[05] Serce do naprawy


Fandom: Harry Potter
Pairing/postacie: HarmioneHermiona Granger/Harry Potter
Rodzaj: miniaturka, one-shot


~
Jak ukoić jego ból, skoro mój własny przypominał wielką ziejącą dziurę, 
w której zmieścilibyśmy się oboje?
Abbi Glines


Hermiona siedziała przy biurku w swoim gabinecie w Ministerstwie Magii. Od samego rana była zakopana po uszy w papierach. Była tak pochłonięta tym zajęciem, że nie zwracała uwagi na ludzi, którzy od czasu do czasu wchodzili do jej gabinetu. Machała tylko na nich ze zniecierpliwieniem ręką, nawet nie odrywając wzroku od stosu papierów.

Po kilku godzinach była zmuszona zrobić sobie przerwę, ponieważ ze zmęczenia, oczy same jej się zamykały. Musiała się, i to koniecznie, trochę rozprostować nogi i kupić kawę. Albo najlepiej dwie. Miała jeszcze naprawdę wiele pracy przed sobą.

Kiedy szatynka znalazła się przed niewielkim sklepikiem na parterze Ministerstwa Magii, szerokim uśmiechem powitała ją staruszka o imieniu Oriana. Miała dobroduszną, poczciwą twarz pokrytą zmarszczkami, a siwe włosy związane w pięknego warkocza. Prowadziła własny niewielki lokal połączony ze sklepikiem. Można tam było znaleźć praktycznie wszystko czego tylko głodny żołądek zapragnął. Wielu czarodziei chętnie odwiedzało Orianę podczas obiadów, aby zjeść trochę jej domowej roboty smakołyków.

To właśnie dzięki Hermionie powstał ten lokal. Granger do tej pory pamiętała dzień, w którym Oriana wojowniczo zachęcała Kingsley'a do utworzenia w Ministerstwie małego baru, w którym czarodzieje mogliby zjeść dobre, domowej roboty jedzenie. Minister Magii z początku nie chciał się zgodzić, ale kiedy do rozmowy dołączyła Hermiona, która postawiła przed nim kilka dobrych argumentów, musiał skapitulować. Od tamtej pory Oriana zawsze dawała jej darmowe obiady, nie chcąc przyjmować od niej żadnych pieniędzy. Hermiona bardzo lubiła z nią rozmawiać. Była wspaniałą słuchaczką a także świetną opowiadaczką. Znała miliony bajek, zarówno tych czarodziejskich, jak i mugolskich.

Na widok Hermiony, Oriana natychmiast podała jej kawę oraz wielki kawałek ciasta. Granger postanowiła nie przeszkadzać czarownicy, miała wielkie urwanie głowy. Klientów było więcej niż kiedykolwiek, a jej mały lokal został powiększony niemalże pięciokrotnie.

Granger wzięła kilka łyków kawy i ruszyła powoli w stronę windy, kiedy zobaczyła Rona. Niezwykle zmachanego Rona. Był cały czerwony; zapewne biegł przez całe Ministerstwo. Zdenerwowany złapał ją za dłoń i pociągnął w stronę atrium. Hermiona zmarszczyła brwi.

- Ron, co się dzieje? - zapytała. Weasley zaczął coś bredzić o obrażeniach, ale Hermiona nic z tego nie zrozumiała. Kazała mu wziąć kilka głębokich oddechów i wyjaśnić co się stało.

- Przed chwilą dostałem patronusa. Harry miał wypadek - powiedział, gdy odetchnął na tyle, aby wydusić z siebie sensowne zdanie.

Hermiona poczuła, jak w jednej chwili cały świat zawirował jej przed oczami. Wcisnęła kawę oraz ciasto jakiemuś czarodziejowi, który stał obok niej i razem z Ronem ruszyli w stronę atrium, aby teleportować się do Świętego Munga.

W szpitalu była długa kolejka, ale Granger nie przejmowała się tym. Wcisnęła się na sam początek i bez zbędnych ceregieli zapytała, gdzie leży Harry Potter. Kobieta w recepcji rzuciła jej miażdżące spojrzenie, a z jej ust wydobył się cichy syk. Widząc jednak, że Granger nie ruszy się, póki jej tego nie powie, mruknęła numer sali. Ron i Hermiona natychmiast popędzili na górę. Chcieli go natychmiast odwiedzić, ale jakiś uzdrowiciel oznajmił im, że Harry jest jeszcze badany.

