[1] Kawałek nieba




Caitlin odgarnęła włosy wchodzące jej do oczu i z roztargnieniem spojrzała na zegarek. Przez kilka dobrych godzin oglądała nagrania kamer z ulic i sklepów jubilerskich. W ciągu miesiąca zostało zgrabionych aż siedem z nich i Joe poprosił ją, aby upewniła się, czy nie stoi za tym żaden metaczłowiek. Obiecała mu, że przejrzy to wszystko na jutro całkowicie zapominając o fakcie, że nie przejrzy kilkugodzinnych nagrań, w jedną chwilę.

Wzdychając, wstała powoli z krzesła i wyrzuciła do kosza cztery kubki po kawie. Potwornie bolały ją plecy i jedyne o czym teraz marzyła to sen. Wyłączyła sprzęt, nałożyła na siebie płaszcz i powoli skierowała się do wyjścia. Chciała już zamawiać taksówkę, gdy z zaskoczeniem zauważyła, że drzwi Star Labs są zamknięte i wpisanie kodu nic nie pomaga.

Caitlin przeprosiła mężczyznę po drugiej stronie telefonu i szybko rozłączyła się. Spróbowała jeszcze raz wpisać kod, ale drzwi w dalszym ciągu ani drgnęły. Nie czekając chwili dłużej, poszła szybko do windy i wjechała na drugie piętro. Chciała spróbować otworzyć drzwi za pomocą komputera Cisco. Po tym jak Patty dostała się do Star Labs, Ramon postanowił w końcu ulepszyć system bezpieczeństwa ich laboratorium. 

Caitlin była w trakcie włączania głównego komputera, gdy usłyszała za sobą echo kroków.

- Co tutaj robisz, Caitlin? - zapytał Wells ze zmarszczonymi brwiami. Jego czarne włosy wydawały się być rozczochrane jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Aż miało się ochotę wyciągnąć z kieszeni szczotkę i po prostu je uczesać.

Widok Snow w Star Labs o tak później porze był dla niego niebywałym zaskoczeniem. Był pewien, że w całym budynku nie ma nikogo więcej oprócz niego.

- Byłam na dole i przeglądałam nagrania, które dał mi Joe... Ale to nieważne. Chciałam wyjść, ale gdy zaczęłam wpisywać kod, drzwi nie chciały się otworzyć. Nie wiesz może, co Cisco mógł zrobić? - zapytała nachylając się nad swoim komputerem. Harrison westchnął.

- Wiem. I wygląda na to, że dzisiaj nie wrócisz na noc do domu. Godzinę temu włączyłem nowy program zabezpieczający. Będzie się instalował przez kilka godzin i na ten czas można powiedzieć, że zamknął całe Star Labs - odparł. 

Caitlin jęknęła.

- Och, nie... Czego to zawsze ja muszę mieć takiego pecha? - mruknęła pod nosem Snow opadając na jeden z obrotowych foteli. Przez chwilę siedziała na nim z nieszczęśliwą miną nim zdjęła z siebie swój płaszcz i szalik.

- Spójrz na to z drugiej strony. Przynajmniej nikt cię nie postrzelił - powiedział Harrison czyszcząc swoje czarne okulary. Caitlin pokręciła z westchnieniem głową.

- Cóż, wtedy może bym się przynajmniej wyspała.

* * *

Caitlin wybierała uparcie numer Cisco, ale za każdym razem nikt nie odbierał. Musiał już zasnąć i wyciszyć telefon. Oczywiście mogłaby zadzwonić po prostu do Barry'ego, ale ten pomysł stanowczo odrzuciła. Miał randkę z Patty i Caitlin nie chciała im przeszkadzać. Allen wiele przeszedł w ostatnim czasie. Poza tym wreszcie przestał wodzić oczami za Iris i dzięki Patty był naprawdę szczęśliwy. Nie chciała przerywać mu tego wspaniałego wieczoru. Wiedziała, co przygotował dla Patty - naprawdę się napracował, chcąc wynagrodzić jej ostatnie wydarzenia i Caitlin nie miała zamiaru być osobą, która zepsuje im tę randkę. 

