[10] Druga twarz



Fandom: Harry Potter
Postacie/pairing: Andromeda Black i Ted Tonks
Rodzaj: miniaturka, one-shot


~
Ja i ty, sami przeciwko całemu światu.
Alan Alexander Milne


Andromeda Black nie była niewiniątkiem.

Razem z Bellatrix i Narcyzą zrobiła w swoim życiu wiele okropnych rzeczy. Tyle że w odróżnieniu od swoich sióstr, Andromedę zawsze dopadało później poczucie winy, które wręcz paliło ją od środka. Gdyby właśnie wtedy ktoś naprawdę jej się przyjrzał, zdjął maskę, zobaczyłby, jaka jest naprawdę. Że pod tym wymuszonym uśmieszkiem, kryje się krucha osoba, pragnąca z całej siły niczego innego, niż być ze swoimi siostrami. To właśnie dlatego Andromeda zgadzała się gnębić innych uczniów, to właśnie dlatego słuchała Belli, kiedy opowiadała o rosnącym w siłę Czarnym Panie. To właśnie dlatego dała sobie zrobić niewielki tatuaż na nadgarstku z napisem Toujours Pour, choć czystość krwi nie miała dla niej znaczenia.

Kochała je. Naprawdę je kochała. Druella i Cygnus nigdy nie okazywali swoim córkom żadnych uczuć. Tylko chłód. Ten piekielny chłód.

Kiedyś Andromeda zastanawiała się nawet, czy w ogóle je posiadają. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłaby się, gdyby było inaczej. Kiedy siedzieli w salonie przy stole i pili kawę, wyglądali, jak idealnie wyrzeźbione posągi. A one przecież nie posiadają uczuć.

Ale w pewnym momencie przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. W końcu miały siebie. Były siostrami, najlepszymi przyjaciółkami. Zawsze się broniły i pomagały sobie nawzajem. Właśnie tak miało zostać do końca.

A przynajmniej taki był plan.

Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy Bellatrix zaczęła uczęszczać na szósty rok w Hogwarcie. Coraz częściej spotykała się z niewielką grupką zaufanych ślizgonów, którzy chcieli po ukończeniu szkoły, tak jak ona, przyłączyć się do Czarnego Pana. Każda drobna wzmianka w Proroku Codziennym na temat morderstw mugoli i szlam, wzbudzała w Bellatrix dziwną radość. W jej oczach Andromeda nie widziała już tych psotnych ogników, które dodawały jej urody, tylko zalążki ciemności, szaleństwa, które powoli zaczynało ją ogarniać.

Kiedy jej siostra ukończyła Hogwart, wyszła za mąż za Rudolfa Lestrange'a. Andromeda do tej pory pamiętała jak Bellatrix stała sztywno obok Rudolfa, ubrana w śnieżnobiałą suknię. Pamiętała jej długie palce, które zaciskała mocno, niemalże do krwi. I twarz. Pustą, wypraną z emocji twarz.

Bella nie wychodziła za mąż z miłości. Tego oczekiwali od niej rodzice, a ona nie mogła im się sprzeciwić. Ale to właśnie to nią najbardziej wstrząsnęło, świadomość, że Bellatrix spędzi resztę życia z człowiekiem, którego nie kocha.

Kiedy po wakacjach Andromeda wróciła do zamku, została już tylko ona i Narcyza. Nie spędzały już ze sobą tyle czasu, co kiedyś. Jej siostra z każdym dniem zdawała się jeszcze piękniejsza. Uwielbiała, gdy chłopcy oglądali się za nią i prawili jej komplementy. Kochała ich zwodzić, kusić i całować, a potem uciekać, jak mała dziewczynka. Miała coraz mniej czasu dla swojej cichej, starszej siostry.

Po raz pierwszy, od bardzo dawna, Andromeda zaczęła czuć się samotna. Oprócz Bellatrix i Narcyzy, tak naprawdę nie miała nikogo. Było wiele ślizgonek, które marzyły o przyjaźni z nią. Ale An nie miała złudzeń. Interesowały się nią tylko dlatego, że pochodziła z domu Blacków. Jednego z najpotężniejszych czystokrwistych czarodziejskich rodów.

Jednak pustkę, która została w jej sercu, wypełnił ktoś inny. Ktoś, kto podstępem wkradł się do jej serca i nie chciał go opuścić.

Intruz.


* * *

Andromeda często marzyła o tym, aby być niewidzialną. Nie cierpiała, kiedy uczniowie się na nią patrzyli. A jeszcze bardziej, kiedy porównywali ją do jej sióstr. Z nimi zawsze była pewna siebie, sama już nie tak bardzo. Właśnie dlatego An uwielbiała Bibliotekę. Tam każdy był czymś zajęty, czytaniem, pisaniem, nauką, czy szukaniem książek i mało kto zwracał na nią uwagę.