- Dobrze, rozumiem. A czy może pan wyjaśnić, co się właściwie stało? - zapytała zdenerwowana Hermiona.

- Jak państwo wiedzą, pan Potter miał wypadek. Jechał bardzo szybko mugolskim autem i walnął w jakiś stary budek. Ma połamane żebra, złamaną nogę, siniaki oraz liczne zadrapania. Dostał już jednak odpowiednie eliksiry, więc myślę, że za jakieś trzy dni będzie mógł spokojnie opuścić szpital - powiedział uzdrowiciel uspokajającym tonem. Hermiona podziękowała mu, a potem opadła na jedno z krzeseł, zaciskając ręce w pięści.

- Czy ty to słyszałeś, Ron? Co za idiota! - mruknęła nie mogąc uwierzyć, że Harry był tak nieostrożny. Musiał jechać bardzo szybko, ale na szczęście nikomu (oprócz siebie) nie zrobił krzywdy.

Kolejne godziny ciągnęły się w nieskończoność. Oboje czekali na jakieś nowe informacje odnośnie stanu Harry'ego. Gdy zegar wybił godzinę siedemnastą, przez okno wdarł się na korytarz patronus w kształcie łabędzia i oznajmił, że Ron jest potrzebny w Kwaterze Głównej Aurorów.

Ron zaczął gramolić się z krzesła.

- Może idź do domu i się prześpij, Hermiono. Rano go odwiedzimy - zaproponował rudzielec, ale Hermiona pokręciła głową i wbiła wyczekujący wzrok w drzwi. Ron odpuścił sobie, wiedząc, że jeśli Granger naprawdę się na coś uprze, nie ma sensu z nią walczyć.

Jakieś dwie godziny później, uzdrowiciel, z którym wcześniej rozmawiała Hermiona, powiedział jej, że pan Potter nie chce z nikim rozmawiać.

- Słucham?! - ryknęła z niedowierzaniem, trzęsąc się ze złości. Postanowiła jednak szybko zejść z pola widzenia temu czarodziejowi, aby nie wpadło mu do głowy żeby ją wyprowadzić. Kiedy zniknął, Hermiona przystąpiła do działania i zaczęła rzucać po kolei zaklęcia otwierające salę, w której przebywał Harry. Zadziałało dopiero trzecie z nich. Bojąc się, że ktoś ją zauważy, szybko weszła do środka.

Na widok Harry'ego zalała ją fala uczuć. Bardzo cieszyła się że, mimo tak poważnych obrażeń jest przytomny. Jednocześnie była tak wściekła, że nie mogła się powstrzymać i porządnie mu wytknęła jaki był nieostrożny. Kiedy skończyła, opadła na fotel i wbiła wzrok w Harry'ego, który wcale nie przejął się jej wybuchem.

- Co się stało? - zapytała cicho, patrząc na jego wypraną z emocji twarz. Potter podał jej bez słowa jakiś skrawek pergaminu. Hermiona wzięła go do ręki i zaczęła czytać.


Wiem, że to co tu przeczytasz złamie ci serce Harry, ale przeczytaj do końca ten list.

W każdym związku zdarzają się kłótnie i nasze nie różniło się pod tym względem. Dlatego właśnie na początku w ogóle się tym nie martwiłam. Ale z czasem zaczęliśmy się kłócić coraz bardziej o każdą najmniejszą głupotę. Myślałam, że to z czasem przejdzie dlatego dusiłam w sobie wszystkie wątpliwości jakie czułam. Ale nie przeszło. 

Wtedy w moim życiu pojawił się Blaise. Broniłam się rękami i nogami przed tym, jak się przy nim czułam. Ale nie mogłam zaradzić temu, że zawsze mieliśmy o czym rozmawiać, a moje serce na jego widok biło, jak szalone. Kiedy mnie pocałował, czułam się cholernie źle i powiedziałam, że musimy to zakończyć. Zrozumiał. 

