Fandom: Harry Potter
Pairing/postacie: Lily Luna Potter i Lorcan Scamander
Rodzaj: miniaturka, one-shot
~
To nie ja wpadam w kłopoty,tylko one wpadają we mnie.
PearlSoul25
W tym roku wybrali niewielką polanę niedaleko lasu położonym w północnej Anglii. Harry, Ron i George od samego rana przynosili przygotowane przez Molly potrawy, a także ustawiali stoliki ciągle myląc się w obliczeniach ile ich wszystkich będzie. Hermiona, Ginny i Angelina śmiały się do rozpuku z ich głupich min, kiedy wychodziło im o jedną osobę za dużo, a potem nagle o trzy za mało.
Lily Luna tymczasem snuła się markotnie między nimi. Albusa nie było w domu, więc nie chciała zostawać sama. Co prawda była możliwość pójścia do Hugona, ale Potterówna nie chciała patrzeć na Rose i jej świecące oczka. Pozostało jej tylko czekać na Lorcana.
Zjawił się trochę późno. Zdążyła przybyć już Różowa Roxi z Fredem (oczywiście z kryminałem w ręku) Victoire (jej różowe szpony niemalże lśniły w ciemnościach) z Tedem, Dominique z narzeczonym Stefanem Krumem, Louis, babcia, dziadek, wujek Percy, Audrey, Molly i Lucy, wujek Neville z Hanną i małym Frankiem... i wiele więcej osób, ale Scamanderów wciąż nie było.
Lily przegryzała właśnie nerwowo wargę, kiedy spostrzegła ciocię Fleur. Nie myśląc długo, zanurkowała w krzakach. Jeszcze jej tego było trzeba, aby ciotka zamęczyła ją pytaniami na temat tego, czy ma chłopaka. Jakby tylko to się liczyło.
Prawie dostała zawału, gdy pięć minut później, ktoś pociągnął ją za ramię. Na widok Lorcana rudowłosa pisnęła cicho, nie mogąc się powstrzymać, a potem rzuciła się na niego z taką siłą, że oboje upadli na ziemię. Jasna grzywka zakryła Lorcanowi całe pole widzenia, na co Lily uśmiechnęła się szeroko.
Nie widziała go przez całe wakacje, ponieważ pojechał z rodziną do Egiptu, a mama oczywiście nie pozwoliła jej zabrać się z nimi (a przecież tak ją prosiła!). Z perspektywy czasu nie miała pojęcia, jak wytrzymała bez niego tyle czasu. Z Albusem zdążyła pokłócić się już chyba ze sto razy. Natomiast z Jamesem dwa razy tyle, co było dość niepokojące, bo od jakiegoś czasu nie mieszkał już w Dolinie Godryka.
- Z twojego powitania śmiem twierdzić, że umierałaś z tęsknoty za mną - powiedział, kiedy wreszcie pozwoliła mu oddychać. Lily Luna natychmiast przywołała się do porządku i obrzuciła go miażdżącym spojrzeniem.
- Ani mi się śni, Scamander. Właściwie to... nawet nie zauważyłam, że cię nie było...
- Mów co chcesz moja droga, ale oboje znamy prawdę - mruknął teatralnym szeptem z trudem powstrzymując się od śmiechu. W tej samej chwili ciotka Fleur znalazła się niebezpiecznie blisko nich dlatego oboje zanurkowali w dół, wstrzymując oddech. Na szczęście zaraz dorwała się do Rose Weasley.
- Dobrze jej tak - powiedziała złowieszczo rudowłosa, widząc to. Lorcan spojrzał na nią z westchnieniem.
- Znowu się pokłóciłyście?
- Poprawka: ja się pokłóciłam. Nie wiem, czy Rose w ogóle zrozumiała coś z tego, co do niej krzyczałam. Nic tylko z nim pisze i pisze, cholera jasna... - warknęła Lily Luna ze złością pod nosem.
- Poczekaj, z kim? Z Malfoyem? Czyli to jednak coś więcej? - zapytał z zainteresowaniem Scamander.
- No pewnie, że z nim... Zaraz, zaraz! To ty o tym wiesz?! Skąd? Gadaj natychmiast! - ryknęła wstrząśnięta. Lorcan cofnął się z przestrachem do tyłu.
- Widziałem ich kilka razy na spacerze, ale kazała mi obiecać że za żadne skarby świata ci nie powiem... No to nic nie mówiłem...
- Och, no proszę, jaka skubana! Jeszcze jak się ukrywała... Taka z niej przyjaciółka! A ja się tylko o nią martwię. Merlinie, że ty widzisz i nie grzmisz. Tyle lat mi truła dzień w dzień, na temat tego jakim Malfoy jest imbecylem... A potem porozmawiała z nim kilka razy, jak człowiek z człowiekiem i już zakochana! - fuknęła ze złością. Lorcan objął przyjaciółkę uspokajająco za ramię.
- Wiesz co, może odejdźmy kawałek zanim ciotka Fleur usłyszy, jak się wydzierasz. Albo w ogóle cała reszta - poprosił łagodnie blondyn.
W całym tym zamieszaniu nikt i tak nie zauważyłby, że zniknęli, więc mieli czas do kolacji. Usiedli niedaleko małego jeziorka, którego rozciągało się przed nimi. Lorcan położył się na ziemi, a potem pociągnął za rękę Lily Lunę i poprosił, aby mu wszystko wytłumaczyła od początku. No więc wytłumaczyła.
Zaczęło się, kiedy tylko Scamanderowie wyjechali. Rose zaczęła korespondować z kimś z przejęciem w nocy, a potem chodziła nieprzytomna całymi dniami. Raz kiedy grali mały meczyk quidditch'a, prawie spadła z miotły (co było przedziwne, bo Rose po odejściu Jamesa grała jako szukająca w drużynie Gryfindoru). Lily Luna zaniepokojona zachowaniem swojej kuzynki postanowiła się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi.