Black zajęła miejsce na końcu sali, które było ukryte między regałami. Często siadała właśnie tam i odrabiała zadane przez nauczycieli prace domowe. W Pokoju Wspólnym zawsze coś się działo, a w dormitorium, dzięki jej współlokatorkom, nie było miejsca, gdzie położyć książki, aby ich przypadkiem nie zgubić.

Transmutacja nigdy nie była ulubionym zajęciem ślizgonki. Niestety nauczycielka tego przedmiotu, Minerwa McGonagall była bardzo wymagającą kobietą, więc Andromeda musiała spędzić trochę czasu nad książkami, aby nie zawalić tego przedmiotu. Miała właśnie przewrócić stronę, kiedy do jej stolika dosiadł się wysoki, uśmiechnięty puchon. Rozłożył podręczniki, usiadł wygodnie na krześle i z westchnieniem zaczął szukać pióra w swojej torbie.

Ślizgonka przez chwilę przyglądała mu się zszokowana, nim w końcu się ocknęła.

- Wiesz kim jestem? Mam na imię Andromeda Black - powiedziała ostro, patrząc mu prosto w oczy. Właściwie An nigdy nie rozmawiała jeszcze z żadnym puchonem. Rodzice uważali, że do Huflepuffu przyjmują każdą szlamę, która nie nadaje się nigdzie indziej i że nie warto tracić choćby odrobiny czasu na rozmowę z nimi.

Chłopak uniósł wzrok i spojrzał na nią ładnymi niebieskimi oczami.

- Miło mi. Ja jestem Ted Tonks - odparł, chcąc zachować powagę, ale doskonale widziała, że kąciki jego ust zadrżały leciutko.

- A mi wcale nie. Jakbyś nie zauważył w Bibliotece jest naprawdę wiele wolnych miejsc. W takim razie może mi zdradzisz, dlaczego usiadłeś akurat tutaj?

- Ponieważ żadne z nich nie podoba mi się tak jak to - stwierdził z uśmiechem, a Andromeda nie była pewna, co w rzeczywistości miał na myśli. Uznała jednak, że jeśli sądzi iż sobie stamtąd tak po prostu pójdzie, to się grubo myli. Zarzuciła brązowy warkocz na ramię i wróciła do swojej pracy domowej. Starała się nie zwracać na niego uwagi, ale czasem nie mogła się powstrzymać i zerkała na niego ukradkiem. I kiedy to robiła, miała naprawdę dziwne wrażenie, że gdzieś już wcześniej go widziała. Tylko że za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć skąd.

Godzinę później wstała, zebrała swoje rzeczy i już miała odejść, kiedy Ted rzucił w jej stronę z uśmiechem:

- Do zobaczenia, Black.

Andromeda prychnęła i z nosem wycelowanym w sufit, wyszła z Biblioteki. Zdecydowanie nie podobał jej się cały ten puchon. Był bezczelny i najzwyczajniej w świecie sobie z nią pogrywał. Trochę było to jednak dziwne, w końcu była córką Cygnusa Blacka. Mało który ślizgon odważyłby się ją zaczepić. A Ted Tonks, puchon na dodatek, wręcz przeciwnie. 


* * *

Następnego dnia, Andromeda siedziała właśnie przy stole w Wielkiej Sali, kiedy przysiadła się do niej Narcyza. Złociste włosy miała związane w wysokiego kucyka, a w jej uszach pobłyskiwały pająki wykonane ze srebra.

- Cześć, siostrzyczko! - zawołała, biorąc do ręki szklankę z sokiem dyniowym. Andromeda pokręciła z westchnieniem głową.

- Gdyby nasza matka zobaczyła jakiej długości jest twoja spódnica, chyba dostałby zawału - powiedziała, co Narcyza skwitowała krótkim śmiechem.

- Skróciłam ją tylko o kilka centymetrów - odparła w końcu niewinnie.

- Chyba kilkanaście - poprawiła ją Andromeda, biorąc kęs sałatki jarzynowej. Narcyza przewróciła oczami.

- Daj spokój, Med. Zresztą mam do ciebie sprawę... Tak się właśnie zastanawiałam, czy masz na dzisiaj jakieś plany, siostrzyczko. Malfoy i Rosier zaprosili nas na spacer po błoniach. Gdyby wszystko dobrze poszło, odłączylibyśmy się od was i wreszcie spędziłabym z Lucjuszem sam na sam trochę czasu - powiedziała Narcyza, przegryzając jabłko. Andromeda jęknęła przeraźliwie.

- Po pierwsze nie nazywaj mnie Med. Nie znoszę tego zdrobnienia. Po drugiej, przecież doskonale wiesz, co myślę o Olafie. Nie cierpię go. Poza tym o czym mielibyśmy rozmawiać? - zapytała wzdychając. - Zresztą jeszcze kilka dni temu mówiłaś, że chcesz trochę pozwodzić Lucjusza, a teraz umawiasz się z nim na spacer? Coś się zmieniło, że tak szybko przechodzisz do działania? - Twarz Narcyzy od razu się zmieniła.

