[17] Nie jesteśmy sami




Fandom: Harry Potter
Postacie: Hermiona Granger i Neville Longbottom
Rodzaj: miniaturka


~
przecież wiesz, że kiedy jestem z tobą
nic mi nie grozi


Hermiona poprawiła granatową, długą suknię, upewniając się tym samym, że nie uległa zniszczeniu podczas teleportacji i powoli ruszyła w stronę bramy domu Lovegoodów. Tego dnia ich dom wyglądał chyba jeszcze bardziej dziwnie niż zazwyczaj, chociaż mogła być to zasługa remontów, które Luna i Ksenofilus prowadzili od zakończenia Wojny. Przypominał Hermionie choinkę, którą zawsze z rodzicami ozdabiała tysiącami bombek i długimi łańcuchami. Na dodatek wokół niego unosiły się kolorowe balony, które sprawiały wrażenie jakby się ścigały.

Granger przeszła przez bramę i ruszyła w stronę ogrodu, w którym stała wielka biała altana. Tuż przed nią, po obu stronach stały rozłożone rzędy krzeseł. Goście zajmowali powoli swoje miejsca, przez co w ogrodzie Lovegoodów panował niemały gwar. Hermiona szybko wypatrzyła z tłumu Ginny. Wyglądała pięknie w zielonej sukience do kolan i z rozpuszczonymi włosami.

- Hermiono! Jesteś nareszcie! - powiedziała uradowana, całując ją na przywitanie w oba policzki.

- Mam nadzieję, że nie czekacie tylko na mnie? Miałam nagły wypadek w pracy i mogłam wyrwać się dopiero dwie godziny później niż planowałam - wyjaśniła Granger. Ginny pokręciła głową ze śmiechem.

- Nie martw się. Wciąż jeszcze nie ma kilku osób ze strony pana młodego, więc nie jesteś ostatnia - powiedziała uspokajająco Ginevra, łapiąc ją za dłoń i prowadząc w stronę domu Lovegoodów. - Chodź, obiecałam Lunie, że jak tylko przyjdziesz, natychmiast cię do niej zaprowadzę - dodała.

Chwilę później Ginny otworzyła wielkie czarne drzwi z kołatką w kształcie orła i gestem nakazała jej pójść za sobą. Hermiona nieźle zmęczyła się wspinaniem po spiralnych schodach, które zdawały się nie mieć końca. Na szczęście w pewnym momencie w końcu dotarły na górę i stanęły w pokoju krukonki.

Luna siedziała na krześle z rękami złożonymi na kolanach. Na widok Hermiony poderwała się do góry i z szerokim uśmiechem na ustach ruszyła w jej stronę. Złociste włosy miała związana w wymyślne warkocze, które łączyły się w całość, tworząc coś na kształt korony. Suknia w kolorze kości słoniowej miała niezliczoną ilość frędzli, a gdy Luna rozłożyła ręce by ją uściskać, Hermiona miała wrażenie, że oplotła ją skrzydłami.

- Bardzo cieszę się, że tu jesteś, Hermiono! - zawołała zarumieniona przytulając ją do siebie. Pachniała tym co zawsze - delikatnymi kwiatami i słodką wonią miodu.

Granger uśmiechnęła się. Naprawdę cieszyła się, że została poproszona przez Lovegood, aby została jej druhną. Po Wojnie załapały jeszcze lepszy kontakt niż podczas nauki w Hogwarcie. Hermiona, po tym wszystkim, co się stało, czuła, że jej ciało zostało całe, ale duszę rozerwano na tysiące pojedynczych kawałeczków. Miała ochotę całymi dniami siedzieć w starym fotelu w swoim rodzinnymi domu i nie wyglądać nosa poza niego. Wtedy właśnie Ginny wyciągnęła ją na spotkanie z Luną na Pokątnej. Hermiona do tej pory pamiętała jej roześmianą twarz i błyszczące niebieskie oczy, gdy poderwała się z krzesła na którym siedziała w malutkiej kawiarence. To właśnie to ją uderzyło najbardziej - jej radość. Luna Lovegood przeżyła tak wiele... I wcale się nie zmieniła. Wciąż pozostałą tą samą zwariowaną dziewczyną z rozmarzonym spojrzeniem i łabędzim piórem wetkniętym za ucho. Pokazała jej, że po tym wszystkim, co przeżyli, można żyć dalej. I że wcale nie musi być to życie owiane smutkiem.