Przez prawie całe wakacje starała się przechwycić jej listy, ale Rose była bardzo przezorna, jakby wiedziała, że Lily się na nią czai. Dwa tygodnie temu, spała jak suseł, a jej puchacz Robin dobijał się do jej pokoju. Potterówna wracała właśnie do domu, kiedy go zobaczyła, więc skorzystała z okazji i szybko przyniosła mu wodę. Sowa była co prawda potwornie zmęczona, ale nie dała się wykiwać. Lily dojrzała jednak podpis Scorpius M. Prawie dostała zawału, kiedy to zobaczyła, bo wszystko złożyło się w przerażająco spójną całość. Oczywiście z samego rana poleciała do niej z awanturą, oczekiwała wyjaśnień oraz tego, że wybije jej tego patałacha z głowy, ale nie...
- Lily... Wiem, że to ci się nie spodoba, ale nie uważasz, że nawet jeśli Rose się w nim zakochała, to nie powinnaś tak na nią naskakiwać? Przecież wiadomo, że kiedy człowiek się zakocha, to totalnie głupieje - zaczął cierpliwie, ale ona przerwała mu natychmiast.
- Ale żeby aż tak na głowę upaść? Właśnie dlatego ja się nie zakocham, zostanę starą panną z dwoma starymi kotami, tyle mi wystarczy... - odparła z przekonaniem.
- W sumie to może i lepiej, bo jakbyś miała komuś życie zmarnować - rzucił ze śmiechem Lorcan i złapał ją w ramiona zanim zdążyła wyrazić swoje obiekcje na ten temat.
- Hej, nawet sobie nie wyobrażasz, jak strasznie się za tobą stęskniłem - powiedział wzdychając. Lily Luna wywróciła oczami.
- Mówisz to pewnie tym wszystkim głupim gęsiom, które tracą majtki na twój widok, mi nie musisz - odparła, choć musiała w duchu przyznać, że jej serduszko zabiło dwa razy szybciej niż powinno. Zignorowała to jednak a jej myśli znów wypełniła bujająca w obłokach Rose. Naprawdę nie miała pojęcia, co Weasleyówna widziała w tym skretyniałym Malfoyu. Pewnie naczytała się za dużo tych swoich romansów, które tak zazdrośnie chowała pod poduszką i zamarzył jej się romans rodem z tej ulubionej książki cioci Hermiony. Renaty i Johna, czy coś takiego.
- No dobra, opowiadaj, jak było na wakacjach. Właściwie to od tego powinniśmy zacząć. Czy wujek Charlie pokazał wam smoki? - zapytała Lily, spoglądając na przyjaciela z wyczekiwaniem.
- Och... w porządku. Jedynie zielonego walijskiego i to naprawdę musieliśmy go błagać cały dzień z Lysandrem - odparł.
Lily Luna przyjrzała się podejrzliwie Lorcanowi. Kto jak kto, ale jej przyjaciel właściwie słynął z bardzo szczegółowych opowieści. Wyglądało na to, że czegoś jej nie mówi. Zanim jednak zdążyła wyciągnąć z niego coś więcej na horyzoncie pojawił się drugi z braci Scamander.
- Ruszcie te swoje szanowne cztery litery, zaraz podadzą do stołu - oznajmił im.
Lily jęknęła ze zgrozą.
- Ja nie chcę... - zaczęła, ale Lorcan miał to głęboko w nosie i zaczął ją ciągnąć za rękę.
Na miejscu wszystko było już gotowe.
Harry, Ron i George ustawili stoły w półkolu i jak się okazało, prawie wszyscy zajęli już sobie miejsca. Oczywiście zostały dwa wolne, ale oba były oddalone od siebie, a Lily i Lorcan chcieli usiąść obok siebie. Kombinowali właśnie nad przeniesieniem krzeseł, kiedy ciotka Fleur popchnęła Potterównę na miejsce tuż obok Rose, a Lorcana chcąc lub nie chcąc (choć bardziej to drugie) musiał powlec się na drugie wolne krzesło.
- Po prostu świetnie - jęknęła. Rose podała jej talerz, ale Lily ostentacyjnie zignorowała ją.
- Długo będziesz się jeszcze na mnie boczyć? - zapytała. Nie widząc jednak żadnej reakcji ze strony Lily, prychnęła pod nosem. - Hipokrytka.
Tego już było za wiele. Potterówna odwróciła gwałtownie głowę i spojrzała na Weasleyównę wzrokiem zabójcy.
- Co ty powiedziałaś?
- Powiedziałam, że jesteś hipokrytką. Udajesz wielce wzburzoną, że się zakochałam, ale wcale nie chodzi o to że w Scorpiusie, ale o sam fakt, że to zrobiłam. Bo ty też się zakochałaś, sądzisz, że nie widzę jak patrzysz na Lorcana? - zapytała ze złością Rose.
Lily Luna nabrała powietrza w policzki. Wmawiała sobie, że nie wie jak zareagować na taką okropną insynuację, ale prawda była taka, że Rose wcale się nie myliła.
- Ciekawa jestem, czy słyszałaś już o jego nowej przyjaciółce, którą poznał na wakacjach - dodała jeszcze niewinnie i wróciła do jedzenia sałatki.
Lily Luna zacisnęła ręce w pięści. Kłamie, kłamie, kłamie, mruczała wściekle pod nosem, ale wiedziała, że Rose by jej nie okłamała. Zresztą pasowało to do tego, dlaczego Lorcan nie był taki wylewny jeśli chodziło o spędzone wakacje w Egipcie.
Poczuła, że coś piecze ją w gardle, więc wsadziła do buzi wielki kęs ziemniaka i z trudem powstrzymała łzy, które nagle napłynęły jej do oczu. Rose chyba to zauważyła, bo zrobiła zatroskaną minę i miała zamiar coś powiedzieć, ale Lily Luna warknęła wściekle, dając jej tym samym znać, aby się odczepiła.
Kiedy kolacja się skończyła, nadeszła pora na gwóźdź programu. Wujek Neville razem z wujkiem Rolfem ukryli w lesie wskazówki, które miały doprowadzić każdą z drużyn do skrzynki wypełnionej przepysznymi babeczkami babci Molly.
Lily Luna miała najszczerszą ochotę nie brać w tym udziału, ale wiedziała, że to właściwie nie wchodziło w rachubę. Prędzej by ją zjedli niż na to pozwolili. Zgłosiła więc się do drużyny wujka George'a, bojąc się, że tato zaraz zauważy, w jakim jest stanie.