Wzdychając nad swoim losem, Caitlin postanowiła zrobić sobie kawę. Jednak w trakcie tej czynności chyba się trochę zamyśliła. Naprawdę, nawet nie miała pojęcia o czym. Dopiero jakiś czas później, poczuła lekkie szturchnięcie Harry'ego.

- Och, no tak. Kawa - powiedziała szybko wyłączając przyrząd do robienia czarnego płynu. Harrison uniósł brwi.

- Wyglądasz koszmarnie. Jesteś pewna, że nie chcesz się trochę przespać? Mogę użyczyć ci swoje biurko. Nie jest takie twarde na jakie wygląda - mruknął. Snow pokręciła głową.

- Dzięki, ale naprawdę nie trzeba - powiedziała wracając do swojego biurka. Usiadła wygodnie w fotelu i... To by było chyba na tyle. Nie miała siły, aby znów wracać do oglądania monotonnych nagrań dla Joe'ego. Miała ochotę przejść się trochę, rozprostować nogi i powdychać świeżego powietrza.

Caitlin wstała gwałtownie z krzesła. Następnie wsadziła do kieszeni telefon i ruszyła w stronę wyjścia.
Harrison spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami.

- Na dach Star Labs. Wyjście na niego nie powinno być zablokowane - powiedziała zadowolona. - Chcesz iść ze mną? Nam obojgu przyda się odrobina świeżego powietrza - dodała. Wells westchnął. Powinien obmyślać plan złapania Zoom'a, ale od kilku godzin, nie robił właściwie nic, oprócz mazania po tablicy. Zdawało mu się, że utknął w martwym punkcie a myśl o tym wpędzała go w tylko jeszcze większą frustrację. Tak więc mógł dalej siedzieć bezczynnie w miejscu i się denerwować lub pójść z Caitlin na górę.

- Chyba masz rację - rzucił w końcu odkładając marker na biurko i łapiąc do ręki kurtkę. Następnie razem skierowali się w stronę schodów. Chwilę trwało zanim pokonali wszystkie schody prowadzące na górę. Było jednak warto.

Gdy Caitlin otworzyła drzwi, uderzyło ich w twarze zimne powietrze.

Central City było miastem, które nawet w nocy nie spało. Oboje mogli dostrzec tysiące małych punkcików, mieniących się różnymi kolorami.

Harry wziął głęboki oddech i usiadł na ziemię, ściągając przy tym okulary. Caitlin po krótkiej chwili zajęła miejsce obok niego.

- O czym myślisz? - zapytała odgarniając z oczu włosy, które uparcie rozdmuchiwał wiatr. Harrison westchnął.

- O Jessie - odparł. 

Oczywiście, że myślał o swojej córce. Jessie była jego skarbem. Gdy po raz pierwszy wziął ją w swoje ramiona, przysiągł sobie w duchu, że nigdy nie pozwoli, aby stała jej się krzywda. Ale zawiódł. Teraz przez wybory, których dokonał jego córka musiała przechodzić piekło. A on, choć starał się z całych sił, aby coś wymyślić, nie umiał jej pomóc. Nie bez pomocy Barry'ego. Jakim więc jest ojcem skoro nie mógł uratować swojej własnej córki?

- Harrison... - zaczęła łagodnie Snow, kładąc delikatnie rękę na jego ramieniu. - Uratujemy ją. Wiem, że to tylko słowa, a Zoom jest potężny, ale teraz masz nas. A przede wszystkim masz Barry'ego, który go pokona. Może nie stanie się to już jutro, ale tak będzie. Zobaczysz - powiedziała z pewnością w głosie. Wells pokręcił głową ze złością.