- Ta głupia Queen Wilkes z Ravenclawu się za nim ogląda, więc muszę jej dosadnie pokazać, że Malfoy jest mój - mruknęła, a potem spojrzała na Andromedę błagalnie. - No proszę, zgodzisz się?

- Tylko ten jeden raz - zastrzegła Black z westchnieniem. Blondynka uśmiechnęła się szeroko i zarzuciła ręce na jej ramiona.

- Wielkie dzięki, siostrzyczko.


* * * 

Kilka godzin później Andromeda pluła sobie w brodę, że zgodziła się iść na ten cholerny spacer. Krótko po tym, jak Narcyza i Lucjusz zniknęli jej i Rosierowi z oczu, An została z Olafem sama. Przez godzinę musiała wysłuchiwać o tym, jak Rosier wspaniale gra w quidditcha i że w tym roku, oczywiście dzięki niemu, ich drużyna z pewnością pokona gryfonów.

Black z trudem powstrzymała się, aby od niego nie uciec. Udało jej się odczekać tą nieszczęsną godzinę, a potem z przepraszającą miną powiedziała Olafowi, że musi iść do Biblioteki. Rosier nie chciał jej jednak zostawić i uparł się, że podprowadzi ją pod samą salę. Na szczęście nie wpadł na pomysł, aby wejść z nią do środka, co Andromeda przyjęła z niesamowitą ulgą.

Przez kolejnych kilka minut szukała jakiejś dobrej książki do czytania. Zamiast niej znalazła jednak Teda Tonksa, który stał oparty o regał i wertował podręcznik. Jasna grzywka przysłoniła mu lewe oko. Chwilę jeszcze czegoś w niej szukał, a potem westchnął cicho i uniósł wzrok.

- O, cześć Andromedo! - zawołał wesoło, widząc, że ślizgonka mu się przygląda. Black zmrużyła groźnie oczy.

- Nie przypominam sobie żebyśmy przechodzili na "ty" - warknęła ze złością.

- Oczywiście, masz rację. Przepraszam, jaśnie pani - odparł, robiąc przed nią ukłon aż po samą ziemię. Andromedę wkurzyło to jeszcze bardziej. Postanowiła jednak, że nie będzie się unosić.

Nie mówiąc nic, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę swojego stolika. Na miejscu okazało się jednak, że cały został zawalony książkami. A Ted, który pojawił się chwilę później, zaczął odkładać je na półki.

- Co to ma znaczyć? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami Andromeda. Ted wzruszył ramionami.

- Pomagam pani Crowley - odparł najzwyczajniej w świecie.

Zirytował ją tym. Doskonale wiedział, co miała na myśli. Dlaczego te głupie książki musiał rozłożyć akurat na jej ławce? Drugą też zresztą zajął swoimi rzeczami. Gdyby Bellatrix była na jej miejscu pewnie rzuciłaby na niego jakąś naprawdę bolesną klątwę. Narcyza okręciłaby go wokół palca, a potem złamała mu serce.

Ale co mogła zrobić ona?

- No dobra mów, czego ode mnie chcesz - powiedziała bez zbędnych ceregieli, podchodząc bardzo blisko niego. Nie miała ochoty się z nim bawić.

Ted pokręcił z westchnieniem głową.

- Dlaczego od razu zakładasz, że coś od ciebie chcę? - zapytał. - Często cię tutaj widuję od początku roku. Zawsze jesteś sama i pomyślałem, że to szansa, aby poznać cię taką jaką jesteś naprawdę. W przeciwieństwie do innych osób, nie oceniam ludzi po okładce, a że często słyszę różne rzeczy o tobie i twoich siostrach, chciałem sam sobie wyrobić opinię. Ale nie musisz się martwić, więcej nie będę ci się naprzykrzać - zapewnił ją, biorąc do ręki kilka książek i układając je na półkach.

Andromeda uniosła brwi mimo woli. Bardzo ją tym zaskoczył. I teraz, szczerze mówiąc, czuła się trochę głupio. Odsunęła się od Teda dwa kroki do tyłu i otworzyła usta. Musiała przecież coś powiedzieć. Gdyby nie była Blackówną, pewnie by go przeprosiła. Ale nią była, a w jej głowie niemalże od razu pojawił się zimny głos ojca: Blackowie nigdy nie przepraszają.

-  To dobrze - wydukała w końcu. Tonks rzucił jej krótkie spojrzenie, a Andromeda poczuła, że zaczynają piec ją policzki. Był pierwszą osobą, która chciała poznać ją bliżej. A ona zachowała się jak typowa rozpieszczona idiotka. Mimo woli, An chciała żeby nie widział w niej zadufanej w sobie córki Cygnusa. W końcu nie była taka naprawdę. A to mogła być jedyna szansa, aby ktoś poznał jej drugą twarz.

Tą prawdziwą, drugą twarz.

- Hmm, czy...  Czy mogłabym ci pomóc? - zapytała po chwili ciszy.

- Nie musisz, dam sobie radę - odparł nawet na nią nie patrząc. Ale Andromeda postanowiła zignorować jego słowa. Widząc pytające spojrzenie puchona, odparła:

- W twoim tempie ten stolik nigdy nie będzie wolny.

A Ted tylko się uśmiechnął.

Kiedy następnego dnia Andromeda przyszła wieczorem do Biblioteki, w pomieszczeniu nie było nikogo. No, prawie nikogo. Pani Crowley co prawda siedziała za stolikiem, ale chrapała głośno i miała taką minę, że choćby się paliło, za nic by nie wstała. Na końcu sali był jeszcze Ted, który powtarzając pod nosem zastosowanie smoczej krwi, chodził sobie w kółko z rękami założonymi z tyłu. Andromeda minęła go bez słowa, usiadła przy stoliku, gdzie leżały jego rzeczy i westchnęła głośno.

- Zły dzień? - zapytał Ted, przerywając naukę.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. Na Eliksirach wrzuciłam do kociołka jakiś dodatkowy składnik przez co mój kociołek wybuchł, zbliżają się święta, a na dodatek muszę jak najszybciej zaliczyć transmutację - powiedziała zrezygnowanym tonem. Ted wyglądał na zaskoczonego tym, że się w ogóle do niego odezwała. Zaraz jednak jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.

- Wiesz co, wiem, że jesteś dobra z Zaklęć, więc jeśli pomożesz mi z tego przedmiotu, to ja w zamian sprawię, że dostaniesz co najmniej Zadowalający z Transmutacji.

Andromeda zaśmiała się cicho. Naprawdę sądziła, że Ted sobie żartuje, ale on wyglądał całkiem poważnie. Kiwnęła więc głową.

- Ale uwierz mi jestem nogą z Transmutacji, więc jeśli dostanę Okropny to też będę szczęśliwa.

- A ja ci mówię, że dostaniesz Zadowalający. Możemy się nawet o to założyć - powiedział bardzo pewny siebie. Andromeda wzruszyła ramionami i wyciągnęła przed siebie rękę.

- Zgoda, Tonks. 


* * *

Ted okazał się naprawdę genialnym nauczycielem i bardzo zabawnym chłopakiem. Z każdym kolejnym dniem Andromeda przekonywała się, że jest całkiem w porządku. Poza tym lubiła się z nim uczyć. Kiedy odrabiała pracę domową wystarczyło, że na niego spojrzała, a na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Zawsze jakoś inaczej było ze świadomością, że jest z tobą ktoś do kogo możesz się zwrócić jeśli masz z jakimś zagadnieniem problem. Do tej pory zawsze siedziała sama, ale teraz cieszyła się, że tuż pod nosem był Ted.

Zaliczenie z Transmutacji, Black zdała na Zadowalający. Wystarczyło kilka wieczorów spędzonych na nauce z puchonem, aby jej się to udało. W podzięce chciała mu pomóc z Zaklęć, tak jak się umówili, ale w kilka sekund zorientowała się, że wcale nie ma problemów z tym przedmiotem.

- Kłamczuch - stwierdziła, kręcąc z politowaniem głową. A Ted tylko się zaśmiał.

Bardzo powoli zbliżające się święta nie wywoływały w Andromedzie euforii. An nigdy za nimi nie przepadała. Zawsze spędzała je w domu z rodzicami i siostrami. Przemijały w sztuczniej atmosferze. Nigdy nie czuła całej tej magi świąt, o której wszyscy ciągle mówili. W ich domu nie było choinki a jedynym prezentem na jaki Black mogła liczyć to zimne słowa Cygnusa; Nigdy nie przynoście wstydu naszemu rodowi, powtarzane za każdym możliwym razem. 

Andromeda z westchnieniem usiadła na parapet. Za kilka minut miały się zacząć zajęcia. W tej samej chwili spostrzegła swoją siostrę, która razem ze swoimi przyjaciółkami dosiadła się do niej. Natychmiast zaczęły o czymś rozmawiać i właściwie naprawdę to nie interesowało. Do czasu.

W pewnym momencie Cath Avery wskazała ręką chłopaka stojącego w ciasnej grupce kilkanaście stóp dalej.

- A ten? To chyba jest Ted Tonks - powiedziała z uśmiechem. - Piękne ma te oczy, prawda? - dodała chichocząc. Narcyza pokręciła jednak głową.

- Nawet o nim nie myśl, to szlama - mruknęła z lekceważeniem. Cath skrzywiła się, jakby dotknęła czegoś obślizgłego. A Andromeda... w jednej chwili poczuła, jak jej cały świat staje na głowie. Tylko nie to, Ted... jest mugolakiem.

Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Przez całą lekcję Numerologii na niczym nie mogła się skupić. Powinna się domyślić. I może gdzieś w głębi serca się tego spodziewała, ale usilnie chciała wierzyć, że jest inaczej...

- Pamiętaj, Andromedo - mówiła Druella, czesząc jej długie, brązowe włosy. -  że nie wolno ci się zadawać ze szlamami i zdrajcami. W naszych żyłach płynie krew, czysta krew i nie możemy zniżać się do ich poziomu. Są niczym małe obślizgłe robaki. Jedyne co powinniśmy z nimi zrobić to je po prostu zdeptać. Jesteśmy od nich lepsi. Rozumiesz? 

Ostre paznokcie matki wbiły się głęboko w jej skórę. 

- Czy rozumiesz mnie, Andromedo?

- Tak, mamusiu.


* * *

Zaraz po skończonej lekcji, Andromeda poszła do Skrzydła Szpitalnego. Potwornie zaczęła boleć ją głowa, ręce jej drżały i nie mogła wydusić z siebie słowa. Pielęgniarka podała jej jakiś okropny eliksir do wypicia.

- Połóż się Black, jesteś strasznie blada, a minie trochę czasu nim eliksir zacznie działać - powiedziała Cyntia, która od jakiegoś czasu brała praktyki u Pani Lorens. Andromeda kiwnęła głową, zasłoniła zasłony i położyła się na łóżku. Wydawało jej się, że tkwi w jakimś śnie, koszmarze, z którego nie mogła się wybudzić.

Ted jest mugolakiem, Ted jest mugolakiem, Ted jest mugolakiem... Słowo szlama nawet nie mogło przejść jej przez myśl. 

Andromeda przekręciła się na drugi bok i zwinęła w kulkę. Nie chciała nawet zastanawiać się nad tym, co by było, gdyby rodzice dowiedzieli się, że zaprzyjaźniła się z kimś kto nie jest czystokrwistym czarodziejem. Od małego wpajali jej, że jest lepsza niż oni. Szczerze mówiąc, Andromeda nigdy tak nie uważała. Ale to strach ją sparaliżował, strach przed tym, że ktoś mógłby się dowiedzieć, że polubiła Teda Tonksa. Że polubiła mugolaka. Wiedziała, co o tym pomyślałyby jej siostry, ani Narcyza a już tym bardziej Bellatrix, nigdy by się do niej nie odezwały.

- Cyntio! - W sali rozległ się nagle głos Teda. Andromeda zamarła. - Mam dla ciebie tą książkę, o którą prosiłaś - zawołał.

- Och, dziękuje, Ted - odparła wesołym głosem praktykantka.

Oboje chwilę jeszcze rozmawiali, a potem puchon opuścił Skrzydło Szpitalne. Black wzięła głęboki wdech. Rozum podpowiadał jej, że powinna jak najszybciej zakończyć tą szybko rozwijającą się przyjaźń. Ale serce... Serce nie chciało. Ted był wspaniałym człowiekiem, nie jakimś obślizgłym robakiem, jak powiedziałaby jej matka. A Andromeda postąpiłaby głupio, gdyby pozwoliła mu teraz odejść. Wiedziała, że przyjaźń z nim może kosztować ją wiele, ale musiała zaryzykować. Bo gdyby zrobiła inaczej, wiedziała, że już zawsze mogłaby tego żałować.


* * *

Ted nie mógł zrozumieć dlaczego z każdym kolejnym dniem, Andromeda wyglądała coraz bardziej nieszczęśliwie. On sam cieszył się ze zbliżających świąt i mało brakowało, aby zaczął skakać z radości. Miał spędzić je, jak co roku, w gronie rodziny i zobaczyć się ze swoją małą siostrą Sophie.

Black słuchała go z uśmiechem, kiedy o niej opowiadał. Widać było, że strasznie za nią tęskni. Odliczał nawet dni aż wreszcie ją zobaczy. Kiedy o niej opowiadał, oczy mu błyszczały. Ted naprawdę ją kochał.

W końcu jednak, Tonks pojął dlaczego Andromeda jest taka markotna. Na początku wcale o tym nie pomyślał, wydawało mu się oczywiste, że święta to magiczny okres spędzony ze swoją rodziną. Dopiero później zrozumiał, że u Andromedy musiało wyglądać to inaczej. I teraz czuł się głupio, kiedy pomyślał, jak ciągle się rozwodził na temat tego, jak bardzo nie może się ich doczekać k bardzo chciał to naprawić.

W dzień wyjazdu, stało się coś dziwnego. Śnieg padał już co prawda wcześniej, ale nie było go zbyt dużo. Jednak tego dnia gruba warstwa puchu pokryła całe błonia i dachy Hogwartu. Chatki gajowego Hagrida nie można było nawet dostrzec spod sterty śniegu, chociaż ci najbardziej spostrzegawczy, mogli dostrzec kawałek wystającego krzywego komina.

Śniegu było tak dużo, że przejście przez błonia wydawało się niemożliwe. Zresztą w dalszym ciągu cały czas padało i wyglądało na to, że uczniowie będą zmuszeni zostać w Hogwarcie jeszcze co najmniej jeden dzień lub dwa.

Andromeda bardzo się z tego cieszyła. Oznaczało to mniej dni spędzonych w domu i szybszy powrót do zamku. Ted postanowił to wykorzystać i cały dzień spędził na realizowaniu swojego pomysłu. Wieczorem zaś wysłał liścik do Andromedy, że chce się z nią spotkać na szóstym piętrze i wytrwale na nią czekał.

Black przyszła kilkanaście minut później, ubrana w czerwoną bluzkę i czarne spodnie. Długie brązowe włosy, sięgające jej aż do pleców, spływały delikatnie po jej ramionach.

Ted uśmiechnął się szeroko, widząc ją i gestem zaprosił ślizgonkę do starej sali.

Kiedy znaleźli się w środku, Andromeda nie mogła uwierzyć własnym oczom. Ted przystroił świątecznie całą klasę. W rogu stała wielka choinka ubrana w przeróżne błyszczące bombki, a także elfy, które latały wokół rozrzucając pyłek. Na oknie wisiały dwie wielki skarpety z wystającymi długimi cukierkami. Natomiast na środku stał stół zastawiony świątecznym jedzeniem.

Andromeda odwróciła się zaskoczona w stronę Teda.

- To... zrobiłeś to wszystko dla mnie? - zapytała.

- No pewnie, że dla ciebie. A widzisz tu kogo innego? - zapytał ze śmiechem odsuwając dla niej krzesło.

Następne dwie godziny spędzili rozmawiając i śmiejąc się. Ted z zadowoleniem zauważył, że oczy Andromedy błyszczały. Wydawała się naprawdę szczęśliwa i wesoła, jak nigdy wcześniej.

W końcu jednak musieli iść. Andromeda założyła ręce na ramiona i uśmiechnęła się w jego stronę.

- Ted, bardzo ci dziękuje, za to co dla mnie zrobiłeś. To były najlepsze święta w całym moim życiu - szepnęła patrząc w jego głębokie, niebieskie oczy. Tonks zdjął bluzę, widząc, że jest jej zimno i dał ją ślizgonce.

- Andromedo, ja... Muszę ci coś powiedzieć... - mruknął cicho spuszczając wzrok. Black w odpowiedzi uniosła jego brodę delikatnie do góry.

- Wiem, że jesteś mugolakiem, Ted - szepnęła całując go w policzek. A potem odwróciła się i ruszyła w stronę Lochów zostawiając na twarzy puchona zaskoczony wyraz twarzy, który bardzo szybko przerodził się w uśmiech.

Szeroki uśmiech.

 - Wesołych Świąt, An.


* * *

Styczeń zapowiadał się bardzo pracowicie. Przed świętami nauczyciele trochę uczniom odpuścili, ale po przerwie szybko się to zmieniło i zaczęli bombardować Hogwartczyków różnymi zaliczeniami i esejami do napisania. Andromeda i Ted mieli pełne ręce roboty. Ślizgonka szukała właśnie książki, kiedy ktoś złapał ją za ramię.

- Te... Och, Narcyzo! Co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona, wpatrując się w swoją siostrę. Narcyza Black unikała Biblioteki, jak ognia. W swoim życiu odwiedziła ją zaledwie kilka razy i to tylko dlatego, że została do tego zmuszona.

- Nie dziw się tak bardzo, Med. Szukałam cię, a że ostatnimi czasy ciągle tutaj siedzisz, nie miałam innego wyjścia - powiedziała wzdychając. - Meddie, mam dla ciebie zadanie, musisz mnie powstrzymać od pójścia do Lucjusza - dodała po chwili.

- Narcyzo, mówiłam ci tyle razy. Nie mów do mnie Med! A już tym bardziej Meddie. Co do Malfoya... To dziwne, minęło już kilka miesięcy, a ty nadal się nim interesujesz. Czyżbyś mi czegoś nie mówiła? - zapytała, przyglądając się uważnie blondynce.

- Jeśli masz na myśli to, że się rzekomo zakochałam, to mówię kategoryczne nie. Poza tym to bardziej ty wyglądasz na taką, Coleen mówiła, że ciągle śpisz w jakiejś męskiej bluzie - powiedziała rozbawiona. Andromeda spiorunowała ją wzrokiem. - Daj spokój nikt nas tu nie usłyszy, siedzimy przecież na samym końcu tej cholernej Biblioteki! Z dziesięć minut musiałam cię szukać zanim cię w końcu odnalazłam - dodała z lekkim wyrzutem.

An spięła się lekko. Gdzieś niedaleko kręcił się Ted, a ona nie chciała, aby słyszał ich rozmowę. Na szczęście Narcyza szybko zmieniła temat na Lucjusza. Black sądziła, że jej siostra nigdy nie przestanie o nim rozmawiać. I wtedy przed oczami mignął im Ted.

Narcyza uśmiechnęła się wesoło.

- Och, pamiętasz go, Andromedo?

- Ymm... Tak, mówiłaś chyba, że jest mugolakiem... - odparła ostrożnie ślizgonka. Narcyza wywróciła oczami.

- Nie miałam na myśli tego. Dwa lata temu wtrącił się, kiedy Bella rozprawiała się z jakimś głupim dzieciakiem z Hufflepuffu. Rzuciłaś w niego wtedy zaklęciem... Naprawdę tego nie pamiętasz? - zapytała zaskoczona, śmiejąc się. - Szkoda, to było naprawdę coś - dodała wstając. Miała już iść, kiedy coś jej się przypomniało. Wyjęła z kieszeni list i położyła go na stole tuż obok Andromedy.

- Ach, zapomniałabym, dostałam list od matki. Napisz jej jakąś odpowiedź, bo zawsze gdy ja to robię, wysyła ich jeszcze więcej - rzuciła na odchodne. Andromeda przełknęła z trudem ślinę.

- Jasne, zrobię to.

Kilka minut później zjawił się Ted niosąc górę książek. Mówił coś do niej wesoło, ale do An nic nie docierało. Uniosła powoli głowę i przyjrzała mu się dokładnie. Oczywiście, że go znała. Oczywiście, że to był on. Jak mogła zapomnieć twarz chłopaka, którego ośmieszyła tylko po to, aby Bellatrix ją pochwaliła?

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała ze łzami w oczach. - Po tym co ja i moje siostry ci zrobiłyśmy... Po tym jak cię dręczyłyśmy? Dlaczego się ze mną zaprzyjaźniłeś? - Ted spoglądał na nią przez chwilę zaskoczony. Kiedy wreszcie zorientował, o czym mówi, złapał ją szybko za rękę.

- To nie tak jak myślisz...

- Odpowiedz mi, Ted - powiedziała twardo.

- Nie wiem. Po prostu widziałem cię tyle razy w Bibliotece... Nie przypominałaś tej samej dziewczyny, którą byłaś dwa lata temu. Pomyślałem, że może nie jesteś taka naprawdę. I nie jesteś. Przekonałem się o tym, An - mruknął cicho.

Andromeda zagryzła mocno wargi.

- Skrzywdziłam cię, a ty mimo to chciałeś się poznać mnie bliżej, przekonać się, że jestem inna. Ted to... Nie możemy się więcej spotykać - wyszeptała ocierając łzy.

- Ale dlaczego, przecież... Andromedo posłuchaj, musisz wiedzieć, że cię koch...

- Nie, nie kończ tego - powiedziała szybko, kładąc mu palec na ustach. - Nie zasługuję na ciebie. Nigdy nie będę na ciebie zasługiwać. Poza tym... Żyjemy w dwóch różnych światach, Ted. To nie ma prawa się udać - szepnęła, a potem wybiegła z Biblioteki.

Ted nie chciał dać jednak za wygraną. Ciągle pisał do niej liściki, prosił ją o spotkanie. Ale Andromeda go ignorowała. Przestała przychodzić do Biblioteki, udawała, że go nie widzi, kiedy wpatrywał się w nią intensywnie na korytarzu. Ale przecież nie mogła uciekać od niego wiecznie.

Wracała właśnie do Pokoju Wspólnego, kiedy Ted wychylił się zza korytarza i pociągnął ją za rękę. Black spojrzała na niego z wściekłością.

- Co ty wyprawiasz? Jeśli ktoś nas zobaczy... - mruknęła gorączkowo, próbując się wyrwać.

- Mam gdzieś to, czy ktoś nas zobaczy. Proszę cię tylko o jeden spacer, An. Jeden spacer, a potem... A potem zostawię cię w spokoju, jeśli tego właśnie będziesz chciała. Proszę - szepnął. Andromeda westchnęła cicho.

- Jeden... jeden spacer. Spotkajmy się na błoniach za dziesięć minut - powiedziała cicho, a potem zostawiła go samego na korytarzu.

Kiedy dotarła w końcu na miejsce, Ted już na nią czekał. Ręce miał wciśnięte w kieszenie, jasna grzywka przysłaniała mu trochę oczy.

Oboje ruszyli powoli ścieżką przed siebie. Zatrzymali się dopiero na skraju Zakazanego Lasu. Przez chwilę stali obok siebie w niezręcznej ciszy, przerywanej od czasu do czasu trzaskaniem dochodzącym z głębi lasu.

- An... Dlaczego to robisz? Nie jestem zły za to, co się stało. To nie ma dla mnie znaczenia.

- Ale dla mnie ma. Powinieneś znaleźć sobie jakąś fajną, miłą dziewczynę, nie kogoś takiego, jak ja. Nie kogoś, kto krzywdził ludzi, ponieważ chciał się dopasować. I nie kogoś, kogo rodzina jest maniakami czystej krwi.

- Nie chcę żadnej fajnej, miłej dziewczyny. Ja.... Wiem, że wszystko jest przeciwko nam. Zdaję sobie z tego sprawę, ale chcę żebyśmy spróbowali, An. Musisz tylko sobie wybaczyć. Nie jesteś tą samą osobą, którą byłaś dwa lata temu - szepnął spoglądając jej głęboko w oczy. - Uda nam się. Wiem, że nam się uda. 

- Jak możesz być tego taki pewien? - zapytała cicho, widząc jak jego twarz powoli, bardzo powoli zbliża się w jej stronę.

- Po prostu to wiem. Całym swoim sercem, Andromeo.


__________________________________
Uff, skończyłam! Bałam się, że nie dam rady napisać do końca tej miniaturki, bo jutro wyjeżdżam i wrócę dopiero za kilka/kilkanaście dni. Na szczęście się udało. :D I przy okazji informuję, że zaległości nadrobię po powrocie, obiecuję! 
A tak z innej beczki, to powiem wam, że jakoś tak mi się ostatnio smutno zrobiło. Usunęłam jakiś czas temu z obserwowanych prawie sto pięćdziesiąt (no, uzbierało się ich trochę przez te trzy lata) porzuconych blogów i kurczę naprawdę jakoś tak mi przykro, gdy sobie pomyślę ile zostało naprawdę świetnych, niedokończonych historii... Szkoda, naprawdę szkoda. :(
Dobra, już nie smęcę. 
Pozdrawiam. 
PS. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie opisałam wszystkich wątków, których chciałam tutaj zamieścić, więc bardzo prawdopodobne jest to, że za jakiś czas dopiszę drugą część tej miniaturki. Zobaczymy jeszcze. ;)

6 komentarzy:

  1. Pierwsza!!
    Andromeda i Ted </3 Jedna z moich ulubionych par, super że to właśnie o nich napisałaś taką długą miniaturkę.
    Podoba mi się to że Andromeda tak jak jej córka Nimfadora nie lubi swojego przezwiska. Chociaż Meddie bardzo ładnie brzmi ;-) Bałam się strasznie, że jednak się razem nie zejdą i że urwiesz w takim momencie, ale na szczęście tego nie zrobiłaś.
    Z całej miniaturki najbardziej podobało mi się, kiedy Andromeda zobaczyła co Ted dla niej przygotował. Już tutaj widać, że czuje do niej coś więcej.
    No i końcówka przepiękna.
    Co do tych blogów to się zgadzam. Sama obserwuje wiele no i tak to już jest, że ludziom zmieniają się priorytety, nie mają weny, albo nie bawi ich już pisanie. Tak to już jest.
    Elena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nawet mi to do głowy nie przyszło. Spieszyłam się trochę żeby dodać ją przed wyjazdem, ale w życiu bym jej tak nie zakończyła. :)
      Wiem, zdaję sobie z tego sprawę, ale to nie zmienia faktu, że zawsze jakoś tak smutno mi, jak wejdę na takiego bloga. Szczególnie na te, co odwiedzałam, gdy sama zaczynałam stawiać pierwsze blogi na blogspocie.
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  2. Świetna miniaturka! Bardzo często zastanawiałam się, jaka była historia Andromedy i Teda i Ty nam ją właśnie opisałaś. Cieszy mnie to niezmiernie. ;-)
    A jeszcze bardziej cieszy mnie to, że przewidujesz drugą część opowieści o tej parze bohaterów - nie mogę już się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje. :D
      Co do tej drugiej części, pojawi się, ale nie mam pojęcia kiedy. Mam jednak nadzieję, że w jakiejś niedalekiej przyszłości. :)

      Usuń
  3. Strasznie wkręciłam sie w tą miniaturkę a tutaj już koniec. Ale jest długa, taki kontrast w stosunku do poprzedniej. ;p Tak się jeszcze z ciekawości zapytam, ta o Cedriku i Hermionie jest dłuższa niż tamta, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie dłuższa niż ta, tak? :) No więc tak, masz rację, Serce Puchona jest dłuższe chociaż szczerze mówiąc nie mam pojęcia o ile stron, a na razie nie mam jak tego sprawdzić.

      Usuń

Obserwatorzy

^