Na nieszczęście wujek zgarnął do swojej drużyny również Rose. Weasley spoglądała na nią co chwilę zatroskanym wzrokiem, ale Lily Luna uparcie udawała, że tego nie widzi i stanęła obok Freda, który chyba nawet nie wiedział, co się właściwie dzieje, bo oczy miał wlepione w książkę. Oprócz nich w drużynie George'a była jeszcze Molly w wielkich czarnych okularach, ziewający co chwilę Albus no i Louis, który założył się z Jamesem, że to jego ich drużyna wygra.
Hermiona stanęła przed nimi rozbawiona i wyciągnęła rękę do góry.
- Na mój znak - zawołała. Po chwili z jej różdżki wydobyły się pomarańczowe iskry, a tato i wujek Ron pognali przed siebie, jak stado rozwścieczonych hipogryfów. Wujek George patrzył, jak szybko się oddalają i krztusił się ze śmiechu.
- Wujku, ruszmy się! - zawołał Louis, ale George położył mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie. W połowie drogi się zgubią i będą musieli zawrócić żeby odnaleźć wskazówki, które ominęli - odparł zadowolony. A potem ruszyli.
George z czerwoną przepaską na czole i jakimś długim patykiem w ręku, szedł przez siebie opowiadając dowcipy. Molly, która na co dzień była dość irytującą osobą z wiecznie zmarszczonymi brwiami i ściągniętymi ustami, śmiała się z nich tak głośno, że musiała zasłaniać sobie buzię. Louis wypatrywał uważnie wskazówek, kręcąc głową wokół, jak szalony, a Fred szedł przed siebie nawet nie patrząc na drogę, przez co oczywiście kilka razy stuknął się w drzewo.
Oczywiście była jeszcze Rose, która trzymała się z tyłu, jak ona. Widziała, że chce z nią pogadać, ale Lily Luna nie miała na to ochoty.
Pierwszą wskazówką, którą odnaleźli, była strzałka wyryta na korze drzewa. Po oświetleniu różdżką zamigotała i wskazała na dół. Louis jednym szybkim machnięciem sprawił, że zakopana w ziemi malutka szkatułka znalazła się w jego rękach. Niecierpliwym ruchem wyjął ze środka karteczkę i głośno przeczytał:
Pierwsze kroki już są za wami. Teraz kierujcie się na północny-zachód i wypatrujcie błękitnego oka.
- Następnym razem do pisania wskazówek zatrudnijcie ciocię Hermionę. Wszyscy wiedzą, że wujek Rolf niesamowicie bazgrze - powiedział Louis, kręcąc z politowaniem głową.
Następne dziesięć minut Lily Luna i reszta drużyny spędziła na przedzieraniu się przez drzewa i krzewy. Las robił się coraz bardziej gęsty, co spowodowało większą liczbę wypadków Freda. Gdy po raz kolejny wpadł na drzewo i nieźle walnął się w nos, postanowił schować książkę do plecaka.
Wszyscy wypatrywali błękitnego oka. Nawet Lily, którą chcąc przestać myśleć o Lorcanie, zaczęła intensywnie przyglądać się drzewom.
- Na pewno poszliśmy w dobrym kierunku? - zapytał po raz setny Louis.
- Ile razy jeszcze zapytasz się oto samo? Przecież widzisz moją różdżkę i jak na razie wskazuje, że dobrze - odparła niecierpliwie Rose.
- Fred, skoro tak uwielbiasz kryminały, mógłbyś nam pomóc znaleźć to głupie niebieskie oko - powiedziała chwilę później Lily Luna, widząc, jak jej kuzyn stoi oparty o drzewo i ziewa. Weasley wzruszył ramionami.
- Już je znalazłem.
Cała piątka spojrzała na miejsce, które wskazywał ręką. Miało kształt oka, a gdy spojrzeli na sam środek, zauważyli niebieskie kwiaty. Między nimi ukryta była kolejna wskazówka.
Lily obracała się wokół, mrużąc oczy. Trzeciej wskazówki mieli szukać w brzuchu wiedźmy i aby nie tracić czasu, postanowili się rozdzielić. Jeśliby im się udało, mieli dać znać, wysyłając fioletowy sygnał w niebo.
Potterówna szła tak długo przed siebie aż całkowicie straciła orientację i zaczęła rozglądać się wokół, zastanawiając się, skąd przyszła.
Wtedy właśnie usłyszała głośny trzask dochodzący zza swoich pleców. Przestraszona, podskoczyła do góry i nie myśląc długo rzuciła pierwsze zaklęcie, które przyszło jej do głowy.
- Aua! Lily, chcesz mnie zabić, czy co? - zawołał Lorcan, wyskakując z krzaków. Potterówna spojrzała w jego stronę zaskoczona. Mogła trafić na każdego, ale nie, oczywiście, że to musiał być akurat Lorcan.
- Och... Wybacz - mruknęła, chowając różdżkę. Scamander poprawił grzywkę i ruszył w jej stronę z uśmiechem.
- James szaleje, boi się, że przegra ten zakład z Louisem i szuka wskazówek pod każdym kamieniem - powiedział ze śmiechem. Lily wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie. Próbowała zachowywać się normalnie, ale chyba coś jej nie wyszło, bo w pewnym momencie Lorcan zatrzymał się przed nią i rzucił jej pytające spojrzenie.
- Powiesz mi co się stało, Lily?
- Nic - mruknęła. Scamander objął ją ramieniem i uśmiechnął się szeroko.
- Daj spokój, przecież widzę, że jesteś jakaś nie w sosie - powiedział. Lily zdjęła jego rękę ze swojego ramienia.
- Obejmuj tą swoją nową przyjaciółkę, a nie mnie - warknęła, nie mogąc się powstrzymać. Lorcan spojrzał na nią zaskoczony.
- Co? Skąd...
- Rose mi o tym powiedziała. To przedziwne, że nie wspomniałeś mi o tym ani słowem, gdy pytałam o wakacje.
- Daj spokój, Lily. To nie jest wcale tak, jak myślisz...