Wróciłam więc do domu, do ciebie. Wybrałam te nasze głupie kłótnie. Z początku było dobrze. Starłam się zapomnieć o Zabinim. Jednak z czasem... wszystko zaczęło mnie irytować, Harry. Każdy twój najdrobniejszy ruch. Przez kilka dni chodziłam rozkojarzona. Bałam się odejść do Blaise'a. W końcu jesteśmy małżeństwem. Ale uznałam, że kiedy obudzę się za kilkanaście lat, nie chcę żałować swojej decyzji. Tak właśnie by się stało, gdybym została z tobą. 

Mój wybór pewnie złamie ci serce i sprawi, że rodzina się ode mnie odwróci, ale chcę zaryzykować. Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście, Harry. Wbrew temu, co pewnie sobie teraz o mnie myślisz, naprawdę tego dla ciebie pragnę. 

I jeszcze jedno.

Proszę, nie szukaj mnie. Podjęłam już decyzję. 

Ginny



Hermiona otworzyła usta, ale nie miała najmniejszego pojęcia, co mogłaby powiedzieć. Złapała więc Harry'ego za drżącą, bladą dłoń i ścisnęła ją, chcąc dodać mu tym samym otuchy.

Tylko tyle mogła zrobić.


* * *

Po wyjściu ze Świętego Munga Harry nie miał pojęcia, gdzie mógłby pójść. Mieszkał razem z Ginny w wyremontowanym domu w Dolinie Godryka, ale teraz, kiedy go opuściła to miejsce wiodło za sobą zbyt wiele bolesnych wspomnień. Z pomocą przyszła mu Hermiona, która zaproponowała mu, aby się do niej wprowadził.

- Pomógłbyś mi wyremontować dom po mojej babci Cassandrze. Nie mam pieniędzy żeby kogoś wynająć a sama tego nie dam rady zrobić. Jak skończysz, będziesz zastanawiał się, co dalej ze sobą zrobić. Zgoda? - zapytała.

A więc się zgodził.

Z początku nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. Ale każdy kolejny dzień w towarzystwie Hermiony sprawiał, że Harry otwierał się coraz bardziej. Jednak jego małżeństwo było tematem tabu. Gdy raz Granger wypsnęło się imię Ginny, Harry, lodowatym spojrzeniem jakie jej posłał, dał jej do zrozumienia, że nie chce o niej rozmawiać. Nigdy.

Życie toczyło się więc dalej. Hermionę zaczęto zapraszać do wygłaszania wykładów z Mugoloznastwa na Magicznych Uniwersytetach w całej Europie. Zawsze wracała z takiego wykładu bardzo zmęczona, ale i cała czerwona z radości. Chętnie opowiadała Harry'emu wszystko ze szczegółami. Potter uwielbiał jej wtedy słuchać. Zawsze promieniowała wtedy niesamowitą radością.

- Nie chciałabyś tego robić na pełen etat, Hermiono? Sama czasami narzekasz na tą całą papierkową robotę, jaką na ciebie zrzucają w twoim Dapartamencie - powiedział któregoś wieczoru Harry, malując ściany w salonie soczystą, zieloną farbą.

Hermiona, która tego wieczoru miała w sobie zadziwiająco dużo energii, nałożyła na siebie jakąś starą, siwą bluzkę oraz czapeczkę z robioną ze starej gazety i przyłączyła się do Harry'ego.

- Wiesz, zastanawiałam się nad tym. Strasznie narzekam na te cholerne papiery, ale lubię tę pracę. Poza tym wtedy nie widywałabym codziennie ukochanej Oriany, a to dzięki niej w głównej mierze nie głodujemy - mruknęła ze śmiechem.

- Tak, to jest bardzo dobry argument - powiedział Harry, jego oczy błyszczały. - Ale gdybyś chciała się jednak nad tym zastanowić, to w razie czego umiem przyrządzić zupę, co prawda marnej jakości, ale z głodu byśmy nie umarli - dodał po chwili. Hermiona zaśmiała się cicho.

- Kiedyś przetestujemy te twoje umiejętności, Potter - rzuciła zgryźliwie, idąc do kuchni po nowy pędzel.

Dni mijały powoli i ten potworny uścisk na sercu Harry'ego robił się coraz słabszy. Po tym, jak Ginny go opuściła, nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek się uśmiechnie. A jednak wszystko się zmieniło za sprawą Hermiony, która przyjęła go pod swój dach i zapewniała go, że da sobie radę.

