[06] Zadanie dla Aurora



Fandom: Harry Potter
Postacie/pairing: Ginny Weasley i Lucjusz Malfoy
Rodzaj: miniaturka, one-shot


~
Nie znamy się od dzisiaj. Poznaliśmy się pięć miesięcy temu i przysparzałem ci kłopotów od chwili, gdy spojrzałaś na mnie po raz pierwszy. 
Becca Fitzpatrick


Ginevra Weasley rozejrzała się wokół. Wszędzie, gdzie tylko nie spojrzała, przewijały się tłumy czarodziei spieszących do pracy. Ginny czuła się między nimi bardzo nieswojo. Ministerstwo Magii przypominało jej tylko o tych przykrych wydarzeniach, które miały miejsce jeszcze kiedy uczęszczała do Hogwartu, a o których wolałaby zapomnieć.

Wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie. Dojście do gabinetu Aurorów zajęło jej jakieś wieki. Okazało się, że jest jakaś awaria windy i do kwater trzeba było iść schodami. Ginny cierpliwie ustawiła się w kolejce, która ciągnęła się w nieskończoność.

Do Ministerstwa Magii przybyła na wezwanie Harry'ego i Rona. Od dawna już nie mieszkała w Anglii. Po Bitwie o Hogwart razem ze swoją przyjaciółką Astrid, przeprowadziła się do Francji. Tak naprawdę nie miała już co szukać w Londynie. Wszystko przypominało jej o zmarłych bliskich. Do tego doszło jeszcze jej rozstanie z Harrym.

To był dla niej kolejny cios. Dlatego  przeprowadzka do Francji, wydała się najlepszym rozwiązaniem. I rzeczywiście taka była.

Paryż, w którym zamieszkała, był cudownym miejscem. Mogła tam w spokoju poukładać własne myśli i zastanowić się co zrobić dalej ze swoim życiem. Była pewna, że nie wróci do Anglii. To miejsce było dla niej przeklęte. Było jej zmorą, która nie chciała się od niej odczepić.

Nie mogła jednak całkowicie zapomnieć o przeszłości. Za główny cel obrała sobie wyłapywanie śmierciożerców. Wstąpiła do francuskiego Ministerstwa Magii i wybrała karierę aurora. Była bardzo zdeterminowana i to właśnie dlatego jej szef, Pierre Lacroix dał Ginny szansę rozwiązania, powierzając jej kilka innych spraw. Spisała się z nich wyśmienicie. Szybko ją awansowano na  stanowisko Aurora Łącznikowego z Anglią. Uznali, że nie będzie miała nic przeciwko, w końcu miała pracować z własnym bratem. Podobało jej się to, ponieważ Ron zazwyczaj przyjeżdżał do Francji i tam wspólnie rozwiązywali różne śledztwa.

Ginny bardzo lubiła pracować z Ronaldem. Mogli porozmawiać wtedy o rodzicach, rodzeństwie, o tym co dzieje się teraz z ich przyjaciółmi. Miała nadzieję, że w tym przypadku również tak będzie, jednak szef tym razem kazał jej pojechać do Anglii. Wyznaczył ją do pomocy w schwytaniu kilku zbiegłych śmierciożerców: Rosiera, Selwyna i Avery'ego. Podobno trafił się świadek, który mógł wskazać miejsca ich pobytu. Akcja musiała być jednak bardzo starannie zaplanowana, a do tego potrzebowali najlepszych Aurorów.

To właśnie dlatego Ginny znalazła się w Anglii, w Ministerstwie Magii i w tej głupiej kolejce na schodach.

Kiedy Weasley w końcu przedarła się na samą górę, była ledwie żywa. Okropny hałas nie działał na nią dobrze. U nas w Paryżu taka usterka byłaby niedopuszczalna, zaraz by ją załatwiono, pomyślała z rozdrażnieniem. Ruszyła wolnym krokiem w kierunku drzwi, gdzie na złotej plakietce wisiały wyryte nazwiska Rona i Harry'ego. Zastukała kołatką i weszła do środka.