- Och, tak? A skąd ty wiesz, co ja myślę? Zresztą możesz sobie darować, bo kompletnie mnie to nie obchodzi - odparła rudowłosa, przerywając mu i szybko ruszyła przed siebie.
- Oczywiście - prychnął. - Ciebie obchodzi tylko czubek swojego własnego nosa - dodał ze złością, a potem odwrócił się na pięcie i zniknął między drzewami.
Lily Luna miała najszczerszą ochotę nie brać w tym udziału, ale wiedziała, że to właściwie nie wchodziło w rachubę. Prędzej by ją zjedli niż na to pozwolili. Zgłosiła więc się do drużyny wujka George'a, bojąc się, że tato zaraz zauważy, w jakim jest stanie.
Na nieszczęście wujek zgarnął do swojej drużyny również Rose. Weasley spoglądała na nią co chwilę zatroskanym wzrokiem, ale Lily Luna uparcie udawała, że tego nie widzi i stanęła obok Freda, który chyba nawet nie wiedział, co się właściwie dzieje, bo oczy miał wlepione w książkę. Oprócz nich w drużynie George'a była jeszcze Molly w wielkich czarnych okularach, ziewający co chwilę Albus no i Louis, który założył się z Jamesem, że to jego ich drużyna wygra.
Hermiona stanęła przed nimi rozbawiona i wyciągnęła rękę do góry.
- Na mój znak - zawołała. Po chwili z jej różdżki wydobyły się pomarańczowe iskry, a tato i wujek Ron pognali przed siebie, jak stado rozwścieczonych hipogryfów. Wujek George patrzył, jak szybko się oddalają i krztusił się ze śmiechu.
- Wujku, ruszmy się! - zawołał Louis, ale George położył mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie. W połowie drogi się zgubią i będą musieli zawrócić żeby odnaleźć wskazówki, które ominęli - odparł zadowolony. A potem ruszyli.
George z czerwoną przepaską na czole i jakimś długim patykiem w ręku, szedł przez siebie opowiadając dowcipy. Molly, która na co dzień była dość irytującą osobą z wiecznie zmarszczonymi brwiami i ściągniętymi ustami, śmiała się z nich tak głośno, że musiała zasłaniać sobie buzię. Louis wypatrywał uważnie wskazówek, kręcąc głową wokół, jak szalony, a Fred szedł przed siebie nawet nie patrząc na drogę, przez co oczywiście kilka razy stuknął się w drzewo.
Oczywiście była jeszcze Rose, która trzymała się z tyłu, jak ona. Widziała, że chce z nią pogadać, ale Lily Luna nie miała na to ochoty.
Pierwszą wskazówką, którą odnaleźli, była strzałka wyryta na korze drzewa. Po oświetleniu różdżką zamigotała i wskazała na dół. Louis jednym szybkim machnięciem sprawił, że zakopana w ziemi malutka szkatułka znalazła się w jego rękach. Niecierpliwym ruchem wyjął ze środka karteczkę i głośno przeczytał:
Pierwsze kroki już są za wami. Teraz kierujcie się na północny-zachód i wypatrujcie błękitnego oka.
- Następnym razem do pisania wskazówek zatrudnijcie ciocię Hermionę. Wszyscy wiedzą, że wujek Rolf niesamowicie bazgrze - powiedział Louis, kręcąc z politowaniem głową.
Następne dziesięć minut Lily Luna i reszta drużyny spędziła na przedzieraniu się przez drzewa i krzewy. Las robił się coraz bardziej gęsty, co spowodowało większą liczbę wypadków Freda. Gdy po raz kolejny wpadł na drzewo i nieźle walnął się w nos, postanowił schować książkę do plecaka.
Wszyscy wypatrywali błękitnego oka. Nawet Lily, którą chcąc przestać myśleć o Lorcanie, zaczęła intensywnie przyglądać się drzewom.
- Na pewno poszliśmy w dobrym kierunku? - zapytał po raz setny Louis.
- Ile razy jeszcze zapytasz się oto samo? Przecież widzisz moją różdżkę i jak na razie wskazuje, że dobrze - odparła niecierpliwie Rose.
- Fred, skoro tak uwielbiasz kryminały, mógłbyś nam pomóc znaleźć to głupie niebieskie oko - powiedziała chwilę później Lily Luna, widząc, jak jej kuzyn stoi oparty o drzewo i ziewa. Weasley wzruszył ramionami.
- Już je znalazłem.
Cała piątka spojrzała na miejsce, które wskazywał ręką. Miało kształt oka, a gdy spojrzeli na sam środek, zauważyli niebieskie kwiaty. Między nimi ukryta była kolejna wskazówka.
* * *
Lily obracała się wokół, mrużąc oczy. Trzeciej wskazówki mieli szukać w brzuchu wiedźmy i aby nie tracić czasu, postanowili się rozdzielić. Jeśliby im się udało, mieli dać znać, wysyłając fioletowy sygnał w niebo.
Potterówna szła tak długo przed siebie aż całkowicie straciła orientację i zaczęła rozglądać się wokół, zastanawiając się, skąd przyszła.
Wtedy właśnie usłyszała głośny trzask dochodzący zza swoich pleców. Przestraszona, podskoczyła do góry i nie myśląc długo rzuciła pierwsze zaklęcie, które przyszło jej do głowy.
- Aua! Lily, chcesz mnie zabić, czy co? - zawołał Lorcan, wyskakując z krzaków. Potterówna spojrzała w jego stronę zaskoczona. Mogła trafić na każdego, ale nie, oczywiście, że to musiał być akurat Lorcan.
- Och... Wybacz - mruknęła, chowając różdżkę. Scamander poprawił grzywkę i ruszył w jej stronę z uśmiechem.
- James szaleje, boi się, że przegra ten zakład z Louisem i szuka wskazówek pod każdym kamieniem - powiedział ze śmiechem. Lily wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie. Próbowała zachowywać się normalnie, ale chyba coś jej nie wyszło, bo w pewnym momencie Lorcan zatrzymał się przed nią i rzucił jej pytające spojrzenie.
- Powiesz mi co się stało, Lily?
- Nic - mruknęła. Scamander objął ją ramieniem i uśmiechnął się szeroko.