Posadę w Ministerstwie całkowicie porzucił. Jego pracą było staranne i pieczołowite, krok po kroku, odnawianie domu świętej pamięci Cassandry Granger.



* * *


Nadeszła jesień.

Granger nie lubiła tej pory roku. Kiedy była młodsza zawsze właśnie wtedy razem z rodzicami wybierała się na piesze wędrówki. Jesień przywoływała zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele bólu, który ogarniał ją, gdy myślała o rodzicach. Zawsze wtedy mało spała. Zupełnie jak Harry pogrążała się w swoich własnych myślach. W takich chwilach oboje rozumieli się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Zbliżał się wieczór, kiedy Hermiona wyjęła ze skrytki pod podłogą album z ich zdjęciami. Obiecała sobie, że więcej tego nie zrobi, że nie będzie już więcej otwierać starych ran. Ale nie mogła się powstrzymać. Tak bardzo chciała znów ich zobaczyć. Dowiedzieć się, czy przetrwali wojnę. Czy ułożyli sobie życie od nowa.

Z początku się uśmiechała. Ale potem jej szeroki uśmiech znikł, w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Hermiona szybko je wytarła, schowała rodzinny album i ruszyła do kuchni. Zastała tam Harry'ego, który siedział po ciemku przy stole. Szatynka bez trudu rozpoznała jego wzrok - znów śnił mu się koszmar. Zawsze przyjmował wtedy obronną postawę, zaciskał z całej siły ręce i wpatrywał się pustym wzrokiem w ścianę.

Hermiona miała ochotę go przytulić i obiecać mu, że to wszystko kiedyś się skończy. Ale nie miała na to siły, poza tym wiedziała, że Harry i tak bez problemu odczytałby ból czający się w jej oczach. Złapała go więc za rękę, dokładnie tak jak wtedy, gdy leżał w szpitalu. Tylko że tym razem dodawała odwagi im oboje.



* * *


Zima przyniosła za sobą coś więcej niż tylko mróz: wieczorne pogawędki przy rozgrzanym kominku z gorącą herbatą w dłoniach. Przyjemnie im było, kiedy mogli razem ze sobą posiedzieć, porozmawiać od serca. Czasami siedzieli w ciszy, zatopieni we własnych myślach ze świadomością, że nie są sami.

Harry powoli kończył remont w środku domu i planował odmalowanie mieszkania Hermiony z zewnątrz. Zaczął też mały kurs gotowania wraz z Granger. Początkowo szło im dość opornie. Jedyne co umieli przyrządzić to spaghetti, które i tak nie było zbyt wysokich lotów. Hermiona kupiła im jednak grubą księgę 1001 potraw dla początkujących czarodziei-żółtodziobów. Były tam opisy różnych przeróżnych dań, w większości autorstwa Helgi Hufflepuff, z instrukcjami, jak je wykonać, krok po kroku. Kilka razy spalili kurczaka, zupa wyszła im za słona, ale po jakimś czasie dania zaczęły smakować coraz lepiej. Cudownie się przy tym bawili, a wszystkie ich troski znikały chociaż na krótki moment.

Harry wciąż jednak pamiętał o Ginny. Była jak jego cień. Z całej siły starał o niej zapomnieć, ale serce nie chciało. Cholernie głupie serce.


* * *


Kilka miesięcy spędzonych razem z Harry'm sprawiło, że Hermiona się zmieniła. Wszyscy to widzieli. Była weselsza, nie siedziała już całymi dniami w papierach, a kiedy po ciężkiej pracy wracała do domu, w kuchni czekał już na nią Potter w fartuszku i z wielką łyżką w rękach. To było miłe. Bardzo miłe. Świadomość, że czeka na ciebie ktoś w domu. Ktoś kto umie ci poprawić humor. Ktoś kto był twoim najlepszym przyjacielem... I ktoś kto wkrótce miał odejść.

No właśnie.

Hermiona nie miała złudzeń. Wiedziała, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy Harry się wyprowadzi. Powinna się cieszyć. Jej przyjaciel nareszcie stanie na własne nogi, pogodzi się z odejściem Ginny. Ale nie mogła. Robiło jej się przeraźliwie smutno na myśl, że kiedy pewnego dnia wróci do domu, będzie on pusty. I że znowu będzie sama.

