />
Kiedyś
Andromeda zastanawiała się nawet, czy w ogóle je posiadają. Szczerze
mówiąc, nie zdziwiłaby się, gdyby było inaczej. Kiedy siedzieli w salonie
przy stole i pili kawę, wyglądali, jak idealnie wyrzeźbione posągi. A one przecież nie
posiadają uczuć.<br />
<br />
Ale w pewnym momencie przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. W końcu miały siebie. Były
siostrami, najlepszymi przyjaciółkami. Zawsze się broniły i pomagały sobie nawzajem. Właśnie tak miało zostać do końca. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A przynajmniej taki był plan.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko zaczęło
się zmieniać, kiedy Bellatrix zaczęła uczęszczać na szósty rok w Hogwarcie. Coraz częściej spotykała
się z niewielką grupką zaufanych ślizgonów, którzy chcieli po ukończeniu
szkoły, tak jak ona, przyłączyć się do Czarnego Pana. Każda drobna wzmianka w Proroku
Codziennym na temat morderstw mugoli i szlam, wzbudzała w Bellatrix
dziwną radość. W jej oczach Andromeda nie widziała już tych psotnych
ogników, które dodawały jej urody, tylko zalążki ciemności, szaleństwa,
które powoli zaczynało ją ogarniać.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy
jej siostra ukończyła Hogwart, wyszła za mąż za Rudolfa Lestrange'a.
Andromeda do tej pory pamiętała jak Bellatrix stała sztywno obok
Rudolfa, ubrana w śnieżnobiałą suknię. Pamiętała jej długie palce, które zaciskała
mocno, niemalże do krwi. I twarz. Pustą, wypraną z emocji twarz.<br />
<br />
Bella
nie wychodziła za mąż z miłości. Tego oczekiwali od niej rodzice, a ona
nie mogła im się sprzeciwić. Ale to właśnie to nią najbardziej
wstrząsnęło, świadomość, że Bellatrix spędzi resztę życia z człowiekiem,
którego nie kocha. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy
po wakacjach Andromeda wróciła do zamku, została już tylko ona i Narcyza. Nie spędzały już
ze sobą tyle czasu, co kiedyś. Jej siostra z każdym dniem zdawała się jeszcze
piękniejsza. Uwielbiała, gdy chłopcy oglądali się za nią i prawili jej
komplementy. Kochała ich zwodzić, kusić i całować, a potem uciekać, jak
mała dziewczynka. Miała coraz mniej czasu dla swojej cichej, starszej siostry.<br />
<br />
Po
raz pierwszy, od bardzo dawna, Andromeda zaczęła czuć się samotna. Oprócz
Bellatrix i Narcyzy, tak naprawdę nie miała nikogo. Było wiele
ślizgonek, które
marzyły o przyjaźni z nią. Ale An nie miała złudzeń. Interesowały się nią tylko dlatego, że pochodziła z domu Blacków. Jednego z najpotężniejszych
czystokrwistych
czarodziejskich rodów.<br />
<br />
Jednak pustkę, która została w jej sercu,
wypełnił ktoś inny. Ktoś, kto podstępem wkradł się do jej serca i nie
chciał go opuścić.<br />
<br />
Intruz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Andromeda
często marzyła o tym, aby być niewidzialną. Nie cierpiała, kiedy
uczniowie się na nią patrzyli. A jeszcze bardziej, kiedy porównywali ją
do jej sióstr. Z nimi zawsze była pewna siebie, sama już nie tak bardzo.
Właśnie dlatego An uwielbiała Bibliotekę. Tam każdy był czymś zajęty,
czytaniem, pisaniem, nauką, czy szukaniem książek i mało kto zwracał na
nią uwagę. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Black zajęła miejsce na końcu sali, które było ukryte między regałami.