- Daj spokój, przecież widzę, że jesteś jakaś nie w sosie - powiedział. Lily zdjęła jego rękę ze swojego ramienia.
- Obejmuj tą swoją nową przyjaciółkę, a nie mnie - warknęła, nie mogąc się powstrzymać. Lorcan spojrzał na nią zaskoczony.
- Co? Skąd...
- Rose mi o tym powiedziała. To przedziwne, że nie wspomniałeś mi o tym ani słowem, gdy pytałam o wakacje.
- Daj spokój, Lily. To nie jest wcale tak, jak myślisz...
- Och, tak? A skąd ty wiesz, co ja myślę? Zresztą możesz sobie darować, bo kompletnie mnie to nie obchodzi - odparła rudowłosa, przerywając mu i szybko ruszyła przed siebie.
- Oczywiście - prychnął. - Ciebie obchodzi tylko czubek swojego własnego nosa - dodał ze złością, a potem odwrócił się na pięcie i zniknął między drzewami.
* * *
Rose z westchnieniem pokręciła głową, słysząc jak Louis znowu marudzi. Razem z Jamesem zakładali się chyba o wszystko - kto szybciej zje całą paczkę pączków babci Molly, kto zdobędzie więcej goli podczas gry w quidditcha, kto wywinie więcej numerów Filchowi. Wiedziała, że jeśli przegra, będzie marudził, jak dziecko, a tak się niestety złożyło, że Louis razem z Fleur i Billem mieli nocować w ich domu przez kilka kolejnych dni.
Myśli Weasley szybko pognały jednak w kierunku Scorpiusa Malfoya. Wciąż ze ściśniętym sercem wspominała ich ostatnie spotkanie. Sądziła, że nie uda jej się na nie wymknąć - Lily ciągle wokół niej węszyła, poza tym miała wrażenie, że tato zaczął jej się coraz uważniej przyglądać, zupełnie jakby coś podejrzewał.
Właściwie do ostatniej chwili miała zamiar zrezygnować. Napisać Scorpiusowi, że przyjechali goście i że nici z ich planów. Malfoy na pewno by to zrozumiał. Tylko, że w ten sposób Rose postąpiłaby jak prawdziwy tchórz. O Rose Stelli Weasley można było powiedzieć wiele rzeczy, ale nie to, że była tchórzem.
Z nagłych rozmyślań wyrwał Rose wściekły ryk Lily Luny dobiegający z niedaleka. Weasley bez zastanowienia od razu pognała w kierunku skąd dobiegał.
Potterówna wisiała jedną nogą przywiązana na linie do gałęzi drzewa. Próbowała z całej siły wyciągać rękę, aby uchwycić różdżkę, która leżała dokładnie pod nią, ale wisiała zbyt wysoko.
- Cholerny James! Niech tylko ja cię dorwę w swoje ręce! - mruczała wściekle pod nosem. Rose wyjęła z kieszeni różdżkę i machnęła nią. Lily natychmiast została wyswobodzona z pułapki i opadła na ziemię.
Lily Luna jęknęła, rozcierając sobie tyłek.
- Nie mogłaś zrobić tego delikatniej? - mruknęła. Rose klasnęła w dłonie.
- O proszę, czyżbyś nagle zaczęła się do mnie odzywać? - odparła pytaniem, a potem schowała różdżkę i ruszyła dalej przed siebie.
- Hej, poczekaj! - zawołała Lily Luna, doganiając ją. Wciąż oczywiście była zła na Rose, ale miała dosyć przedzierania się przez te cholerne krzaki sama. Zresztą bała się, że znając swoje szczęście, znowu wpadnie na Lorcana.
Rose nie poczekała, ale Lily Luna nie przejmowała się tym i ją dogoniła. Louis gdzieś się zapodział, więc zostały same.
Kolejne fragmenty lasu pokonywały w niezręcznej ciszy. Obie były uparte i żadna z nich nie chciała odezwać się pierwsza i podać ręki. Ale Potter wiedziała, że tym razem to ona przesadziła. Wzięła głęboki wdech.
- Rose... poczekaj - poprosiła. Weasley odwróciła się w jej stronę z rękami założonymi na biodrach. - Przepraszam za te moje szpiegowanie. Ale po prostu nie mogłam uwierzyć, że nic mi nie powiedziałaś! - zawołała, siadając na stojącym niedaleko pieńku. Rose westchnęła i szturchnęła ją łokciem w ramię, aby trochę się podsunęła.
- Bo wiedziałam, jak zareagujesz, Lil. Pamiętasz nasz pakt, który zawarłyśmy w drugiej klasie? Żadnych facetów, a już na pewno żadnej miłości! - zaśmiała się, przypominając sobie ich slogan. - Zresztą... to Malfoy. Przecież wiem, że go nie cierpisz i byłam pewna, że będziesz próbowała wybić mi go z głowy. Problem w tym, że najzwyczajniej w świecie nie udałoby ci się. Bo ja... naprawdę go lubię. Ale masz rację, że powinnam ci mimo wszystko o tym powiedzieć. Jesteśmy w końcu przyjaciółkami - dodała, ciągnąc ją za rudy warkoczyk. - I wybacz mi za tą hipokrytkę, naprawdę nie miałam tego na myśli.
- To nic, bo miałaś rację. Wkurzyłam się na ciebie, bo się zakochałaś, a przecież dokładnie zrobiłam to samo z Lorcanem. Ale chodziło mi też trochę o to, że wy zrobiliście jakiś krok w tym kierunku. A ja i Lorcan? Prawie... prawie pocałowaliśmy się na tej imprezie z okazji zakończenia roku szkolnego. Ale co z tego skoro stchórzyłam, a potem oboje uparcie udawaliśmy, że nic się nie stało. A teraz okazuje się, że poznał jakąś wakacyjną miłość i jest już za późno - jęknęła. Rose przytuliła ją do siebie.
- Po pierwsze, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Lysander tylko mi o tym napomknął, ale nie wiemy, co tak naprawdę się stało podczas tych wakacji. Chyba naprawdę nadszedł czas na to żebyście poważnie porozmawiali. Nie uważasz?