- Uwierz mi Luno, ja również - odparła Hermiona uśmiechając się szeroko, gdy w końcu się od siebie oderwały. Następnie obie usiadły na niewielkiej kanapie w bordowym kolorze, do której przyszytych było mnóstwo kolorowych łatek.

Luna zaczęła natychmiast opowiadać jej o przygotowaniach do ślubu i o tym, jak razem z Ksenofiliusem i Rolfem ozdabiali dom. Hermiona przez cały ten czas słuchała jej z szerokim uśmiechem.

Właśnie tak wyglądało szczęście.

Luna Lovegood była dla niej jego uosobieniem.

- Jak to robisz? Wcale nie wyglądasz jakbyś się denerwowała - zapytała. Luna obdarzyła ją wesołym uśmiechem.

- Nie mam powodu, aby się denerwować, Hermiono. Wychodzę za mąż za mężczyznę, z którym chcę spędzić resztę życia. Nie mogłabym być bardziej szczęśliwa.


* * *

Hermiona oddaliła się powoli od tańczącej pary młodej i ruszyła w stronę ogrodów Ksenofiliusa. Po drodze ze śmiechem zorientowała się, że wiele z kwiatów ma do łodyżek przyczepione czerwone kokardki.

Granger znalazła sobie miejsce nieco oddalone od reszty i usiadła wygodnie na trawie, zdejmując przy okazji buty. Następnie oparła się wygodnie rękami o ziemię i zamknęła powieki.

Nie miała pojęcia ile czasu minęło, nim usłyszała znajomy głos dochodzący z niedaleka.

- Neville? - rzuciła zaskoczona, otwierając oczy. Longbottom uśmiechnął się szeroko. To rzeczywiście był on, we własnej osobie, zmierzający w jej stronę. Miał na sobie czarny garnitur, a pod szyją wielką granatową muchę.

Hermiona poderwała się, aby go uściskać. Nie widziała go od wielu miesięcy. Oboje byli zbyt zajęci pracą, ona - w Departamencie, a on - w Hogwarcie, gdzie nauczał jako profesor Zielarstwa.

- Zapuściłeś brodę? - zapytała ze śmiechem Hermiona gładząc ręką jego policzek. Neville wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Z początku zrobiłem to z braku czasu na cokolwiek, ale ostatnio doszedłem do wniosku, że nawet nieźle w niej wyglądam - odparł na pytanie, ciągnąc ją za rękę, aby usiedli.

- Skąd wiedziałeś, że tu będę?

- Ginny widziała, jak się wymykasz, a skoro w ogóle nie tańczyłem, kazała mi cię znaleźć - powiedział. Hermiona westchnęła.

- No tak, nic jej nie umknie. Ale mów co słychać w Hogwarcie! Jak dzieciaki? I profesor McGonagall? Koniecznie musisz ją ode mnie pozdrowić