- Co jeśli będzie za późno? Co jeśli już nigdy jej nie zobaczę? Jest całym moim światem, Snow. Wiesz jakie to uczucie, gdy ktoś odbiera ci kogoś kogo kochasz? - rzucił głośno, patrząc na nią z furią. Caitlin zamrugała oczami, aby powstrzymać łzy, które napłynęły jej do oczu.

- Wiem, Harry. Tylko że w moich przypadku Roonie nie żyje - odparła cicho przegryzając wargę. Twarz Wellsa złagodniała.

- Wybacz mi. Zapomniałem, że... - nie dokończył. Oboje wiedzieli, co ma na myśli. - Po prostu nienawidzę tej bezczynności. Nie zdziałamy nic póki Barry nie stanie się szybszy, a ja nie mogę nic na to poradzić. Ktoś zagraża życiu mojej córki, Caitlin. A ze mnie nie ma żadnego pożytku - mruknął wzdychając. Cienie pod jego oczami i smutek w oczach sprawiał, że wyglądał kilka lat starzej.

- Opowiedz mi o niej - poprosiła nagle Caitlin.

- Co? - rzucił zaskoczony słysząc jej słowa.

- Opowiedz mi o swojej córce, Harry. Chcę wiedzieć jaka jest - powiedziała Snow przysuwając się bliżej w jego stronę. Wells, zaskoczony jej pytaniem, wsadził na nos okulary i wziął głęboki oddech.

- Jest wspaniała, Snow. Zupełnie moje przeciwieństwo. Bezinteresowna, miła, pomocna. Gdy miała cztery latka, poszliśmy razem na spacer w parku. W pewnym momencie złapał nas deszcz. Zaczęliśmy się ścigać, kto szybciej dobiegnie do wyznaczonego drzewa, gdy ujrzała małego pieska trzęsącego się zimna pod drzewem, Zdjęła swoją bluzę i okryła go nim. A potem, gdy wróciliśmy z nim do domu, przez całą noc tworzyła dla niego budę z kartonów i ozdabiała ją swoimi rysunkami - mówił zdławionym tonem, uparcie patrząc się przed siebie. 

- Jessie... Kocha taniec. Kanapki z dżemem porzeczkowym, płatki śniadaniowe i czekoladowe ciastka. I pięknie śpiewa. Zawsze, gdy jestem chory, przykrywa mnie stertą koców i nuci piosenki z reklam, co zawsze doprowadza mnie do śmiechu. Ona... - Harrison umilkł nagle. Uderzyła go, chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, myśl, że rzeczywiście mógł ją stracić.

Caitlin złapała Harry'ego za rękę i uścisnęła ją lekko, chcąc tym gestem dodać mu trochę otuchy.

- Odzyskasz ją, Harrison - powiedziała z zadziwiającą pewnością w głosie. Wells podniósł powoli głowę i spojrzał jej prosto w oczy. Potrzebował kogoś kto pokaże mu światełko w tunelu i nie pozwoli się załamać. Potrzebował kogoś kto da mu nadzieję

I tym kimś była właśnie Caitlin Snow.

* * *

- No dobra, możecie składać swoje zamówienia na tej kartce! - zawołała Caitlin kładąc biały papier na biurko. Tego dnia wypadała jej kolej na wyjście do sklepu i zrobienie zakupów. Oczywiście o wiele łatwiej by było, gdyby zrobił to po prostu Barry, ale przyjechał jego ojciec i Allen postanowił wziąć sobie wolny wieczór.

Cisco jako pierwszy rzucił się w stronę kartki i wielkimi literami napisał: PĄCZKI. DUŻO PĄCZKÓW. Caitlin pokręciła głową ze śmiechem.

- No tak, pewnie gdybyś napisał to małymi literami, pewnie bym nie zrozumiała - skwitowała.

- To tylko tak dla pewności, Cait. Żebyś przypadkiem zamiast pączków nie kupiła babeczek - odparł Cisco kierując oskarżycielski wzrok w stronę Joe'go. West przewrócił oczami.

- Mówiłem ci, że to był wypadek.