- Och, dlaczego musisz być taka mądra, co? - mruknęła niechętnie Lily Luna, ale przyznała Rose rację. Obiecała sobie, że jak tylko skończy się to wszystko, zapyta Lorcana o tę dziewczynę i nie będzie zachowywać się, jak wariatka.
- No chyba sobie żartujecie! Teraz was na pogaduszki zebrało?! - zawył nagle obok nich Louis. Zaraz obok niego biegła zdyszana Molly, okulary podskakiwały na jej nosie przy każdym jej kroku.
- Hej, co się dzieje? - zapytała Lily Luna natychmiast podnosząc się na nogi. Louis machnął rękę, aby ruszyły za nimi.
- Znaleźliśmy tą wiedźmę. To była zwykła kukła ze słomy. W środku był ten kluczyk i karteczka żeby wracać się na miejsce startu. Ale James i wujek Ron musieli nas śledzić, bo jak tylko zobaczyli, że odnaleźliśmy ostatnią wskazówkę, zaatakowali nas! Wujek George i Fred zostali, aby nas osłonić, więc teraz nadzieja na wygraną leży w naszych rękach! - krzyczał Louis, gdy Rose, Lily i Molly biegły za nim.
Jak dla Lily Luny, Louis zdecydowanie zbytnio dramatyzował. To była tylko zabawa. Ale zmieniła zdanie, gdy za sobą zobaczyła galopującego swojego najstarszego brata. James przypominał wściekłego hipogryfa.
- James nas dogania!!! - ryknęła. Ich bieg trwał już trochę i wszyscy byli już zasapani. Molly z każdym kolejnym krokiem zaczynała być coraz bardziej w tyle. Dopingujące krzyki nie pomagały, Lily zdążyła jeszcze zobaczyć, jak Albus coś do niej mówi.
Louis również zaczynał poruszać się coraz wolniej. Był cały czerwony z wysiłku, a ręce zaciskał tak mocno, że pobielały mu knykcie. Zaczął rozglądać się do tyłu za Jamesem, ale nigdzie go nie widział. I wtedy kuzyn pojawił się z jego prawej strony i rzucił się na niego z głośnym rykiem.
- Nie! - wrzasnął Louis i zanim James na niego natarł, rzucił kluczyk prosto w ręce Rose.
James Potter był chwilowo zajęty, ale za plecami Lily i Rose pojawiła się kolejna grupa osób. Obie biegły tak szybko, jak tylko mogły, zręcznie uchylając się przed wystającymi gałęziami. Ale zaczął doganiać je ktoś inny. Ron Weasley.
- Mój tata jest za nami! - rzuciła Rose. - Trzymaj ten kluczyk i biegnij, na pewno ruszy za mną, więc kupię ci trochę czasu - wyjaśniła. Lily Luna kiwnęła głową. Przez chwilę jeszcze biegły obok siebie, a potem Weasley gwałtownie skręciła i wujek Ron pobiegł za nią.
Lily złapała łapczywie powietrze i zaczęła biec jeszcze szybciej. Ogólnie rzecz biorąc wiedziała, że poranek następnego dnia nie będzie zbytnio przyjemny. Spodziewała się straszliwych zakwasów. O ile oczywiście uda jej się dobiec na tą cholerną polanę i nie wypluć sobie przy okazji płuc.
Jej najstarszy brat jakimś cudem zdołał nadrobić dystans, jaki mieli między sobą i teraz praktycznie deptał jej po piętach. Jeszcze chwila, a ją złapie.
No dalej, Potter, pomyślała z zaciśniętymi mocno zębami. Jeśli uda ci cię tam dobiec to na pewno wszystko z Lorcanem jakoś się ułoży.
Motywacja Lily okazała się całkiem przydatna. Z nieokrywaną radością wybiegła z lasu i dotarła na metę, którą wyznaczała ciotka Fleur i jej mama. Wujek Krum, ciocia Angelina, Hermiona, Dominique z dobrze widocznym ciążowym brzuchem, i cała reszta, która została na polanie i nie brała udziały w wyścigu, biła brawo. James tymczasem złapał się za głowę i opadł z rozpaczą na trawę. Lenny Warbeck, jego dziewczyna, chciała go jakoś pocieszyć, ale nie mogła przestać się śmiać.
Kilka minut zajęło nim wszyscy dotarli na polanę. Louis, świadomy, że dotarcie Lily na metę oznaczało wygranie zakładu z Jamesem, rzucił się na nią i zaczął ją ściskać i całować, jak szalony. Wujek George prężył muskuły w stronę rozbawionej cioci Angeliny. Natomiast Molly, Rose i Fred z zachwytem rzucili się, aby otworzyć kufer i położyć ręce na nagrodzie - przepysznych babeczkach babci Molly.
Lily Luna odeszła kawałek na bok i upadła na trawę kompletnie wyczerpana.
- Biegłaś, jak błyskawica, wiesz? - usłyszała w pewnym momencie, tuż nad sobą, głos Lorcana. Zaśmiała się w odpowiedzi.
- Jutro naprawdę będę tego żałować. Już teraz wszystko mnie boli, nawet nie chcę myśleć, co będzie jutro - westchnęła pokazując mu, aby usiadł obok niej.
- Wiesz, ja... Przepraszam za to, jak zachowałam się wcześniej. Nie dziwię się, że nie chciałeś mi nic powiedzieć, ja naprawdę zachowuję się, jak wariatka - westchnęła. Lorcan pokręcił głową.
- W porządku. Sam się nie popisałem. Powinienem wspomnieć o Shirze, a nie robić z tego jakąś tajemnicę. Zresztą to było jasne, że Lysander prędzej czy później wszystko wypapla. Ale po prostu... sam właściwie nie wiem, co sobie myślałem. Chcę tylko żebyś wiedziała, że kilka razy pozwiedzaliśmy razem miasto i to wszystko. Nic więcej między nami nie było - powiedział, patrząc jej w oczy. Przez chwilę milczał, a potem zapytał. - Powiesz mi dlaczego tak cię to wkurzyło?
Lily Luna przełknęła ślinę.
- Sam wiesz, jesteśmy przyjaciółmi i... i... - język całkowicie się jej zaplątał. Był tak blisko, że prawie stykali się nosami.