Z takimi ponurymi myślami skierowała się w stronę baru Oriany. Był dopiero ranek i miała mało klientów, więc znalazła chwilę, aby nalać Hermionie herbatę. Niemalże od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Zanim Granger się obejrzała, powiedziała jej o wszystkim. Czarownica zaśmiała się.

- Dziecko, masz to przed oczami, ale ciężko ci się do tego przyznać, prawda? - zapytała z szerokim uśmiechem. Hermiona zmarszczyła brwi.

- Nie wiem o czym mówisz, Oriano - odparła. Kobieta pokręciła w odpowiedzi z politowaniem głową.

- Doskonale wiesz o czym mówię - powiedziała, a jej oczy zabłyszczały wesoło. Słowa czarownicy prześladowały Hermionę przez cały kolejny dzień. Jeśli sądziła, że ona... Nie, to byłoby głupie. Byli przyjaciółmi. A poza tym Harry kochał Ginny...


* * *


Dni robiły się powoli coraz cieplejsze. Śnieg stopniał całkowicie, a lato zbliżało się wielkimi krokami. Harry i Hermiona wracali właśnie spacerkiem z miasta, gdzie kupili farby do malowania. Oczywiście mogliby użyć teleportacji, ale pogoda była tak piękna, że oboje zdecydowali się przejść i trochę pooddychać świeżym powietrzem. Byli w połowie drogi, kiedy ich temat zszedł na Rona.

- Po Bitwie... myślałem, że będziecie razem. Co się zmieniło? - zapytał Potter.

- Próbowaliśmy, sam doskonale o tym wiesz. Ale Ron... po prostu nie umieliśmy sobie wyobrazić naszej wspólnej przyszłości, wiesz? - Potter kiwnął w odpowiedzi głową, a potem - ku jej zdumieniu - uśmiechnął się szeroko.

- Właśnie mi się przypomniało, jak kiedyś... teraz się wydaje jakby to było wieki temu... Lupin spytał się mnie, czy nie jestem zazdrosny o to, co się dzieje między tobą a Ronem - powiedział ze śmiechem. - Niektórzy naprawdę myśleli, że będziemy razem, prawda? - dodał po chwili. Hermiona spojrzała mu w oczy.

- Tak, chyba rzeczywiście tak myśleli.



* * *


Granger przyglądała się wodzie otaczającej Wyższą Szkołę Magii we Włoszech, która przypominała coś na kształt fosy. Taplały się w niej właśnie wesoło jakieś dwa stworzonka o małych skośnych oczkach i zwisającej szarej skórze.

Do wykładu Granger miała jeszcze dużo czasu, a wejście do zamku otwierało się punktualnie o godzinie siedemnastej. Czyli za dwie godziny. Czasu na rozmyślanie było więc sporo, co było dosyć niepokojące. Niepokojące, ponieważ bała się do jakich wniosków mogła dojść. A jeden z nich czaił się na dnie jej serca i powoli torował sobie drogę do tego, aby wreszcie wyznała, co tak naprawdę czuje.

Bała się. Tak bardzo bała się, że go straci. Przecież wciąż kochał Ginny. Była jego pierwszą miłością a jej odrzucenie naprawdę bardzo przeżył.

Westchnęła cicho. Jej wzrok padł na jakąś parę trzymającą się za rękę. A potem coś w niej pękło. Wiedziała, że jeśli mu nie powie, będzie tego żałować do końca życia. Musiała zaryzykować. 


* * *


Granger pokonała szybko trzy schodki i wbiegła do mieszkania. Zaczęła wołać Harry'ego, ale nie odpowiadał. Pewnie poszedł na Pokątną, pomyślała, przypominając sobie, że rano o tym wspominał. Zdenerwowana ruszyła w stronę salonu z zamiarem poczekania tam na niego. W głowie układała sobie starannie wszystko to, co chciała mu powiedzieć.

I wtedy ją zobaczyła.

Siedziała na fotelu. Rude włosy spływały po jej drobnych ramionach. Na widok Granger podniosła się szybko i uśmiechnęła delikatnie.