- Może i wypadek, ale przez ciebie ja nie mogłem zjeść pączków - powiedział Cisco ze zmrużonymi oczami. Iris zaśmiała się.

- Bo przecież to taka straszna tragedia - dodała oddając kartkę Caitlin. Snow schowała ją do torebki i ruszyła w stronę wyjścia powoli zakładając na siebie płaszcz. Po drodze wpadła jeszcze do pokoju Harrisona, który siedział na fotelu przecierając oczy. Snow bez trudu poznała, że znów nie przespał kolejnej nocy. Im więcej czasu mijało, tym trudniej było mu zasnąć przez koszmary, które go dręczyły. Caitlin bardzo chciała mu pomóc, ale nie miała pojęcia jak. Nie mogła przyznać się, że wie o jego kłopotach ze snem. Wiedziała jak by zareagował, a nie chciała popsuć porozumienia do którego doszli przez ostatnie kilka tygodni.

- Harrison? - powiedziała cicho Caitlin pukając dwukrotnie w drzwi. 

- Tak, Snow? - odparł zakładając na nos okulary.

- Wychodzę na miasto. Nie chciałbyś... nie chciałbyś pójść ze mną? - zapytała. - Odkąd Patty cię postrzeliła, nie wychodziłeś na miasto.

- To chyba mądre posunięcie. Wolałbym nie zostać znowu postrzelony przez kogoś kto rozpozna tamtego Harrisona Wellsa - odparł nawet na nią nie patrząc.

- Nałożysz na siebie czapkę no i nie będziemy szli głównymi uliczkami. No dalej, Harrison - poprosiła Caitlin. - Zgódź się.

Wells posłał jej ponure spojrzenie mówiące tylko jedno - żeby dała mu wreszcie spokój. Ale Snow na szczęście nie poddała się tak łatwo i wyszła z tej bitwy zwycięsko. Naciągnęła Harrisonowi czapkę na głowę i zadowolona ruszyła przodem.

* * *

Droga do sklepu zajęła im więcej czasu, ze względu na to, że starali omijać się główne ulice. Harrison przez cały ten czas szedł z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie czarnej kurtki. Nie odezwał się ani razu, ale nie przerywał, gdy Caitlin opowiadała mu o swoim dzieciństwie w Central City.

Wells musiał jednak przyznać w duchu, że wyjście na świeże powietrze było wspaniałym pomysłem. Siedzenie przed pustą tablicą całymi godzinami wpędzało go tylko w zły humor, przez co był niesamowicie nieznośny. Zdawał sobie doskonale, że zaczynał wszystkich powoli denerwować. Wszystkich oprócz Caitlin. Czasami potrafił być naprawdę okropny, ale Snow nie brała tego do siebie. Wręcz przeciwnie. Odgryzała mu się w zabawny sposób, sprawiając, że jego myśli choć na chwilę obierały inny tor.

Byli w połowie drogi powrotnej do Star Labs, gdy złapał ich deszcz.

- No nie, moje włosy - powiedziała z jękiem. Wells uśmiechnął się mimo woli, widząc jej minę.

- Chodź Snow, zapowiada się na naprawdę niezłą burzę, a do Star Labs nie zostało wcale daleko - powiedział. Caitlin ku jego zaskoczeniu, zatrzymała się nagle i zdjęła buty.

- W takim razie musimy się pospieszyć. Kto będzie ostatni Wells, wstawia kawę! - zawołała z uśmiechem, ruszając biegiem przed siebie. Harrison pokręcił głową z politowaniem, ale ruszył w ślad za Caitlin, czując, że razem z nią wszystko jest łatwiejsze.

* * *

Snow zdjęła z siebie przemoczony płaszcz i szalik, a mokrą bluzkę zmieniła na siwą bluzę z logiem Star Labs. Mokre rude włosy przeczesała tylko palcami, zostawiając je rozpuszczone, aby mogły swobodnie wyschnąć.