Ronald czekał już na nią w środku. Nogi miał założone na biurko, a w ręku trzymał papierosa. Widać było, że jest strasznie znudzony i marzy już tylko o gorącej kawie. Albo herbacie. Albo o czymkolwiek. 
- Witaj braciszku. Długo czekałeś? - zapytała Ginevra z uśmiechem. Weasley zerwał się na równe nogi i ruszył w stronę swojej siostry, aby mocno ją uściskać.

- Dwie godziny. Coś ty tyle robiła? - odparł ze śmiechem. Ginny wywróciła oczami.

- Najpierw Pierre trzymał mnie w biurze, bo musiałam podpisać masę dokumentów przed wyjazdem, a potem stałam nie wiadomo ile w tym cholernym korku na schodach. Dlaczego nikt nie naprawi tej windy? Gdybyś postał tam chwilę dopiero byś się zanudził - odparła wchodząc do środka i zdejmując płaszcz.

Kiedy chciała go powiesić na wieszaku, spostrzegła, że ktoś siedzi na kanapie. Zmarszczyła brwi i z zaskoczeniem rozpoznała, że to Lucjusz Malfoy we własnej osobie. Mężczyzna uśmiechnął się na jej widok. Zmierzył ją taksującym wzrokiem, począwszy od wygodnych czarnych butów aż po sam czubek głowy.

Ginny poczuła jakby ktoś rzucił w nią jakąś klątwą. Takie właśnie osoby, jak Malfoy, mieli łapać i zamykać w Azkabanie, a nie gościć w gabinecie!

Weasley odwróciła gwałtownie głowę i spojrzała z wściekłością na brata.

- Co on tu robi? - Weasley znów spoczął na swoim fotelu, wzdychając cicho.

- To właśnie on jest tą naglącą sprawą, dla której tu przyjechałaś. Ustawił sobie układ z Ministrem, że jeśli wyda dziesięciu jego przyjaciół śmierciożerców, to on nie zgnije w Azkabanie - powiedział.

- Nie widzę tu nikogo innego, więc czy dobrze rozumiem, że to ja będę musiała go pilnować? - zapytała zrezygnowana. Weasley spojrzał na nią współczującym wzrokiem.

- Na to wygląda, Ginn. Ja muszę dołączyć do Harry'ego. Ale nie przejmuj się, nie spróbuje cię nawet dotknąć, bo to oznaczałoby wsadzenie Dracona za kraty - stwierdził. Następnie dał jej jeszcze szybkiego całusa w czoło i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ją sam na sam z Lucjuszem.

Ginny przez chwilę stała w ciszy wciąż wściekła za taki obrót spraw, a potem odwróciła się w stronę Malfoya. Tego samego Malfoya, który kilka lat temu podrzucił jej dziennik Toma Riddle'a.

- Ruszaj się - rzuciła w jego stronę.

Lucjusz Malfoy przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, a potem podniósł się z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Miał już swoje lata, a mimo to wciąż był bardzo przystojny. Zmarszczki wokół oczu dodawały mu dziwnej dostojności, białe włosy odejmowały lat, a szare oczy jakby próbowały ją zahipnotyzować.

Ginny wyjęła różdżkę i przystawiła ją do jego torsu.

- Jeden fałszywy krok, Malfoy a ostrzegam, że pożałujesz - szepnęła, popychając go do wyjścia.


* * *


Na szczęście Ginny nie musiała się znów przedzierać przez schody. Wyszła razem z Malfoyem tylnym wyjściem ściśle pilnowanym przez strażników Ministerstwa.

Mieli oboje dojść do Carnforth, małego miasteczka na południu Anglii. Podobno to właśnie tam Rosier, Selwyn i Avery urządzili sobie kryjówkę. Ginevra miała sprawdzić tę informację, a następnie poczekać na dalsze rozkazy. One jednak wciąż nie przychodził, a czas mijał. Musiała przystąpić do działania.

Lucjusz, jak na złość, był irytująco spokojny. Spoglądał na nią od czasu do czasu z tym swoim ironicznym uśmiechem, pełnym pogardy i wyższości. Ginny miała w takich chwilach ochotę rzucić w niego jakąś naprawdę paskudną klątwę, a potem wrócić do Francji.