- Wiesz, wciąż wiele rodziców decyduje się na lekcje prywatne dla swoich dzieci niż nauczanie w Hogwarcie. Ale nie dziwię im się. Przeżyli piekło, zamartwiając się o swoje pociechy. Nie jest jednak tak źle, jak myśleliśmy, że będzie na początku. A co do dzieciaków... Są naprawdę w porządku! Gdy podjąłem pracę jako nauczyciel, nie miałem pojęcia, jak sobie z nimi poradzę. Ale na szczęście wszystko ułożyło się samo. I wiesz, naprawdę uwielbiam z nimi pracować. Rzecz jasna zdarzą się wyjątki, chociaż może nie tak drastyczne jakim był Malfoy, albo uparciuchy ciągle łamiące regulamin, tak jak ty, Harry i Ron, ale... Jest dobrze - zakończył z uśmiechem Neville. - A co u ciebie? Ostatnio w Proroku Codziennym rozpisywali się o twoim awansie. Nawet nie wiesz jaki Hagrid był dumny, gdy zobaczył twoje nazwisko na pierwszej stronie. Przez całe śniadanie czytał ją na głos w Wielkiej Sali - powiedział ze śmiechem Neville.

Hermiona otworzyła z zaskoczeniem buzię.

- Chyba nie mówisz poważnie? - zapytała, ale mina Longbottoma mówiła za siebie. Zaczęła się śmiać, myśląc o ukochanym Hagridzie i o tym, jakie gromy musiała rzucać mu spod oczu McGonagall, gdy czytał Proroka.

- Jest w porządku. Ginny oczywiście narzeka, że za dużo siedzę w papierach, ale ja to lubię - odparła zakładając pasemko włosów za ucho. Neville kiwnął głową.

- I jesteś w tym najlepsza - dodał z uśmiechem rozkładając się wygodnie na trawie.

Hermiona przyjrzała mu się dokładnie.

- Jak sobie z tym radzisz, Neville? - zapytała szeptem.

- Z czym? - odparł, choć doskonale wiedział, co ma na myśli. Byli na ślubie Luny Lovegood. Luny Lovegood, która jeszcze trzy lata temu była całym jego światem.

- Chyba nie najgorzej - westchnął. Hermiona położyła się na trawie obok i delikatnie ścisnęła go za rękę.

- Możesz mi powiedzieć, Neville - zapewniła go. Longbottom spojrzał jej prosto w oczy.

- Ja... Nie wiem, Hermiono. Z całego serca chcę, aby była szczęśliwa i cieszę się, że w jej życiu pojawił się Rolf. On był gotowy zrobić to czego ja nie mogłem. Oboje wiemy, jaka jest Luna. Zawsze była szalona, rwała się do zwiedzania nieznanego. Ale ja... Nie lubię włóczyć się po świecie i szukać, czegoś czego nie ma - odparł cicho.

- Rozumiem cię. Ale serce nie sługa, prawda? - rzuciła myśląc o Ronie. Gdy się rozstali, nie sądziła, że tak trudno będzie jej żyć bez niego i poskładać swoje życie od nowa.

- I oto jesteśmy, oboje ze złamanymi sercami - westchnął Neville patrząc na Hermionę. - Nie mamy chyba szczęścia w miłości - dodał, co Granger skwitowała kiwnięciem głowy.

- To prawda, chyba nie mamy. - Po tych słowach oboje umilkli, wpatrzeni w gwiazdy.

Nie mieli pojęcia ile czasu minęło, gdy usłyszeli spokojną piosenkę dochodzącą z namiotu, gdzie znajdowali się wszyscy goście. Neville podniósł się powoli na nogi i ukłonił przed Hermioną.

- Mogę cię prosić do tańca? - zapytał. Granger zaśmiała się.

- Daj spokój...

- Och, no nie daj się prosić. Powinniśmy zatańczyć chociaż raz. To w końcu wesele, prawda? - rzucił. Hermiona opierała się jeszcze przez chwilę, ale w końcu dała się namówić. Z pomocą Longbottoma stanęła na nogi i położyła ręce na jego ramionach.

I to właśnie wtedy, w swojej obecności, tańcząc do ledwie słyszalnej muzyki w ogrodzie Ksenofiliusa Lovegooda, poczuli, że może nie wszystko jest jeszcze stracone.