Często siadała właśnie tam i odrabiała zadane przez nauczycieli prace domowe. W Pokoju Wspólnym
zawsze coś się działo, a w dormitorium, dzięki jej współlokatorkom, nie było miejsca, gdzie
położyć książki, aby ich przypadkiem nie zgubić.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Transmutacja
nigdy nie była ulubionym zajęciem ślizgonki. Niestety nauczycielka tego przedmiotu,
Minerwa McGonagall była bardzo wymagającą kobietą, więc Andromeda
musiała spędzić trochę czasu nad książkami, aby nie zawalić tego
przedmiotu. Miała właśnie przewrócić stronę, kiedy do jej stolika
dosiadł się wysoki, uśmiechnięty puchon. Rozłożył podręczniki, usiadł
wygodnie na krześle i z westchnieniem zaczął szukać pióra w swojej torbie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ślizgonka przez chwilę przyglądała mu się zszokowana, nim w końcu się ocknęła. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Wiesz kim jestem? Mam na imię Andromeda Black - powiedziała ostro, patrząc mu
prosto w oczy. Właściwie An nigdy nie rozmawiała jeszcze z żadnym
puchonem. Rodzice uważali, że do Huflepuffu przyjmują każdą szlamę,
która nie nadaje się nigdzie indziej i że nie warto tracić choćby
odrobiny czasu na rozmowę z nimi.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak uniósł wzrok i spojrzał na nią ładnymi niebieskimi oczami.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Miło mi. Ja jestem Ted Tonks - odparł, chcąc zachować powagę, ale doskonale widziała, że kąciki jego ust zadrżały leciutko.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A mi wcale nie. Jakbyś nie zauważył w Bibliotece jest naprawdę wiele wolnych miejsc. W
takim razie może mi zdradzisz, dlaczego usiadłeś akurat tutaj?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ponieważ żadne z nich nie podoba mi się tak jak to - stwierdził z
uśmiechem, a Andromeda nie była pewna, co w rzeczywistości miał na
myśli. Uznała jednak, że jeśli sądzi iż sobie stamtąd tak po prostu
pójdzie, to się grubo myli. Zarzuciła brązowy warkocz na ramię i wróciła
do swojej pracy domowej. Starała się nie zwracać na niego uwagi, ale
czasem nie mogła się powstrzymać i zerkała na niego ukradkiem. I kiedy
to robiła, miała naprawdę dziwne wrażenie, że gdzieś już wcześniej go
widziała. Tylko że za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć skąd.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Godzinę później wstała, zebrała swoje rzeczy i już miała odejść, kiedy Ted rzucił w jej stronę z uśmiechem:<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Do zobaczenia, Black. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Andromeda
prychnęła i z nosem wycelowanym w sufit, wyszła z Biblioteki.
Zdecydowanie nie podobał jej się cały ten puchon. Był bezczelny i
najzwyczajniej w świecie sobie z nią pogrywał. Trochę było to jednak dziwne, w
końcu była córką Cygnusa Blacka. Mało który ślizgon odważyłby się ją
zaczepić. A Ted Tonks, puchon na dodatek, wręcz przeciwnie. <br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div>
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Następnego
dnia, Andromeda siedziała właśnie przy stole w Wielkiej Sali, kiedy
przysiadła się do niej Narcyza. Złociste włosy miała związane w
wysokiego kucyka, a w jej uszach pobłyskiwały pająki wykonane ze srebra.<br />
<br />
- Cześć, siostrzyczko! - zawołała, biorąc do ręki szklankę z sokiem dyniowym. Andromeda pokręciła z westchnieniem głową.<br />
<br />
-
Gdyby nasza matka zobaczyła jakiej długości jest twoja spódnica, chyba
dostałby zawału - powiedziała, co Narcyza skwitowała krótkim śmiechem.<br />
<br />
- Skróciłam ją tylko o kilka centymetrów - odparła w końcu niewinnie.<br />
<br />
- Chyba kilkanaście - poprawiła ją Andromeda, biorąc kęs sałatki jarzynowej. Narcyza przewróciła oczami.<br />
<br />
-
Daj spokój, Med. Zresztą mam do ciebie sprawę... Tak się właśnie
zastanawiałam, czy masz na dzisiaj jakieś plany, siostrzyczko. Malfoy i
Rosier zaprosili nas na spacer po błoniach. Gdyby wszystko dobrze
poszło, odłączylibyśmy się od was i wreszcie spędziłabym z
Lucjuszem sam na sam trochę czasu - powiedziała Narcyza, przegryzając
jabłko. Andromeda jęknęła przeraźliwie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Po pierwsze nie nazywaj mnie Med. Nie znoszę tego zdrobnienia. Po
drugiej, przecież doskonale wiesz, co myślę o Olafie. Nie cierpię go.