Wszyscy mieli jakieś sprawy do załatwienia, więc tak się złożyło, że Caitlin i Harrison zostali sami w całym budynku. 

Wells zajął się przyrządzaniem kawy. Dopiero potem wziął ręcznik, który położyła dla niego Caitlin i wytarł nim sobie twarz oraz włosy. 

Snow tymczasem zdążyła włączyć komputer i wejść na pocztę, ale prawdę mówiąc nie mogła do końca skupić się na przeczytaniu wiadomości. Nie miała pojęcia, co ją podkusiło, aby się ścigać z Harrisonem. Ale mówiąc szczerze dawno tak dobrze się nie bawiła. Odkąd... odkąd Ronnie odszedł.

Caitlin kichnęła nagle i powtórzyło się to jeszcze dwa razy. Harrison podszedł do niej z jej ciepłą kawą i postawił ją na biurku. Snow wypiła dwa łyki i z zaskoczeniem zauważyła, że jest dokładnie taka jaką zawsze robiła. 

- Dzięki - powiedziała z wdzięcznym uśmiechem. A potem znowu kichnęła. Harry kręcąc z westchnieniem głową, wyjął ze swojej szafki czarny szalik i zawiązał jej go dokładnie na szyi, a potem dotknął dłonią delikatnie jej czoła. Caitlin była lekko rozpalona, ale nie miała stu procentowej pewności, że to przez to iż bierze ją choroba. Oboje na chwilę umilkli, gdy tylko zdali sobie sprawę, jak blisko siebie stoją. 

- Ja... pójdę przynieść ci koc - powiedział Harrison. Po raz pierwszy odkąd się pojawił Caitlin  słyszała w jego głosie zakłopotanie. 

Snow kiwnęła głową odwracając się w stronę biurka. Nie zdążyła do końca uspokoić swoich myśli, gdy w pokoju nagle rozległ się dźwięk alarmu. W tej samej chwili jej telefon zawibrował pokazując na ekranie numer Cisco. Snow nie zdążyła go jednak odebrać, ponieważ do środka wbiegł Harrison i złapał ją za rękę. 

- Chodź, Caitlin, Musimy się schować! - zawołał. Razem wybiegli na korytarz i schowali się w jednym z pomieszczeń. Wells wyjął pistolet stworzony przez Cisco, który miał za zadanie unieruchomić na kilka minut metaludzi właśnie w takim wypadku jak ten. Alarm, który chwilę wcześniej rozbrzmiewał w całym budynku, ucichł nagle, zupełnie tak, jakby ktoś wyłączył nagle zupełnie całą elektryczność. 

Caitlin przełknęła ślinę. 

- Harry? - szepnęła cicho. W odpowiedzi poczuła jego ciepłą dłoń na swojej dłoni. 

- Jest w środku - powiedział ze wzrokiem wbitym przed siebie. Snow żałowała, że nie odebrała telefonu od Cisco, ale była pewna, że zadzwoni do Barry'ego, aby sprawdził, czy wszystko z nią w porządku. Pozostawało tylko pytanie, czy Allen w ogóle odbierze. 

Z korytarza dobiegł ich dźwięk głośnych kroków, a potem po chwili, która wydawała się ciągnąć wieczność, drzwi otworzyły się i do środka wpadł wysoki mężczyzna w długich czarnych włosach, które częściowo zasłaniały mu twarz. 

- Gdzie jest Flash? - ryknął z ręką uniesioną do góry i iskrzącą się jakby była naładowana prądem. Harrison nie wahał się nawet chwili, strzelił w stronę metaczłowieka, ale on szybko minął pocisk i machnął ręką. Wells wrzasnął, porażony prądem i upadł bezwładnie na ziemię. Caitlin, wciśnięta za ścianę, nie zdążyła nic zrobić, ponieważ metaczłowiek złapał ją ręką za gardło. 