- Hermiona - powiedziała. Tysiące emocji zalały szatynkę w jednej chwili. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę ją widzi.

- Co... co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona.

- Przyszłam porozmawiać z Harrym - odparła. Hermiona spojrzała na nią. Była piękna, nie to co ona. Jak mogła w ogóle myśleć, że Harry mógłby zwrócić na nią uwagę?

W pierwszej chwili Hermionę naszła dzika ochota, aby wywalić ją za drzwi. Ale musiała otrząsnąć się z tego pomysłu. Harry by jej tego nie wybaczył.

Odwróciła się na pięcie i szybko ruszyła w stronę wyjścia. Niemal zderzyła się z Potterem, który właśnie wchodził do domu.

- Coś się stało? - zapytał, widząc jej minę. Hermiona przełknęła z trudem ślinę.

- Ktoś na ciebie czeka w salonie - szepnęła, czując piekącą gulę w gardle i jak najszybciej wyszła na zewnątrz


* * *


Harry znalazł Hermionę dopiero późnym wieczorem. Siedziała nad rzeką znajdującą się kilka kilometrów od jej domu. Wiedział, co czuła i chciał jej się jak najszybciej wytłumaczyć.

Widok Ginny był dla niego szokiem. Po tylu miesiącach... To że go zostawiła wciąż bolało. Ale porozmawiał z nią szczerze i wiedział, że jest szczęśliwa. Poza tym z perspektywy czasu uznał, że miała rację. Kochali się, ale ich związek był już popsuty, kiedy się pobierali. Nie umieli ze sobą rozmawiać, swoje smutki trzymali głęboko w sobie. A potem było już za późno, aby cokolwiek naprawić.

Poza tym Harry wiedział, że nawet jeśli mógłby zacząć z Ginny wszystko od początku, nie zrobiłby tego. Dzięki rozmowie z nią zakończył pewien etap w swoim życiu. I w końcu był gotowy, aby zacząć nowy. Z kimś kto zawsze był przy nim i kto przygarnął go pod swój dach w najgorszym momencie jego życia. Z kimś kto potrafił milczeć z nim całymi godzinami jeśli nie miał ochoty rozmawiać. Z kimś kto codziennie uczył go czegoś nowego. Z kimś przy kim naprawdę czuł się szczęśliwy i nie musiał tłamsić niczego w sobie.

Wspólnie z Ginny ustalili termin, kiedy się spotkają, aby porozmawiać na temat rozwodu. A potem Weasley wyszła. Zanim jednak się teleportowała, szepnęła:

- Biegnij za nią.

Harry uśmiechnął się szeroko. Taki właśnie miał zamiar.

Kiedy wreszcie ją dogonił, widział w jej oczach smutek.

- Wiesz... Kiedy Ginny mnie zostawiła, nie mogłem się pozbierać. Pokochałem wtedy kogoś i bez tej osoby czuję się jakbym stracił cząstkę siebie.

Hermiona odwróciła wzrok.

- Ach, tak? Kim jest ta szczęściara?

- Tobą - szepnął, a potem złapał zaskoczoną Hermionę w ramiona z myślą, że już nigdy więcej jej z nich nie wypuści.


___________________________________
Wracam po dłuższej przerwie. Tym razem Harmione, moja pierwsza para jaką shipowałam jeszcze jako mała dziewczynka. :D Pisana trochę pod wpływem chwili. Kiedyś (dawno temu) miało powstać z tego opowiadanie, ale ostatecznie z tego pomysłu zrezygnowałam. Prolog jednak mi został więc trochę go upiększyłam i wyszło co wyszło. :D
Mam nadzieję, że się spodoba. 
Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Fajna taka spokojna miniaturka. Też ich uwielbiałam kiedy byłam mała stąd mój sentyment do tej paryy ;.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodasz coś może o Ginny I Blaisie?

    R.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dodam, ale kiedy to nie mam zielonego pojęcia. ;)

      Usuń
  3. kiedy jakaś nowa miniaturka ??

    OdpowiedzUsuń
  4. Harmione to mój ulubiony pairing i shipowałam go od samego początku. Cudowna miniaturka :)
    Pozdrawiam,
    Wierna Huncwotka

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

^