Poza tym o czym mielibyśmy rozmawiać? - zapytała wzdychając. - Zresztą
jeszcze kilka dni temu mówiłaś, że chcesz trochę pozwodzić Lucjusza, a
teraz umawiasz się z nim na spacer? Coś się zmieniło, że tak szybko
przechodzisz do działania? - Twarz Narcyzy od razu się zmieniła. <br />
<br />
-
Ta głupia Queen Wilkes z Ravenclawu się za nim ogląda, więc muszę jej dosadnie
pokazać, że Malfoy jest mój - mruknęła, a potem spojrzała na Andromedę
błagalnie. - No proszę, zgodzisz się?<br />
<br />
- Tylko ten jeden raz - zastrzegła Black z westchnieniem. Blondynka uśmiechnęła się szeroko i zarzuciła ręce na jej ramiona.<br />
<br />
- Wielkie dzięki, siostrzyczko. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * * </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka
godzin później Andromeda pluła sobie w brodę, że zgodziła się iść na
ten cholerny spacer. Krótko po tym, jak Narcyza i Lucjusz zniknęli jej i
Rosierowi z oczu, An została z Olafem sama. Przez godzinę musiała
wysłuchiwać o tym, jak Rosier wspaniale gra w quidditcha i że w tym
roku, oczywiście dzięki niemu, ich drużyna z pewnością pokona gryfonów.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Black
z trudem powstrzymała się, aby od niego nie uciec. Udało jej się
odczekać tą nieszczęsną godzinę, a potem z przepraszającą miną
powiedziała Olafowi, że musi iść do Biblioteki. Rosier nie chciał jej
jednak zostawić i uparł się, że podprowadzi ją pod samą salę. Na
szczęście nie wpadł na pomysł, aby wejść z nią do środka, co Andromeda
przyjęła z niesamowitą ulgą. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez
kolejnych kilka minut szukała jakiejś dobrej książki do czytania. Zamiast
niej znalazła jednak Teda Tonksa, który stał oparty o regał i wertował
podręcznik. Jasna grzywka przysłoniła mu lewe oko. Chwilę jeszcze czegoś w
niej szukał, a potem westchnął cicho i uniósł wzrok.<br />
<br />
- O, cześć Andromedo! - zawołał wesoło, widząc, że ślizgonka mu się przygląda. Black zmrużyła groźnie oczy. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie przypominam sobie żebyśmy przechodzili na "ty" - warknęła ze złością.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Oczywiście, masz rację. Przepraszam, jaśnie pani - odparł, robiąc przed
nią ukłon aż po samą ziemię. Andromedę wkurzyło to jeszcze bardziej.
Postanowiła jednak, że nie będzie się unosić. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mówiąc nic,
odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę swojego stolika. Na miejscu
okazało się jednak, że cały został zawalony książkami. A Ted, który
pojawił się chwilę później, zaczął odkładać je na półki. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co to ma znaczyć? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami Andromeda. Ted wzruszył ramionami.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Pomagam pani Crowley - odparł najzwyczajniej w świecie.<br />
<br />
Zirytował ją tym. Doskonale wiedział, co
miała na myśli. Dlaczego te głupie książki musiał rozłożyć akurat na jej ławce? Drugą też zresztą zajął swoimi rzeczami. Gdyby Bellatrix była
na jej miejscu pewnie rzuciłaby na niego jakąś naprawdę bolesną klątwę.
Narcyza okręciłaby go wokół palca, a potem złamała mu serce.<br />
<br />
Ale co
mogła zrobić ona? <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No dobra mów, czego ode mnie chcesz - powiedziała bez
zbędnych ceregieli, podchodząc bardzo blisko niego. Nie miała ochoty się
z nim bawić. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ted pokręcił z westchnieniem głową.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Dlaczego od razu zakładasz, że coś od ciebie chcę? - zapytał. - Często
cię tutaj widuję od początku roku. Zawsze jesteś sama i pomyślałem, że
to szansa, aby poznać cię taką jaką jesteś naprawdę. W przeciwieństwie
do innych osób, nie oceniam ludzi po okładce, a że często słyszę różne
rzeczy o tobie i twoich siostrach, chciałem sam sobie wyrobić opinię.
Ale nie musisz się martwić, więcej nie będę ci się naprzykrzać -
zapewnił ją, biorąc do ręki kilka książek i układając je na półkach. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Andromeda
uniosła brwi mimo woli. Bardzo ją tym zaskoczył. I teraz, szczerze
mówiąc, czuła się trochę głupio. Odsunęła się od Teda dwa kroki do tyłu i
otworzyła usta. Musiała przecież coś powiedzieć. Gdyby nie była
Blackówną, pewnie by go przeprosiła. Ale nią była, a w jej głowie
niemalże od razu pojawił się zimny głos ojca: <i>Blackowie nigdy nie przepraszają.</i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
-
To dobrze - wydukała w końcu. Tonks rzucił jej krótkie spojrzenie, a
Andromeda poczuła, że zaczynają piec ją policzki. Był pierwszą osobą,
która chciała poznać ją bliżej. A ona zachowała się jak typowa
rozpieszczona idiotka. Mimo woli, An chciała żeby nie widział w niej
zadufanej w sobie córki Cygnusa. W końcu nie była taka naprawdę. A to
mogła być jedyna szansa, aby ktoś poznał jej drugą twarz.<br />
<br />
Tą prawdziwą,
drugą twarz.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Hmm, czy... Czy mogłabym ci pomóc? - zapytała po chwili ciszy.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie musisz, dam sobie radę - odparł nawet na nią nie patrząc. Ale
Andromeda postanowiła zignorować jego słowa. Widząc pytające
spojrzenie puchona, odparła:<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- W twoim tempie ten stolik nigdy nie będzie wolny.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A Ted tylko się uśmiechnął. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy
następnego dnia Andromeda przyszła wieczorem do Biblioteki, w
pomieszczeniu nie było nikogo. No, prawie nikogo. Pani Crowley co prawda
siedziała za stolikiem, ale chrapała głośno i miała taką minę, że
choćby się paliło, za nic by nie wstała. Na końcu sali był jeszcze Ted,
który powtarzając pod nosem zastosowanie smoczej krwi, chodził sobie w
kółko z rękami założonymi z tyłu. Andromeda minęła go bez słowa, usiadła
przy stoliku, gdzie leżały jego rzeczy i westchnęła głośno. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zły dzień? - zapytał Ted, przerywając naukę. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nawet nie wiesz jak bardzo. Na Eliksirach wrzuciłam do kociołka jakiś
dodatkowy składnik przez co mój kociołek wybuchł, zbliżają się święta, a
na dodatek muszę jak najszybciej zaliczyć transmutację - powiedziała
zrezygnowanym tonem. Ted wyglądał na zaskoczonego tym, że się w ogóle do niego odezwała. Zaraz jednak jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz co, wiem, że jesteś
dobra z Zaklęć, więc jeśli pomożesz mi z tego przedmiotu, to ja w
zamian sprawię, że dostaniesz co najmniej Zadowalający z Transmutacji.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Andromeda zaśmiała się cicho. Naprawdę sądziła, że Ted sobie żartuje, ale on wyglądał całkiem poważnie. Kiwnęła więc głową. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale uwierz mi jestem nogą z Transmutacji, więc jeśli dostanę Okropny to też będę szczęśliwa.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
A ja ci mówię, że dostaniesz Zadowalający. Możemy się nawet o to
założyć - powiedział bardzo pewny siebie. Andromeda wzruszyła ramionami i wyciągnęła
przed siebie rękę.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zgoda, Tonks. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * * </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ted
okazał się naprawdę genialnym nauczycielem i bardzo zabawnym
chłopakiem. Z każdym kolejnym dniem Andromeda przekonywała się, że jest
całkiem w porządku. Poza tym lubiła się z nim uczyć. Kiedy odrabiała
pracę domową wystarczyło, że na niego spojrzała, a na jej twarzy
pojawiał się uśmiech. Zawsze jakoś inaczej było ze świadomością, że jest
z tobą ktoś do kogo możesz się zwrócić jeśli masz z jakimś zagadnieniem
problem. Do tej pory zawsze siedziała sama, ale teraz cieszyła się, że
tuż pod nosem był Ted.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaliczenie z Transmutacji, Black zdała na
Zadowalający. Wystarczyło kilka wieczorów spędzonych na nauce z
puchonem, aby jej się to udało. W podzięce chciała mu pomóc z Zaklęć,
tak jak się umówili, ale w kilka sekund zorientowała się, że wcale nie
ma problemów z tym przedmiotem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Kłamczuch - stwierdziła, kręcąc z politowaniem głową. A Ted tylko się zaśmiał.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo powoli zbliżające
się święta nie wywoływały w Andromedzie euforii. An nigdy za nimi nie
przepadała. Zawsze spędzała je w domu z rodzicami i siostrami.
Przemijały w sztuczniej atmosferze. Nigdy nie czuła całej tej magi
świąt, o której wszyscy ciągle mówili. W ich domu nie było choinki a
jedynym prezentem na jaki Black mogła liczyć to zimne słowa Cygnusa; <i>Nigdy nie przynoście wstydu naszemu rodowi, </i>powtarzane za każdym możliwym razem. <i> </i><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Andromeda
z westchnieniem usiadła na parapet. Za kilka minut miały się zacząć
zajęcia. W tej samej chwili spostrzegła swoją siostrę, która razem ze
swoimi przyjaciółkami dosiadła się do niej. Natychmiast zaczęły o czymś rozmawiać i
właściwie naprawdę to nie interesowało. Do czasu.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W pewnym momencie Cath
Avery wskazała ręką chłopaka stojącego w ciasnej grupce kilkanaście stóp
dalej.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A ten? To chyba jest Ted Tonks - powiedziała z uśmiechem.
- Piękne ma te oczy, prawda? - dodała chichocząc. Narcyza pokręciła
jednak głową.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet o nim nie myśl, to szlama - mruknęła z
lekceważeniem. Cath skrzywiła się, jakby dotknęła czegoś obślizgłego. A
Andromeda... w jednej chwili poczuła, jak jej cały świat staje na głowie.
Tylko nie to, Ted... jest mugolakiem.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Serce zaczęło jej bić jak
oszalałe. Przez całą lekcję Numerologii na niczym nie mogła się skupić. Powinna się
domyślić. I może gdzieś w głębi serca się tego spodziewała, ale usilnie
chciała wierzyć, że jest inaczej...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Pamiętaj, Andromedo - mówiła Druella, czesząc jej długie, brązowe
włosy. - że nie wolno ci się zadawać ze szlamami i zdrajcami. W naszych
żyłach płynie krew, czysta krew i nie możemy zniżać się do ich
poziomu. Są niczym małe obślizgłe robaki. Jedyne co powinniśmy z nimi zrobić to je po prostu zdeptać. Jesteśmy od nich lepsi. Rozumiesz? </i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ostre paznokcie matki wbiły się głęboko w jej skórę. </i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Czy rozumiesz mnie, Andromedo?</i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Tak, mamusiu. </i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaraz
po skończonej lekcji, Andromeda poszła do Skrzydła Szpitalnego.
Potwornie zaczęła boleć ją głowa, ręce jej drżały i nie mogła wydusić z
siebie słowa. Pielęgniarka podała jej jakiś okropny eliksir do wypicia.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Połóż się Black, jesteś strasznie blada, a minie trochę czasu nim
eliksir zacznie działać - powiedziała Cyntia, która od jakiegoś czasu
brała praktyki u Pani Lorens. Andromeda kiwnęła głową, zasłoniła zasłony
i położyła się na łóżku. Wydawało jej się, że tkwi w jakimś śnie, koszmarze, z
którego nie mogła się wybudzić.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ted jest mugolakiem, Ted jest mugolakiem, Ted jest mugolakiem... Słowo <i>szlama</i> nawet nie mogło przejść jej przez myśl. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Andromeda
przekręciła się na drugi bok i zwinęła w kulkę. Nie chciała nawet zastanawiać się nad tym, co by było, gdyby rodzice dowiedzieli się, że zaprzyjaźniła się z kimś kto nie jest czystokrwistym czarodziejem. Od małego
wpajali jej, że jest lepsza niż oni. Szczerze mówiąc, Andromeda nigdy
tak nie uważała. Ale to strach ją sparaliżował, strach przed tym, że
ktoś mógłby się dowiedzieć, że polubiła Teda Tonksa. Że polubiła
mugolaka. Wiedziała, co o tym pomyślałyby jej siostry, ani Narcyza a już tym
bardziej Bellatrix, nigdy by się do niej nie odezwały. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Cyntio! - W sali rozległ się nagle głos Teda. Andromeda zamarła. - Mam dla ciebie tą książkę, o którą prosiłaś - zawołał.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Och, dziękuje, Ted - odparła wesołym głosem praktykantka.<br />
<br />
Oboje chwilę jeszcze rozmawiali,
a potem puchon opuścił Skrzydło Szpitalne. Black wzięła głęboki wdech.
Rozum podpowiadał jej, że powinna jak najszybciej zakończyć tą szybko
rozwijającą się przyjaźń. Ale serce... Serce nie chciało. Ted był
wspaniałym człowiekiem, nie jakimś <i>obślizgłym robakiem</i>, jak powiedziałaby jej matka. A Andromeda postąpiłaby
głupio, gdyby pozwoliła mu teraz odejść. Wiedziała, że przyjaźń z nim
może kosztować ją wiele, ale musiała zaryzykować. Bo gdyby zrobiła
inaczej, wiedziała, że już zawsze mogłaby tego żałować.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ted
nie mógł zrozumieć dlaczego z każdym kolejnym dniem, Andromeda
wyglądała coraz bardziej nieszczęśliwie. On sam cieszył się ze
zbliżających świąt i mało brakowało, aby zaczął skakać z radości. Miał
spędzić je, jak co roku, w gronie rodziny i zobaczyć się ze swoją małą
siostrą Sophie. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Black
słuchała go z uśmiechem, kiedy o niej opowiadał. Widać było, że
strasznie za nią tęskni. Odliczał nawet dni aż wreszcie ją zobaczy.