Neville okręcił nagle Hermionę, tak, że straciła równowagę. Na szczęście natychmiast ją złapał, dzięki czemu Granger uniknęła wypadku. Oboje wybuchnęli nagle gwałtownym śmiechem, ciesząc się, że ten wieczór, jest bardziej znośny niż się tego spodziewali.

- Neville! Hermiona! Gdzie żeście się podziali?!- usłyszeli nagły krzyk Ginny, dobiegający z niedaleka.

Longbottom złapał Granger za rękę.

- Czas wracać - powiedział.

Ale jej dłoni nie puścił.

* * *

Hermiona chodziła ze złością po całym domu, przeszukując wszystkie kąty w poszukiwaniu różdżki. Nie miała pojęcia jak to się stało, że ją zgubiła - zawsze trzymała ją blisko siebie. Bez niej czuła się jak bez ręki, a na dodatek za godzinę musiała wychodzić. Obiecała Ginny, że wpadnie do niej i Harry'ego na kolację. Oboje nie chcieli, aby w weekend siedziała sama. Oczywiście Hermiona mogłaby się z tego wywinąć, ale w ostatnich miesiącach robiła to tak często, że Ginevra nie wierzyła w żadne jej wymówki.

Granger jęknęła z rezygnacją stając na środku pokoju. Miała na sobie gruby wełniany sweter, choć w domu wcale nie było zimno. Od rana męczył ją ból głowy, ale Hermiona nawet nie chciała myśleć o tym, że bierze ją przeziębienie. Nienawidziła być chora - czuła się wtedy jak dziecko. A Hermiona nie chciała być już nigdy więcej bezbronna. Nie po torturach Bellatrix Lestrange, które wciąż śniły jej się po nocach.

Hermiona założyła pasemko brązowych włosów za ucho.

- Myśl, Granger. Gdzie mogła się podziać ta różdżka? Przecież sama się nie schowała - mruczała pod nosem Hermiona, układając poduszki na kanapie, gdy w jej mieszkaniu rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka od drzwi. Zaskoczona, natychmiast ruszyła, aby je otworzyć, zastanawiając się po drodze kto to może być. Nie spodziewała się żadnych gości, zresztą mało kto ją odwiedzał.

- Neville? - zapytała zaskoczona Hermiona, widząc Longbottoma stojącego za drzwiami. Jego włosy były powywijane we wszystkie strony, zapewne przez wiatr, który wiał tego dnia uporczywie. - Proszę, wejdź. Przepraszam za ten bałagan. Przez pół dnia szukam różdżki i jak na złość, nigdzie nie mogę jej znaleźć... - zaczęła przepraszającym tonem.

Neville zaśmiał się.

- Wiesz Hermiono, chyba wiem dlaczego... - powiedział wskazując na Krzywołapa, który podreptał zaraz za nim. W swoim pyszczku trzymał nic innego, jak różdżkę Hermiony, przy okazji machając swoim rudym ogonem, jakby wykonał kawał dobre roboty.

- Krzywołap! - zdołała wydusić z siebie tylko Granger, nie mogąc uwierzyć, że jej własny kot wyniósł z domu jej różdżkę. - Neville, gdzie go znalazłeś?

- Właściwie to... zobaczyłem jak wałęsa się po uliczkach Hogsmead - odparł drapiąc się po głowie. Hermiona spojrzała na niego z zaskoczeniem.

- Ale... ale jak? - wydusiła z siebie. A potem spojrzała ze złością na swojego kota. Miała zamiar wygłosić mu naprawdę długą pogadankę na temat jego zachowania, ale zamiast tego z jej gardła wydobył się tylko kaszel.

Krzywołap zamiauczał z zadowoleniem, co w uszach Hermiony zabrzmiało, jak śmiech.

- Och, poczekaj no tylko, niech ja cię złapię! - krzyknęła ze złością gryfonka. Zanim jednak do tego doszło, Neville złapał Hermionę za ramiona i powoli popchnął ją w kierunku kanapy.