- I co? - zapytał Lorcan, uśmiechając się szeroko. W jego policzkach automatycznie pojawiły się dołeczki, które dodawały mu uroku. Lily Luna jęknęła w myślach. Przez chwilę jeszcze miała ochotę uciec, zupełnie tak, jak dwa miesiące temu. Próbowała robić listę argumentów, ale nie była w stanie wymyślić żadnego sensownego, więc dała w końcu za wygraną.
- I to - nie czekając dłużej, pocałowała go.
Siedzieli w takim miejscu, że gdyby ktoś zainteresował się ich zniknięciem i zaczął ich szukać, z pewnością zauważyłby, co robią.
Ale... szczerze mówiąc mieli to w nosie.
Myśli Weasley szybko pognały jednak w kierunku Scorpiusa Malfoya. Wciąż ze ściśniętym sercem wspominała ich ostatnie spotkanie. Sądziła, że nie uda jej się na nie wymknąć - Lily ciągle wokół niej węszyła, poza tym miała wrażenie, że tato zaczął jej się coraz uważniej przyglądać, zupełnie jakby coś podejrzewał.
Właściwie do ostatniej chwili miała zamiar zrezygnować. Napisać Scorpiusowi, że przyjechali goście i że nici z ich planów. Malfoy na pewno by to zrozumiał. Tylko, że w ten sposób Rose postąpiłaby jak prawdziwy tchórz. O Rose Stelli Weasley można było powiedzieć wiele rzeczy, ale nie to, że była tchórzem.
Z nagłych rozmyślań wyrwał Rose wściekły ryk Lily Luny dobiegający z niedaleka. Weasley bez zastanowienia od razu pognała w kierunku skąd dobiegał.
Potterówna wisiała jedną nogą przywiązana na linie do gałęzi drzewa. Próbowała z całej siły wyciągać rękę, aby uchwycić różdżkę, która leżała dokładnie pod nią, ale wisiała zbyt wysoko.
- Cholerny James! Niech tylko ja cię dorwę w swoje ręce! - mruczała wściekle pod nosem. Rose wyjęła z kieszeni różdżkę i machnęła nią. Lily natychmiast została wyswobodzona z pułapki i opadła na ziemię.
Lily Luna jęknęła, rozcierając sobie tyłek.
- Nie mogłaś zrobić tego delikatniej? - mruknęła. Rose klasnęła w dłonie.
- O proszę, czyżbyś nagle zaczęła się do mnie odzywać? - odparła pytaniem, a potem schowała różdżkę i ruszyła dalej przed siebie.
- Hej, poczekaj! - zawołała Lily Luna, doganiając ją. Wciąż oczywiście była zła na Rose, ale miała dosyć przedzierania się przez te cholerne krzaki sama. Zresztą bała się, że znając swoje szczęście, znowu wpadnie na Lorcana.
Rose nie poczekała, ale Lily Luna nie przejmowała się tym i ją dogoniła. Louis gdzieś się zapodział, więc zostały same.
Kolejne fragmenty lasu pokonywały w niezręcznej ciszy. Obie były uparte i żadna z nich nie chciała odezwać się pierwsza i podać ręki. Ale Potter wiedziała, że tym razem to ona przesadziła. Wzięła głęboki wdech.
- Rose... poczekaj - poprosiła. Weasley odwróciła się w jej stronę z rękami założonymi na biodrach. - Przepraszam za te moje szpiegowanie. Ale po prostu nie mogłam uwierzyć, że nic mi nie powiedziałaś! - zawołała, siadając na stojącym niedaleko pieńku. Rose westchnęła i szturchnęła ją łokciem w ramię, aby trochę się podsunęła.
- Bo wiedziałam, jak zareagujesz, Lil. Pamiętasz nasz pakt, który zawarłyśmy w drugiej klasie? Żadnych facetów, a już na pewno żadnej miłości! - zaśmiała się, przypominając sobie ich slogan. - Zresztą... to Malfoy. Przecież wiem, że go nie cierpisz i byłam pewna, że będziesz próbowała wybić mi go z głowy. Problem w tym, że najzwyczajniej w świecie nie udałoby ci się. Bo ja... naprawdę go lubię. Ale masz rację, że powinnam ci mimo wszystko o tym powiedzieć. Jesteśmy w końcu przyjaciółkami - dodała, ciągnąc ją za rudy warkoczyk. - I wybacz mi za tą hipokrytkę, naprawdę nie miałam tego na myśli.
- To nic, bo miałaś rację. Wkurzyłam się na ciebie, bo się zakochałaś, a przecież dokładnie zrobiłam to samo z Lorcanem. Ale chodziło mi też trochę o to, że wy zrobiliście jakiś krok w tym kierunku. A ja i Lorcan? Prawie... prawie pocałowaliśmy się na tej imprezie z okazji zakończenia roku szkolnego. Ale co z tego skoro stchórzyłam, a potem oboje uparcie udawaliśmy, że nic się nie stało. A teraz okazuje się, że poznał jakąś wakacyjną miłość i jest już za późno - jęknęła. Rose przytuliła ją do siebie.
- Po pierwsze, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Lysander tylko mi o tym napomknął, ale nie wiemy, co tak naprawdę się stało podczas tych wakacji. Chyba naprawdę nadszedł czas na to żebyście poważnie porozmawiali. Nie uważasz?
- Och, dlaczego musisz być taka mądra, co? - mruknęła niechętnie Lily Luna, ale przyznała Rose rację. Obiecała sobie, że jak tylko skończy się to wszystko, zapyta Lorcana o tę dziewczynę i nie będzie zachowywać się, jak wariatka.
- No chyba sobie żartujecie! Teraz was na pogaduszki zebrało?! - zawył nagle obok nich Louis. Zaraz obok niego biegła zdyszana Molly, okulary podskakiwały na jej nosie przy każdym jej kroku.
- Hej, co się dzieje? - zapytała Lily Luna natychmiast podnosząc się na nogi. Louis machnął rękę, aby ruszyły za nimi.