Kiedy o niej opowiadał, oczy mu błyszczały. Ted naprawdę ją kochał.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W
końcu jednak, Tonks pojął dlaczego Andromeda jest taka markotna. Na
początku wcale o tym nie pomyślał, wydawało mu się oczywiste, że święta
to magiczny okres spędzony ze swoją rodziną. Dopiero później zrozumiał,
że u Andromedy musiało wyglądać to inaczej. I
teraz czuł się głupio, kiedy pomyślał, jak ciągle się rozwodził na temat
tego, jak bardzo nie może się ich doczekać k bardzo chciał to naprawić. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W
dzień wyjazdu, stało się coś dziwnego. Śnieg padał już co prawda
wcześniej, ale nie było go zbyt dużo. Jednak tego dnia gruba warstwa
puchu pokryła całe błonia i dachy Hogwartu. Chatki gajowego Hagrida nie
można było nawet dostrzec spod sterty śniegu, chociaż ci najbardziej
spostrzegawczy, mogli dostrzec kawałek wystającego krzywego komina.<br />
<br />
Śniegu
było tak dużo, że przejście przez błonia wydawało się niemożliwe.
Zresztą w dalszym ciągu cały czas padało i wyglądało na to, że uczniowie
będą zmuszeni zostać w Hogwarcie jeszcze co najmniej jeden dzień lub dwa.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Andromeda
bardzo się z tego cieszyła. Oznaczało to mniej dni spędzonych w domu i
szybszy powrót do zamku. Ted postanowił to wykorzystać i cały dzień
spędził na realizowaniu swojego pomysłu. Wieczorem zaś wysłał liścik do
Andromedy, że chce się z nią spotkać na szóstym piętrze i wytrwale na
nią czekał.<br />
<br />
Black przyszła kilkanaście minut później, ubrana w czerwoną bluzkę
i czarne spodnie. Długie brązowe włosy, sięgające jej aż do pleców,
spływały delikatnie po jej ramionach.<br />
<br />
Ted uśmiechnął się szeroko, widząc ją i gestem zaprosił ślizgonkę do starej sali.<br />
<br />
Kiedy znaleźli się w
środku, Andromeda nie mogła uwierzyć własnym oczom. Ted przystroił
świątecznie całą klasę. W rogu stała wielka choinka ubrana w przeróżne
błyszczące bombki, a także elfy, które latały wokół rozrzucając pyłek.
Na oknie wisiały dwie wielki skarpety z wystającymi długimi cukierkami. Natomiast na środku stał stół zastawiony świątecznym jedzeniem. <br />
<br />
Andromeda odwróciła się zaskoczona w stronę Teda.<br />
<br />
- To... zrobiłeś to wszystko dla mnie? - zapytała. <br />
<br />
- No pewnie, że dla ciebie. A widzisz tu kogo innego? - zapytał ze śmiechem odsuwając dla niej krzesło. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Następne
dwie godziny spędzili rozmawiając i śmiejąc się. Ted z zadowoleniem
zauważył, że oczy Andromedy błyszczały. Wydawała się naprawdę szczęśliwa
i wesoła, jak nigdy wcześniej. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu jednak musieli iść. Andromeda założyła ręce na ramiona i uśmiechnęła się w jego stronę.<br />
<br />
-
Ted, bardzo ci dziękuje, za to co dla mnie zrobiłeś. To były najlepsze
święta w całym moim życiu - szepnęła patrząc w jego głębokie, niebieskie
oczy. Tonks zdjął bluzę, widząc, że jest jej zimno i dał ją ślizgonce. <br />
<br />
-
Andromedo, ja... Muszę ci coś powiedzieć... - mruknął cicho spuszczając
wzrok. Black w odpowiedzi uniosła jego brodę delikatnie do góry.<br />
<br />
-
Wiem, że jesteś mugolakiem, Ted - szepnęła całując go w policzek. A
potem odwróciła się i ruszyła w stronę Lochów zostawiając na twarzy
puchona zaskoczony wyraz twarzy, który bardzo szybko przerodził się w uśmiech.<br />
<br />
Szeroki uśmiech. <br />
<br />
- Wesołych Świąt, An. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<br />
<div>
Styczeń
zapowiadał się bardzo pracowicie. Przed świętami nauczyciele trochę
uczniom odpuścili, ale po przerwie szybko się to zmieniło i zaczęli
bombardować Hogwartczyków różnymi zaliczeniami i esejami do napisania.
Andromeda i Ted mieli pełne ręce roboty. Ślizgonka szukała właśnie
książki, kiedy ktoś złapał ją za ramię.<br />
<br /></div>
<div>
-
Te... Och, Narcyzo! Co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona, wpatrując
się w swoją siostrę. Narcyza Black unikała Biblioteki, jak ognia. W
swoim życiu odwiedziła ją zaledwie kilka razy i to tylko dlatego, że została do tego zmuszona.<br />
<br /></div>
<div>
-
Nie dziw się tak bardzo, Med. Szukałam cię, a że ostatnimi czasy ciągle
tutaj siedzisz, nie miałam innego wyjścia - powiedziała wzdychając. -
Meddie, mam dla ciebie zadanie, musisz mnie powstrzymać od pójścia do Lucjusza - dodała po
chwili.<br />
<br /></div>
<div>
- Narcyzo,
mówiłam ci tyle razy. Nie mów do mnie Med! A już tym bardziej Meddie. Co do Malfoya... To dziwne, minęło już kilka miesięcy, a ty nadal się
nim interesujesz. Czyżbyś mi czegoś nie mówiła? - zapytała, przyglądając
się uważnie blondynce.<br />
<br /></div>
<div>
-
Jeśli masz na myśli to, że się rzekomo zakochałam, to mówię kategoryczne
nie. Poza tym to bardziej ty wyglądasz na taką, Coleen mówiła, że
ciągle śpisz w jakiejś męskiej bluzie - powiedziała rozbawiona.
Andromeda spiorunowała ją wzrokiem. - Daj spokój nikt nas tu nie
usłyszy, siedzimy przecież na samym końcu tej cholernej Biblioteki! Z
dziesięć minut musiałam cię szukać zanim cię w końcu odnalazłam - dodała z lekkim wyrzutem.<br />
<br />
An spięła się
lekko. Gdzieś niedaleko kręcił się Ted, a ona nie chciała, aby słyszał
ich rozmowę. Na szczęście Narcyza szybko zmieniła temat na Lucjusza.
Black sądziła, że jej siostra nigdy nie przestanie o nim rozmawiać. I wtedy przed oczami mignął im Ted. <br />
<br /></div>
<div>
Narcyza uśmiechnęła się wesoło. <br />
<br /></div>
<div>
- Och, pamiętasz go, Andromedo?<br />
<br /></div>
<div>
- Ymm... Tak, mówiłaś chyba, że jest mugolakiem... - odparła ostrożnie ślizgonka. Narcyza wywróciła oczami.<br />
<br /></div>
<div>
-
Nie miałam na myśli tego. Dwa lata temu wtrącił się, kiedy Bella
rozprawiała się z jakimś głupim dzieciakiem z Hufflepuffu. Rzuciłaś w
niego wtedy zaklęciem... Naprawdę tego nie pamiętasz? - zapytała
zaskoczona, śmiejąc się. - Szkoda, to było naprawdę coś - dodała
wstając. Miała już iść, kiedy coś jej się przypomniało. Wyjęła z
kieszeni list i położyła go na stole tuż obok Andromedy.<br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ach, zapomniałabym, dostałam list od matki. Napisz jej jakąś odpowiedź,
bo zawsze gdy ja to robię, wysyła ich jeszcze więcej - rzuciła na
odchodne. Andromeda przełknęła z trudem ślinę.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, zrobię to.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka
minut później zjawił się Ted niosąc górę książek. Mówił coś do niej
wesoło, ale do An nic nie docierało. Uniosła powoli głowę i przyjrzała mu
się dokładnie. Oczywiście, że go znała. Oczywiście, że to był on. Jak
mogła zapomnieć twarz chłopaka, którego ośmieszyła tylko po to, aby
Bellatrix ją pochwaliła?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała ze
łzami w oczach. - Po tym co ja i moje siostry ci zrobiłyśmy... Po tym
jak cię dręczyłyśmy? Dlaczego się ze mną zaprzyjaźniłeś? - Ted spoglądał na nią przez chwilę zaskoczony. Kiedy wreszcie zorientował, o czym mówi, złapał ją
szybko za rękę.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie tak jak myślisz...<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Odpowiedz mi, Ted - powiedziała twardo.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie wiem. Po prostu widziałem cię tyle razy w Bibliotece... Nie
przypominałaś tej samej dziewczyny, którą byłaś dwa lata temu.