- To może poczekać. A teraz powinnaś się wygrzać, bo jesteś chora, Hermiono - powiedział Longbottom przykrywając ją puchatym, siwym kocem. Granger pokręciła gwałtownie głową.

- Nie, nie jestem, naprawdę Neville... - zaczęła obronnym tonem. Nie dokończyła jednak zdania, ponieważ z jej gardła dobył się kaszel. Gryfon uniósł brwi do góry i posłał jej spojrzenie typu a nie mówiłem?.

- Przestań - rzuciła sucho Hermiona odrzucając koc i wstając. Neville złapał ją za rękę.

- Wiem... Wiem, że nienawidzisz czuć się bezbronną. Uwierz mi, że ja też. Ale dzisiaj możesz sobie pozwolić na chwilę odpoczynku i przestać walczyć. Ja będę przy tobie. I będę cię chronił, dobrze? - zapytał cicho, patrząc jej prosto w oczy.

Hermiona przełknęła ślinę.

- Obiecujesz? - wyszeptała cicho spękanymi ustami.

- Obiecuję - odparł Neville z uśmiechem i powoli pociągnął ją na kanapę. Hermiona ułożyła się na niej wygodnie, czując, jak jej powieki same się zamykają.

Kilka godzin później, gdy Hermiona zbudziła się, wciąż czuła, jak Neville trzyma ją za rękę. Gdy spojrzała na niego, zobaczyła jak szeroko się uśmiecha. Przez cały ten czas nie odstąpił jej nawet na krok.

- Wciąż tutaj jesteś... - szepnęła Hermiona zachrypniętym głosem. Neville uśmiechnął się szeroko.

- Masz rację. I nigdzie się nie wybieram.


______________________
Witam każdą duszyczkę, która to właśnie czyta! Ostatni post opublikowałam w grudniu... 2015r. Sporo czasu minęło, co? Ciężko jest z tą moją weną. Czasami była i miałam nadzieję, że wrócę, ale potem szybko uciekała i nic nie wychodziło z moich planów. 
Właśnie kończy się pierwszy tydzień moich ferii i trochę poprzeglądałam swoje stare miniaturki. Ta była już dawno skończona, więc postanowiłam, że ją opublikuję, bo stanowczo zbyt długo zalegała mi w wersjach roboczych. Szczerze mówiąc, kiedy ją czytam to mam wrażenie, że czegoś w niej brakuje. Że coś mogłabym jeszcze dopisać. Ale nie przychodzi mi do głowy żaden pomysł, więc zostawiam ją w ten sposób. 
Nie chcę mówić, że wróciłam, bo szczerze mówiąc, nie wiem. 

2 komentarze:

  1. Oj minęło sporo czasu, ale powiem Ci że ja mam właściwie taką samą sytuację z moją weną. O ile nie gorszą. Przez rok nic nie napisałam i się na to nie zanosi. Czasami próbuję, ale potem jestem tylko zła na siebie że nic ze mnie nie wychodzi.
    Co do miniaturki - podoba mi się chociaż chciałabym żeby była trochę dłuższa :<. To takie można powiedzieć zalążki dla tej pary, ale podoba mi się. Lubię sobie dopowiedzieć resztę.
    Wzmianka o tym, że Ksenio kwiatkom przyczepił kokardki mnie rozbawiła. Ale myślę że on właśnie jest taki szalony i moim zdaniem byłby w stanie zrobić coś takiego :P.

    Pozdrawiam i trzymam te kciuki za Twój powrót.
    L.S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie najgorsza jest ta niemoc, kiedy chcesz coś napisać, ale najzwyczajniej w świecie nie umiesz sklecić porządnego zdania. Doskonale cię rozumiem.

      Dokładnie tak. Dobrze to ujęłaś. Może kiedyś napiszę o nich coś bardziej rozbudowanego. Kto wie. :)

      Dziękuję ślicznie za komentarz.
      A ja trzymam kciuki za twój powrót do pisania. :)

      Usuń

Obserwatorzy

^