Oczywiście były to tylko marzenia. Nie mogła zrobić mu krzywdy. Malfoy był już stary, ale nie głupi. Zresztą, miał o wiele większe doświadczenie jeśli chodzi o magię. Poza tym nie miała innego wyjścia i koniecznie musiała przestrzegać układu, jaki zawarł z ministrem magii. Zgodnie z nim nie mogła wyrządzić mu krzywdy, a wręcz przeciwnie, miała za zadanie go chronić. Na samą myśl o tym chciało jej się rwać włosy z głowy. Gdyby tylko wiedziała, jaki numer wywinie jej Pierre i Ron, nigdy w życiu by tu nie przyjechała. A teraz musiała się z nim użerać.

- Nie wiem, jakie metody macie tam we Francji, ale lepiej będzie jeśli nie pokażemy się na środku miasteczka razem. Obaj znają mnie bardzo dobrze, a rude łby Weasleyów zna już każdy - rzekł, przerywając panującą między nimi ciszę. - Pójdziemy tunelami.

Ginny prychnęła.

- A skąd mam wiedzieć, że nie prowadzisz mnie prosto w ich pułapkę?

- Och, oczywiście, że prowadzę. Ale żeby posłuchać, co knują. Wierz mi, bardzo bym nie chciał, aby mnie złapali. Cała trójka uwielbia ukazywać swoją miłość, szczególnie zdrajcom - mruknął, kierując się w stronę studzienki kanalizacyjnej.

Ginny przegryzła dolną wargę. To był bardzo, bardzo zły pomysł. Nie powinna rozmawiać z Malfoyem, a co dopiero rozważać to, co właśnie powiedział! Ale w ten sposób mogli zorientować się na temat wyglądu tej kryjówki, może nawet dowiedzieć się, co knują. Zresztą, tak jak powiedział sam Malfoy, był zdrajcą dla innych śmierciożerców i jeśli próbowałby ją wykiwać  i dogadać się z kimś z tej bandy, prędzej by go zabili.

Weasley wzięła głęboki wdech, a potem kiwnęła głową w stronę Malfoya.

Kiedy znaleźli się na dole, Lucjusz kazał jej podążać zaraz za sobą. W środku było strasznie ciemno, ale Ginny nie zaświeciła różdżki, uznając, że to byłoby zbyt nierozważne.

Ginevra nie miała pojęcia, ile minęło czasu odkąd zeszli na dół. Jednak w tej samej chwili oboje usłyszeli głosy. Malfoy położył jej palec na ustach, co spowodowało, że przeszedł ją dreszcz.

- Są tutaj. Widział ich Avery... Zaraz, co to było? - usłyszała męski głos. Musiała bardzo się postarać, aby nie zakląć. Chciała wycofać się do tyłu, ale usłyszała szelest tuż obok siebie i nagle poczuła, jak jej ręce i nogi zostają związane dzięki zaklęciu.


* * *

Jeden ze śmierciożerców zaprowadził Ginny do ciemnego pomieszczenia. Po chwili z jego różdżki wydobyło się kilka promieni światła, które oświeciły salę. Oprócz dużego biurka i mapy na ścianie, na której zaznaczone były kolorowe kropki i punkciki, nie było tam nic innego.

- Nic wam nie da to, że mnie złapaliście. Aurorzy będą tutaj lada moment - rzuciła, przerywając złowieszczą ciszę. Selwyn, jak podejrzewała, odwrócił się w jej stronę i wbił w nią wzrok. Coś stało się z jego okiem, ponieważ było całe zaczerwienione i lała się z niego krew.

- Czy prosiłem cię, abyś się udzielała, suko? Ty i ta reszta Weasleyów... Jesteście gorsi niż czyraki. Wybijemy was wszystkich, a ciebie na samym początku. A teraz zamknij się - odparł bez cienia wzruszenia. Drugi śmierciożerca oblizał wargi i otaksował Ginny spojrzeniem.

- Lubię ostre. Zanim ją zabijemy, może będę mógł się z nią trochę zabawić? - rzucił ze śmiechem.

- Jeśli nie brzydzisz się jej dotykać... - mruknął Rosier, krzywiąc się z odrazą i wyszedł z pomieszczenia. Następnie zamknął za sobą dokładnie drzwi i zostawił Ginny sam na sam z tym bezlitosnym potworem.