Pomyślałem, że może nie jesteś taka naprawdę. I nie jesteś. Przekonałem
się o tym, An - mruknął cicho.<br />
<br />
Andromeda zagryzła mocno wargi.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Skrzywdziłam cię, a ty mimo to chciałeś się poznać mnie bliżej, przekonać się, że jestem inna. Ted to... Nie możemy się więcej spotykać - wyszeptała
ocierając łzy. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale dlaczego, przecież... Andromedo posłuchaj, musisz wiedzieć, że cię koch...<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie, nie kończ tego - powiedziała szybko, kładąc mu palec na ustach. -
Nie zasługuję na ciebie. Nigdy nie będę na ciebie zasługiwać. Poza
tym... Żyjemy w dwóch różnych światach, Ted. To nie ma prawa się udać - szepnęła, a potem wybiegła z Biblioteki. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ted
nie chciał dać jednak za wygraną. Ciągle pisał do niej liściki, prosił
ją o spotkanie. Ale Andromeda go ignorowała. Przestała przychodzić do
Biblioteki, udawała, że go nie widzi, kiedy wpatrywał się w nią
intensywnie na korytarzu. Ale przecież nie mogła uciekać od niego
wiecznie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wracała właśnie do Pokoju Wspólnego, kiedy Ted wychylił
się zza korytarza i pociągnął ją za rękę. Black spojrzała na niego z
wściekłością.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty wyprawiasz? Jeśli ktoś nas zobaczy... - mruknęła gorączkowo, próbując się wyrwać.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Mam gdzieś to, czy ktoś nas zobaczy. Proszę cię tylko o jeden spacer,
An. Jeden spacer, a potem... A potem zostawię cię w spokoju, jeśli tego właśnie będziesz chciała. Proszę -
szepnął. Andromeda westchnęła cicho.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeden... jeden
spacer. Spotkajmy się na błoniach za dziesięć minut - powiedziała cicho,
a potem zostawiła go samego na korytarzu. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy dotarła w końcu na
miejsce, Ted już na nią czekał. Ręce miał wciśnięte w kieszenie, jasna grzywka przysłaniała mu trochę oczy.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oboje ruszyli powoli ścieżką przed siebie.
Zatrzymali się dopiero na skraju Zakazanego Lasu. Przez chwilę stali obok siebie w niezręcznej ciszy, przerywanej od czasu do czasu
trzaskaniem dochodzącym z głębi lasu. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- An... Dlaczego to robisz? Nie jestem zły za to, co się stało. To nie ma dla mnie znaczenia.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ale dla mnie ma. Powinieneś znaleźć sobie jakąś fajną, miłą dziewczynę,
nie kogoś takiego, jak ja. Nie kogoś, kto krzywdził ludzi, ponieważ
chciał się dopasować. I nie kogoś, kogo rodzina jest maniakami czystej
krwi. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcę żadnej fajnej, miłej dziewczyny. Ja....
Wiem, że wszystko jest przeciwko nam. Zdaję sobie z tego sprawę, ale
chcę żebyśmy spróbowali, An. Musisz tylko sobie wybaczyć. Nie jesteś tą
samą osobą, którą byłaś dwa lata temu - szepnął spoglądając jej głęboko w oczy. -
Uda nam się. Wiem, że nam się uda. <br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak możesz być tego taki pewien? - zapytała cicho, widząc jak jego twarz powoli, bardzo powoli zbliża się w jej stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
- Po prostu to wiem. Całym swoim sercem, Andromeo.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>__________________________________</b></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Uff,
skończyłam! Bałam się, że nie dam rady napisać do końca tej miniaturki,
bo jutro wyjeżdżam i wrócę dopiero za kilka/kilkanaście dni. Na
szczęście się udało. :D I przy okazji informuję, że zaległości nadrobię
po powrocie, obiecuję! </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">A tak z innej beczki, to powiem wam, że
jakoś tak mi się ostatnio smutno zrobiło. Usunęłam jakiś czas temu z
obserwowanych prawie sto pięćdziesiąt (no, uzbierało się ich trochę
przez te trzy lata) porzuconych blogów i kurczę naprawdę
jakoś tak mi przykro, gdy sobie pomyślę ile
zostało naprawdę świetnych, niedokończonych historii... Szkoda,
naprawdę szkoda. :(</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Dobra, już nie smęcę. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Pozdrawiam. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">PS. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie opisałam wszystkich wątków, których chciałam tutaj zamieścić, więc bardzo prawdopodobne jest to, że za jakiś czas dopiszę drugą część tej miniaturki. Zobaczymy jeszcze. ;) </span></div>
</div>
Airi http://www.blogger.com/profile/08612954966631822989noreply@blogger.com6