- Gdzie jest Flash? - powtórzył przybliżając prawą rękę, Jednak gdy nie usłyszał z ust Snow odpowiedzi, przyłożył prawą dłoń do jej ciała. Caitlin nie była w stanie powiedzieć, co działo się dalej. Czuła tylko okropny ból na całym ciele, nie słyszała nawet, jak rozpaczliwie krzyczy. A potem ciemność spowiła wszystko. 

* * *

Caitlin zamrugała kilka razy powiekami nim udało jej się zarejestrować widok wokół. Leżała na łóżku w Star Labs. Obok niej siedział Barry rozwalony na krześle z ręką podpartą o głowę i zamyśloną miną. Gdy spostrzegł, że na niego patrzy, poderwał się do góry.

- Cait! Wreszcie się obudziłaś - powiedział z niesamowitą ulgą w głosie. - Naprawdę nas przestraszyłaś.
- Co... co się stało? - szepnęła zachrypniętym głosem. Barry odgarnął włosy z jej oczu.

- Zemdlałaś z bólu chwilę po tym, jak poraził cię prądem. Gdyby nie Wells, który zaczął w niego ciskać czym popadnie, nie jestem pewien czy udałoby się ciebie... - tutaj chrząknął cicho. - Przybyłem chwilę później, jak tylko odebrałem telefon Cisco i wywabiłem go na zewnątrz. Na szczęście udało się go złapać i teraz siedzi w naszym więzieniu dla metaludzi.

- Dziękuje - powiedziała Caitlin posyłając mu słaby uśmiech. Barry pocałował ją w czoło i pokręcił lekko głową.

- To nie mnie dziękuj. Harrison nie chciał nawet pozwolić się dotknąć, póki nie upewnił się, że z tobą wszystko w porządku - odparł, a następnie wstał i wyszedł z pomieszczenia. Chwilę po nim w drzwiach Caitlin dostrzegła bladą twarz Harry'ego. Widać było, że musiał nie spać przez wiele godzin mimo bólu i zmęczenia.

- Wyglądasz paskudnie, Wells - rzuciła Caitlin w jego stronę. Zmartwioną twarz Harrisona rozświetlił słaby uśmiech.

- Ty również, Snow.

* * *

Caitlin wbiła wzrok w wyłom, zaciskając przy tym z całej siły ręce w pięści. Pozostawało coraz mniej czasu, a ich nadal nie było.

Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, podczas której w umyśle Snow wciąż przewijała się twarz Wellsa. Zanim wyruszył razem z Barrym i Cisco na Ziemię-2, obiecał jej, że wszystko będzie dobrze i wróci. Ale przecież nie mógł tego wiedzieć.

- No dalej, uda wam się - szepnęła cicho pod nosem. Nie chciała dopuścić do siebie innej możliwości.
Wtedy z wyłomu wypadł Cisco z jakąś dziewczyną, zapewne Jessie. Caitlin podbiegła do nich pomagając im wstać.

- Gdzie oni są? - zapytał Joe na co Ramon pokręcił tylko z przerażeniem głową. Powinni już zamknąć wyłom, wiedziała to. Zoom mógł ich już złapać i mogło nie być już dla nich ratunku. Ale nie była w stanie tego zrobić. Nie mogła ich stracić.

- Wracajcie - szepnęła drżącym tonem.

I wtedy obaj wyskoczyli z wyłomu.

- Harry! - krzyknęła Caitlin rzucając się w stronę Wellsa, który upadł na podłogę i zatoczył się kilka metrów dalej.

- Cait... - odparł oszołomiony łapiąc ją w swoje ramiona i mocno przyciskając do siebie. Zupełnie tak, jakby bał się, że nie jest prawdziwa i zaraz zniknie mu z oczu.

Miał zamiar powiedzieć jej tyle rzeczy, tak jak sobie obiecał, że to zrobi jeśli tylko uda im się przeżyć. Jak bardzo uwielbia jej zapach. Jak bardzo lubi jej śmiech. I wreszcie jak bardzo ją kocha.

Ale nie musiał.

Caitlin...

Caitlin wiedziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

^