Śmieciożerca zaczął się powoli do niej przybliżać. Ginevra napluła mu w twarz, gdy położył rękę na jej policzku. Mężczyzna ryknął ze złości i złapał ją mocno za włosy, a potem popchnął brutalnie na ziemię. Następnie zaczął rozpinać rozporek spodni, uśmiechając się przy tym radośnie.

- Zobaczysz, jeszcze ci się spodoba - rzucił, oblizując ze zniecierpliwieniem usta. Ginny wierzgała na podłodze, chcąc oddalić się, jak najdalej od niego. Nie miała szans. Nawet najmniejszych jeśli będzie związana...

W tej samej chwili poczuła, że jej ręce  i nogi zostały oswobodzone. Przez chwilę wpatrywała się w swoje ręce zszokowana, a potem szybko skoczyła na nogi i powaliła zśmierciożercę na ziemię.

- Masz rację. Bardzo mi się podoba - stwierdziła z uśmiechem i walnęła go pięścią w twarz. Wtedy właśnie do środka wszedł Lucjusz. Spojrzał na rudowłosą i z kamienną twarzą, zapytał:

- Nic ci nie zrobił?

- Nie zdążył - odparła Weasley. Malfoy kiwnął głową, a potem odwrócił się i kopnął mężczyznę w twarz. Śmierciożerca zawył z bólu. Nie zdążyli jednak zrobić nic więcej, ponieważ po chwil w kryjówce zaroiło się od Aurorów. Ron, widząc Ginny całą i zdrową, uściskał ją mocno.

- Miałaś czekać na dalsze rozkazy - powiedział z wyrzutem.

- Mogliście się więc trochę pospieszyć - rzuciła natychmiast, nie chcąc wdawać się w nim w dyskusję. Rozejrzała się wokół, szukając Lucjusza, ale Aurorzy już go zabrali.


* * *

Ginny niepewnie spojrzała na wielką posiadłość Malfoy Manor. Miała ochotę zawrócić i znaleźć się już w swoim ukochanym domu we Francji, ale przedtem musiała podziękować Lucjuszowi. Wiedziała, że gdyby nie on... Nawet nie chciała o tym myśleć.

Powoli ruszyła w stronę wielkich czarnych drzwi. Właściwie miała zamiar już zawrócić, zadając sobie pytanie, co właściwie ona, do cholery jasnej robi, kiedy otworzyły się niespodziewanie.

Lucjusz Malfoy obrzucił ją swoim cynicznym uśmieszkiem i zmrużył oczy.

- Cóż cię sprowadza w moje skromne progi, Weasley? - zapytał, maskując zaskoczenie. Ginny wzięła głęboki oddech.

- Ja... dziękuję - powiedziała, czując się, jak kompletna idiotka. Czy ona właśnie przyszła do Malfoy Manor po to, aby podziękować Lucjuszowi Malfoyowi za uratowanie życia?

Ginny odwróciła się, chcąc, jak najszybciej stamtąd uciec, ale Malfoy złapał ją niespodziewanie za rękę. Zawsze spodziewała się, że jego dotyk będzie lodowaty, ale okazał się zaskakująco ciepły i przyjemny.

Lucjusz spojrzał jej prosto w oczy.

- Nie sądzisz, że należy mi się jakaś nagroda? - zapytał cicho. Nie było w tym pytaniu żadnego władczego tonu, a raczej... Raczej zabawna nuta.

- Tak sądzisz? A jaka dokładnie? - odpowiedziała po chwili wahania, przegryzając wargę. Rozum krzyczał, że podjęcie z nim tej gry nie było zbyt dobrym pomysłem.

Ale Ginny postanowiła go nie słuchać.


__________________________________
Bardzo stara miniaturka i właściwie nie mam pojęcia skąd ja wzięłam na nią pomysł haha. :D Trochę ją poprawiłam i myślę, że teraz jest bardziej znośna do czytania, ale nie sądzę żebym kiedyś jeszcze coś o nich napisała. To połączenie to zdecydowanie nie moja bajka. 

4 komentarze:

  1. Dobrze że nie zrobiłaś z Lucjusza ckliwego chłoptasia bo tego bym nie zniosła przysięgaam :p.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie ci wyszła. Gratuluje .!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

^