- Znaleźliśmy tą wiedźmę. To była zwykła kukła ze słomy. W środku był ten kluczyk i karteczka żeby wracać się na miejsce startu. Ale James i wujek Ron musieli nas śledzić, bo jak tylko zobaczyli, że odnaleźliśmy ostatnią wskazówkę, zaatakowali nas! Wujek George i Fred zostali, aby nas osłonić, więc teraz nadzieja na wygraną leży w naszych rękach! - krzyczał Louis, gdy Rose, Lily i Molly biegły za nim.
Jak dla Lily Luny, Louis zdecydowanie zbytnio dramatyzował. To była tylko zabawa. Ale zmieniła zdanie, gdy za sobą zobaczyła galopującego swojego najstarszego brata. James przypominał wściekłego hipogryfa.
- James nas dogania!!! - ryknęła. Ich bieg trwał już trochę i wszyscy byli już zasapani. Molly z każdym kolejnym krokiem zaczynała być coraz bardziej w tyle. Dopingujące krzyki nie pomagały, Lily zdążyła jeszcze zobaczyć, jak Albus coś do niej mówi.
Louis również zaczynał poruszać się coraz wolniej. Był cały czerwony z wysiłku, a ręce zaciskał tak mocno, że pobielały mu knykcie. Zaczął rozglądać się do tyłu za Jamesem, ale nigdzie go nie widział. I wtedy kuzyn pojawił się z jego prawej strony i rzucił się na niego z głośnym rykiem.
- Nie! - wrzasnął Louis i zanim James na niego natarł, rzucił kluczyk prosto w ręce Rose.
James Potter był chwilowo zajęty, ale za plecami Lily i Rose pojawiła się kolejna grupa osób. Obie biegły tak szybko, jak tylko mogły, zręcznie uchylając się przed wystającymi gałęziami. Ale zaczął doganiać je ktoś inny. Ron Weasley.
- Mój tata jest za nami! - rzuciła Rose. - Trzymaj ten kluczyk i biegnij, na pewno ruszy za mną, więc kupię ci trochę czasu - wyjaśniła. Lily Luna kiwnęła głową. Przez chwilę jeszcze biegły obok siebie, a potem Weasley gwałtownie skręciła i wujek Ron pobiegł za nią.
Lily złapała łapczywie powietrze i zaczęła biec jeszcze szybciej. Ogólnie rzecz biorąc wiedziała, że poranek następnego dnia nie będzie zbytnio przyjemny. Spodziewała się straszliwych zakwasów. O ile oczywiście uda jej się dobiec na tą cholerną polanę i nie wypluć sobie przy okazji płuc.
Jej najstarszy brat jakimś cudem zdołał nadrobić dystans, jaki mieli między sobą i teraz praktycznie deptał jej po piętach. Jeszcze chwila, a ją złapie.
No dalej, Potter, pomyślała z zaciśniętymi mocno zębami. Jeśli uda ci cię tam dobiec to na pewno wszystko z Lorcanem jakoś się ułoży.
Motywacja Lily okazała się całkiem przydatna. Z nieokrywaną radością wybiegła z lasu i dotarła na metę, którą wyznaczała ciotka Fleur i jej mama. Wujek Krum, ciocia Angelina, Hermiona, Dominique z dobrze widocznym ciążowym brzuchem, i cała reszta, która została na polanie i nie brała udziały w wyścigu, biła brawo. James tymczasem złapał się za głowę i opadł z rozpaczą na trawę. Lenny Warbeck, jego dziewczyna, chciała go jakoś pocieszyć, ale nie mogła przestać się śmiać.
Kilka minut zajęło nim wszyscy dotarli na polanę. Louis, świadomy, że dotarcie Lily na metę oznaczało wygranie zakładu z Jamesem, rzucił się na nią i zaczął ją ściskać i całować, jak szalony. Wujek George prężył muskuły w stronę rozbawionej cioci Angeliny. Natomiast Molly, Rose i Fred z zachwytem rzucili się, aby otworzyć kufer i położyć ręce na nagrodzie - przepysznych babeczkach babci Molly.
Lily Luna odeszła kawałek na bok i upadła na trawę kompletnie wyczerpana.
- Biegłaś, jak błyskawica, wiesz? - usłyszała w pewnym momencie, tuż nad sobą, głos Lorcana. Zaśmiała się w odpowiedzi.
- Jutro naprawdę będę tego żałować. Już teraz wszystko mnie boli, nawet nie chcę myśleć, co będzie jutro - westchnęła pokazując mu, aby usiadł obok niej.
- Wiesz, ja... Przepraszam za to, jak zachowałam się wcześniej. Nie dziwię się, że nie chciałeś mi nic powiedzieć, ja naprawdę zachowuję się, jak wariatka - westchnęła. Lorcan pokręcił głową.
- W porządku. Sam się nie popisałem. Powinienem wspomnieć o Shirze, a nie robić z tego jakąś tajemnicę. Zresztą to było jasne, że Lysander prędzej czy później wszystko wypapla. Ale po prostu... sam właściwie nie wiem, co sobie myślałem. Chcę tylko żebyś wiedziała, że kilka razy pozwiedzaliśmy razem miasto i to wszystko. Nic więcej między nami nie było - powiedział, patrząc jej w oczy. Przez chwilę milczał, a potem zapytał. - Powiesz mi dlaczego tak cię to wkurzyło?
Lily Luna przełknęła ślinę.
- Sam wiesz, jesteśmy przyjaciółmi i... i... - język całkowicie się jej zaplątał. Był tak blisko, że prawie stykali się nosami.
- I co? - zapytał Lorcan, uśmiechając się szeroko. W jego policzkach automatycznie pojawiły się dołeczki, które dodawały mu uroku. Lily Luna jęknęła w myślach. Przez chwilę jeszcze miała ochotę uciec, zupełnie tak, jak dwa miesiące temu. Próbowała robić listę argumentów, ale nie była w stanie wymyślić żadnego sensownego, więc dała w końcu za wygraną.
- I to - nie czekając dłużej, pocałowała go.
Siedzieli w takim miejscu, że gdyby ktoś zainteresował się ich zniknięciem i zaczął ich szukać, z pewnością zauważyłby, co robią.
Ale... szczerze mówiąc mieli to w nosie.
________________________________
Bardzo stara miniaturka, którą udało mi się dokończyć i to jeszcze podczas tegorocznych ferii! Mam nadzieję, że się spodoba. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz